Home Ogólnie Zwierz w starym kinie czyli trochę poważnej wiedzy kontra kilka romantycznych mitów

Zwierz w starym kinie czyli trochę poważnej wiedzy kontra kilka romantycznych mitów

autor Zwierz

 

Hej

Wczo­raj zwierz napisał na face­booku, że jest otwarty na propozy­c­je tem­atów i trafiło się kil­ka świet­nych — między inny­mi może­cie się spodziewać, że zwierz niedłu­go będzie pisał o jed­nym z najważniejszych dla kine­matografii ele­men­tów kra­jo­brazu i infra­struk­tu­ry oraz o robótkach ręcznych (wszys­tko w odpowied­nim kon­tekś­cie) jed­nak pośród propozy­cji pojaw­iła się jed­na dość ser­cu zwierza bliska. Otóż Sher­lock Sher­lock­ista zapy­tała czy zwierz nie napisał­by czegoś o tym czym zaj­mował się naukowo. Po ustal­e­niu, że chodzi o warsza­wskie kina a nie o XIX wiecznych socjologów zwierz zapałał entuz­jazmem do pro­jek­tu. I wtedy doszedł do wniosku, że musi jakoś wam ten tem­at sprzedać bo prze­cież nikt nie chce siedzieć na nud­nym naukowym wykładzie. I wtedy zwier­zowi przyszło do głowy, że po pros­tu zabawi się w myth­busters i pokaże wam, że narzekanie na dzisiejsze kina to pikuś. Tak więc zapraszam na poszuki­wanie ter­aźniejs­zoś­ci w przeszłoś­ci a może na odwrót.

Kiedyś ludzie wiedzieli jak się zachować w kinie — wszys­tko zależy co uznamy za dobre zachowanie. Przede wszys­tkim musimy stwierdz­ić co to zna­cyz dobre zachowanie. Jeśli den­er­wu­ją was ludzie korzys­ta­ją­cy z tele­fonów komórkowych czy opier­a­ją­cy nogi na siedze­niu przed swoim to narzeka­cie na prawdzi­we drob­nos­t­ki. W dwudziestole­ciu między­wo­jen­nym w kinach wisi­ały dwie proś­by — w tych lep­szych tylko o to by nie pal­ić, w tych gorszych o to by nie pal­ić i nie pluć przy czym jak wspom­ni­ał dzi­en­nikarz ” Czy­tam napisy, że pluć tu niewol­no, to też nikt nie plu­je wol­no ale pręd­ko”. Co do pale­nia to prob­lem wyda­je się nie doty­czyć tylko ewen­tu­al­nego dymu papierosowego, który unosi się nad widza­mi, wyko­rzysty­wana w dwudziestole­ciu taś­ma fil­mowa była niezwyk­le łat­wopal­na (kto widzi­ał Bękar­ty Wojny ten wie, jak łat­wo moż­na przy jej pomo­cy pod­pal­ić kino) tym­cza­sem pal­iła nie tylko wid­ow­n­ia ale także kino­op­er­a­torzy. Co więcej nie dało się ich zwol­nić bo dobrych oper­a­torów było mało a konkurenc­ja olbrzymia. Wróćmy jed­nak na chwilę na salę — wszyscy siedzą w ścisku bo jeśli pominiemy kil­ka prawdzi­wych i pięknych kin to więk­szość przy­pom­i­nała raczej ciemne sale z ustaw­iony­mi jak najgęś­ciej ławka­mi tak by zmieś­ciło się w nich tylu widzów ile się da. Tak więc jeśli nie daj boże pojaw­ił się pożar to moż­na było co najwyżej liczyć na to, że człowiek zostanie stra­towany zan­im się spali.  Jeśli mieliś­cie szczęś­cie sąsi­ad obok was umi­ał czy­tać napisy po cichu, ale częs­to nie mieliś­cie szczęś­cia i obok was usi­adł ktoś komu czy­tanie wychodz­iło tylko na głos lub sylabizu­jąc, ewen­tu­al­nie w towarzys­t­wie kogoś kto tej trud­nej sztu­ki nie posi­adł. Z resztą żeby nie było — kosz­marnie w kinie potrafili zachowywać się nie tylko przed­staw­iciele klas niższych, jak wspom­i­na Słon­im­s­ki ” Jed­nym z piękniejszych wyczynów Witkacego była pier­wsza pró­ba wprowadzenia fil­mu mówionego(.) Byliśmy z Guciem Zamo­jskim wszyscy trzej lekko pod gazem. Pos­zliśmy do kina. Witka­cy objął w filmie rolę kobiecą i wykrzyknął piskli­wie “Ryszardzie czy stłam­sisz mnie i porzu­cisz z dzieck­iem?” -“Nigdy” — odpowiedzi­ałem basem — nie porzucę cię póki nie zgni­je naj­drob­niejszy kor­zonek mego drze­wa gineko­log­icznego (.) Wypros­zono nas z kina przy pomo­cy miejs­cowego polic­jan­ta” Aneg­do­ta ma śliczną puen­tę bo kiedy trzej panowie zaczęli się po kolei przestaw­iać polic­jan­towi jako “Witka­cy”, “Zamoys­ki” i “Sienkiewicz” (Słon­im­s­ki jak nie twierdzi nie chci­ał spuś­cić z tonu) polic­jant stwierdz­ił “To panowie mają u nas własne ulice, a nie potrafią się zachować w bioskopie” (kiedyś kina nazy­wano bioskopem i kinoeta­trem — z określe­nia “kino” na miejsce gdzie oglą­da się filmy nie korzys­tano bard­zo dłu­go). Tak więc widzi­cie, kiedyś w kinie wcale tak grzecznie nie było.

Kiedyś w kinach pokazy­wano dobre filmy - praw­da jest taka, że w między­wo­jen­nej Warsza­w­ie łatwiej było zobaczyć zły film niż dobry — dla przykładu — ekspresjon­isty­czne arcy­dzieło — Gabi­net Dok­to­ra Cali­gari moż­na było oglą­dać tylko w jed­nym szczy­cą­cym się dobrym reper­tu­arem kinie PAN. W pozostałych kinach pokazy­wano to po czym spodziewano się, że przyniesie zysk. Zabawa pole­gała na tym, że biu­ra przed­staw­icieli wiel­kich wytwórni sprzedawały filmy w transakcji wiązanej — jeden dobry film plus kil­ka szmir. Ale nie dało się kupić fil­mu bez tych dodatków. Co więcej cza­sem kupowało się pro­dukc­je w ciem­no  — nie koniecznie mając pewność czy dojdzie do jej real­iza­cji czy pokazu. Pomyśl­cie co musieli czuć właś­ci­ciele kin, którzy np. awansem kupili na przyszły sezon Przem­inęło z Wia­trem i najpierw musieli słyszeć o wszys­t­kich prob­lemach z pro­dukcją a potem pojaw­iła się groź­ba wojny. Z kolei do pol­s­kich filmów trze­ba się było dorzu­cać — tylko, że dorzu­ca­ją­cy się do fabuły właś­ci­ciel kina chci­ał dorzu­cić się jak najm­niej i dostać to co się najbardziej podo­ba (najbardziej podobały się melo­dra­maty co nie dzi­wi, bo to jeden z tych “pier­wot­nych” gatunków fil­mowych) — do his­torii kina przeszło zdanie takiego pro­du­cen­ta, który nie chcąc płacić za drogą sek­wencję snu w filmie oświad­czył ” W moim filmie, za moje pieniądze nic się niko­mu nie będzie śniło”.   Właś­ci­ciel kina który miał w ręku zły film musi­ał coś z nim zro­bić — stąd w rekla­mach stosowano jakże dobrze nam znaną sztuczkę umieszcza­jąc na afiszach znane nazwiska a mniejszy­mi literka­mi dopisu­jąc ” brat”, “ryw­al”, “pogrom­ca” czy “następ­ca”. Nie trud­no się dzi­wić, że w porad­niku “Jak reklam­ować filmy” błagano przede wszys­tkim być ucz­ci­wym. Coś jak nasze filmy, które zawsze są odpowiedz­ią na jakieś amerykańskie pro­dukc­je nawet jeśli pow­stały od nich wcześniej.  Ogól­nie jeśli zajrzy­cie do gazet poświę­conych pol­skiej pro­dukcji fil­mowej z tego okre­su zna­jdziecie mnóst­wo ciekaw­ie brzmią­cych  narzekań wśród nich — kręce­nie filmów nastaw­ionych wyłącznie na młodzież szkol­ną, brak dobrych pomysłów, kosz­marne ekrani­zowanie arcy­dzieł lit­er­atu­ry, zbyt­nia miłość do tem­aty­ki his­to­rycznej, kosz­marne sce­nar­iusze i jeszcze gorsza gra aktors­ka. Tak więc widzi­cie w Polsce tak naprawdę dwie rzeczy nie zmieni­a­ją się nigdy — narzeka­nia na pol­ską reprezen­tację i stan kinematografii.

Kino to przy­bytek sztu­ki nie maszyn­ka do zara­bi­a­nia pieniędzy- cóż trud­niej o  więk­szą pomyłkę. Właś­ci­ciele kin Warsza­ws­kich stanow­ili cud­ną, bar­wną grupę ludzi, którzy prag­nęli jed­nego — zysku. W początkach ist­nienia kin Warsza­ws­kich najwięk­szą rolę ode­grało dwóch panów. Jeden To Alek­sander Hertz właś­ci­ciel kina i stu­dia fil­mowego Sfinx. Hertz cale życie prag­nął by trak­tować go nie jako przed­siębior­cę ale jako mece­nasa kul­tu­ry, który przy­czy­nia się do roz­wo­ju kul­tu­ry pol­skiej. Jego zło­ta Ser­i­al Sfinxa uznawana jest za jeden z lep­szych fil­mowych cyk­lów z dwudziestole­cia między­wo­jen­nego. Niemal jak cień w pier­wszych lat­ach dzi­ałal­noś­ci (jeszcze przed I wojną) towarzyszył mu dru­gi przed­siębior­ca Mordechaj Tow­bin, który chci­ał na swoim kinie zaro­bić i najlepiej jak najm­niej odd­ać państ­wu z tego zarobku w formie podatku. Obaj panowie nie tylko reprezen­towali różny styl prowadzenia biz­ne­su ale też szcz­erze się nie cier­pieli. Wszys­tko za sprawą pod­stępu Tow­bi­na — otóż kiedy Hertz zaprosił do warsza­wy pop­u­larnego amerykańskiego komi­ka (na kil­ka przynoszą­cych zys­ki wys­tępów) Tow­bin zapro­ponował mu spółkę, Hertz odmówił dość stanow­c­zo. Tow­bin postanow­ił się więc zemś­cić — zła­pał komi­ka na stacji pociągu, przy­witał kwiata­mi przed­staw­ił się jako przed­staw­iciel pana Hertza, po czym zaw­iózł do hotelu gdzie zaser­wował zachod­niemu goś­ciowi pyszną kolację, zaś sam sięgną po tele­fon i zadz­wonił do Hertza ponown­ie pro­ponu­jąc spółkę. Hertz, który już sprzedał bile­ty na pokazy musi­ał się zgodz­ić bo inaczej komik zapewne nigdy by nie wys­tąpił. Jak widzi­cie obaj panowie mieli pod­stawy by za sobą nie przepadać.  Trze­ba z resztą przyz­nać, że więk­szość Warsza­ws­kich właś­ci­cieli kin było charak­terem zde­cy­dowanie bliższych do Tow­bi­na (który w końcu trafił w 1916 roku do więzienia za przekrę­ty finan­sowe). Naj­ciekawsi z rados­nej gro­mady właś­ci­cieli kin byli bra­cia Lej­man — było ich sied­miu i każdy z nich zarządzał jakimś kinem w tym trzech z nich miało pod swo­ją opieką tak znane kina warsza­wskie jak “Apol­lo”, “Col­lo­se­um” czy “Świa­towid”. Gustaw Lej­man właś­ci­ciel Apol­lo ogól­nie nie przepadał za tym by komukol­wiek za cokol­wiek płacić. Miał więc sys­tem — wys­taw­iał wierzy­cielom kwity, z który­mi mieli się staw­ić w kinie i pobrać z jego kasy pieniądze. O tym czy pieniądze zostaną wydane czy nie decy­dował pod­pis Lej­mana. Jeśli nad literką “j” w pod­pisie pojaw­iała się krop­ka kasę trze­ba było wypłacić, jeśli nie kas­jer oświad­czał, że nie ma pieniędzy. Z kolei Józef Lej­man zwykł pod koniec miesią­ca podliczać jaka jest suma wpły­wów z biletów i należnoś­ci (czyn­sz, elek­tryczność itp.) — jeśli suma należnoś­ci wzglę­dem wierzy­cieli wydawała mu się za wyso­ka po pros­tu za nic nie płacił.  Tak więc widzi­cie, że nie ma się co łudz­ić, że dzisiejszy mul­ti­pleks prowad­zony jest z mniejszym wyczu­ciem niż przed­wo­jenne kino, gdzie robiono wszys­tko by wszyscy zapła­cili jak najwięcej i jak najczęściej.

 

Państ­wo wspier­ało kino — zaczni­jmy od tego, że kina to państ­wo za bard­zo nie wspier­ało bo nie miało za co. Wielkie pomysły były ale kasy nikt nie zobaczył. Za to chęt­nie na fil­mach zara­bi­ało — moż­na było na jed­nym filmie zaro­bić kil­ka razy. Najpierw cło — taś­ma fil­mowa obok kaw­ioru i wielu innych pro­duk­tów zna­j­dowała się na liś­cie artykułów luk­su­sowych — tak więc cło na nie nałożone było bajońskie, potem właś­ci­ciel fil­mu musi­ał zapłacić za jego ocen­zurowanie — cen­zu­ra liczyła koszt na zasadzie sumy bazowej a potem kole­jne dopłaty za każdy metr fil­mu — jak może­cie się spodziewać było to zde­cy­dowanie nie w smak właś­ci­cielom kin zwłaszcza wtedy kiedy filmy zaczy­nały się wydłużać. Po ocen­zurowa­niu film wpadał w jed­ną z kat­e­gorii — mógł być artysty­czny czy naukowy (albo pol­s­ki) i wtedy obkładano go  niższym podatkiem. Oczy­wiś­cie cen­zorzy doskonale wiedzieli, że nie opła­ca im się uznać fil­mu za artysty­czny bo dzi­ałal­i­by tym samym na nieko­rzyść państ­wa — stąd takie małe kuri­oza jak np. fakt, że film “Brzdąc” Chap­lina uznano za film niemoral­ny  i niepożą­dany dając mu najwyższą stawkę podatkową ale dopuszcza­jąc do pokazy­wa­nia go w kinach jako film młodzieżowy. Z kolei pol­s­ka pro­dukc­ja Wam­piry Warsza­wy dostała wyższą stawkę podatkową ponieważ uwa­ga, uwa­ga cen­zor stwierdz­ił, że to nie możli­we by w pol­skim dworku lokaj nosił do sztuczkowe spod­nie do czarnej mary­nar­ki. Trze­ba przyz­nać, że niekiedy sły­chać było westch­nienia za stary­mi dobry­mi cza­sa­mi zaborów kiedy wiado­mo było ile trze­ba zapłacić cen­zorowi by dał fil­mowi spokój — prze­jechał się na tym jeden z braci Lej­man który  dostał grzy­wnę za próbę przekupi­enia cen­zo­ra, jak się z niego potem śmi­ano “zapom­ni­ał, że ma do czynienia z cen­zurą pol­ską a nie rosyjską czy niemiecką”. W sum­ie jeśli przyjrzy­cie się his­torii kine­matografii pol­skiej w dwudziestole­ciu między­wo­jen­nym to zas­taniecie tam więcej stra­jków (kin, oper­a­torów fil­mowych i wszys­t­kich innych ludzi z branży) niż byś­cie się mogli spodziewać. Oj nie było tam miło — słano listy w obie strony sporo sobie zarzu­cano, ale podatek od biletów wynosił przez pewien czas równe 100% . Więc rozu­miecie że było się o co bić.

Kina były piękne —  Ist­nieje powszechne dość przeko­nanie, że kiedyś kina to były prawdzi­we pałace kine­matografii nie to co ter­az. I prawdą jest że bywały kina ładne i pięknie wykońc­zone (albo w sty­lu amerykańskim albo paryskim przy­pom­i­na­ją­cym teatralne) ale były też kina poraża­jące kiczem lub prz­er­aża­jące ubóst­wem. Zaczni­jmy od tych pier­wszych — opis jed­nego z najbardziej luk­su­sowych i nowoczes­nych kin Warsza­ws­kich wywołu­je mieszane uczu­cia “Ściany w sty­lu neo-egip­skim — kopie rzeźb z roku 2700 przed Naradze­niem Chrys­tusa. Wzdłuż ścian moż­na wyczy­tać arcysty­lowo wyko­naną według sty­lowego egip­tolo­ga Mari­et­t’a his­torię budown­iczego Ti nad­wornego architek­ta V dynas­tii Faraonów (…). Środek sufi­tu jest ruchomy i posi­a­da otwór jak w rzym­skim Pan­teonie. Otwór ten jest w cza­sie przed­staw­ień ruchomym niebem na którym powtór­zono w zmniejsze­niu kon­stelację gwiazd”. Kon­sul­tac­ja gwiazd z sufi­tu to pomysł pros­to z USA gdzie był właś­ci­ciel kina, nato­mi­ast egip­skie zdo­bi­enia zdaniem niek­tórych miały baw­ić wid­own­ię gdy ta znudzi się filmem. Obok takich pięknych kin z foy­er były też takie gdzie na Sali stały zwykłe ław­ki, gdzie było tylko jed­no wyjś­cie i wejś­cie więc pub­liczność nie tylko się tłoczyła ale cza­sem ewakuowała się oknem. W dobrych kinach sprzą­tano i podawano w miarę świeże jedze­nie (pop­corn był już w lat­ach 20 pop­u­larny ale nie przepadali za nim właś­ci­ciele kin w których były dywany), w marnych kinach lep­iej było nie patrzeć pod nogi. Do tego piękne kina okaza­ły się mieć jed­ną drob­ną słabość to znaczy kiedy wprowad­zono dźwięk ( nie bez awan­tur i prob­lemów) okaza­ło się, że w dal­szych rzą­dach nic nie słuchać. Trze­ba było w wielu kinach zmieni­ać sufi­ty i ustaw­ienia rzędów a i tak aparatu­ra cią­gle się psuła. To i tak lep­iej niż w marnych kinach gdzie zamon­towanie nagłośnienia było zde­cy­dowanie za dro­ga inwest­y­cją więc po pros­tu sobie darowano postęp lub zamykano kino. Na szczęś­cie właś­ci­ciele kin mieli tyle przyz­woitoś­ci by różni­cow­ać ceny za bile­ty w zależnoś­ci od miejs­ca choć przez pewien czas najwięcej bra­no za miejs­ca w pier­wszych rzę­dach. Ist­nieje też powszechne przeko­nanie, że kino przed­wo­jenne skrzyło się od neonów — z tym skrze­niem nie było tak łat­wo bo jak tylko kina zaczęły się reklam­ować neon­a­mi to obłożono je kole­jnym podatkiem co spraw­iło, że tylko naprawdę najbo­gat­sze kina mogły przy­czy­ni­ać się do oświ­etle­nia miasta.

Nie było reklam przed seansem, plot i wycieczek szkol­nych — cza­sem kiedy myślimy o dawnym kinie wyda­je się nam, że nie było w nim tego wszys­tkiego co dziś z seansem kojarzy się nam jak naj­gorzej — tak więc zde­cy­dowanie były przed seansem reklamy, co więcej nie tylko były ale i w gaze­tach pisano, ze są nudne. Najczęś­ciej reklam­owano w prz­er­wie pokazu bo częs­to robiono prz­er­wy między jed­ną a drugą częś­cią fil­mu. Co ciekawe kiedy filmy zaczęły się wydłużać pojaw­ił się prob­lem co zro­bić by zmieś­ciło się tyle sean­sów co doty­chczas, prz­er­wa i rekla­ma. Wielu właś­ci­cieli kin pozwalało na wyci­nanie scen z filmów by zachowały odpowied­nią dłu­gość, zaś przed wprowadze­niem dźwięku zdarza­li się tacy geniusze sztu­ki kino­op­er­a­torskiej, którzy po pros­tu puszcza­li filmy szy­b­ciej dzię­ki czemu seans trwał krócej. Jak może­cie się domyślać nie koniecznie wpły­wało to pozy­ty­wnie na odbiór fil­mu. Ponoć kosz­marne były też reklamy w samych kinach — tym którzy klupowali bile­ty roz­dawano pro­gramy, w których na wszel­ki wypadek zdradzano zakończe­nie fil­mu by widz nie czuł się zaskoc­zony. Plakaty — które częs­to szły już za filmem przez całą Europę wciąż obkle­jano nowy­mi infor­ma­c­ja­mi o kole­jnych pokazach. W gablotach przed kina­mi wys­taw­iano foto­sy z filmów ale kiedy które­goś razu po licznych skar­gach nakazano policji sprawdz­ić, czy nie przed­staw­ia­ją scen nieoby­cza­jnych i niewłaś­ci­wych dla młodzieży w ciągu kilku godzin przed kina­mi świeciły puste gablo­ty. Piract­wo tez ist­ni­ało — właś­ci­ciele Warsza­ws­kich kin dor­wali się na przykład do pirack­iej — kosz­marnie marnej — wer­sji Brzdą­ca  — sprawa była na tyle poważ­na ze inter­we­niował sam Char­lie Chap­lin i. prze­grał bo USA nie pod­pisało wów­czas kon­wencji o obronie praw autors­kich. Plo­ty o aktorach roz­chodz­iły się świet­nie — poza kilo­oma branżowy­mi cza­sopis­ma­mi na rynku było mnóst­wo tytułów poświę­conych kinu — najczęś­ciej szy­bko padały ale w tych które moż­na było kupić oprócz infor­ma­cji o nowoś­ci­ach i recen­zji zna­j­dowały się przede wszys­tkim syl­wet­ki aktorów, kochane przez ówczesne fan­ki foto­sy (które podob­nie jak kawał­ki fil­mowej kliszy moż­na było zdoby­wać też w kinie) oraz konkursy typu “Czy jesteśmy foto­geniczni” na które nadsyłało się swo­je zdję­cia. Co do wycieczek szkol­nych to kina je uwiel­bi­ały podob­nie jak wszelkie wyciecz­ki wojskowych itp. sprzedaż biletów na takie pokazy była opła­cal­na bo mniej opo­datkowana. Z resz­ta młodzież bard­zo chęt­nie chodz­iła do kina zwłaszcza że w dwudziestole­ciu praw­ie wszys­tkie filmy były zak­lasy­fikowane jako “nie dla młodzieży” co podob­no dzi­ałało cuda na frek­wencję ze strony uczniów.

Ogól­nie to moi drodzy przed wojną z kina­mi było tak że w Europie za nami pod wzglę­dem ich iloś­ci była chy­ba tylko w Albanii. Pod­czas gdy pol­s­ka miała kin 700 to w Czechosłowacji było ich 1.900. Do tego ci którzy dziś płaczą za możli­woś­cią zamknię­cia kina Feminy pewnie dostali by lekkiego zawału widząc ile kin padało i pow­stawało w ciągu jed­nego roku w Warsza­w­ie — była to licz­ba do tego stop­nia płyn­na, ze nie da się ustal­ić z roku na rok czy mamy naprawdę do czynienia z liczba­mi porówny­wal­ny­mi z resztą niekiedy roz­bieżnoś­ci są fas­cynu­jące — wedle różnych źródeł w 1926 roku było w Warsza­w­ie albo 52 kina (co oznacza 52 sale kinowe — jeśli szuka­cie jakiegokol­wiek porów­na­nia ze współczes­noś­cią, bo nie było mul­ti­plek­sów) albo 34 — to zależy komu wierzyć. W kinach było najczęś­ciej, tłoczno, duszno i niekiedy prz­er­aża­ją­co bied­nie. Jeden film mogło pokazy­wać tylko jed­no kino w mieś­cie a potem odd­awało kopię innemu mniej znaczące­mu kinu — co oznacza­ło, ze za każdym razem kopia była w coraz gorszym stanie. Filmy przy­by­wały z opóźnie­niem bo tylko od właś­ci­cieli kin zależało co kupią. A sko­ro w gaze­tach fil­mowych moż­na było przeczy­tać, że “Królew­na Śnież­ka” to murowana kla­pa nie trud­no się dzi­wić, że kil­ka fil­mowych arcy­dzieł ominęło nasze kina. Tak więc kiedy usiądziecie w waszym kli­maty­zowanym kinie, w którym siedzenia nie są ustaw­ione równo więc nikt wam nie zasła­nia i w którym nie ma zagroże­nia pożarem. Gdy spo­jrzy­cie na swo­jego sąsi­a­da, który co praw­da świeci komórką ale nie pali i nie czy­ta głośno napisów. Kiedy pomyśli­cie o właś­ci­cielu kina, który praw­dopodob­nie zapłacił za ory­gi­nał fil­mu a nie przy­ciętą kopię. To pomyśl­cie nigdy nie jest lep­szy czas by być kino­manem niż właśnie teraz.

Ps: Wiecie że zwierz tak może jeszcze dłu­go — wybrał to co jego zdaniem jest naj­ciekawsze. Jeśli wam się spodo­ba, zwierz może jeszcze kiedyś coś na ten tem­at napisać.?

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online