Stranger Things to serial o którym ostatnio mówili i pisali wszyscy. Zwierz złapał pewne opóźnienie z kilku powodów. Po pierwsze czysto technicznie – nie ogląda serialu sam co zawsze nieco opóźnia seans, po drugie – zawsze kiedy coś tak bardzo się podoba zwierz musi poczekać chwilkę zanim sam się przekona. Trochę bez sensu ale pozwala stworzyć sobie przestrzeń by upewnić się że opinia o filmie i serialu jest nasza a nie narzucone przez innych. W przypadku zwierza oznacza to nieco mniejszy zachwyt niż sam się spodziewał.
Dla tych którzy żyją pod kamieniem – Stranger Things to serial Netflixa opowiadający o dość niezwykłych wydarzeniach jakie dzieją się w małym miasteczku. Wszystko zaczyna się kiedy pewnej nocy znika dwunastoletni Will. Wracał od kolegi do domu i wszystko wydawało się zupełnie normalne, choć w istocie już na samym początku wiemy, że jego zniknięcie miało coś wspólnego z siłami dziwnymi i paranormalnymi. Na dodatek w spokojnym miasteczku, zaczynają się dziać rzeczy dziwne – między innymi pojawi się znikąd zagubiona dziewczynka która przedstawia się jako Eleven, zaś kolejne dni przynoszą coraz to nowe dziwne zdarzenia. Tymczasem przyjaciele Willa, jego matka i brat oraz miejscowy szeryf szukają zaginionego chłopca oczywiście potykają się po drodze o rzeczy niezwykłe, rządkowe spiski i zjawiska trudne do wyjaśnienia.
Stranger Things to właściwie dwie produkcje w jednej. Otóż mamy tu historię dziwnych rzeczy dziejących się w bardzo normalne przestrzeni. Mamy całkiem dobrze zarysowanych głównych bohaterów – histeryczną matkę która jednak znajduje w sobie tyle siły by szukać swojego syna, zawiedzionego życiem policjanta który okazuje się dużo bardziej kompetentny niż można się spodziewać, przesympatyczną grupę kilkunastolatków którzy jeszcze z taką dziecięcą odwagą i fascynacją szukają przyjaciela i opiekują się dziwną dziewczynką czy starszą starsze rodzeństwo bohaterów które na własną rękę próbuje rozwikłać zagadkę a jednocześnie przeżywa przygody i emocje rodem z filmów o nastolatkach. Nie trudno tych bohaterów polubić – głównie dlatego, że ich znamy – nawet jeśli nie umiemy dokładnie powiedzieć z jakiej produkcji to nie trudno nam zidentyfikować typy postaci i przypisać je do jakiegoś znanego nam gatunku filmowego czy literackiego.
No właśnie – obok nie tak bardzo strasznego horroru o czymś co czai się w mroku Stranger Things jest przede wszystkim rozbudowaną grą z nostalgią za latami osiemdziesiątymi a właściwie za wytworami kulturowymi tej epoki. Nie chodzi jedynie o nawiązania dość oczywiste – jak np. E.T, Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia czy Goonies ale też o wątki przypominające te z książek Kinga (zwłaszcza że istotną rolę odgrywa tu telekineza która przecież towarzyszy bohaterom Kinga od początku) czy bezpośrednio nawiązujące do kadrów z Obcego (co jest trochę innym nawiązaniem bo Obcy jednak nie rozgrywał się w tej samej przestrzeni – pozornie spokojnej bardzo amerykańskiej okolicy). Jednak tu nawiązania się nie zatrzymują – wątek starszej siostry jednego z bohaterów – dobrej uczennicy zakochującej się w łobuzie, łamiącej nieco zasady, odsuwającej najlepszą przyjaciółkę okularnicę na bok – to wątek stworzony ze scen które zostały właściwie bezpośrednio wyjęte z filmów takich jak Klub Winowajców, Szesnaście Świeczek czy innej z produkcji opowiadającej o emocjonalnym życiu nastolatków. To filmy mniej znane w Polsce niesłychanie popularne w Stanach – bardzo mocno zakorzenione w świadomości widzów. Zresztą skoro o nawiązaniach mowa – to cały motyw przewodni filmu – szukanie przyjaciela który zaginął/zginął przypomina bardzo, doskonały (choć ponownie nieco mniej rozpoznawalny w Polsce) film Stań przy mnie (zresztą oparty na opowiadaniu Kinga) gdzie czterech nastolatków wyrusza na poszukiwanie ciała swojego zmarłego kolegi.
A przecież to nie są wszystkie nawiązania – oprócz odnoszenia się do istniejących produkcji filmowych nawiązuje też do stylistyki i realiów lat osiemdziesiątych które całkiem sporo osób wspomina z łezką w oku. Mamy więc obowiązkowe telefony z słuchawką, granie w Lochy i Smoki, charakterystyczne rowery, wielkie okulary, zdobycze technik w postaci walkie talkie, stare gazety przeglądane na mikrofiszach. Wymieniać można długo – cały wykreowany w serialu świat jest sentymentalną reklamą pewnej nie istniejącej przestrzeni – tych zakonserwowanych przez filmy, seriale i książki lat osiemdziesiątych, w których wiadomo było, że jeśli zła rządowa organizacja coś knuje to zapewne ma to coś wspólnego z zimną wojną – choć akurat wątki polityczne nie są tu specjalnie ważne. Między innymi dlatego, że to wizja bardzo skoncentrowana na dobrze znanych przestrzeniach – domu, szkoły, pobliskiego baru, posterunku policji – wszystkiego co składa się na krajobraz tej wielkiej wspaniałej ameryki – którą widownia na całym świecie zna choć nigdy w niej nie była.
Jak widomo Stranger Things to serial braci Duffer – urodzonych w latach osiemdziesiątych (serio kiedy ludzie urodzeni w latach osiemdziesiątych zaczęli robić seriale- zwierz nie jest w stanie ogarnąć dobrze swojego życia a ludzie niewiele starsi od niego kręcą hity dla Netflixa) – choć biorąc pod uwagę datę ich urodzenia – pamiętających te czasy nieco gorzej niż mogliby twierdzić. Ta bijąca z serialu nostalgia jest zdaniem zwierza zdecydowanie ciekawsza niż sama fabuła serialu. Ta prawdę powiedziawszy średnio zwierza zainteresowała – być może dlatego, że jest ona opowiadana ciągiem scen które zwierz zna – nawet jeśli nie są to bezpośrednie cytaty z innych filmów to pewien układ relacji między bohaterami, ich zachowania i dylematy sprawiają że osoba która mniej więcej orientuje się w kinematografii lat osiemdziesiątych ma wrażenie ciągłego deja vu. Pod tym względem nostalgia oznacza wtórność. Bo niemal dosłownie – to wszystko już było. I niezależnie od tego jak bardzo się tęskni za jakąś stylistyką to wciąż niewiele jest tam naprawdę intrygującej nowości. Samo zaś odgrywanie przeszłości w nowym układzie jakoś zwierza średnio porywa. Jest w tym pewna jałowość. Przez jeden czy dwa odcinki wyszukiwanie nawiązań jest naprawdę ciekawe ale po pewnym czasie nie sposób odnieść wrażenia, że próba wciśnięcia do serialu jak największej liczy tropów spowalnia akcję i rozciąga w sumie dość krótką fabułę na zbyt dużą ilość odcinków.
Wróćmy jednak do nostalgii – ta stała się ostatnio pewnym motywem przewodnim współczesnej popkultury. Innymi słowy, patrząc na listę premier można dojść do wniosku, że znów są lata osiemdziesiąte i oglądamy sobie Robocopa z Mad Maxem i jeszcze czekamy na drugiego Blade Runnera, jednocześnie oglądając powrót do świata Obcego. Tylko po to by wieczorem znów piszczeć bo będą Gwiezdne Wojny. A to tyko kilka pierwszych rzeczy jakie przychodzą do głowy. Takie nostalgiczne podejście do wytworów kultury popularnej nie jest niczym nowym. Problem polega jednak nie na samym odwoływaniu się do nostalgii co na tym co się właściwie z tym uczuciem robi. Stranger Things nie stara się w żaden sposób ruszyć wykreowanej w filmach i serialach z lat 80 przestrzeni. Jasne efekty specjalne są lepsze, może jest więcej przemocy ale przestrzeń pozostaje taka sama. Nie zostaje wzbogacona, zreinterpretowana czy nasycona nowymi znaczeniami. Wręcz przeciwnie bracia Duffer z pietyzmem odtwarzają pewną minioną wizję przeszłości, jeszcze bardziej ją fetyszyzując i mitologizując. Ameryka lat 80 pozostaje więc krainą przedsiębiorczych dwunastolatków, dobrych i złych dorosłych i nastolatków które czasem zachowują się wrednie ale w głębi duszy są dobre. To przestrzeń niemalże a społeczna, a polityczna, wyrwana z wszelkich przyziemnych realiów – sprowadzona do kilku symboli, gadżetów elementów ówczesnej technologii. Utwierdzająca widza w przekonaniu, że tamte czasy były takie jak zapisano je w ówczesnych wytworach kultury popularnej.
A przecież niekoniecznie na tym musi polegać wykorzystywanie nostalgii. Powrót do znanych miejsc i czasów albo do znanych motywów nie musi oznaczać odtwarzania przestrzeni w niezmienionej formie. Trochę pokazał to Mad Max który z jednej strony żywił się nostalgią za kultowym filmem z drugiej – oferował przeżycie które zdecydowanie było przepisaniem postaci na współczesność. Do pewnego stopnia zrobiono to z Gwiezdnymi Wojnami – przesuwając nieco akcenty ale zachowując podobny zrąb fabularny Nowej Nadziei. Różnica jednak jest taka, że łatwiej zmiany wprowadzać do światów fantastycznych niż do pewnej zakonserwowanej wizji przeszłości. Co nie zmienia faktu, że strasznie szkoda iż w sumie braci Duffer nie było stać by napisać te lata osiemdziesiąte na nowo. Korzystając z tropów ale nie poddając się im zupełnie. Problem polega na tym, że mogłoby to być dużo bardziej straszne niż po prostu przywołanie potwora który biega gdzieś po lasach i porywa ludzi. Bo widzowie – o czym świadczy chociażby popularność Stranger Things są niesłychanie przywiązani do pewnej wykreowanej wizji przeszłości w której dobrze się czują. Próba jej poważnego skrzywienia pewnie nie zaowocowałaby takim hitem. A przecież o to chodzi – by serial się spodobał – zarówno tym dla których popkulturalna wizja lat osiemdziesiątych jest jedyną którą znają jak i tych którzy w latach osiemdziesiątych żyli i chcą je pamiętać tak jak podsuwa im to popkultura.
Stranger Things nie kupiło zwierza bo choć jest on sentymentalny to jednak nie przepada za tak wykorzystaną nostalgią. Albo właściwie inaczej – nostalgia ma jedynie sens kiedy pokazuje się że mamy do czynienia z pewnym wytworem własnej pamięci. Stąd zwierz np. bardzo lubi Grand Budapest Hotel – film który bierze całą tą nostalgię za przeszłością w duży nawias, nieco się z niej naśmiewa, trochę patrzy z czułości, trochę pokazuje absurd. W przypadku Stranger Things tego spojrzenia z boku brakuje. Mamy natomiast quiz – ile nawiązań jesteś w stanie znaleźć, ile scen widziałeś w innych filmach, jaka część wynagrodzenia reżyserów i twórców powinna zostać przesłana Spielbergowi. Niewątpliwe jest w tym coś przyjemnego – zwłaszcza że dla wielu produkcje z lat osiemdziesiątych są produkcjami z dzieciństwa czy nastolęctwa, ale jednocześnie niebezpiecznego. Bo nie wnoszącego absolutnie nic do naszej percepcji tych już raz wykreowanych przestrzeni. Jednocześnie rozumiem ludzi którym się podobało. To sprawnie zrealizowany serial z doskonale obsadzonymi bohaterami – zwłaszcza aktorzy dziecięcy są niesamowicie dobrzy, co w przypadku takich produkcji jest decydujące. Znajdowanie kolejnych tropów jest przyjemne a zakończenie na tyle ciekawe że można się spodziewać drugiego sezonu. Choć zwierz ma wrażenie, że każda kolejna seria będzie serialowi kończyć. Bo radość czerpana z przebywania w świecie nostalgii szybko się skończy a serial wcale nie obiecuje aż tak dużo w zamian. W każdym razie – zwierz czuje się jakby zjadł o jedno słodkie ciasteczko za dużo. Nie jest mu źle ale więcej nie chce.
PS: Na Targach książki zwierz kupił sobie komiks Alias na podstawie którego nakręcono Jessicę Jones i go gdzieś zadział. Dziś go znalazł i przeczytał. Podoba mu się bez porównania bardziej od serialu
Ps2: Na Youtube znajdziecie nowy serial o Transformerach – Combiner Wars. Są tylko dwa odcinki po pięć minut ale i tak jest to doskonałe.