Home Film Inne Unicestwienie czyli bez entuzjazmu o Anihilacji (bez spoilerów tyż)

Inne Unicestwienie czyli bez entuzjazmu o Anihilacji (bez spoilerów tyż)

autor Zwierz
Inne Unicestwienie czyli bez entuzjazmu o Anihilacji (bez spoilerów tyż)

Ani­hi­lac­ja pojaw­iła się w Polsce na Net­flix­ie w otocze­niu swois­tej leg­endy fil­mu zbyt poważnego i zbyt trud­nego by dys­try­b­u­tor zde­cy­dował się go wypuś­cić do kin (co zro­bił w Stanach). Inteligentne i zmusza­jące do reflek­sji SF? Cud­own­ie. Oparte (co jest zapisane we właś­ci­wie wszys­t­kich mate­ri­ałach pro­mo­cyjnych) na doskon­ałej (i uwiel­bianej przez Zwierza) powieś­ci Jeff Van­der­Meera, wyreży­serowane przez błyskotli­wego Alexa Gar­lan­da? Czego chcieć więcej? Cóż – zdaniem Zwierza – lep­szego filmu.

Zaczni­jmy od samej kwestii uży­wa­nia w odniesie­niu do fil­mu Gar­lan­da określe­nia „ekraniza­c­ja” czy fil­mu który pow­stał „w opar­ciu o”. Otóż tak naprawdę fil­mowa Ani­hi­lac­ja jest raczej filmem który pow­stał w opar­ciu o frag­men­ty pomysłów Van­der­Meera. Pewne ele­men­ty są zbieżne (żeńs­ka gru­pa naukowa która uda­je się do przedzi­wnej stre­fy z której właś­ci­wie nikt nie powraca) jed­nak znakomi­ta więk­szość his­torii – jest zupełnie inna. I nie chodzi o pewne zmi­any które moż­na uza­sad­nić trud­noś­cią prze­niesienia powieś­ci na ekran kin. To po pros­tu zupełnie inna his­to­ria – z innym zakończe­niem, innym moty­wem prze­wod­nim, innym wyjaśnie­niem co tak właś­ci­wie oglą­damy, z innym zarysowaniem motywacji bohaterów. To w dużo więk­szym stop­niu autors­ki sce­nar­iusz niż ekraniza­c­ja znakomitej niepoko­jącej powieś­ci – która opiera się na poczu­ciu wsze­chobec­nej dzi­wnoś­ci. Film dzi­wność  defini­u­je zupełnie inaczej niż książ­ka i prawdę powiedzi­awszy – ma na nią zde­cy­dowanie mniej ory­gi­nal­ny pomysł.

 

 

Z pewnych względów różnice są koniecznie – nie da się odd­ać tego jak przestrzeń w której są bohaterowie wpły­wa na ich zdol­noś­ci opisa­nia świa­ta za pomocą słów – ponieważ nawet pewne błędy językowe jakie mogli­by popeł­ni­ać bohaterowie nie są tak dzi­wne jak zapisany spór o to czy ma się do czynienia z tunelem czy wieżą. Na taśmie fil­mowej widać co to jest – więc język nie wła­da tak per­cepcją. Jed­nak w filmie więk­szość różnic wyni­ka głównie z fak­tu, że reżyser Alex Gar­land chci­ał opowiedzieć zupełnie inną his­torię niż autor książ­ki – tak inną, że nawet tytuł fil­mu i książ­ki  — choć iden­ty­czny oznacza w obu opowieś­ci­ach zupełnie co innego. Między inny­mi dlat­ego, że o ile u Van­der­Meera niesły­chanie ważne jest to co dzieje się wewnątrz bohaterów – to ich zaburze­nie per­cepcji i niemożność zau­fa­nia zmysłom czy w ogóle temu, że wszys­tko jest tak jak wiemy, że jest – o tyle film sku­pia się bardziej na ich akc­jach –  co zde­cy­dowanie wprowadza mniej grozy niż kiedy ktoś nie jest w stanie dobrze opisać tego co tak naprawdę się dzieje.  Film straszy nas pot­wora­mi, książ­ka – stanem w którym nie jesteśmy w stanie ufać włas­nym zmysłom.

 

 

Zwierz został przez kil­ka osób zru­ganych za to, że ośmiela się den­er­wować na fakt różnic pomiędzy książką a filmem (prob­lem w tym, że to nie są różnice – to są właś­ci­wie dwie osob­ne nar­rac­je) więc na chwilę postara się o tym zapom­nieć i skupi się na samym filmie. Prob­lem w tym, że kiedy Zwierz zas­tanaw­ia się nad tymi ele­men­ta­mi fil­mu które najchęt­niej by zmienił – to mają one głównie związek z tym co do powieś­ci dodano, czy co rozsz­er­zono w adap­tacji. Zwierz jest w stanie przetr­wać że bohaterom nadano imiona (w książce ich nie mają co czyni ją zdaniem Zwierza zde­cy­dowanie ciekawszą) ale przede wszys­tkim – jak zarysowano główną bohaterkę. Otóż – bard­zo pod­kreślono rolę męża, żało­by po nim, może­my się nawet domyślać, że to właśnie poczu­cie pust­ki, samot­ność, żało­ba, tęs­kno­ta, pró­ba wyjaśnienia co się stało – spraw­ia, że bohater­ka grana przez Natal­ie Port­man sta­je się najbardziej odpor­na na dzi­ałanie stre­fy i najbardziej akty­w­na. Mąż sta­je się niesły­chanie ważną postacią. Tym­cza­sem – jasne odgry­wał w powieś­ci pewną rolę, ale zde­cy­dowanie mniej cen­tral­ną i może co ważniejsze – nie tak typowo zarysowaną. Bo to Zwierza bard­zo kuło – taka typowość tego wątku i tych wszys­t­kich emocjon­al­nych stanów w jakich z tego powodu zna­j­du­je się bohaterka.

 

 

Dru­ga sprawa – ja wiem, że za tym filmem ciąg­nie się sława his­torii trud­nej i przeło­mowej. Oso­biś­cie mam jed­nak wraże­nie, że tak naprawdę – wszys­tko to co dodano, uczyniło his­torię tylko bardziej jed­noz­naczną, pozbaw­ia­jąc ją dzi­wnoś­ci. Jed­nym z najlep­szych ele­men­tów powieś­ci było świadome niedopowiedze­nie – wynika­jące nie tylko z budowa­nia napię­cia ale także z pewnego zamier­zonego skon­fron­towa­nia czytel­ni­ka z brakiem odpowiedzi. Niedopowiedze­nie jest tu nie środ­kiem zatrzy­ma­nia uwa­gi ale pewną istotą opowieś­ci. To jest jed­na z najlep­szych rzeczy w powieś­ci – jej niejed­noz­naczność która wzbudza niepokój czy lęk. Tym­cza­sem nieste­ty film jest tak naprawdę dużo bardziej jed­noz­naczny, co więcej – właś­ci­wie od samego początku pod­suwa nam odpowiedź na najważniejsze pytanie – czym jest Stre­fa X i skąd się wzięła. Ponieważ pozosta­je luka po pyta­ni­ach jakie zadawał autor powieś­ci, twór­cy fil­mu wypeł­ni­a­ją je włas­ną reflek­sją. No i nieste­ty – zabi­j­cie mnie – nie jest to nic ani tak wielkiego ani tak rewolucyjnego jak próbu­je mi się wmówić. Trochę reflek­sji nad innoś­cią, trochę nad tożsamoś­cią, trochę dość prawdę powiedzi­awszy banal­nego ele­men­tu reflek­sji nad tym co robią ludzie w obliczu innego i niez­nanego. Co więcej to inne i niez­nane – mimo, że powin­no porażać dzi­wnoś­cią, ma ten prob­lem że tą dzi­wnoś­cią poraża w sposób ogranic­zony. Jasne – twór­cy stara­ją się nas co pewien czas zaskoczyć czymś dzi­wnym ale to dzi­wność oswo­jona, prze­filtrowana przez fil­mowe klisze. Trochę odrzu­ca, niekiedy niepokoi ale ostate­cznie nawet potwór jest tylko potworem.

 

 

Oczy­wiś­cie jest jeszcze zakończe­nie – drasty­cznie inne niż w książce, które – przez swo­ją niejed­noz­naczność jest przez wielu postrze­gane jako doskon­ałe. Powiem szcz­erze – nie takie rzeczy się w kinie widzi­ało. Trochę w tym Tarkowskiego ale jak­by takiego złagod­zonego, bardziej jed­noz­nacznego, mniej poe­t­y­ck­iego. W ogóle prob­lem z tym filmem jest – w moim przeko­na­niu taki, że on w sum­ie uda­jąc ory­gi­nal­ność korzys­ta z pewnych klisz, form, i w sum­ie tyle w nim głębi, że przez chwilę widz musi pod­jąć jak­iś wysiłek inter­pre­ta­cyjny. Ale też nie za głębo­ki. Zwłaszcza, że tuż zaraz czai się twór­ca z puen­tą, dopowiedze­niem i koniecznym wiz­ual­nym potwierdze­niem inter­pre­ta­cyjnych intu­icji. Oso­biś­cie – nie będę ukry­wać, trochę mam prob­lem z taką udawaną głębią. To znaczy – teo­re­ty­cznie film co chwilę sugeru­je że ma coś ważnego do powiedzenia i że nie jest jak inne – mniej głębok­ie filmy ale kiedy się tak skro­bie i skro­bie to ostate­cznie – wcale tak wiele głębi nie ma – a na pewno – nie więcej niż w fil­mach które się mniej tą powagą rekla­mu­je. Inna sprawa – może po pros­tu przes­tańmy sprzedawać filmy jako „głębok­ie sf” i zaczni­jmy przyj­mować, że pewne egzys­tenc­jalne pyta­nia czy w ogóle natu­ra spotka­nia z czymś obcym i dzi­wnym są ele­men­ta­mi sf – i nie musimy na każdym kroku tego podkreślać.

 

 

Wszędzie czy­tam, że Ani­hi­lac­ja jest taka nowa­tors­ka i to niemalże dru­ga Odyse­ja Kos­micz­na. Prob­lem w tym, że …. Nie wiem. Serio ja tego zupełnie nie widzę. Wiz­ual­nie film jest ciekawy (choć niekiedy wyglą­da jak­by ktoś rozlał Lud­wi­ka po planie – sor­ry za takie sko­jarze­nie ale gdzie się tym podzielić jak nie tu) ale czy naprawdę nigdy tego nie było? Spotkanie z czymś innym co jest tak inne że nie umiemy się porozu­mieć (Solaris), podróż człowieka tam gdzie nic nie jest takie jakie powin­no być (Odyse­ja Kos­micz­na), prob­lem z odróżnie­niem kto jest jed­nos­tką kto kopią (hmm… Solaris…), spotkanie z obcym które wywołu­je agres­je i stra­ch (w sum­ie każde spotkanie od E.T do Arrival), pytanie czy może­my zau­fać swoim zmysłom (cokol­wiek Dic­ka), Stre­fa w której dzieją się bard­zo dzi­wne rzeczy (Stru­gac­cy).  Jasne – pewne zabie­gi wiz­ualne są inne, ale sam film jak­by spraw­ia wraże­nie pewnego mixu znanych tropów z którego nie wyni­ka nic tak bard­zo nowego.  Może Zwierz już za dużo widzi­ał, ale ma wraże­nie, że jed­nym z prob­lemów Ani­hi­lacji jest właśnie to, że nie jest nowa­tors­ka. Przy czym – zaz­naczmy – powieść też czer­pie ze znanych już wątków (nawet niek­tórych z tych które tu wymieniłam) ale jed­nocześnie – wygry­wa tym jak jest napisana. Tym­cza­sem film nie jest nakrę­cony tak ory­gi­nal­nie by zupełnie odwró­cić uwagę od pewnej wtórnoś­ci wątków i konkluzji.

 

 

W powieś­ci bohater­ki nie są szczegól­nie przy­jemne ani czytel­nik się z nimi niekoniecznie iden­ty­fiku­je bo nie one są najważniejsze. Nie mają nawet imion. Film z jed­nej strony nie chce odnieść z tego niezważa­nia na swoich bohaterów, z drugiej – ponieważ decy­du­je się bard­zo kroczyć tropem jed­nej postaci (jakoś nie wierzę by nakrę­cono dwie kole­jne częś­ci) i rozbu­dowu­je jej his­torię to wyma­ga od nas byśmy przyjęli graną przez Natal­ie Port­man postać za cen­tral­ną. Prob­lem w tym, że kiedy tak zro­bimy nacisk prze­chodzi ze stre­fy X na jed­nos­tkę. Nie dzi­wność świa­ta sta­je się waż­na ale ta konkret­na jed­nos­t­ka w tym świecie. W powieś­ci mamy co praw­da wspom­nienia bohater­ki ‑co czyni ją naszym fil­trem ale jed­nocześnie książ­ka jest tak napisana że dowiadu­je­my się więcej o świecie i tym jak korumpu­je per­cepc­je niż o postaci bioloż­ki. W filmie – ponieważ to nie ona prowadzi nar­rację, ale jest bohaterką – zmieni­a­ją się nasze oczeki­wa­nia. Chce­my, czy wręcz musimy naw­iązać z nią zupełnie inną więź. No i tu pojaw­ia się prob­lem – otóż wciąż za mało o niej wiemy, a to co wiemy, to jak ją znamy – jest straszną kliszą. Albo nawet nie kliszą, ale takim dość nijakim portretem. Nie wiedząc co siedzi jej w głowie dosta­je­my postać która chodzi, robi różne rzeczy i wspom­i­na męża. Trud­no się poczuć z nią związaną. Poczu­cie związku emocjon­al­nego z taką postacią jest dość nikłe. Pod sam koniec kiedy bohater­ka jest sama na ekranie i obser­wu­je­my jej zma­gania ze źródłem dzi­wnoś­ci i z samą sobą, tak naprawdę obser­wu­je­my postać z którą trud­no być bard­zo emocjon­al­nie związanym. A właś­ci­wie – nie jest to więź w żaden sposób wyjątkowa czy spec­jal­na. Troszkę jest w tym winy Natal­ie Port­man która spraw­ia wraże­nie, jak­by grała swo­ja bohaterkę w sposób niekoniecznie zaan­gażowany. Co ma sens w kon­tekś­cie tego jak bioloż­ka była w książce ale niekoniecznie – jaka powin­na być w filmie.

 

Aktorsko w ogóle film wypa­da śred­nio. Także dlat­ego, że tu właś­ci­wie nie ma cza­su ani miejs­ca na rozwinię­cie postaci. Oscar Isaacs gra męża bohater­ki – postać jed­nocześnie cen­tral­ną dla motywacji bioloż­ki, z drugiej – zarysowaną w taki sposób, że zasad­nic­zo rzecz biorąc nie ma tu co grać. Z tym samym prob­le­mem sty­ka się więk­szość aktorów w filmie. Jen­nifer Jason Leigh gra­ją­ca psy­cholożkę ma sto­sunkowo najwięcej do zagra­nia, ale w sum­ie też ma postać napisaną do połowy.  Na Ginę Rodriguez spadł obow­iązek bycia tą która się wścieknie, co ponown­ie – co pewnie nie jest takie oczy­wiste dla wszys­t­kich widzów – wpra­sowu­je nas w kliszę – że jeśli ktoś straci ner­wy i zacznie być agresy­wny to pewnie będzie to Latynos­ka. Serio to się bard­zo częs­to pow­tarza. Naj­ciekawszą, choć w sum­ie też malutką rólkę ma Tes­sa Thomp­son choć i ona w pewnym momen­cie po pros­tu przes­ta­je być reży­serowi potrzeb­na. Wszys­tko więc opiera się głównie na Port­man. A ona jest jak­by nieobec­na – co jak pisałam, miało­by sens w zupełnie inaczej nakrę­conym filmie.

 

 

Sporo osób zach­wyca się tym jak piękny w warst­wie wiz­ual­nej jest to film. Rzeczy­wiś­cie od razu należy zaz­naczyć – to jest pro­dukc­ja zde­cy­dowanie zasługu­ją­ca na pokaz kinowy – pewnie robiła­by wtedy więk­sze wraże­nie. To smutne bo widać, że twór­cy wiz­ual­nej strony fil­mu bard­zo liczyli na efekt skali i otoczenia dźwiękiem (znaczą­cy środek nar­ra­cyjny w drugiej połowie fil­mu) a nieste­ty – nie da się tego odw­zorować przed kom­put­erem czy telewiz­orem. To jest poważny prob­lem bo jed­nak – inaczej się robi filmy zakłada­jąc dys­try­bucję kinową a inaczej telewiz­yjną. W przy­pad­ku pro­dukcji oby­cza­jowych to mało boli, ale w przy­pad­ku pro­dukcji staw­ia­ją­cych na kwest­ie wiz­ualne – cóż ma to znacze­nie. Co powiedzi­awszy – przyz­nam szcz­erze, że nie jestem aż tak porus­zona stroną wiz­ual­ną fil­mu. Kil­ka dobrych pomysłów, kil­ka pomysłów które przy­wodzą na myśl Źródło Aronof­skyego, trochę psy­chodelicznych obrazów. Oso­biś­cie czułam się w tym świecie zaskaku­ją­co bez­piecznie (może poza kilko­ma drob­ny­mi ele­men­ta­mi) co zupełnie nie odd­a­je tego jak bard­zo wsze­chog­a­r­ni­a­ją­ca powin­na być inność stre­fy. Brakowało mi przede wszys­tkim właśnie tego poczu­cia całkowitego nieprzys­tawa­nia do tego co znane i spodziewane. W sum­ie ta inność była bard­zo… swo­js­ka? Może dlat­ego, że to już trze­ci film gdzie są jelon­ki z kwiata­mi na głowach.

 

 

Przy czym ten film nie tyle jest zły. On jest żaden. To nie jest film który ma żenu­jące sce­ny. Który jest jakąś obrazą dla kine­matografii. Nie nic z tych rzeczy. Tylko jak­by to nie jest dobry film. Taka śred­nia pół­ka. Moż­na obe­jrzeć choć kil­ka godzin później, jakoś człowieka, czy może raczej Zwierza nie prześladu­je. Nie wytrą­ca z równowa­gi, nie odkry­wa niczego czego by już nie powiedziano. Ład­ny jest ale też ma w sobie dużo pomysłów które już gdzieś były. W sce­nar­iuszu są luki, w grze aktorskiej – mnóst­wo nierównoś­ci.  W obliczu pytań – za dużo jest dopowiedzenia – z czym zresztą kino zma­ga się od daw­na. Nie jest to film za trud­ny na kino. Raczej chodz­iło o przepy­chan­ki pro­du­cen­tów. Nie jest to film który należy spal­ić czy nigdy go nie oglą­dać. Nie to jest po pros­tu wiel­ka stra­cona szansa na zro­bi­e­nie czegoś naprawdę innego i fenom­e­nal­nego. Jestem tym filmem niesamowicie zaw­iedziona, bo miało być zupełnie inaczej a wyszło… wyszło jak zwyk­le. Zresztą myślę, że gdy­by był zupełnie ory­gi­nal­ny — bez żad­nego związku z książką wyszło­by mu to na dobre, co widzę w opini­ach osób, które książ­ki nie znają.

 

 

Zwierz chce żebyśmy się dobrze zrozu­mieli. Ja wiem, że ekraniza­c­je różnią się od powieś­ci. Zda­ję sobie sprawę, że to są różne media. Jestem pier­wszym orę­down­ikiem wskazy­wa­nia na różnice mediów i dostrze­ga­nia tego dlaczego rzad­ko nar­rac­ja jest prze­nie­siona jeden do jed­nego. Naprawdę – napisałam, poczy­tałam, i wypowiedzi­ałam się na ten tem­at wiele razy. To powiedzi­awszy – uważam, że sytu­ac­ja w której autor sce­nar­iusza nie tyle chce opowiedzieć his­torię inaczej ale chce opowiedzieć inną his­torię, to mamy pewien prob­lem. Bo jeśli chce­my opowiedzieć włas­ną his­torię – z włas­nym zakończe­niem, włas­ny­mi motywac­ja­mi bohaterów, włas­nym środ­kiem, włas­ną puen­tą – to wtedy ist­nieje jeden fenom­e­nal­ny sposób by to zro­bić – nakrę­cić włas­ny film. Kiedy jed­nak bierze­my czyjąś powieść i chce­my opowiedzieć zupełnie inną his­torię, to mam wąt­pli­woś­ci. Wiem, że to nie jest zakazane, a w przy­pad­ku dzieł dobrze znanych nawet dość powszechne. Ale tu mam jakieś poczu­cie, że wszys­tkim wyszło­by na dobre gdy­by reżyser nakrę­cił swój włas­ny nieza­leżny film, bez związku z książką, której w ogóle nigdy nie miał zami­ar ekrani­zować (o czym mówił). I nie dlat­ego, że hurr durr wszyscy muszą czy­tać książ­ki. Mam po pros­tu poczu­cie, że wiele osób książ­ki nie przeczy­ta. Że poz­na tylko his­torię opowiedzianą przez reży­sera, i w ten sposób ta his­to­ria wyprze tą którą opowiedzi­ał autor. I strasznie mi szko­da tego zjawiska, zwłaszcza kiedy autor napisał  coś o tyle lep­szego. Mam wraże­nie, że auto­ra książ­ki wyko­rzys­tano – bo wiado­mo, że łatwiej sprzedać film rekla­mu­jąc go znanym tytułem. Nawet jeśli nie ma z nim za wiele wspól­nego. I nie będę ukry­wać, że mam z tym prob­lem — bo to nie jest kwes­t­ia jakiejś inter­pre­tacji ist­niejącej treś­ci, co rozu­miem, że być może a nawet musi. Ale to jest zupełnie inna historia.

 

 

Ponieważ film się częś­ci osób podobał, spodziewam się, że w komen­tarzach pojawi się trochę głosów sprze­ci­wu – zwłaszcza w obliczu moich zarzutów udawanej głębi obrazu. Być może to jest tak, że po której setce obe­jrzanych filmów człowiek sta­je się trochę nieczuły na fakt, że  film wyma­ga jakiejś inter­pre­tacji. Może jest tak, że jak się widzi­ało sporo to wszys­tko wyda­je się wtórne. Może jest też tak, że moja wiel­ka i głębo­ka miłość do książ­ki nie jest w stanie kom­plet­nie zniknąć na czas sean­su. Nie zmienia to fak­tu, że uważam Ani­hi­lację za bard­zo śred­ni film. Na pewno gorszy od Ex Machi­na, które też miało swo­je prob­le­my. Być może – mam inną definicję co znaczy głębo­ki film sf. W każdym razie – wraca­jąc do mer­i­tum – fakt, że nie uważam tego fil­mu za dobry i głębo­ki nie znaczy, że oce­ni­am was. Róż­na jest wrażli­wość, różne doświad­czenia, różne są emoc­je. Piszę to bo widzę, że cza­sem w przy­pad­ku polaryzu­ją­cych filmów – oce­na fil­mu zle­wa się niekiedy w dyskusji z oceną widza. U mnie tak nie ma. Nie oce­ni­am was, kimkol­wiek jesteś­cie. Mam nadzieję, że to jest raczej jasne.

 

 

Nato­mi­ast na koniec zachę­cam was z całego ser­ca – jeśli nie zna­cie książ­ki – przeczy­ta­j­cie ją. A właś­ci­wie całą try­logię. Nie znam drugiej tak dzi­wnej książ­ki, choć wiem, że wiele osób wskazy­wało na podobieńst­wa do częś­ci scen z Innych Pieśni Duka­ja. W każdym razie – dzi­wność w lit­er­aturze to zawsze dobra rzecz a aku­rat w tych książkach udała się doskonale. I w sum­ie jeśli nie zna­cie książ­ki to sięg­ni­j­cie po nią nieza­leżnie co myśli­cie o filmie, bo serio jed­no z drugim ma niewiele wspól­nego. Tak więc jak się wam film podobał – to przeczy­ta­j­cie książkę bo ta jest w sum­ie o czymś zupełnie innym, jak wam się film nie podobał, zrób­cie to samo. Ogól­nie przeczy­ta­j­cie tą książkę bo jest naprawdę dobra (o czym Zwierz pisał na swoim blogu już cztery lata temu choć wydawało mu się że bard­zo niedawno).

Ps: Uwa­ga, jeśli chcesz napisać w komen­tarzu „Film ci się nie podo­ba bo nie zrozu­mi­ałaś” to błagam nie rób tego. Nie idźmy tą drogą. To jest bard­zo zła dro­ga. To nie jest dro­ga. To jest ślepa ulicz­ka. To jest koniec wszys­tkiego co dobre i piękne w roz­mowie o fil­mach. To jest coś z czego nie korzys­tamy chy­ba, że ktoś nam pisze o filmie który obe­jrzał po Czesku a nie zna Czeskiego. Proszę nie rób­my sobie tego.

21 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online