Home Ogólnie I bid you farewell czyli zwierz o Hobbicie ostatni raz z uczuciem

I bid you farewell czyli zwierz o Hobbicie ostatni raz z uczuciem

autor Zwierz
I bid you farewell czyli zwierz o Hobbicie ostatni raz z uczuciem

Hej

Nie napisze zwierz recen­zji Hob­bita. Nie dlat­ego, że to film tak zły, że zwierz nie chce o nim myśleć ani tak dobry, że słowa nie odd­adzą jego urody. Prawdę powiedzi­awszy to film śred­ni co zna­jdzie odzwier­ciedle­nie zarówno w pozy­ty­wnych jak i negaty­wnych uwa­gach jaki­mi podzieli się zwierz. Ale tak naprawdę wszys­tko, co tu napiszę nie ma żad­nego znaczenia. Nie powin­no mieć ani dla was, ani tym bardziej nie ma dla zwierza. Jed­ną z zalet tego blo­ga – jak zwierz mniema jest jego aut­en­ty­czność. Nie będę, więc udawać, że choć przez chwilę zwierz był w stanie obe­jrzeć ten film kry­ty­cznym okiem. Abyś­cie to zrozu­mieli zwierz musi zacząć od koń­ca, czyli od chwili kiedy siedząc w ciem­nej sali kinowej oglą­dał napisy koń­cowe. Trzy­mał się kluc­zowo krzesła siedzi­ał jak zak­lę­ty ze świado­moś­cią, że wystar­czy tylko jeden ruch w kierunku kurt­ki, ple­ca­ka czy nawet oku­larów 3D a skończy się ostat­nia wyprawa do Śródziemia. Zwierz siedzi­ał, więc zaciska­jąc palce na opar­ciu fotela i z ros­ną­cym poczu­ciem pust­ki niemożli­wej do wypełnienia żad­nym dostęp­nym w świecie ludzi środ­kiem. Zwierz, więc nie będzie udawał kry­ty­ka. Film poruszył go zupełnie niespodziewanie i niewspółmiernie do swo­jej wartoś­ci artysty­cznej. A że z pory­wa­mi ser­ca i uciskiem w mostku się nie dysku­tu­je zwierz nie będzie pozował na osobę, którą nie jest. Dobra sko­ro już wiecie jak się sprawy mają prze­jdźmy do konkretów. Spoil­ery zdaniem zwierza min­i­malne a nawet jeśli byś­cie wszys­tko wiedzieli to nie to samo co zobaczyć. Serio w tym przy­pad­ku tak jest.  No i ostat­nie zas­trzeże­nie. Zwierz nie trak­tu­je Hob­bita jako ekraniza­cji Hob­bita. Dawno przes­tał. Oglą­da fan fic­tion z dużym budżetem.

Zwierz nie będzie was przekony­wał. Hob­bit nie odchodzi w glo­rii doskon­ałego fil­mu. Ale zwierz na całe szczęś­cie jest blogerem a nie kry­tykiem i może pisać przez pryz­mat emocji a nie szukać obiek­ty­wnego środka.

Najłatwiej ten etap pokonasz Lego­lasem – zaczni­jmy od sprawy najważniejszej czyli do gło­su jed­noz­nacznie kry­ty­cznego. Lego­las jest w filmie postacią napisaną od A do Z przez twór­ców sce­nar­iusza. I bard­zo to widać bo właś­ci­wie służy jedynie temu by umieszczać go tam gdzie być musi (np. by kogoś zabić) gdzie się przy­da (przyniesie istot­ną wiado­mość) lub tam gdzie zapo­bieg­nie rozwi­ja­niu się wątków których i tak nie powin­no tam być (cały wątek Tau­riel). Ponieważ trze­ba udać, że Lego­las ma jak­iś charak­ter postanowiono mu dopisać postawę „Jak Tau­riel to ja też” (co miejs­ca­mi bywa komiczne) i jakąś zupełnie nie elfią niemal nas­to­let­nią traumę związaną z fak­tem, że nie ma mamusi a tatuś ewident­nie nie jest istotą ciepłą i wylewną. Obec­ność Lego­lasa w filmie przy­pom­i­na obser­wowanie kogoś prze­chodzącego trud­ny etap gry dobrze wyek­wipowaną postacią, która jest być może najlep­sza do prze­jś­cia gry ale nieste­ty ma bez­nadziejne filmi­ki. Tak Lego­las to taki focha­ją­cy nas­to­latek w tym odcinku.

the-hobbit-the-battle-of-the-five-armies-luke-evans-orlando-bloom-600x400

Dowód na to, że to są jed­nak dwaj aktorzy. Plus Lego­las jest w tym filmie abso­lut­nie nieznośny i ktoś powinien go wytar­mosić za te spicza­ste uszy

Król Thorin – zwierz przyz­na szcz­erze, nawet gdy­by ostat­ni film o Hob­bi­cie był jak twierdzą niek­tórzy kosz­marny to jed­nak trzy­ma się na aktorstwie. Jed­nocześnie każe refleksyjnie spo­jrzeć na prosty fakt, ze gdy­by nie cała pro­dukc­ja to praw­dopodob­nie Richard Armitage nie został­by wyłowiony z setek zdol­nych bry­tyjs­kich aktorów. Tym­cza­sem jego dokoop­towanie do grona aktorów z kari­erą między­nar­o­dową zwierz zal­icza do najwięk­szych sukcesów try­logii. W Bitwie Pię­ciu Armii Armitage daje w roli Tho­ri­na dokład­nie to czego się od niego wyma­ga a nawet jeszcze trochę więcej. Od pier­wszej sce­ny gdy zami­ast spoglą­dać w stronę zniszczeń, które czyni Smaug patrzy w kierunku Eraboru, przez jego sza­leńst­wo po ostate­czny poje­dynek – wiele zwierz widzi­ał królews­kich fig­ur w fil­mach ale Thorin jest chy­ba jed­na z niewielu gdzie zwierz naprawdę czu­je że widzi wład­cę – ułom­nego, bal­an­su­jącego (czy nawet przekracza­jącego) na grani­cy sza­leńst­wa ale wład­cę. Przy czym w chwilach sza­leńst­wa Armitage gra przede wszys­tkim tym czego w fil­mach nie mieliśmy a co stanowi do pewnego stop­nia motywację Tho­ri­na. Lata bycia tylko kole­jnym kras­nolu­dem, świadomym swo­jego pochodzenia ale zaj­mu­ją­cym w świecie niską pozy­cję. Ter­az kiedy ma zło­to i nie chce się nim dzielić nie jest po pros­tu chci­wy ale przede wszys­tkim mści­wy – na świat który przez tyle lat  trak­tował go jak kogoś gorszego. Majes­taty­czny Thorin sza­le­je nie tylko od zło­ta ale i od lęku, że w isto­cie będzie tylko kowalem w złotej koronie. Przy czym jest w tej częś­ci sza­leńst­wa sce­na gdzie Thorin roz­maw­ia z Bil­bo po raz pier­wszy – Armitage zmienia wtedy ton gło­su, spo­jrze­nie, niemalże rysy twarzy i znów jest tym Thorinem który nucił w Shire piosenkę zachę­ca­jącą do pod­ję­cia wyprawy. Jed­nak po chwili wraca do sza­leńst­wa, do obsesji do dręczącego go poczu­cia, że nikt nie ma prawa do jego zło­ta i władzy.  To krót­ka sce­na ale pokazu­ją­ca jak znakomi­tym aktorem jest Armitage. A i jest sce­na w której Thorin schodzi z kry. Nikt tak epicko nie schodz­ił z kry w his­torii kinematografii.

Nawet gdy­by wszys­tkie filmy były bez­nadziejne to wyłowie­nie Richar­da Armitage z gąszczu bry­tyjs­kich aktorów jest czymś co Jack­son powinien sobie koniecznie wpisać do CV

Jack­son szu­ka Aragor­na – widzi­cie zwierz jed­no wie o Jack­sonie – nie umie on pisać i krę­cić filmów o Hob­bitach. Umie krę­cić o bohat­er­ach którzy są do pokaza­nia w filmie proś­ci. Dlat­ego jego Wład­ca Pierś­cieni jest o Aragornie, dlat­ego tak naprawdę Hob­bit jest o Thorinie a trze­cia część o Bardzie – bohat­er­ach zde­cy­dowanie bardziej jed­noz­nacznych, klasy­cznych, łatwiejszych do wykre­owa­nia. Prob­lem w tym, że zwierz nie cier­pi postaci w typ­ie Aragor­na. Dlat­ego kiedy z Tho­ri­na nieco spa­da ten ciężar i przenosi się na Bar­da zwierz zupełnie traci zain­tere­sowanie obec­noś­cią ludzi w tym filmie. Serio jeśli zwierz coś wykreślił­by od A do Z to właśnie ludzi. Są nieciekawi, iry­tu­ją­cy i nie mają szans z prze­waża­ją­cy­mi siła­mi wro­ga. Do tego Jeśli Brad był­by jeszcze bardziej krysz­tałowy to potłukł­by się o włas­ną szla­chet­ność. Jedy­na jego ciekawa i dobrze napisana cecha to tros­ka o dzieci. Poza tym jest nud­ny – jak każdy tego typu bohater pier­ws­zo­planowy. Jedy­na dobra z nim sce­na to kon­frontac­ja ze Smaugiem.

THE HOBBIT: THE BATTLE OF THE FIVE ARMIES

Zwierz chęt­nie wyrzu­cił­by szla­chet­nego Bra­da i całą jego ludzką kom­panię z filmu

Bra­wo Panie Bag­gins – zwierz słyszał zarzu­ty, że Hob­bit jest w tej częś­ci swoich przygód postacią dru­go­planową. Zwierz kłó­cił­by się czy w filmie jest w ogóle postać pier­ws­zo­planowa ale może się zgodz­ić że jest go niewiele. Nie może się jed­nak zgodz­ić że to się czu­je. Prawdę powiedzi­awszy sposób w jaki Mar­tin Free­man gra dosłown­ie każdą scenę jest taki, że nawet kil­ka min­ut z nim wypeł­nia film bardziej niż pięt­naś­cie min­ut np. z Lukiem Evansem (zwierz musi powiedzieć, że to najbardziej szty­w­na postać ze wszys­t­kich w Hob­bi­cie). Free­man gra w filmie po pros­tu kon­cer­towo – zarówno wtedy kiedy boi się przyz­nać Thori­nowi, że to on ma Arcyk­le­jnot, jak i wtedy kiedy próbu­je zapo­biec rozle­wowi krwi, gdy staw­ia się Gan­dal­fowi, gdy spoko­jnie pyta czy aby na pewno stanie na środ­ku pola bitwy jest bez­pieczne i kiedy blisko koń­ca ze zrezyg­nowaniem wycią­ga miecz choć prze­cież wiado­mo, że niewiele nim zdzi­ała. Jest też doskon­ały w tej abso­lut­nie łamiącej serce sce­nie gdy próbu­je powiedzieć kim był dla niego Thorin i tej gdy z isto­ty nadzwyczaj dziel­nej zamienia się w małego Hob­bita w świecie bez hap­py endu. A potem Free­man żeg­na nas spo­jrze­niem, w którym jest coś co doskonale znamy kończąc swo­ją his­torię w sposób fan­tasty­czny. Przy czym Free­man robi to co zawsze – daje swo­je­mu bohaterowi niewielkie gesty, ruchy ręką, zaw­iesze­nie gło­su inny krok i nagle zupełne zni­ka, a jego miejsce zaj­mu­je Biblo Bag­gins. Który wybiegł te kil­ka lat temu z domu nie zabrawszy nawet chus­tecz­ki. Jeśli to jest czyjś film to jest to film Free­m­ana który moi drodzy jest Hob­bitem. I to najlep­szym jakiego widzi­ała kine­matografia.  Ogól­nie jeśli myśli­cie coś dobrego o aktorze to pomyśl­cie dwa razy bardziej. Ukraść taki film wszys­tkim innym aktorom i do tego efek­tom spec­jal­nym (bo żad­na armia nie robi takiego wraże­nia jak zdanie o tym, że nad­latu­ją orły) to jest sztuka.

  Inni mogą próbować ale potem i tak przyjdzie Free­man i zabierze wszys­tkim film

Wyso­ki elf Thran­duil – zwierz słyszał narzeka­nia na Thran­duil a właś­ci­wie na Lee Pace że nie umie grać. Zwierz naprawdę nie wie skąd takie przeko­nanie. Aktor dostał trudne zadanie zagrać postać niesły­chanie pewną siebie, zbla­zowaną próżną a jed­nocześnie – wygłasza­jącą kil­ka naj­gorzej napisanych dialogów w his­torii ekraniza­cji Wład­cy Pierś­cieni. Zdaniem zwierza robi to fan­tasty­cznie. Po pier­wsze ani na chwilę – nawet w fer­worze wal­ki nie przes­ta­je wyglą­dać jak god­ny, spoko­jny i wysoko urod­zony elf. Nawet wtedy kiedy coś go zaskaku­je czy prz­er­aża widz­imy to tylko w jego oczach – wyraz twarzy pozosta­je niezmi­en­ny, wszak elf ma już tysiące lat i co najwyżej może się lekko uśmiech­nąć gdy wyzy­wa go jadą­cy na bojowym prosi­aku kras­nolud. To dlat­ego tak nas rusza  gdy widzi straty bitewne a na jego twarzy pojaw­ia się cień prz­er­aże­nia. Przy czym jest w filmie jed­na sce­na która zdaniem zwierza jest abso­lut­nie fan­tasty­cz­na – gdy Thran­duil nie chce słuchać Gan­dal­fa i wysyła Brad­owi takie porozu­miewaw­cze spo­jrze­nie. Widać tu całą próżność postaci, a jed­nocześnie – tym niewielkim rusze­niem brwi( wspani­ałych to praw­da) przy­pom­i­namy sobie, że nasz elf nie jest nieomyl­ny. Lee jest w tych swoich kon­tak­tach, peruce i zbroi nieprzyz­woicie piękny i ma się wraże­nie, że naprawdę zatrud­niono elfa. Co ważniejsze jed­nak – gdy zwierz oglą­da wywiady z aktorem nie ma w nim ani krz­ty tej wyniosłoś­ci, nawet ton gło­su jest inny. Zdaniem zwierza Thran­duil to najlepiej wykre­owany elf śródziemia. Nawet jeśli dosta­je cza­sem kre­tyńskie dialo­gi co naprawdę nie jest winą akto­ra( zasa­da powin­na brzmieć — w Śródzie­mi nikt nie mówi o miłoś­ci). Przy czym zwierz ma teorię która tłu­maczy dlaczego Thran­duil mówi w tym filmie tyle o miłoś­ci. Ale ponieważ wyjaśnić ją może wer­s­ja rozsz­er­zona to zwierz do niej poczeka.

Zwierz ma wraże­nie, że wszyscy inni uda­ją a Lee jest elfem.

Tacy młodzi obo­je – jak wiecie zwierz nie jest z grupy osób które robią facepalm na myśl o roman­sie kras­nolu­da i elf­ki. W trze­ciej częś­ci właś­ci­wie nie dosta­je­my go za dużo. Poza jed­ną sceną gdzie Kili jest uroczy i ma szes­naś­cie lat a Tau­riel zachowu­je się jak­by była niewiele starsza. Zresztą w ogóle teo­ria zwierza doty­czą­ca tego nagłego zakocha­nia się jest taka, ze to po pros­tu dwo­je bard­zo młodych ludzi (na elfie i kras­noludzkie lata) pier­wszy raz trafionych i od razu wys­taw­ionych na dra­maty nie dla zakochanych. Nie mniej w tej jed­nej jeszcze nie dra­maty­cznej sce­nie Aidan Turn­er (medal dla najpiękniejszego kras­nolu­da ever) jest tak uroczy (wystar­czy, że się uśmiech­nie) że zwierz dzi­wi się że Tau­riel nie zapakowała go na jakiegoś zaparkowanego w okol­i­cy konia i nie odjechali razem zostawi­wszy w cholerę wszys­tkie te pięć armii. Ale tak na serio – nie jest to wątek szczegól­nie udany – zwłaszcza ze strony Tau­riel. Z drugiej jed­nak strony wyda­je się że w ogóle Jack­son uważa że w śródziemiu za mało się mówi o miłoś­ci. Taki roman­ty­czny typ. Przy czym zwierz ma wraże­nie, że Jack­son mógł dużo bardziej przeszarżować. I za to, że w sum­ie od początku do koń­ca pozosta­je to uczu­cie dwóch osób które o uczu­ci­ach nic nie wiedzą i raczej się nie dowiedzą a nie wiel­ki prawdzi­wy romans. Zwierz wie, że ten wątek jest nie za dobry ale w sum­ie w takiej wer­sji Hob­bita jaką nakrę­cił Jack­son nie boli. A i jeszcze jed­no — tu nie ma żad­nego trójką­ta miłos­nego — bo Tau­riel do Lego­lasa wyraźnie nie ciąg­nie. Trud­no się dzi­wić. Kras­nolud fajniejszy.

Dziew­czyno zła­pałaś jedynego naprawdę przys­to­jnego kras­nolu­da w Śródziemiu rzuć wszys­tko i wywieź go zan­im ktoś ci go zabierze.

Rzeczy które stać się musza – jak wszyscy wiemy są w filmie rzeczy które muszą się stać. Wiedzieliśmy od tym od samego początku ale odkładal­iśmy myśl na później. Ter­az jed­nak w pewnym momen­cie fil­mu świado­mość że są wydarzenia których bohaterowie chcąc nie chcą będą uczest­nika­mi spraw­ia, że czu­je­my naras­ta­jące prz­er­aże­nie. Jack­son – przy­na­jm­niej zdaniem zwierza – doskonale wiedzi­ał, że my wiemy i nakrę­cił te sce­ny tak, że bawi się naszą nadzieją ze może sce­nar­iusz potoczy się inaczej. Ale nie toczy się inaczej i nagle kiedy już dochodz­imy do właś­ci­wego momen­tu to uderza nas to co jest takie straszne – w tym filmie ginie strasznie dużo postaci. I giną dobrze – nie dokład­nie tak jak w książce ale tak jak powin­ny, bez złych lin­i­jek dia­logu, bez poczu­cia że to jest prze­sa­da. Zwierz przyz­na i nikt mu nie zabroni, ze otarł łzę. Otarł łzę bo Mar­tin Free­man jest tak dobrym aktorem, że daje nadzieję tam gdzie jej nie ma. Otarł łzę bo w fil­mach właś­ci­wie nikt już nie odchodzi i moż­na zapom­nieć jak to cza­sem boli kiedy wiesz, że nie będzie hap­py endu. Ok to jest najbardziej unika­ją­cy spoil­erów akapit jaki zdarzyło mi się napisać w odniesie­niu do książ­ki której zakończe­nie jest wszys­tkim znane.

W pewnym momen­cie zda­jesz sobie sprawę, że ten film tak bard­zo człowieka rusza bo wie co się stanie dalej. A nie dlat­ego, że wydarzenia są dla niego zaskoczeniem.

Bit­wa jest do kitu ale zwierz tu nie dla niej  — to jest właś­ci­wie cały opis bitwy – wszys­tkiego w niej za dużo, efek­tów kom­put­erowych, dzi­wnych manewrów, macha­nia bronią, orków, elfów, kras­noludów. Ba zna­jdą się nawet pustynne czer­wie jak­by Jack­son zgłaszał swój akces do konkur­su kto wyreży­seru­je nową wer­sję Diuny. Emocji jest przy tym zero, bo a.) znamy jej wynik b.) Jack­son pokazał nam już tyle bitew w Śródziemiu że po pros­tu nie ma już abso­lut­nie niczego w swoim arse­nale. Do tego ponieważ chce się skon­cen­trować na bohat­er­ach co chwila musi robić prz­er­wy w pokazy­wa­niu dzi­ałań bitewnych co ogól­nie spraw­ia wraże­nie, że gdy­by wszyscy bohaterowie po cichutku wyco­fali się z pola bitwy i ruszyli do Shire to nikt by tego nie zauważył. Tylko widzi­cie – zwierz nie lubi też scen batal­isty­cznych we Wład­cy Pierś­cieni – na bitwie o Hel­mowy Jar oglą­danie zawsze utrud­nią mu facepalmy a bitwę o Gon­dor wygry­wa w sum­ie Domestos. Tak wiec zwierz nigdy nie szedł oglą­dać bitwy i jakoś mu nie za bard­zo żal że wyszło jak wyszło.

the-hobbit-the-battle-of-the-five-armies-golden-armies

Tytułowa bit­wa jest bez sen­su i ma za dużo efek­tów spec­jal­nych. Ale zwierz nie dla niej oglą­dał film

Każdy chce dożyć koń­ca wojny – wielu widzów den­er­wowała postać Alfri­da – zau­fanego wład­cy Mias­ta na Jeziorze który w filmie ma bard­zo specy­ficzny wątek. To bohater który stracił wszys­tko i bard­zo nie chce stracić życia. Zro­bi więc wszys­tko by nie tylko jak najm­niej wal­czyć, ale też by znaleźć się w nowym układzie (takim gdzie przy­wód­cą ludzi jest Brad) i przede wszys­tkim przeżyć. Alfrid choć napisany (jak zwierz pode­jrze­wa jako postać komicz­na) jest w isto­cie postacią która zdaniem zwierza jest  najbliższa prawdzi­we­mu spo­jrze­niu na wojnę. Alfrid nie chce być po stron­ie zwycięzców, nie chce się wykazać i ma gdzieś hasła i ideały. On chce przetr­wać. Jest przy tym abso­lut­nie bezwzględ­ny, tchór­zli­wy i bezczel­ny. Tylko że to dzi­ała, ten den­er­wu­ją­cy ośl­izgły typ wychodzi cało z każdej opresji. Paradok­sal­nie to jest najlep­sza dopisana do fil­mu postać. Pokazu­ją­ca jak praw­dopodob­nie zachowało­by się wielu z nas dając się wkrę­cić w wojnę która nic nam nie może przynieść. Może zwierz zbyt wiele doda­je do tej postaci ale wierzy w nią dużo bardziej niż w dzielne kobi­ety z Mias­ta na Jeziorze idące do walki.

Być może zwierz jest jedynym które­mu wątek Alfri­da się podobał

Poszarpane nit­ki – najwięk­szym prob­le­mem fil­mu jest to, że po tak długim przy­go­towa­niu (dwa filmy) częś­ci wątków należał­by się nie dwie sce­ny ale pół fil­mu. Zwierz pomi­ja że kras­noludy sta­ją się tu całkowicie bohaterem zbiorowym ale przede wszys­tkim chodzi mu o cały wątek Nekro­man­ty. Od dwóch filmów jesteśmy przy­go­towywani na kon­frontację z wielkim zagroże­niem, która ostate­cznie prze­b­ie­ga szy­b­ci­utko i jest mało efek­tow­na. Do tego sprowadza do fil­mu posta­cie, które zde­cy­dowanie nie pasu­ją. Z kolei smok pus­toszy mias­to na jeziorze tak krótko, ze człowiek niemalże zapom­ni­ał że w ogóle tam jak­iś smok był. Wiele osób twierdzi że to jest tylko przy­cię­ty kadłub fil­mu – wypuszc­zony w oczeki­wa­niu na wer­sję rozsz­er­zoną i zwierz chy­ba może się z tym zgodz­ić. Bo to film który wciąż pozostaw­ia niedosyt – przy­na­jm­niej u zwierza, który chci­ał­by zobaczyć … tak chci­ał­by zobaczyć film który ma mniej więcej tyle samo zakończeń co Powrót Króla.

  Najważniejszy z punk­tu widzenia łączenia Hob­bita z Wład­cą Pierś­cieni wątek jest też naj­gorzej roze­grany i najbardziej zbędny

Kiedy Bil­bo wraca do Shire nie jest tym samym Hob­bitem który opuś­cił norkę 13 miesię­cy wcześniej. Nawet wyglą­da nieco inaczej bo Mar­tin Free­man ma ton i krok na każdą okazję. Zwierz nie jest tym samym zwierzem który zasi­adł w Cin­e­ma City Bemowo te kilka­naś­cie lat temu obe­jrzeć Drużynę Pierś­cienia. Przez te wszys­tkie lata zwierz dorósł, został zupełnie przy­pad­kiem blogerem, potem zupełnie przy­pad­kiem blogerem, który dosta­je zaproszenia na pre­miery a nie zaz­drośnie patrzy na daty pokazów dla prasy. Ter­az trze­ba wró­cić. Jack­son wysyła nas do domu z piosenką która dodatkowo wbi­ja nóż w serce. Bo to aku­rat Jack­son – który nie umie się pow­strzy­mać od pokazy­wa­nia nam łosia/koparki na orki, i nie wie że nie wszys­tkie jego dow­cipy są śmieszne umie robić. Umie odsyłać zwierza do domu z przedzi­wną pustką w ser­cu i poczu­ciem, że gdy­by ist­ni­ała taka możli­wość to zwierz chci­ał­by by ten cykl trwał tak dłu­go aż będzie on gotowy wró­cić ze Śródziemia. Bo ter­az zwierz zde­cy­dowanie gotowy nie jest.

Na koniec elf deza­pro­baty dla wszys­t­kich którzy nie rozu­mieją dlaczego zwier­zowi mimo wszys­tko film się podobał

Ps: Zwierz chci­ał­by powiedzieć że w jego odczu­ciu cały ostat­ni odcinek powinien być dokład­nie taki jak ostat­ni odcinek Zmierzchu. Cała bit­wa to tylko wyobraże­nie a tak naprawdę wszyscy się pogodzili, podzielili kasą i siedzą sobie radośnie pod górą odwiedzani przez Hob­bita. To jest wer­s­ja której czułe ser­duszko zwierza będzie się trzymać.

Ps2: IMAX i 3D zdaniem zwierza bard­zo dobre, nie nachalne, nie udzi­wnione jak w pier­wszej częś­ci – ide­alne do tego fil­mu. A i jeszcze jed­no — wiele osób pow­tarza, że rozbi­cie książ­ki na trzy częś­ci to zły pomysł. Zwier­zowi to nie przeszkadza (jak pisał nie jest to dla niego ekraniza­c­ja Tolkiena) ale tak na oko — gdy­by dru­ga część miała zaw­ier­ać wszys­tko to co początkowo planowano to był­by to bard­zo nud­ny i zde­cy­dowanie przeład­owany film. W takiej formie w jakiej wybra­no ekraniza­cję ta trze­cia część jako osob­ny film wcale nie jest zbęd­na. Plus wiecie cała ta teo­ria o tym, że Jack­son ugiął się pod naciskiem pro­du­cen­tów by nakrę­cić trzy częś­ci. Jack­son sam je zapro­ponował gdy stało się jasne, że tak naprawdę krę­ci coś więcej niż Hob­bita. I prawdę powiedzi­awszy — pewnie ma jeszcze co najm­niej drugie tyle fil­mu w szufladzie

PS3: No dobra koniec koniec. Jeszcze ostat­nia uwa­ga — filmy Jack­sona i książ­ki Tolkiena funkcjonu­ją w mojej głowie w dwóch osob­nych prze­gród­kach. Od zawsze. Dlat­ego nie siedzę i nie sprawdzam jak się jed­no ma do drugiego i w sum­ie zwierza to mało obchodzi. Książ­ki pozostaną niezmi­enne nieza­leżnie od tego co Jack­son nakrę­cił, a film będzie podobał lub nie nieza­leżnie od tego co Tolkien napisał. Przy czym takie dwie szu­flad­ki ist­nieją u mnie w przy­pad­ku wszys­t­kich ekranizcji powieści.

Ps4: Jeśli nie żyj­cie Śródziemiem zwierz ma dal was nowy wpis na Onecie — o tym co znaczy decyz­ja Sony o wyco­fa­niu się z dys­try­bucji fil­mu pod naciskiem hakerów.

83 komentarze
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online