Home Ogólnie Pain from the old wound czyli mężczyzna z agencji reklamowej ( o finale Mad Men)

Pain from the old wound czyli mężczyzna z agencji reklamowej ( o finale Mad Men)

autor Zwierz
Pain from the old wound czyli mężczyzna z agencji reklamowej ( o finale Mad Men)

Wie­ki temu pytany o ocenę Mad Men zwierz powiedzi­ał, że czeka na koniec seri­alu. Zdaniem zwierza ist­ni­ało tylko jed­no dobre zakończe­nie his­torii mężczyzny który wszedł do agencji reklam­owej. Okaza­ło się jed­nak że Matthew Wein­er przy­go­tował dla zwierza coś jeszcze innego. Coś co zdaniem zwierza każe stwierdz­ić że to była znakomi­ta telewiz­ja (spoil­ery).

Mad Men zawsze miał obsesję na punkcie kilku tem­atów. Jed­nym z nich był upływ cza­su – nie da się ukryć, że to być może najbardziej  skon­cen­trowany na zmi­an­ie ser­i­al w his­torii telewiz­ji. Rozłożona na sie­dem lat z kawałkiem his­to­ria przemi­ja­nia lat 60 – niemal od początku naz­nac­zona poczu­ciem koń­ca pewnej epo­ki spraw­iła, że wid­zowie w XXI wieku mogli jeszcze raz przeżyć ten koniec pewnej powo­jen­nej epo­ki w amerykańskiej his­torii. Umiejętne wyko­rzys­tanie wydarzeń his­to­rycznych, zmieni­a­ją­cych się mód i real­iów społecznych spraw­iło, że te dziesięć lat  naprawdę wydało się nam jed­nym wielkim spisem końców i początków. Zresztą gdzie lep­iej obser­wować zmieni­a­ją­cy się świat jak nie ma gdzie się ów świat sprzeda­je – w agencji reklam­owej. Jed­nocześnie ser­i­al zawsze był his­torią oso­bistych przemi­an bohaterów – do nie mogącego zrozu­mieć nowych cza­sów Dona Drapera, przez otacza­ją­cych go młodych ambit­nych pra­cown­ików i starych wyjadaczy. Przy czym ser­i­al zawsze zna­j­dował czas by zadać pytanie o rozwój kari­ery kobi­et, o to jak one zna­j­dowały się w  kole­jnych lat­ach tej długiej i zmi­en­nej dekady.  Nad wszys­tkim zaś unosił się zawsze cień śmier­ci i poczu­cia, że gdzieś tam zza węgła wyglą­da­ją rzeczy ostate­czne, które wcześniej czy później naszych bohaterów dopad­ną. Całość budz­iła w ludzi­ach jed­nocześnie niechęć i nos­tal­gię, a powol­na nar­rac­ja w której jed­nocześnie nic się nie dzi­ało i dzi­ało się wszys­tko spraw­iała, że bardziej niż do zdarzeń przy­wiąza­l­iśmy się do postaci, ich marzeń, ambicji, wad i pragnień.

Ostat­ni sezon Mad Men zmierzał w kierunku który wszyscy od dość daw­na przewidy­wali. Nic nie trwa wiecznie –zwłaszcza agenc­je reklam­owe i kari­ery ich kreaty­wnych sze­fów. Świat bieg­nie do przo­du więc i do przo­du biec muszą bohaterowie. Choć odcin­ki biegły powoli to jed­nak widać było, że rozwiązanie agencji (właś­ci­wie jej prze­ję­cie) i decyz­je bohaterów co robić dalej – zaczepić się w nowej pra­cy czy zacząć swo­je życie na nowo są nieuchronne. Jed­nocześnie ten moment przeło­mowy dawał wszys­tkim niesły­chane spek­trum możli­woś­ci. Mając w kieszeni zaro­bioną for­tunę, doskon­ałe CV i przeko­nanie o swo­jej wartoś­ci na rynku, każdy z bohaterów znalazł się właś­ci­wie w sytu­acji w której wszys­tko w życiu stoi otworem. Mogą zro­bić co chcą. Co pod sam koniec seri­alu dało wszys­tkim mniej więcej ten sam moment – uświadomienia sobie co mają, co prag­nęli by mieć i czego się przez ostat­nią dekadę nauczyli.  I tak nasze dwie bohater­ki – Joan i Peg­gy znalazły się przed w sum­ie bard­zo podob­nym wyborem – uczu­cie, mężczyz­na, może rodz­i­na – albo pra­ca. Joan – ta uwodzą­ca wszys­t­kich i wszys­tki­mi rządzą­ca kadrowa (czy właś­ci­wie sze­fowa sekretarek) z pier­wszego sezonu wybiera pracę. Zmęc­zona sek­sizmem, zmęc­zona mężczyz­na­mi którzy prag­ną jej tylko dla siebie, zakła­da włas­ną fir­mę.  Zwierz musi przyz­nać, że jej przed ostat­nia sce­na  z mężczyzną staw­ia­jącą jej wyma­gania (albo ja albo pra­ca) i ten spoko­jny nieco flir­cia­rs­ki ton jakim roz­maw­ia z kon­tra­hen­tem to doskon­ałe posumowanie jej przemi­any. Choć od pier­wszego sezonu była postacią nieza­leżną i doskonale wiedzącą czego chce to ta jej decyz­ja, że poradzi sobie bez facetów za to z pracą którą kocha jest cud­ownym zakończe­niem jej podróży. Zwier­zowi podobała się też strasznie jej ostat­nia sce­na z Rogerem jest przeu­rocza. Ich związek i przy­jaźń to jeden z najlepiej napisanych wątków w seri­alu. Dwo­je niesły­chanie lubią­cych się ludzi, którzy zawsze będą dla siebie ważni.

Z kolei Peg­gy –której drogę obser­wu­je­my od samego początku (to jej pojaw­ie­nie się w fimie rozpoczy­na naszą his­torię ) sta­je przed bard­zo podob­nym – choć nieco mniej dra­maty­cznym wyborem. Wyda­je się, że nasza bohater­ka już jak­iś cza­sem temu doszła do wniosku, że jako kobi­eta robią­ca kari­erę w dość męskim zawodzie musi się pogodz­ić z tym, że raczej przyjdzie jej żyć bez mężczyzny. Jasne byli jacyś po drodze ale nikt nie zdawał się do koń­ca rozu­mieć i doce­ni­ać jej ambicji. Aż tu nagle pod koniec okazu­je się, że wcale nie trze­ba wybier­ać. Że ten miły, misiowaty przy­ja­ciel z pra­cy –doce­ni­a­ją­cy ją, rozu­mieją­cy i wspier­a­ją­cy to jest właśnie ten odpowied­ni facet. Taki który rozu­mie pasję Peg­gy, nie będzie jej próbował zatrzymy­wać w domu i wcale nie chce jej zmieni­ać. Sce­na roz­mowy przez tele­fon między Peg­gy a Stanem —  zakończe­nie tej sce­ny —  to coś co spraw­ia, że człowiek nie jest w stanie przes­tać się uśmiechać. Chy­ba dlat­ego, że wszyscy trochę bal­iśmy się, że Peg­gy zostanie takim nowym Donem Drap­erem – jed­nos­tką ego­isty­czną, zagu­bioną, ucieka­jącą w pracę. Sce­narzyś­ci jed­nak dali Peg­gy najlep­sze możli­we zakończe­nie. Raz ktoś nie musi wybier­ać i w nagrodę za ciężką pracę, deter­mi­nację i poświęce­nie dosta­je wszys­tko w pakiecie. Zresztą zwier­zowi podobało się to jak ostat­nie odcin­ki wró­ciły do wątku z sezonu pier­wszego kiedy Petera i Peg­gy łączyło coś naprawdę dzi­wnego. Ter­az kiedy w ostat­nim odcinku Peter mówi Peg­gy że ludzie będą kiedyś się chwal­ić, że z nią współpra­cow­ali widz­imy jak zmienił się i bohater i ich wza­jemne relacje.

No właśnie jeśli o Peterze mowa – zwierz jest pod wraże­niem jak bard­zo ser­i­al pozwalał nam go znien­aw­idz­ić a potem pol­u­bić na nowo. Ten wred­ny dupek, którego klęs­ki chcieliśmy przez więk­szość cza­su pod sam koniec okazał się człowiekiem które­mu życzymy jak najlepiej. Co więcej – okaza­ło się, że ostate­cznie Peter ma dokład­nie to czego właś­ci­wie chci­ał od początku, dobrą pracę, żonę, dziecko i pry­wat­ny samolot czeka­ją­cy na niego na lot­nisku. Tylko, że o ile w pier­wszym sezonie wydawało się nam, że na nic takiego nie zasługu­je to ter­az widz­imy człowieka którego sukces nas nie boli. To nie jest tak, że zamienił się w najsym­pa­ty­czniejszą ze wszys­t­kich osób na świecie, ale jesteśmy mu w stanie wiele wybaczyć bo w prze­ci­wieńst­wie do wielu – czegoś się ze swoich błędów nauczył. Z kolei – sko­ro mówimy o wątkach pobocznych – zwierz z radoś­cią przyjął koniec wątku Rogera. Ten najbardziej wylu­zowany człowiek w całym seri­alu, dow­cip­ny, otwarty (choć skry­wa­ją­cy częs­to prawdzi­we uczu­cia) i zda­ją­cy się niczym nie prze­j­mować dostał cud­owne zakończe­nie. Ślub z kobi­etą równą sobie wiekiem, kafe­j­ka, szam­pan i homar. Roger jako człowiek, który zawsze zdawał się pod­chodz­ić do świa­ta na luzie przeszedł przez tą dekadę z potknię­ci­a­mi ale jak kot spadł na cztery łapy.  I wcale to zwierza nie dzi­wi, bo zda­je się że to jeden z tych ludzi do których los zawsze będzie się uśmiechał. I trud­no się dzi­wić sko­ro on nigdy nie poz­wolił sobie na to by mrok przesłonił mu radość życia.

Na sam koniec zwierz zostaw­ia Dona Drapera. Jesteśmy chy­ba w momen­cie kiedy zwierz może bez obaw powiedzieć że spodziewał się śmier­ci bohater. Takie zakończe­nie wydawało się całkiem rozsądne. Don jako postać tak strasznie związana z mija­jącą epoką powinien ode­jść razem z nią. Zresztą sprawni wid­zowie seri­alu znaleźli już nie jeden trop i pos­zlakę mówiącą o tym że Don powinien – zupełnie jak ten ludzik z czołów­ki – runąć w dół. Tym­cza­sem okaza­ło się, że śmierć tylko się o Dona oprze. Sce­narzys­ta wydał bowiem wyrok śmier­ci na jego byłą żonę Bet­ty. Bet­ty to postać, z którą chy­ba najtrud­niej się sol­idary­zować a jed­nocześnie spotkał ją los wyjątkowo okrut­ny.  Diag­noza przyszła bowiem wtedy kiedy naresz­cie zde­cy­dowała się kim  tak naprawdę chce być. Ale jeśli się nad tym zas­tanow­ić Bet­ty też odchodzi trochę jako uoso­bi­e­nie swoich cza­sów – pięknie uczesana gospo­dyni domowa z papierosem w ręku. Jej śmierć ma też znacze­nie w kon­tekś­cie dzieci Dona – zwierz nigdy nie lubił ich wątków ale ostate­cznie udało się pokazać nam dzieci które dorosły do tego by prze­ros­nąć swoich rodz­iców. Choć zwierz ma wraże­nie że być może to jak bard­zo nikt się nimi nie zaj­mu­je jest w tym wszys­tkim najsmutniejsze.

Nie zmienia to fak­tu, że śmierć Bet­ty  oraz świado­mość, że nikt nie da mu dzieci coś w Donie rusza. Coś co zbiera się w nim od pier­wszego sezonu. To poczu­cie bez­nadziejnoś­ci, braku per­spek­tyw i tego, że nie da się cały czas udawać że przeszłoś­ci i błędów nie ma. Twór­cy wysyła­ją więc naszego zako­rzenionego w przeszłoś­ci bohat­era na obóz dla hip­isów, gdzie nie pasu­je jeszcze bardziej, zarówno wyglą­dem jak i sposobem myśle­nia.  Choć Don Drap­er teo­re­ty­cznie jest człowiekiem słów to w tym odcinku głównie mil­czy i obser­wu­je. Najbardziej porusza­jącą prze­mowę wygłasza tu niepo­zorny pra­cown­ik biurowy który doskonale ujmu­je to co Dona prześladu­je przez cały czas – chęć bycia zauważonym, kochanym, wybranym i zatrzy­manym.  To zresztą doskon­ała puen­ta – Don nie jest sam i jedyny ze swoim kryzy­sem i prob­le­ma­mi –jedy­na różni­ca jest taka, że nie jest szarym łysieją­cym facetem siedzą­cym przy biurku w wielkim biurze ale sze­fem kreaty­wnym agencji reklam­owej, na dodatek bard­zo przys­to­jnym. Owo poczu­cie egzys­tenc­jal­nej pust­ki które miało czynić Dona wyjątkowym okazu­je się powszechne, może nawet banalne. Coś co wydawało się takie ostate­czne rozle­wa się na całe rzesze ludzi, którzy mają wraże­nie, że swoim życiem nic nie zmie­nili, nic nie osiągnęli i nawet nie odcis­nęli pięt­na na życiu innych ludzi.

Odcinek przewrot­nie nazy­wa się Per­son to Per­son choć głównym moty­wem są roz­mowy tele­fon­iczne – doskonale zagrane. Don i Bet­ty – których cały nieu­dany (choć może najbardziej udany ze wszys­t­kich jakie mieli) związek zamy­ka się w jed­nym słowie, Don i Peg­gy – kiedyś szef i sekre­tar­ka dziś dwo­je jedynych prawdzi­wych przy­jaciół (Peg­gy mówią­ca – wróć do domu takim cud­own­ie stanow­czym tonem) – roz­mowy bliskie właśnie dzię­ki temu że dalekie. Zresztą w ogóle w świecie Dona Drapera im więk­sza odległość między ludź­mi tym łatwiej powiedzieć sobie prawdę- od wyz­na­nia miłoś­ci do przyz­na­nia się do życiowej poraż­ki. Jed­nocześnie kiedy Don sta­je w cza­sie jed­nego z ćwiczeń naprze­ci­wko zupełnie obcej kobi­ety ta popros­zona by poaza­ła swo­ją pier­wszą reakcję, automaty­cznie go odpy­cha. Przy czym co było w tym odcinku abso­lut­nie cud­owne to fakt, że pod­chodz­ił do koń­ca całej serii, dekady, his­torii w sposób zaskaku­ją­co mało sen­ty­men­tal­ny. Jasne wąt­ki teo­re­ty­cznie się kończyły ale raczej tak jak kończy się his­torię o której wiemy, że trwa jeszcze przez lata poza polem naszego widzenia. Jak w życiu.

No dobra ale jest jeszcze kwes­t­ia samej końców­ki. Zdaniem zwierza – aut­en­ty­cznie wybit­nej. Oto Don siedzi wśród innych medy­tu­ją­cych uczest­ników wyjaz­du, słucha­jąc guru, pow­tarza­jąc mantrę. Czyż­by to miał być koniec? Nasz bohater lat 60 który nagle odkry­wa że jest człowiekiem z lat 70? Facet z wieżow­ca w Nowym Jorku w ide­al­nie skro­jonym gar­ni­turze, ma się okazać facetem siedzą­cym w pozy­cji loto­su w białej koszuli? Zan­im jed­nak widza dopad­nie niedowierzanie widz­imy na twarzy Dona uśmiech. Cię­cie. Rekla­ma Coca Coli z 1971 – jed­na z najsławniejszych, wyko­rzys­tu­ją­cych hasła i este­tykę ruchu hip­isowskiego do sprzedaży jed­nego z najbardziej komer­cyjnych pro­duk­tów w his­torii. Rekla­ma z punkt widzenia mar­ketingu przeło­mowa, doskonale znana – sym­bol kam­panii reklam­owych Coca – Coli.  Nie sposób nie westch­nąć z zach­wytu. Biorąc pod uwagę, że Don miał przy­dzielone w nowej fir­mie (zan­im zwiał) kon­to Coca Coli, biorąc pod uwagę że dziew­czy­na z reklamy i pojaw­ia­ją­ca się dziew­czy­na z recepcji są ubrane niemal tak samo, biorąc pod uwagę jak słowa guru i piosen­ki się ze sobą łączą – nie sposób się nie zach­wycić. Bo oto pod sam koniec Matthew Wein­er przy­pom­i­na nam co oglą­damy. Oglą­damy his­torię człowieka który robi reklamy, bierze życie, prz­er­abia je  i sprzeda­je ponown­ie.  Don Drap­er może nie wie jak byś szczęśli­wy ale na pewno wie jak nam szczęś­cie sprzedać.  Zwierz wyobrażał sobie wiele zakończeń, ale to prze­biło wszys­tko. Czy jest lep­szy sposób żeby skończyć ser­i­al o rekla­mach, reklamą? Jed­nocześnie mając pełną świado­mość jak niesły­chanie porusza­ją­cy, smut­ny, iron­iczny i po pros­tu genial­ny jest to ruch.  I nawet jeśli przyjmiemy, że to nie jest rekla­ma Dona-  to i tak jest to genial­ny ruch. Pokazu­ją­cy, że każdą kole­jną epokę da się prze­r­o­bić na reklamę i nie ma takiej wiz­ji życia i takiego hasła którego nie da się zaprząc do reklamy Coca- Coli (choć zwierz lubi myśleć, że to rekla­ma Dona).

I tak Mad Men doszedł do koń­ca. His­to­ria koń­ca epo­ki, początku nowej i ludzi na roz­drożu. Wydawało się zwier­zowi że to będzie smut­na opowieść o tym jak nasze własne życie się nam wymy­ka. I rzeczy­wiś­cie to była taka his­to­ria – o ciągłym dąże­niu do czegoś czego do koń­ca nie jesteśmy w stanie spre­cy­zować.  Mogło się nawet przez chwilę wydawać że  to his­to­ria ludzi zła­pa­nych w mat­nię- cyn­icznie sprzeda­ją­cych ide­alne życie a potem robią­cych wszys­tko by dos­tosować własne życie do tego wyide­al­i­zowanego obraz­ka. Ale ostate­cznie Mad Men wybrał rozwiązanie dużo lep­sze – inter­pre­ta­cyjnie ciekawsze. Ostate­cznie okazał się to ser­i­al o ludzi­ach którzy chcą być szczęśli­wi, popeł­ni­a­ją błędy ale zaskaku­ją­co częs­to uda­je im się jakoś znaleźć dla siebie miejsce. Ich niedoskon­ałoś­ci – nawet tak bard­zo widoczne – ostate­cznie nadro­bili zale­ta­mi, błędy okaza­ły się mniej bolesne i choć wszyscy mają coś za usza­mi to życie toczy się dalej. Nos­tal­gia – słowo klucz całej his­torii – ten ból po ranie z cza­sem został zastą­pi­ony nadzieją. Może da się jeszcze coś z życia wyłuskać, albo przy­na­jm­niej zde­cy­dować z czego się zrezygnu­je. I tak ostate­cznie Don Drap­er nie jest ani wybit­nie szczęśli­wy, ani aż tak bard­zo pogod­zony ze sobą, ani nawet martwy. Za to ma pomysł na genial­ną reklamę. I w sum­ie o to cały czas chodz­iło. Brawo.

7 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online