Hej
Kiedy zwierz pomyśli, że na swoim pierwszym konwencie zjawił się w sierpniu tego roku, sam się sobie dziwi. Wydawać by się mogło, że istota taka jak zwierz powinna żyć od jednego do drugiego spotkania fanów. To imprezy wręcz stworzone dla istot takich jak zwierz. Tymczasem jakoś egzystencja zwierza upływała z dla od takich imprez aż nagle po Polconie w Warszawie zwierz zaczął pojawiać się na nich dość regularnie (za zwierzem już spotkania w Krakowie i Toruniu – oba wspominane bardzo dobrze). Nie mogło, więc go zabraknąć na Pyrkonie, który nie dość, że największy to także najsławniejszy. Zwierz od kilku lat słyszy jak na Pyrkonie jest fajnie, i czego to tam zobaczyć nie można, więc zdecydował, że skoro wzbogacił już swoją egzystencję o wędrowanie po kraju za fandomem, to tegoroczny Pyrkon obejść się bez niego nie może. I jak to w bajkach bywa, jak pomyślał tak zrobił.
Zwierz wiedział, że musi pojechać na Pyrkon od czasu kiedy dwa lata temu napisała o nim wpis Cyd, ale i tak musi podziękować Cathii, która zachęciła nas obie do przygotowania kolejnego wystąpienia w trójkę. Serio jesteśmy jak zespół muzyczny, który rzadko nagrywa płyty ;)
Zacznijmy od tego, że rzeczywiście skala Pyrkonu robi wrażenie. Teren międzynarodowych targów poznańskich wypełniony fanami wszystkiego, czego fanem być można (w zakresie szeroko rozumianej popkultury) to chyba najbliższy Comic conowemu widok, jaki można zobaczyć w naszym kraju. Zwierz był pod wrażeniem, jak dość nowoczesna i bezduszna powierzchnia targów doskonale współgra z dużą radosną grupą w większości młodych ludzi, którzy właściwie chcą przede wszystkim się spotkać i dobrze bawić. I absolutnie nie ma tego (wynikającego głownie z przestrzeni a nie z organizacji) wrażenia, jakie odnosi się na części konwentów, że choć jest bardzo fajnie to jednak ma się do czynienia z wydarzeniem niewielkim i bardzo lokalnym. Tu ma się przez chwilę wrażenie, że jest się w środku jakiegoś niesłychanie fajnego, ale i ważnego popkulturalnego kotła. To powiedziawszy zwierz musi jednak powiedzieć, że ta niesamowita frekwencja zaczyna powoli działać na niekorzyść konwentu. Co rusz słychać było zawiedzione głosy tych, przed którymi zamknęły się drzwi sal na prelekcjach (sam zwierz z bólem serca spoglądał na osoby odprawiane przy drzwiach na prelekcji o Kobiecie fantastycznej, którą wygłaszał z Cathią i Cydą). Do tego brakowało zwierzowi trochę takiego uczucia, jakie miewał na poprzednich konwentach gdzie wystarczyło usiąść i natychmiast się na kogoś wpadało – dawało to takie uczucie trochę takiego powrotu do szkoły. Tu niestety szans jest na to niewiele i choć zwierz trochę osób spotkał to cały czas miał wrażenie, że dużo więcej minął. Poza tym niestety widać, że powoli wielkość imprezy zaczyna w pewnych drobnych aspektach przerastać organizatorów – choć w tym roku zdecydowanie udało się ominąć problem wielkich kolejek, to już chwila, w której zwierz jako twórca programu nie dostał własnego programu (zwierz rozumie, że się skończyły bo było dużo gości ale zawsze można było odłożyć tyle programów ilu jest twórców programu- to stała liczba) była dość przykra.
Chyba najcudniejsza rzecz jaką zwierz dostał na Pyrkonie czyli żelki, Benedict i środa! Takich fanów to chyba nikt nie ma!
Nie oznacza to jednak, że zwierz się źle bawił. Cóż przy takiej ilości atrakcji byłoby to niemożliwe. Pierwszego dnia (zwierz nie mógł się urwać z pracy, więc pojawił się dopiero w sobotę). Zwierz był nieco zabiegany z powodu dwóch własnych wystąpień. Pierwsze z nich prowadzone razem Cyd i Cathią poświęcone kobiecie w fantastyce dostarczyło nam trochę emocji na początku, kiedy zwierz z Cathią czekały przed salą zastanawiając się gdzie jest Cyd a Cyd czekała w sali zastanawiając się gdzie my jesteśmy. Trzeba powiedzieć, że to jednak niesamowite, że nasza trójka zawsze jakimś cudem zgrywa się w czasie prezentacji mimo, że właściwie są one zapisem długiej rozmowy na facebookowym czacie. Serio, tym razem nawet nie miałyśmy czasu usiąść we trzy i podzielić się naszymi slajdami – ale zwierz ma wrażenie, że nie było widać (to do tych, co się dostali). Zwierza szczególnie rozczulił jednak moment, gdy gdzieś w połowie prezentacji ktoś uchylił drzwi i krzyknął „zwierzu”. Taki radosny przerywnik to coś, co może się zwierzowi zdarzyć wyłącznie na konwencie. Podobnie jak to, co dzieje się po takiej prezentacji gdzie zwierza proszono o zdjęcia czy podpisy, ale przede wszystkim obdarowano żelkami. Zwierzowi niesłychanie podoba się pomysł był by obdarowywanie go żelkami stało się jakąś tradycją.
Zdjęcie zrobione naprawdę na samym początku targów. Jak widać ludzi co nie miara.
O ile własnej prezentacji zwierz zupełnie się nie bał, o tyle moderowanie panelu z czwórką pisarzy! Było dla zwierza doświadczeniem wybitnie stresującym. Z kilku powodów. Po pierwsze był to pierwszy panel w życiu, jaki zwierz moderował. Wydawać by się mogło, że moderator ma najmniej do roboty, ale niestety zwierz z własnego doświadczenia wie, że nikt tak nie zabija panelu jak nudny czy niemający pomysłu na rozmowę moderator. I tu przychodzi lęk numer dwa, bo choć temat miasta w fantastyce jest niesłychanie interesujący to sam zwierz nie wie czy ma w głowie sporo inteligentnych przemyśleń na ten temat. Na cale szczęście, ludzie którzy zajmują się pisaniem są najczęściej elokwentni i dowcipni, więc udało się wszystko ładnie (przynajmniej zwierz ma nadzieję) choć zwierz musi powiedzieć, że trochę nas wszystkich uratował fakt, że nowa książka Anety Jadowskiej o Dorze Wilk ukazała się w zeszłym tygodniu i sala była wypełniona ludźmi, którzy koniecznie chcieli wiedzieć, jak się zamienia Toruń ze zwykłego na niezwykły. Poza tym rzeczywiście było przyjemnie i zabawnie a zwierz poczytuje sobie za osobisty sukces fakt, że Ania Kańtoch nawet coś powiedziała. Choć może, dlatego, że zwierz wcześniej powiedział jej, że musi coś powiedzieć. Jak widzicie połowa sukcesu w byciu moderatorem to zabawa w mafiosa i terroryzowanie panelistów przed rozpoczęciem rozmowy.
Zwierz jest teraz posiadaczem szkicu autorstwa Mai Lulek, więc oficjalnie przestaje zbierać na emeryturę, bo jego zdaniem ma już zabezpieczenie w postaci zyskującego na wartości dzieła sztuki
Jednak musicie wiedzieć, że sobotę naznaczyło wydarzenie dużo ważniejsze niźli tylko prowadzenie przez zwierza panelu czy prelekcji. Oto pierwszy raz w życiu zwierz spotkał na żywo Maję Lulek. Widzicie kiedy kogoś dobrze zna się przez Internet to zawsze istnieje taki malutki, malutki margines prawdopodobieństwa, że osoba miła przez sieć w realu okaże się z jakiegoś powodu mniej sympatyczna. Zwierz troszkę się tego obawiał i zastanawiał się, co by począć ze swoim życiem gdyby Maja okazała się tylko miła. Na całe szczęście Maja okazała się wspaniała a zwierz może z ręką na sercu stwierdzić, że jej koszulki i torby (obecne na Pyrkonie naprawdę wszędzie) były zdaniem zwierza jednymi z najfajniejszych rzeczy, jakie można było nabyć na całym Prykonowym targowisku (zwierz spotkał nawet wytwórców uwzględnionych w Geek Marekt). co więcej okazało się, że Maja przywiozła zwierzowi z Londynu plakat z Tomem z Koriolana i to był ten moment, kiedy zwierz po raz kolejny zrozumiał, że największym błogosławieństwem wynikającym z prowadzenia bloga jest fakt, że spotyka się tak fantastycznych ludzi.
Na Pyrkonie sprzedają rzeczy, o których człowiek nawet nie wie, że ich chce i potrzebuje, póki nie zobaczy. Tu narzędzie do krojenia Pizzy w jednym słusznym kształcie.
No właśnie skoro już przy ludziach jesteśmy. Zwierz musi powiedzieć, że chyba pierwszy raz w życiu miał szansę dowiedzieć się jak czuje się osoba trochę rozpoznawana. Co prawda daleko zwierzowi od popularności tych, którzy najprawdopodobniej niedługo po konwentach chodzić będą musieli jak Matt Smith w maskach, ale spotkanie fanów, czy pojawiające się od czasu do czasu pytanie połączone z wykrzyknięciem „To ty jesteś zwierz” było doświadczeniem nowym i miłym. Co prawda zwierz jest absolutnie przekonany, że entuzjazmu ludzi robiących sobie zdjęcie ze zwierzem osłabnie nieco, kiedy wrócą do domu i zorientują się jak strasznie zwierz na tych fotografiach wyszedł, (jeśli zastanawiacie się, dlaczego ma minę jakby cierpiał wewnętrzne katusze – zwierz zawsze tak wychodzi na zdjęciach), ale całość doświadczenia była surrealistycznie przyjemna. Podobnie jak każde miłe słowo, które można było usłyszeć od czytelników, którzy bardzo często rozpoczynali, od „co prawda nigdy nie komentuję, ale czytam”. Paradoksalnie to są dla zwierza słowa miłe, bo dowiaduje się o całej zakonspirowanej bazie czytelników. W każdym razie zwierz musi megalomańsko stwierdzić, że spotykanie czytelników jest naprawdę czymś przemiłym.
Żaden konwent nie może się odbyć bez obowiązkowego zdjęcia zwierza w wianku. Smutna mina gratis
Drugiego dnia, zwierz nie był już tak zabiegany, więc spędził sporo czasu wydając kupę kasy na różne przewspaniałe fandomowe wspaniałości. Na targach, jakie towarzyszą takim konwentom jak Pyrkon zwierz zawsze ma strasznie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony – zawsze mu strasznie żal tego jak niewiele około popkulturalnych gadżetów można w kraju dostać. Z drugiej – kiedy widzi jaką wspaniałą wytwórczość fanowską tą napędza i jak cieszy się każdy kto dostał nawet najmniejszą rzecz, która nawiązuje do jego ukochanego fandomu – wtedy zwierz ma wrażenie, że fakt iż nie możemy iść po prostu do odpowiednika Forbbiden Planet jest w istocie niesłychanie pozytywny. W każdym razie Pyrkon to miejsce gdzie wszyscy mają wrażenie, że mają za mało kasy, bo chce się kupić wszystko i to najlepiej dwa razy jakby się zgubiło. Na całe szczęście jest koniec miesiąca więc zwierz nie spłukał się całkowicie (tylko prawie całkowicie) w pierwszych dniach po wypłacie.
Cudów zakupionych ciąg dalszy – taka zakładka jest dla każdego fana Hannibala zakupem obowiązkowym. Nawet do zakładania czytnika ;)
Jednak zakupy zakupami, ale na zwierza czekał jeszcze jego samodzielny punkt programu, czyli prelekcja o tym jak pisać i nie pisać o kulturze popularnej. Zwierz musi powiedzieć, że pewnie o smaczkach tego jak nie pisać o kulturze popularnej miałby do powiedzenia nieco więcej, ale nie mógł się powstrzymać i nie rzucić kilku uwag dotyczących pisania a właściwie blogowania o popkulturze. Windowania na całe szczęście nie była pusta, słuchacze wydawali się nawet nieco zainteresowani i śmiali się we wszystkich odpowiednich miejscach, a pod koniec kilka osób podeszło do zwierza, więc zwierz uznaje wystąpienie za raczej udane. Zwłaszcza, że musi wam szczerze przyznać, że nieco się go bał, bo choć mówienie do ludzi nigdy nie sprawiało zwierzowi problemu (każdy kto zna zwierza wie, że mówienie to nie jest jego problem) o tyle zawsze występowanie przed grupą ludzi z wystąpieniem, które teoretycznie powinno pójść nam gładko budzi lekki lęk. No i zwierz uważa za pewnego rodzaju sukces, że, mimo iż jego wystąpienie było prawie pod sam koniec konwentu pojawili się na sali niekoniecznie jego czytelnicy, tylko ludzie zainteresowani samym tematem. Nie mniej zwierz nie miał czasu pławić się w glorii i chwale nieskompromitowania się, bo trzeba było lecieć na ostatni na Pyrkonie (a pierwszy dla zwierza!) panel, o Hannibalu. Słuchanie i rozmawianie o seryjnych mordercach i kanibalach zawsze jest przemiłe i gdyby nie zbliżający się nieuchronnie czas by udać się na dworzec zwierz zapewne zostałby tam dużo dłużej.
Konwenty fantastyczne to takie miejsce gdzie można pozorować walkę wielkiego potwora z wielkim mechem na środku stołówki i nikt się na nas dziwnie nie patrzy
Zwierz musi powiedzieć, że myśli o Pyrkonie bardzo ciepło, choć nie jest pewien czy myślałby równie dobrze gdyby nie zabrał ze sobą brata. Widzicie na tym polega problem z takimi imprezami – są super, jeśli mamy kogoś z kim w środku dnia możemy skoczyć na kawę i jak wszyscy dorośli ludzie pobawić się figurkami z Pacific Rim, nieco gorzej wygląda sprawa jeśli jesteśmy sami i np. nie dostaniemy się na prelekcje. Wtedy trochę brakuje możliwości zintegrowania się z innymi uczestnikami, poza oczywistym założeniem, że wszyscy jesteśmy na Pyrkonie sobie bliscy. Na niektórych to działa na innych nie, zwierz jest niestety z tych, którzy słabo się integrują z marszu, więc może nie do końca się do takich imprez nadaje. Choć wiecie, zwierzowi przypomniał się wspaniały moment tegorocznego Coperniconu kiedy firma Rebel ogłaszała wyniki loterii. Wydarzenie było teoretycznie poboczną promocją, ale wszyscy zebrani w jednym miejscu śmiejący się, klaszczący, odliczający dawali poczucie niesamowitej wspólnoty. Może Pyrkon jest na takie rzeczy za duży, może zwierza sporo takich momentów ominęło, bo był zajęty prelegowaniem albo przygotowywaniem się do prelekcji. Być może zwierz musi zrobić coś, czego jeszcze ani razu w życiu nie zrobił. Pojechać na jakiś konwent tylko jako uczestnik. Choć z drugiej strony, kogo zwierz próbuje oszukać. Moment, kiedy bierze się do ręki mikrofon i zaczyna blogować na żywo, to emocje trudne do zastąpienia. Czyli co do zobaczenia za rok?
Ps: Zwierz chciałby jeszcze raz pozdrowić wszystkich, którzy powiedzieli mu cześć i wszystkich, którzy chcieli ale z jakiś powodów się nie zdecydowali. Ogólnie jak zwierz pisał to zawsze strasznie miłe dowiedzieć się, że czytanie zwierza jest częścią czyjegoś dnia.
Ps2: Prykon to miejsce gdzie człowiek żałuje, że ma tylko jedną szyję, jedną parę uszu i zaledwie dziesięć placów. Serio to aż nieprzyzwoite oferować ludziom tyle wspaniałości.