Hej
Zwierz nigdy nie zapomni jak na jednej z konferencji naukowych w czasie przerwy na kawę zapytano go gdzie kończył filmoznawstwo. Gdybyście usłyszeli niezręczną ciszę, jaka zapadła. Zwierz filmoznawstwa jak wiadomo nigdy nie kończył, ale nigdy nie było mu się aż tak głupio do tego faktu przyznać. Serio, zwierz zazwyczaj nie wstydzi się faktu, że jest prostym historykiem, ale tym razem dałby wszystko by móc podać Kraków czy Toruń. No ale dziś musi wam o tym obowiązkowo przypomnieć bo poniższego tekstu fakt dość kluczowy. Widzicie o ile obserwatorowi z boku może się wydawać, ze studia filmoznawcze nie mają sensu to doświadczenia zwierza mówią co innego. Filmoznawcy trochę jak historycy – nie zawsze wiedzą więcej ale często wiedzą inaczej, albo przynajmniej wiedzą które książki trzeba przeczytać by na kino patrzeć inaczej. Zwierz przyzna się szczerze, że przeczytał w życiu z przyjemnością całkiem sporo filmoznawczych książek, ale chyba nie będziemy się oszukiwać że to wystarczy. Do pisania recenzji filmoznawstwo na całe szczęście nie jest potrzebne. Zwłaszcza jak się jest blogerem piszącym w trzeciej osobie. Takich ekspertów samouków jak zwierz chodzi po świecie tysiące jeśli nie miliony. Niemniej nie wszyscy bierzemy się za recenzowanie filmoznawczych książek co zwierz ma zamiar zaraz uczynić polecając wam „Oblicza Kina Queer” książkę Małgorzaty Radkiewicz. Pierwszą w życiu zwierza, o której przesłanie do recenzji zwierz grzecznie poprosił wydawnictwo. Bo tak strasznie chciał przeczytać.
Zwierz nie wie czy znacie filmoznawczą serię ha!art. Jeśli nie koniecznie się zapoznajcie bo jest bardzo dobra
Dawno temu zwierz zadawał na swoim blogu pytanie czy półka z filmami queer powinna istnieć. Czy rzeczywiście nie hetero normatywność bohaterów jest tak ważnym wyznacznikiem by zasługiwała na osobną półkę. A jeśli tak to gdzie są granice – czy kinem queerowym należy uznać tylko łatwe do rozpoznania new queer cinema czy może należy iść dalej i postawić na tej półce Tajemnicę Brokeback Mountain czy Filadelfię, o których wiemy, ze funkcjonują w ramach kina głównego nurtu. Jaka szkoda że zwierz nie miał wtedy w ręku książki Radkiewicz. Odpowiada ona bowiem właściwie na wszelkie pytania i wątpliwości zwierza. Przede wszystkim – szukając nie tyle samej definicji kina queer co jego licznych filmowych twarzy i reprezentacji autora zarzuca swoją sieć bardzo szeroko. Łapią się do niej zarówno filmy Jarmana jak i produkcje Ivorego czy w końcu wspominana wcześniej Filadelfia. Tak szerokie spektrum omawianych filmów jest zdaniem zwierza największą zaletą książki. Po pierwsze – dlatego, że wyprowadza refleksję nad tematami queer w kinie z wąskiej grupy wciąż tych samych typowych dla gatunku (czy właściwie tematyki) produkcji. Po drugie – pozwala dostrzec pewne schematy i elementy poruszania tematyki queerowej we wszystkich dziedzinach filmu – od artystycznych po produkcje głównego nurtu. Ale nie tylko – takie zestawienie pokazuje też, jak różne bywa podejście do pewnych zagadnień queer. Zwierzowi chyba najbardziej spodobała się refleksja nad tym jak często kino łączy wątki lesbijskie z kobietami, które popełniają przestępstwa. Zwierz nigdy nad tym nie pomyślał, ale rzeczywiście – owa mordercza lesbijka trzyma się w kinematografii niesłychanie mocno. Niby takie rzeczy się wie, ale czasem dopiero zestawienie wszystkich przykładów w jednym miejscu pozwala w pełni dostrzec jak bardzo pewne schematy funkcjonują w kulturze.
Zresztą kolejną olbrzymią zaletą książki jest pewna równowaga, jaką zachowuje. Jasne wszyscy wiemy, że tematyka queer powinna dotyczyć nie tylko gejów, ale także lesbijek osób biseksualnych czy tras płciowych. Co nie zmienia faktu, że niesłychanie często refleksja nad kinem queer zaczyna się zamieniać w refleksję nad kinem gejowskim. Tego w książce Radkiewicz zdecydowanie nie ma – równowaga jest idealnie zachowana, dzięki czemu dostajemy osobne spojrzenie na kino gejowskiej, lesbijskie czy na wątki biseksualne (krótkość tego rozdziału utwierdza zresztą czytelnika w przekonaniu, że kino podobnie jak społeczeństwo zbyt wielu pomysłów na biseksualistów nie ma) i transgenderowe. Przy czym ponownie w trakcie lektury zwierz zdał sobie sprawę, że o ile kino gejowskie doskonale kojarzy i większość tytułów albo widział albo o nich słyszał (podobnie w przypadku kina transgenderowego) o tyle kino lesbijskie jest mu właściwie obce. Co więcej – o części tytułów zwierz nawet nie słyszał. Oczywiście, zwierz nie słyszał o wszystkich filmach, jakie wyprodukowano, i można to uznać za brak kompetencji zwierza, (który ustaliliśmy już na początku), ale jeśli przyjmiemy, że wiedza zwierza pokrywa się z przeciętną wiedzą widza, to o czymś to jednak może świadczyć. Zresztą przyglądając się wybranym przykładom- poza nielicznymi wyjątkami – widać jak kino lesbijskie jest oddalone od głównego nurtu. O ile część z produkcji new queer cinema da się bez trudu obejrzeć w kinach o tyle kino lesbijskie powstające w tym samym momencie zdaje się być bardziej niszowe.
Zwierzowi strasznie spodobał się sposób napisania tej książki. Autorka zamiast jedynie odnotować pojawianie się różnych wątków czy schematów, poświęca wybranym produkcjom więcej miejsca, odwołując się nie tylko do postaci czy elementów fabuły ale także do wybranych scen ich interpretacji i znaczenia. Z jednej strony część czytelników należałoby ostrzec, że jeśli produkcji nie widzieli, to książka – jakby to ładnie ująć – zawiera spoilery. Z drugiej strony – ten sposób pisania o kinie – odwołujący się właśnie do konkretnych scen czy nawet gestów w tych scenach (trochę jednak zakładające że czytelnik film widział) jest doskonałe. Zwierz nie pamięta kiedy ostatnim razem czytając książkę filmoznawczą tak bardzo miał ochotę obejrzeć albo przynajmniej zrobić sobie powtórkę niektórych produkcji. Co prawda czasami refleksje nad niektórymi filmami utrudniają śledzenie płynnej narracji (ma się wrażenie jakby było trochę za dużo dodatkowych uwag) ale mimo wszystko taki sposób pisania stanowi zaletę a nie wadę. No i co najważniejsze – czyni książkę przystępną nawet dla czytelnika, który nie jest szczególnie dobrze obeznany w historii kina, jego tematyce i samym pojęciu queer. Z resztą w ogóle książka wpisuje się w pewien schemat publikacji naukowych których wciąż jest u nas za mało. Z jednej strony nie ma wątpliwości, ze to praca naukowa, filmoznawcza, opatrzona odpowiednimi przypisami, z drugiej – otwarta na mniej „profesjonalnego” czytelnika, mogąca stanowić doskonały wstęp do zagadnienia. Przy czym zwierz ceni sobie, że autorka poświęca dużo uwagi zarówno filmom otwarcie queerowym jak i tym które właściwie tylko do tematyki nawiązują pośrednio – pochylając się dłużej nad nową adaptacją Mansfield Park, nad konkretnymi scenami daje widzowi poczucie, że takie przejawy tematy queer też są ważne. Zwierz nie wie jak w innych publikacjach ale często ma się wrażenie, że właśnie takie przestrzenie pomiędzy kinem niszowym a kinem głównego nurtu zostają zupełnie nie opisane – jakby spychane przez badaczy obu form. Tu jednak ponieważ autorkę interesuje właśnie mnogość perspektyw podejmowania tematyki, znajdzie się miejsce i na tą „średnią”.
Czy zwierz ma jakieś uwagi krytyczne? Kilka, choć żadna z nich nie jest w sumie bardzo istotna. Przede wszystkim strasznie żal tego jak książkę wydrukowano. Otóż zdecydowano się chyba jednak na obniżenie kosztów druku i tak do rąk czytelnika trafia książka co prawda bogato ilustrowana, ale klejona i z podatną na urazy okładką. Tymczasem jest to dokładnie ta pozycja która powinna zostać ładnie zszyta (zwierz już widzi oczyma duszy swojej jak będzie zbierał za kilka lat wypadające kartki) i kolorowa. Zwłaszcza, ze odważna gra kolorem i formą gra w niektórych filmach queerowych istotną rolę. Choć i tak należy się cieszyć bogatym wyborem ilustracji, które pojawiają się na prawie każdej stronie – co zwierz uznaje akurat za olbrzymi plus – zdaniem zwierza książki o filmie jednak powinny być w jakiś sposób ilustrowane bo nie wszystko da się opisać. Druga sprawa to już typowe zrzędzenie „słoń a sprawa polska”. Otóż nie można zarzucić autorce że zupełnie wątki kina polskiego porzuciła ale należałoby może potraktować je osobno. Na okładce mamy cudowny kadr z Piętro Wyżej który pozostawia nadzieje, że może polskiemu podejściu do kwestii queer zostanie poświęcone więcej miejsca. Choć czepianie się, że czegoś w dobrej i wyczerpującej książce nie ma, to chyba najbardziej wredne posunięcie recenzenta, to jednak trochę żal że książki nie kończy krótki rodzialik poświęcony kinematografii krajowej. Bo choć jest ona obecna w książce (i to naprawdę do bardzo współczesnych produkcji bo aż do W imię…) to chciałoby się móc w tym jednym przypadku spojrzeć na całość, może właśnie pod sam koniec – by skonfrontować z tym co już wiemy. Ale to właściwie taka drobna uwaga. Poza tym zwierz niestety musi się po raz kolejny przyznać, do pewnej luki w swoich możliwościach recenzenckich – być może są jakieś watki czy ważne zagadnienia które autorka pominęła, a zwierz nie zdaje sobie z tego sprawy, ale tu już potrzeba eksperta z odpowiednim papierkiem.
Zwierz przyzna szczerze – nie wie jak książka wpisuje się we współczesne badania nad kinem queer i jak została przyjęta przez ludzi z branży. Niewątpliwie dla zwierza, który zadawał sobie odnośnie tematyki queer w kinie wiele pytań, ta książka jest nareszcie publikacją która nie tylko pewną wiedzę porządkuje, ale także właściwie żadnych interpretacji nie wyklucza. Bo rzeczywiście pokazuje, że queer jest w kinematografii obecny na bardzo wielu poziomach, w wielu obliczach i filmy poświęcone tej tematyce nie tyle powinny mieć własną półkę w dziale z filmami co właściwie powinny mieć cały osobny wielki dział. A może właśnie z racji tej wszechobecności nie jest to dział który ktokolwiek kiedykolwiek będzie w stanie jasno i wyraźnie oddzielić. Z całą jednak pewnością, jedno ta książka może dać nawet sceptycznemu czytelnikowi. Listę filmów do obejrzenia – znajdująca się pod koniec publikacji, lista wspomnianych filmów, to dokładnie ten zestaw, który należy zobaczyć by potem móc bez lęku powiedzieć, że o kinie queer już doskonale wszystko wiemy. Ewentualnie, że nadal nie wiemy nic.
Ps: Z informacji praktycznych książkę wydała korporacja ha!art i mimo narzekań zwierza, na jakość wydania to cena 39 złotych wydaje się być całkiem przyzwoita.
Ps2: Tak zwierz wie, że Benedict przyjeżdża do Krakowa na Off Plus Camera. Wszyscy którzy trafią na seans/spotkanie mogą się już cieszyć. Zwierz chyba do Krakowa nie dotrze ale w sumie myśmy się z Benedictem już widzieli – co prawda jest zwierz bardziej świadom tego faktu niż aktor no ale jakoś przeżyjemy.