Hej,
Zwierz wczoraj miał okazję zobaczyć na własne oczy jak pięknie odpuszczenie sobie uczuć pozytywnych i wylewanie jadu działa na statystyki. Najwyraźniej, kiedy zwierz postanowił, że będzie prowadził bloga miłego i życzliwego popełnił błąd, nie ma nic fajniejszego niż wyzłośliwianie się na marne produkcje. Ale po dniach złośliwości czas powrócić do naszej wielkiej setki, zwłaszcza, że na dziś zwierz przygotował taką chyba nie budzącą większych emocji listę filmów opartych o komiksy. I tu od razu uwaga – trzech filmów które zwierz umieściłby na tej liście automatycznie – X-men II, Powrót Batmana i Strażnicy nie ma bo są na pierwszej 100 (w zakładce poświęconej kinu akcji). Tak więc możecie sobie te trzy tytuły automatycznie dopisać do listy. Druga sprawa – zwierz postanowił, że będzie oceniał film a nie to jak dobrą ekranizacją komiksu jest film. Co to oznacza? Na przykład takie V jak Vendetta – to jest dobra ekranizacja komiksu, która zwierzowi nie podoba się jako film, mimo obecności znanych i lubianych przez zwierza aktorów (Stephen Fry czy Rupert Graves). Z drugiej strony sporo filmów na tej liście nie jest dobrymi, czy wiernymi adaptacjami komiksowych zeszytów, a czasem sa jedynie wariacją na ich temat, Tak więc w tej 10 nie znajdziecie najlepszych ekranizacji komiksów tylko te które zwierz lubi. I to oznacza że co najmniej jeden punkt będzie budził spore kontrowersje. Ale może zwierzowi uda się wybronić. Albo się nie uda i będziecie mieli potwierdzenie, że zwierz ma fatalny gust.
Sin City – miłość zwierza do Sin City wynika przede wszystkim z niesamowitego zaskoczenia jakim był dla zwierza ten film. Kiedy zwierz dowiedział się, że ekranizują komiks Millera spodziewał się kolejnej, może trochę bardziej mrocznej niż zwykle produkcji na podstawie komiksu. Oczywiście opowieści z Basin City kierowały nas raczej w kierunku kina Noir, no ale przecież nikt nie zrobi czarnobiałego filmu. No i się okazało, że zwierz się mylił. Film okazał się najcudowniejszym eksperymentem jaki zwierz przez lata widział w kinie. Kolejne kadry przypominające te znane z komiksu doprawione od czasu do czasu barwną plamą. Czarnobiały świat ale z wyboru a nie z powodu braku koloru. Do tego znakomicie sprawdzająca się obsada – powracający do formy Mickey Rourke, idealnie dobrany Bruce Willis, Clive Owen dokładnie w takim wydaniu w jakim prezentuje się najlepiej. A w tle przerażający Elijah Wood, pięknych Josh Hartnett, czy szalony Bencio del Toro dobrze dobrana Jessica Alba i cały zastęp ślicznych aktorek. Ale całość byłaby tylko eksperymentem gdyby na ekran nie przeniesiono jeszcze wspaniałych historii Millera. Dostajemy więc wspaniały kolaż dość ponurych historii dziejących się w mieście gdzie nie ma dobrych i złych są tylko bardzo źli i ci którym pozostały jeszcze szczątki przyzwoitości. Zwierz ma słabość do takiej narracji, która teoretycznie nie opowiada o niczym wielkim a naprawdę zestawia widza z całkiem poważnymi pytaniami i emocjami. Zwierz ogląda film zawsze w wielkim wzruszeniu – zwłaszcza wątek Bruce’a Willisa. Właściwie to zwierz spokojnie mógłby dopisać ten film do listy filmów na których zdarza mu się delikatnie chlipać. A i jeszcze jedna wspaniała informacja – jedną ze scen Sin City reżyserował Tarantino i co więcej to strasznie widać kiedy się tą scenę ogląda.
Hellboy II – zwierz wie, że druga część Hellboya wywołała w ludziach bardzo mieszane uczucia ale zwierz zdecydowanie woli ją od pierwszej. Dlaczego? PO pierwsze zwierz zdecydowanie woli filmy, w których już wiemy kim jest nasz bohater nie trzeba nam tłumaczyć skąd się wziął i nie ma tego całego długiego wstępu opowiadającego kto co jak i dlaczego. Zwierz wie, że taki wstęp jest potrzebny ale kiedy zna się z komiksu pochodzenie i losy bohatera to jest to nieco nużący fragment każdej filmowej adaptacji. Ale zwierz lubi drugiego Helloboya przede wszystkim za to, że to właśnie w tym filmie wyobraźnia Guillermo del Toro naprawdę poszybowała w kosmos. Tytułowa złota Armia, cudowne dobre i złe elfy i początkowa sekwencja opowiadanej małemu Hellboyowi bajki – wszystko to sprawiło, że zwierz zapisał Złotą Armię do jednych z najładniejszych i najciekawszych filmów jakie widział. Oczywiście niektórzy mogą stwierdzić, że Złota Armia to trochę popłuczyny po Labiryncie Pana, ale zwierz tak bardzo lubi ten styl, ze zupełnie nie przeszkadza mu podobieństwo. Co więcej tu ma więcej powodów by się nim spokojnie cieszyć zamiast niepokoić wydarzeniami rozgrywanymi na ekranie – bo powiedzmy sobie szczerze akcja jest bardzo sztampowa. Co zupełnie zwierzowi nie przeszkadza. No i Ron Perlman jest tak idealnie obsadzony w roli Hellboya że to aż czasem jest przerażające że udało im się znaleźć kogoś kto tak niesamowicie pasuje do tej roli.
Zwierz absolutnie uwielbia kostiumy i w ogóle całą graficzną szatę drugiego Hellboya.
300 – zwierz ma z tym filmem nietypowy problem. Otóż zwierz nie lubi sposobu w jakim w filmie oddzielono dobrych od złych. Nazwijcie zwierza staromodnym ale jego zdaniem pokazywani pięknego dobra i brzydkiego zdeformowanego zła to coś na co nie ma już miejsca. Albo nawet jest miejsce ale to po porostu zbyt proste, za łatwe i trochę denerwujące. Poza tym zwierz średnio znosi patos, choć rozumie dlaczego film jest nim przepełniony. Dobra zwierz miał wymieniać swoje ulubione filmy a na razie same narzekania. O ile bowiem zwierz nie zawsze zgadza się z wymową czy nastrojem filmu o tyle ilekroć na niego patrzy nie może się nadziwić jaki on jest piękny. I nie chodzi jedynie o liczne grupy pięknych wspaniale zbudowanych mężczyzn. Zwierz nie jest taki płytki. Chodzi o urodę niemal każdego kadru, zarówno w sekwencjach akcji jak i jeszcze przed jej zawiązaniem kiedy widzimy bohaterów w Sparcie. Wyjście Spartan do wąwozu gdy żegnani są na złocistym polu to jeden z piękniejszych kadrów jaki zwierz widział. A potem jeszcze gra z widzem, bo przecież jeśli dobrze zna się komiks to dostrzeże się te kadry, które zostały bezpośrednio przeniesione z powieści graficznej (jak np. słynny kadr ze spychaniem wojsk z klifu do morza). Do zalet wizualnych filmu dokłada się też Gerard Butler w jednej ze swoich nielicznych dobrych ról (zwierz wierzy, że to aktor z potencjałem ale w Hollywood jakoś się pogubił), Fassbender (długowłosy) w roli, której zwierz go nie zauważył dopóki go nie zauważył (zwierz ma nadzieję, że rozumiecie ten skrót myślowy) oraz co może się niektórym wydać dziwne Rodrigo Santoro w Roli Kserksesa. Wiecie zwierz ma słabość do tego aktora nawet jak gra jakiegoś czterometrowego łysego olbrzyma. Tak więc zwierz zazwyczaj siada do oglądania 300 z postanowieniem że zobaczy tylko jedną czy dwie sceny i zostaje do końca
Droga do Zatracenia – w sumie zwierz trochę oszukuje. Czy ktokolwiek postrzega znakomitą Drogę do zatracenia jako ekranizację komiksu? Pewnie bardzo niewielu widzów. Ale cóż zwierz poradzi, że to film znakomity. Nie tylko dlatego, że pokazuje mafię od zupełnie innej strony, ale także dlatego, ze trudno w nim znaleźć chociaż jeden słaby punkt. Przede wszystkim na zwierzu robi zawsze wrażenie obsada – Paul Newman w jedenej ze swoich ostatnich ról, pokazuje że jest chodzącą aktorska klasą. Tom Hanks dostał nietypową rolę bo człowieka, który nie jest dobry, ani szczególnie wylewny, ani nie przypomina żadnego z wcześniejszych raczej dobrych z natury bohaterów Hanksa (raczej bo nie tyczy się to wszystkich granych przez niego postaci). Ale zwierz mimo, ze Hanksa nie lubi uważa, że Sam Mendes miał rację, że postawił akurat na tego kochanego powszechnie aktora w tej niejednoznacznie moralnej roli. Do tego jeszcze wspaniały drugi plan z Judem Law który ma grać odrażającego mordercę więc wstawili mu brzydkie zęby a on nadal śliczny jak z obrazka i Danielem Craigiem, który akurat w swojej roli jest bardzo na miejscu. Film jest też pięknie nakręcony i w głowie zwierz pozostał jako jeden z porządniej zrealizowanych filmów które widział. Miło sobie czasem popatrzeć na znakomity film i pomyśleć, że u jego podstawy był znakomity skądinąd komiks. A i jeszcze cudowny mały bonus – syna Toma Hanksa grał anonimowy dla zwierza przez lata dzieciak. Dopiero niedawno zwierz zorientował się, ze ten dzieciak wyrósł na tego niesamowicie przystojnego pana z Teen Wolf. No zobaczcie jaki miły bonus.
A tak przy okazji Droga do Zatracenia to też jest piękny film.
Persepolis – zwierz długo się zastanawiał czy umieścić na liście film animowany ale ostatecznie doszedł do wniosku, ze to być może najlepsza adaptacja komiksu jaką kiedykolwiek widział. Bo to właściwie przeniesienie znakomitego autobiograficznego komiksu na ekran właściwie kadr w kadr. No ale właśnie – sposób w jaki kadry się łączą dając na ekranie fascynującą spójną narrację to już czyste dzieło sztuki. Właściwie zwierz nie chce się nad całą historią zbyt długo rozwodzić, wystarczy chyba tylko stwierdzić, że film trzeba koniecznie zobaczyć bo jest po prostu znakomity. Ewentualnie powinniście sobie kupić Persepolis i tak jak zwierz napawać się od czasu do czasu tym jak świetnie da się w stosunkowo prostych obrazkach oddać tak skomplikowane życie jakie przedstawia nam autorka. A żeby wam nie było przykro zwierz przypomina, że w kinach jest Kurczak ze Śliwkami oparty o komiks tej samej autorki (gorszy niż Persepolis ale przynajmniej w komiksowej wersji uroczy)
Koniecznie musicie zobaczyć albo przeczytać Persepolis. Zwierz ma kopię. Kupiła ją zwierzowi babcia zwierza zaraz po tym jak pierwszy raz zobaczyła film. To powinna być dla was rekomendacja!
Iron-Man – widzicie zwierz przed emisją filmu o Iron Manie wiedział tylko, że taki bohater był w stajni Marvela, miał miliony i był jednym z pierwszych bohaterów komiksowych borykających się z problemem uzależnienia. Po emisji filmu zwierz zapragnął wiedzieć zdecydowanie więcej. Trudno się dziwić – Iron Man otwiera nową epokę w ekranizowaniu komiksów – prowadzącą prosto do Avengersów. Okazało się bowiem, że da się bez problemu nakręcić film o Super Bohaterach tak by wpasować się pomiędzy podejście poważniejsze i takie zupełnie nie poważne. Pierwszy Iron Man choć właściwie koncentruje się na dobrze znanym procesie „powstawania” bohatera jest przede wszystkim wspaniałą dowcipną zabawą. Nie ma wielkich ambicji, mrocznych wątków czy bohatera, którego gnębią demony. Ale nie jest to film zupełnie płytki. Powód jest prosty. Iron Mana a właściwie Tonego Starka gra Robert Downy Jr. Zwierz uwielbia RDJ od zawsze i podejrzewa, że nie jest w tym osamotniony. Downey nie tylko jest wspaniałym, wszechstronnym aktorem ale przede wszystkim jest wspaniałym Tonym Starkiem. Dzięki jego grze i zamazaniu granic pomiędzy tym gdzie zaczyna się Tony a kończy się Robert powstała postać, której nie sposób nie lubić ale przede wszystkim taka, w którą wierzymy. Bo na tym właściwie polega sukces filmu na podstawie komiksu super bohaterskiego. W bohatera musimy uwierzyć. Musimy uwierzyć w jego motywacje, przemiany, uczucia i porażki. Musimy życzyć mu jak najlepiej ale jednocześnie dystans nie może być zbyt wielki – bo wtedy zaczniemy dostrzegać, że to tylko taka wymyślona przez scenarzystów marionetka. Zwierz uwielbia pierwszego Iron-mana ale prawda jest taka, że lubi go przede wszystkim za rolę Starka i za to, że doprowadził do Avengersów. Natomiast są pewne mielizny fabularne oraz trochę kretyńska końcówka, których to jednak wad zwierz roztrząsać nie chce bo za bardzo film lubi.
X-men: First class – po X-menach 3 zwierz popadł w stan ciężkiego przygnębienia. Taki dobre dwa filmy zwieńczone trzecim który wołał o pomstę do nieba. Na całe szczęście powstał pomysł, by zamiast brudną ścierką zbierać z podłogi rozlane mleko, po prostu olać serię i zacząć zupełnie gdzie indziej. Pomysł na nakręcenie filmu retro o super bohaterach od początku wydawał się zwierzowi znakomity. Wszystkie filmy o Super bohaterach dzieją się albo w niedalekiej przyszłości albo w jakiejś wyimaginowanej rzeczywistości. Tymczasem tu mamy przeszłości i to całkiem ładnie oddaną – świetna stylizacja kostiumów, fryzur i wnętrz to tylko początek. Sam pomysł by związać ze sobą kwestie pojawiających się mutantów i konflikt kubański może brzmieć trochę idiotycznie. Ale kiedy w filmie dostajemy bardzo ciekawą interpretację zdarzeń to wydarzenie historyczne nabiera zupełnie nowych popkulturalnych rumieńców. Ale tak naprawdę zwierz lubi film za coś zupełnie innego. Otóż powrócono tu do ulubionego wątku zwierza – kto ma rację – kochający pokój młody Xavier, czy nie mających żadnych złudzeń co do ludzkości Magneto. I w jednej z ulubionych scen zwierza okazuje się, że racje ma Magneto , że kiedy ludzie nie będą mieli powodów by strzelać do siebie wycelują rakiety w mutantów. To wspaniała scena, kiedy absolutnie rozumiemy nienawiść bohatera do ludzi (zwłaszcza, że przecież jako ocalały z Zagłady już wcześniej miał powody by nie darzyć ludzkości sympatią), a jednocześnie wiemy, że to co chce zrobić (wszystkich ich pozabijać) jest niewłaściwie. Niby brzmi kretyńsko ale stawia widza przed pewnym wyborem (co właściwie jest słusznym postępowaniem w takiej sytuacji) który zmusza do myślenia. Oczywiście film nie byłby taki dobry gdyby nie dwóch wspaniałych aktorów w głównych rolach czyli James McAvoy jako Xavier i Michel Fassbender jako Magneto (jak go zwierz w X-menach zobaczył to już potem nie mógł przestać go widzieć ;). Całość pozostawiła zwierza z olbrzymimi pokładami nadziei, że jeszcze da się nakręcić dobre filmy o mutantach. I też miła wiadomość na dokładkę. Ponoć już się zbierają by kręcić następną odsłonę.
Scott Pilgram vs The World – zwierz wciąż ma zaległą notkę o tym filmie więc nie chciałby się wyprztykać. Tak więc pozwólcie że skrótowo zwierz napisze wam, że to nie tylko jedna z najlepszych ekranizacji komiksów jakie zwierz widział ale też jeden z najlepszych filmów jakie zwierz widział. Świetnie zagrany, błyskotliwy i utrzymany w takiej konwencji, którą jeśli się ją zrozumie, to natychmiast się pokocha. Zwierz ma w planie opisać wszystko dokładnie więc w tym miejscu chciałby tylko zaznaczyć, że jeśli nie widzieliście filmu to zdecydowanie powinniście. Choćby dlatego, że reżyserował go nikt inny jak znakomity Edgar Wright (ten sam który dał nam Spaced, Wysyp żywych Trupów i Hot Fuzz)
Dredd – chyba najnowszy film na liście – załapał się dość niedawno na recenzję. Dlaczego jest na tej liście ? Ponieważ zwierz uświadomił sobie, że dawno nie widział filmu, który tak bardzo przypominałby mu komiksowy zeszyt jak właśnie nowe podejście do Sędziego Dredda. W filmie jest wszystko to co zwykle spotykamy w komiksowych zeszytach. Prosta liniowa fabuła, brak specjalnej ekspozycji bohatera, niezbyt długie ale treściwe dialogi, jasno zarysowane postacie. Do tego filmowcy sporo wysiłku włożyli w to by przestrzeń po której poruszają się bohaterowie wyglądała tak normalnie. To znaczy wciąż jest to wizja przyszłości ale taka jaką wyobraża sobie zwierz – przybrudzona, zdewastowana, zaśmiecona a jednocześnie bardzo żywa. Dreed sprawia wrażenie krótkiego mocnego wstępu do dalszych losów bohatera i zwierz ma szczerą nadzieję że tak będzie. Bo w takiej interpretacji (zwierz nie rozumie dlaczego niektórym nie podobał się Karl Urban jako Dreed) ten bohater ma spore szanse by awansować jeszcze wyżej w osobistym rankingu ulubionych bohaterów komiksowych zwierza
Dobry Dredd to wściekły Dredd :)
Avengers – dobra to nie jest wybitny film. Zwierz wie. Właściwie obiektywnie na tym miejscu powinna być Historia Przemocy. I nawet była. Ale zwierz nie będzie oszukiwał. Avengersi są wspaniałą rozrywką, filmem który działa odstresowująco i daje mnóstwo radości. To taki rodzaj nie aspirującej do wielkiej sztuki rozrywki, który potrafi być niesłychanie denerwujący jeśli jest zrobiony źle i niesłychanie satysfakcjonujący jeśli jest zrobiony dobrze. W przypadku Avengersów zagrało wszystko – Joss Wheldon jako reżyser i scenarzysta – wspaniała obsada z której wybija się oczywiście Robert Downey Jr. i świetny Mark Ruffalo jako Hulk. A do tego jeszcze zgodnie z zasadą wszystkich naprawdę dobrych filmów rozrywkowych, show ukradła postać drugoplanowa czyli Loki (Och, Tom). Zwierz wie, że sporo osób narzeka na Avengersów nazywając ich nawet najbardziej przereklamowanym filmem roku, ale trzeba nie mieć dystansu i poczucia humoru by nie dostrzec, że ten film to przede wszystkim pretekst do wspaniałej zabawy. A to wcale nie jest takie proste do osiągnięcia.
Wszystko co musicie wiedzieć o filmie na jednym gifie. (Ten i wszystkie pozostałe nie są dziełem zwierza jedynie znalezione na tumblr)
Dobra macie zwierzową dziesiątkę. Zwierz patrzy i aż się dziwi jaka mu eklektyczna lista filmów wyszła. Widać stwierdzenie film na podstawie komiksu, jest nieco mniej jednoznaczne niż zwierz sobie pierwotnie założył. Oczywiście tu następuje tradycyjne pytanie jaki jest wasz ulubiony film o super bohaterze. Zwierz pragnie jeszcze podkreślić, ze brak Batmanów Nolana nie jest przeoczeniem – zwierz wierzy, że Mroczny Rycerz to był dobry film i że Heath Ledger zagrał naprawdę znakomitą rolę jako Joker. Cóż kiedy to wszystko na nic i zwierz filmu nie polubił podobnie jak nigdy nie był się w stanie przekonać do Christiana Bale’a w roli Batmana. Nie i już. Co więcej zwierz uważa, że cala trylogia jest w gruncie rzeczy średnio udana – takie jest zdanie zwierza ale chyba jest on tu w mniejszości. W każdym razie nie ma żadnego bana za wyznanie miłości trylogii Nolana (rym niezamierzony).
Dobra tyle dziś. Jutro kategoria chyba przez niektórych wyczekiwana z napięciem bo zwierz wymienia swoje ulubione filmy nieanglojęzyczne. Przy czym nie polskie tylko z reszty świata. Polskie też będą zwierz obiecuje :)
Ps: Skoro już szczerość to szczerość. Zwierz musi wam w tajemnicy wyznać, że uwielbia film Spirit. Zwierz wie, że ludzie tego filmu nie cierpią ale to dlatego, że zamiast iść na ekranizację Spirita Eisnera spodziewali się powtórki z Sin City. A tymczasem to taki super niepoważny film. I jeszcze gra w nim Gabriel Macht. Zwierz nie będzie się dłużej krył. Wszystko w tym filmie jest super. No może poza tym co stało się z biednym kotkiem. Ale z drugiej strony dzięki temu wiemy, że zły naprawdę jest zły.??