?
Hej
Dobra zwierz nie będzie przed wami ukrywał – lista na której w przypływie twórczego szału wymyślił wszystkie kategorie do tegorocznej setki zaginęła. Gdzie jest nie wiadomo, najprawdopodobniej wybrała wolność za biurkiem zwierza. Oznacza to, że zwierz wyciąga kolejne kategorie do tegorocznej setki z zakamarków swojego przeżartego popkulturą mózgu. I tak stało się z zapowiedzianą na dziś kategorią – zwierz obiecał dziesięć ulubionych filmów Disneyowskich a tu kicha bo okazuje się, że swoje dziesięć już kiedyś wymienił. Co prawda miał wtedy zdecydowanie mniej czytelników ale nie zmienia to faktu, że jak było to było. Dzisiejsza kategoria będzie więc bardzo dziwna i słuchajcie uważnie byście zrozumieli pokrętne tłumaczenia o co w niej chodzi. Zwierz zebrał bowiem kilka mniejszych filmów (w założeniu są to filmy, które sam znalazł na żadnym z nich nie był w kinie, jeśli posiada któryś na DVD to albo zakupił go po seansie albo ma DVD przypadkowo), które sprawiły, że zwierz myślał nad nimi chwilę dłużej. Czasem jeden dzień czasem dwa. Wiecie tak czasem jest – niezależnie czy to wielka produkcja czy mała, że jeszcze następnego dnia odgrywasz sobie film w głowie. Zwierz nie wie dlaczego to właśnie te filmy tak na niego podziałały. Przy czym to chyba ważne – to lista dość świeża (poza jednym czy dwoma przypadkami) – podobną kategorią na pierwszej setce był dzień bez arcydzieła gdzie zwierz też poświęcił się mniejszym produkcjom. Ogólnie jeśli zwierz miałby coś powiedzieć o dzisiejszym eklektycznym zbiorze to chyba tylko to, że w jakimś momencie filmy te wywarły na zwierzu wrażenie – raczej dobre wrażenie. Dziwna Kategoria nie? Ale chyba każdy kinoman wie o co zwierzowi mniej więcej chodzi. Tak więc dziś będzie lista takich nazwijmy to umownie perełek.
Zimowy gość – zwierz obejrzał film ponieważ nakręcił go Alan Rickman. No i ponieważ gra w nim Emma Thompson. Właściwie zwierz nie wiedział czego się spodziewać ale na pewno nie tego co dostał. To portret jednego dnia z życia niedawno owdowiałej kobiety i jej syna. On wychodzi rano do szkoły, ją odwiedza matka. Morze zamarzło i dwóch chłopców którzy zreali się ze szkoły spędza czas nad jego brzegiem, dwie starsze panie udają się na pogrzeb. Wydarzenia nie układają się w żadną poruszającą historię. Ale właśnie dzięki temu film jest wspaniały. Wszystko co się w filmie wydarza sprawia wrażenie przypadkowego ale po pewnym czasie widzimy, że ten pozornie pozbawiony wielkich wydarzeń dzień to dzień przełomu. Przełomu, który przychodzi niespodziewanie, tak samo jak niespodziewanie lód skuwa morze. Kto wie, czy po wydarzeniach tego dnia wdowa i jej syn nie poradzą sobie lepiej ze stratą, która wcześniej wydawała się nie do ogarnięcia. Film ma w sobie coś poetyckiego, nieśpiesznego, nieco symbolicznego ale bez przesady. Emma Thompson i Phyllida Law w rzeczywistości matka i córka, doskonale grają filmową matkę i córkę. To jeden z lepszych portretów relacji między dzieckiem a rodzicem w tym trudnym momencie kiedy nie do końca wiadomo kto się kim ma opiekować. Początkowo wydaje się, że to matka ma się opiekować córką, pod koniec że córka matką a w rzeczywistości film utwierdza nas w przekonaniu, że być może rodzice są nam potrzebni nawet wtedy kiedy jesteśmy zupełnie dorośli. Zwierz uwielbia ten film a najbardziej uwielbia jego ostatnią scenę. Przez nią i przez wiele innych szczegółów myślał o tym filmie jeszcze długo po seansie.
Film zdecydowanie utwierdza w zwierza w przekonaniu, że czasem najlepszą rzeczą jaką można zrobić to pójść z kimś z rodziny na spacer. I tylko tyle.
Unrelated – zwierz poświęcił tej produkcji cały wpis ale nadal pozostaje pod niesamowitym wrażeniem . Historia jest prosta – kobieta koło trzydziestki przyjeżdża na wakacje we Włoszech do przebywających tam nieco dłużej znajomych. Grupa dzieli się naturalnie na starszych i młodszych przy czym młodsi mają po kilkanaście lat i świat u swych stóp. Bohaterkę, która wiekowo należy do grupy starszej ciągnie do młodych ludzi. Zwłaszcza do okazującego jej więcej uwagi , przystojnego młodzieńca (Tom Hiddelston jako przeuroczy witalny chłopak sprawdza się świetnie). Początkowo wydaje się, że chłopak jest nią rzeczywiście zainteresowany ale chyba raczej z nudów czy z młodzieńczej bezczelności bawi się w taki pozornie niegroźny flirt. Film ma kilka znakomitych scen i cały znakomicie oddaje nie tyle wydarzenia co pewne uczucia. Tytułowe niepowiązanie idealnie oddaje naturę filmu. Bohaterka jest zawieszona pomiędzy dwiema grupami, dwoma momentami w życiu nie należąc do żadnego. Jednocześnie autorce filmu udało się doskonale oddać atmosferę lata, oddalenia, wypełniania dnia zabijajającymi czas czynnościami. Niesłuchanie dobrze sportretowała też obserwowaną z boku młodość, która staje się obiektem zazdrości. To takie porządne kino obyczajowe które rzadko się widzi ale kiedy się je zobaczy pozostaje na długo w pamięci. Tak jak w tym przypadku. Zwierz nie może się doczekać kolejnego filmu reżyserki, która już zapowiedziała że niedługo rozpocznie prace nad trzecim filmem.
Plus minus cały znakomity film w jednym kadrze.
Tak się robi telewizję – zwierz kupił sobie ten film przypadkowo na DVD. Już nie pamięta co go skusiło. Film opowiada o produkowaniu serialu, o wyborze tego jednego odcinka z którego powstanie w końcu serial. A zaczyna się od scenarzysty, który po śmierci (samobójczej) swojego brata pisze odcinek w luźno oparty na tych wydarzeniach. Jednak krok po kroku jego serial zamienia się co raz bardziej w kolejny telewizyjny produkt, z którego wylatują oryginalne elementy fabuły. Zwierz przyglądał się tej historii z zainteresowaniem nie tylko dlatego, że chodzi o pokazanie (ponoć w miarę realne) produkcji telewizyjnej, która miejscami przedstawia się przerażająco. Chodzi też o pewną drogę od pomysłu twórcy (bardzo dobry David Duchowny) do tego co ostatecznie ląduje na ekranie. Zwierz oglądając zastanawiał się jak wielu scenarzystów ogląda na ekranie zupełnie inny serial niż sobie zamierzyło, a ilu ma to szczęście że ogląda dokładnie to co wymyślili. Film jest poza tym nieźle zagrany. Ale chyba największą niespodzianką był fakt, że zwierz czekał na komedię a dostał całkiem przyzwoity komediodramat. Coś co stanowi ulubiony choć niemal zapomniany gatunek filmowy.
Single od dziecka – o filmie było dość głośno ale zwierz jakoś go zupełne zignorował mimo pojawienia się Jon Hamma w jednej z drugoplanowych ról (co nie dziwi bo film napisała i wyreżyserowała jego życiowa partnerka, która gra też główną rolę). Historia jest dość zagmatwana – dwoje najlepszych przyjaciół, których przyjaciele mają dzieci decyduje się że zafundują sobie potomka. I rzeczywiście wszystko idzie dobrze łącznie ze wspólnym wychowaniem dziecka do czasu kiedy oboje decydują się znaleźć sobie drugą połówkę. Teoretycznie film wypełnia schematy komedii romantycznej ale w istocie udało się autorce zawrzeć kilka obserwacji dotyczących tego jak dzieci zmieniają relacje między dorosłymi ludźmi, oraz jak wybrać odpowiednią dla siebie osobę w życiu. Do tego choć produkcja wykorzystuje kilka dobrze znanych schematów, to dzięki dobremu scenariuszowi są one rozegrane nieco lepiej niż w przeciętnej produkcji. Być może dlatego, że autorka kreatywnie wykorzystuje kilka scen, które w takich produkcjach muszą się znaleźć. Zwierz z przyjemnością obejrzał film, w którym zakończenie nie jest tak zupełnie jednoznaczne. Oczywiście sugeruje nam się pewne tradycyjne rozwiązanie ale tak naprawdę koniec historii musimy dopisać sami. Poza tym rozpisanie fabuły na dłuższy czas czyni ją bardziej prawdopodobną.
Zwierz musi powiedzieć, że bardzo spodobało mu się jak film gra znanymi schematami komedii romantycznych by przemycić trochę obserwacji na temat tego jak posiadanie dzieci wpływa na związki między ludźmi. I te przyjacielskie i te małżeńskie.
Rushmore – teoretycznie wszyscy znają Wesa Andersona i jego filmy ale zwierzowi przeszła przez głowę koszmarna myśl, że może ktoś nie widział genialnego Rushmore, które jest jednym z najlepszych filmów jakie kiedykolwiek nakręcono. W sumie na tej liście to taki film trochę nie pasujący no ale zwierz znalazł go dawno temu tak samo jak inne na tej liście więc uważa że czemu by nie. Rushmore to historia najgorszego ucznia w elitarnej szkole dla chłopców, który jest jednocześnie najbardziej pozalekcyjnie aktywnym członkiem szkolnej społeczności. Chłopak nic nie umie ale swoją szkołę uwielbia. Film pokazuje jak zaprzyjaźnia się z lokalnym nieszczęśliwym biznesmenem ( Bill Murray po raz piewszy genialny u Andersona) oraz zakochuje się w swoje nauczycielce . Wszystko zaś nakręcone i zagrane tak jak to tylko u Andersona być może choć jeszcze bez wszystkich charakterystycznych elementów jego stylu. Zwierz trafił na film przypadkiem i do dziś uważa, że to był jeden z najlepszych przypadkowych zakupów jaki kiedykolwiek poczynił. A nad czym zwierz się zastanawia – jak ujęła to jedna z czytelniczek zwierza „Jak Anderson to robi, że u niego ludzie tak grają”.
The Good Girl – zwierz nie cierpi Jennifer Aniston jak morowej zarazy. Serio Rachel z przyjaciół budzi w nim absolutne wszystkie najgorsze uczucia. Poza tym filmem. To niszowa produkcja w której gra cała masa aktorów, którzy potem staną się sławni i bardzo dobrze rozpoznawalni. A historyjka jest prościutka – nieszczęśliwa w swoim małżeństwie niezamożna dziewczyna z hipermarketu wdaje się w romans z miłym ale nieco niezrównoważonym dużo młodszym od niej chłopakiem. W romans egoistyczny, w którym ona szuka ucieczki od męża od którego nie potrafi odejść, chłopak zaś angażuje się całkowicie, żyjąc nadzieją, że będą mogli zacząć razem życie. Jennifer Aniston gra tam zdecydowanie najlepszą rolę w swoim życiu jako młoda kobieta, której życie wygląda zupełnie inaczej niż sobie zaplanowała. Nadwrażliwego chłopaka gra świetny Jake Gyllenhaal który kiedyś specjalizował się w takich rolach aż z nich wyrósł. Znakomity (jak zwykle) jest John C. Railly w roli męża Aniston, który niby nie jest taki zły ale rozumiemy dlaczego bohaterka absolutnie nie może znieśc życia razem z nim. Ogólnie film jest fajny przez swoją niejednoznaczność i przez swój tytuł. Zwierz cały czas zastanawiał się czy ogląda rzeczywiście historię dobrej dziewczyny, która popełniła kilka błędów, czy może tytuł jest ironiczny a przedstawiona historia ma nam pokazać kontrast między byciem dobrą dziewczyną w oczach innych a zachowaniem bohaterki. Dobre amerykańskie kino kręcone wtedy kiedy nikt nie patrzy
Zdaniem zwierza rola w tym filmie była ostatnią w której Jennifer Aniston jeszcze grała.
Girl in the cafe – zwierz pisał już o tym filmie w którejś z notek z cyklu zwierz poleca ale postanowił ją mimo wszystko umieścić na liście – bohater grany przez Billa Nighy to wysoki urzędnik, który całe swoje życie poświęcił karierze zawodowej. W jego samotnym życiu pojawia się przypadkowo spotkana w kawiarni młoda dziewczyna, która ma dość skomplikowaną historię życiową. Film biegnie w dwóch kierunkach – jeden to romantyczna historia spotkania dwójki osób, których właściwie nic nie łączy ale w istocie rodzi się między nimi silne porozumienie i uczucie. Jest to wątek subtelnie zagrany, pełen dobrych i bardzo dobrych scen. Miejscami wzruszający miejscami sprowadzający nas na ziemie i każący zadać sobie pytanie czy rzeczywiście takie uczucie czy związek mógłby przetrwać. Drugi watek filmu – kwestia politycznych decyzji podejmowanych na forum międzynarodowym, odpowiedzialności za świat i jego przyszłość, wrażliwości na problemy międzynarodowe – to taka szkolna czytanka, która miejscami może irytować, choć trudno odmówić autorom filmu dobrych intencji. Zwierz ogląda film przede wszystkim dla dobrze naszkicowanego i świetnie zagranego wątku romantycznego, przymykając oko na szkolne pouczenia płynące z ekranu.
Film oprócz ideologicznego przesłania zadaje też pytanie czy w życiu jest miejsce na miłość do kogoś kto po prostu siedział obok w kawiarni.
Rozmowy z innymi kobietami – jeden z ukochanych filmów zwierza o którym wiele osób nie słyszało. Na przyjęciu weselnym mężczyzna podchodzi do kobiety i zagaduje jakby widzieli się po raz pierwszy – oczywiście nie widzą się pierwszy raz. Doskonale się znają. A może tylko znali. Rozmowa, taniec a nawet coś więcej – wszystko co między nimi jest teraz odnosi się do czegoś co było w przeszłości. Jak dawno temu? Jak intensywnie? Co się stało że się rozstali? Odpowiedzi poznajemy powoli wraz z rozwojem akcji. To jeden z tych filmów mocno przywiązanych do czasu i przestrzeni – bohaterowie mają dla siebie tylko kilka godzin, które dzieli wesele od konieczności powrotu do domu. Zwierz uwielbia takie firmy jak sztuki, w których bohaterowie toczą ze sobą bezustanny dialog. TO co mówią nie jest szczególnie odkrywcze ale daje nam takie poczucie możliwości spojrzenia jeszcze raz na własne decyzje, własne związki i dopowiedzenie tego wszystkiego czego dopowiedzieć się nie dało. Do tego film zostawia nas w przyjemnym poczuciu, że dobrze mieć kilka niedomkniętych drzwi. Film jest znakomicie zagrany przez nieschodzących z ekranu Aarona Eckharta i Helene Bonham Carter (w jednej ze swoich normalniejszych ról). Do tego film nakręcono niezwykle ciekawą techniką dzielą obraz na dwa – z jednej strony widzimy wydarzenia z jej perspektywy, w drugiej z jego
Capturing Mary – na film zwierz natknął się w czasie jego tygodni uzależnienia z HBO GO i przez dwa dni nie myślał o niczym innym – film opowiada historię Mary dobrze zapowiadającej się dziennikarki, która na jednym z przyjęć na początku swojej kariery spotyka tajemniczego mężczyznę zdającego się posiadać wszystkie mroczne sekrety doskonale bawiącego się towarzystwa. Kolejne spotkania i rozmowy z tym tajemniczym mężczyzną wpływają na całe jej życie. Brzmi banalnie/ otóż film jest zupełnie niebanalny – młodą mary gra znakomita Ruth Wilson, starszą wspominającą wydarzenia – genialna Maggie Smith. Zwierz jednak ceni film przede wszystkim za to, że aż do samego końca zadawał sobie pytanie czy opowiadana przez bohaterkę historia rzeczywiście wydarzyła się naprawdę, czy to co widzimy na ekranie nie jest tylko wymówką, opowieścią snutą ze świadomością tego co się osiągnęło a co zaprzepaściło w przeciągu całego swojego życia. Zwierz uwielbia kiedy film nie daje mu jednoznacznych rozwiązań a ten film właśnie taki był. Zupełnie niejednoznaczny. Poza tym zwierz był zahipnotyzowany tym jak przerażające w historii może być niedopowiedzenie . Serio znakomity film, przynajmniej dla zwierza.
God on trial? – zwierz co prawda wyczuł od razu że ma do czynienia ze sztuką na ekranie ale to dobra sztuka, która zmusza do myślenia. W obozie koncentracyjnym w męskim baraku trwa rozmowa – pomiędzy nowymi więźniami, których transport przyszedł o jeden dzień za wcześnie a starymi, którzy właśnie przeszli selekcje ale nie wiadomo jeszcze, którym oszczędzono jak na razie życie, a którzy są już skazani. Rozmowa przekształca się w proces. Proces w którym sądzi się Boga o zerwanie umowy z narodem wybranym. Brzmi to może dziwnie ale kiedy ogląda się film sam pomysł procesu nie wydaje się zabawą jedynie sformalizowaniem dyskusji. I to dyskusji, której wnioski, której argumenty wykraczają daleko poza przedstawioną w filmie tragiczną sytuację. Autor sztuki idealnie oddał zróżnicowane podejście do wiary więźniów baraku – mamy wierzących, mamy rabina, który ponoć jest jednym, z siedmiu sprawiedliwych, mamy tych którzy na wolności odcięli się i od religii i od tradycji oraz tych, którzy nigdy nawet nie wiedzieli, że przynależą do narodu wybranego. Oczywiście cała dyskusja toczona w tak ekstremalnych warunkach nabiera symbolicznego wymiaru bo bohaterom zostaje jedynie Bóg, który najwyraźniej ich opuścił. Film jednak nie jest filmem wojenny. Nie jest filmem o Żydach kłócących się z Bogiem lecz o ludziach kłócących się z Bogiem. Wyznanie nie ma żadnego znaczenia. Jest pytaniem o to jak człowiek cierpiący ma patrzeć na Boga i czy w ogóle można go za coś winić. Zwierz spędził sporo czasu myśląc nad tym co zobaczył i nad płynącymi z przedstawienia wnioskami. I musi powiedzieć, że chyba się z autorem, który nie daje takiej jasnej odpowiedzi zgadza.
Znakomicie zagrany i obsadzony film, który tylko teoretycznie dotyczy jednej historycznej sytuacji a tak naprawdę każe nam rozważać podstawy naszej wiary (nawet jeśli nie jestesmy wierzący to daje punkt wyjścia do refleksji o Bogu co nie wymaga religii ani nawet wiary w jego istnienie)
Zwierz patrzy na listę i myśli, że wyszedł całkiem przyzwoity misz masz. W czasie researchu zwierz miał okazję zajrzeć na IMDb i widzi że nie ma tu arcydzieł zaś większość filmów, które wywarły na zwierzu takie wrażenie plasuje się w przedziale 6-7 gwiazdek na 10 więc chyba statystycznie nie jest tak źle z gustem zwierza. Jeśli chcecie znać prawdę to zwierz takie filmy lubi najbardziej – produkcje po których się w punkcie wyjścia niczego nie spodziewamy, które się nam po prostu trafiają a które okazują się potem zdecydowanie ciekawsze niż mogliśmy przypuszczać. Nawet jeśli obiektywnie taki film nie jest najlepszy to nie ma nic przyjemniejszego niż rozważać problem, który podsunął nam wytwór czyjejś wyobraźni. Przynajmniej dla zwierza.
A co będzie jutro? Jutro będzie recenzja Życia Pi. Bez dubbingu.
ps: Zdarzyło wam się kiedyś „potknąć” o taki film – nie wybitny ale nie mogliście go wygnać z pamięci.