Home Film 100 dwa zwierza cz. 6 czyli dobre bo Polskie

100 dwa zwierza cz. 6 czyli dobre bo Polskie

autor Zwierz

?

Hej

Ostat­nio zwierza prześladu­je marne połącze­nie Inter­ne­towe stąd może­cie dostrzec pewne bra­ki (zwłaszcza w nazwiskach) wynika­jace z braku możli­woś­ci połączenia się z filmwebem.  To jeden z tych momen­tów kiedy zwierz refleksyjnie spoglą­da na  swo­je drob­ne uza­leżnie­nie od szy­bkoś­ci trans­feru danych, po czym popa­da w prz­er­aże­nie inten­sy­wnoś­cią tej zależnoś­ci. Tak więc szy­bko- zan­im zori­en­tu­je­my się, że nasze życie nie ma wiele sen­su- zaczni­jmy mówić o pop­kul­turze.   A zwierz ma o czym pisać bo jeśli dobrze pamię­ta obiecał wam dziesięć filmów pol­s­kich. I ponown­ie nie da się prze­jść do wyliczenia bez kilku zas­trzeżeń. Na początku zas­trzeże­nie, które pewnie więk­szoś­ci z was nie zdzi­wi (zwłaszcza tych czy­ta­ją­cych blo­ga reg­u­larnie). Zwierz praw­ie nie oglą­da pol­s­kich filmów. Nie robi tego jak niek­tórzy ide­o­log­icznie ale raczej este­ty­cznie. Zwierz nie będzie was przekony­wał, że pol­skie kino pozbaw­ione jest arcy­dzieł czy po pros­tu świet­nych filmów — co roku jest jeden czy dwa tytuły, na które warto zwró­cić uwagę. Ale dla zwierza kino to uciecz­ka, a kino pol­skie uciecz­ki nie zapew­nia.  Dlaczego? Przede wszys­tkim dlat­ego, że ostat­ni­mi cza­sy dobrze wychodzą nam tylko filmy przygnębi­a­jące takie jak Dom Zły czy Róża. Zwierz nie odmaw­ia tym fil­mom znakomitego sce­nar­iusza, świet­nych zdjęć czy dobrej gry aktorskiej. Ale oglą­danie kole­jnego dołu­jącego fil­mu o złych cza­sach albo złych ludzi­ach, o tej nie dającej się przezwyciężyć spi­rali złych uczynków, po pros­tu zwierza niekiedy prz­eras­ta.  Stąd zwierz w kinie na Pol­skim filmie jest rzad­ko pomi­ja­jąc te przy­pad­ki kiedy ma wraże­nie, że film będzie naprawdę zły (widzi­ał więc mnóst­wo pol­s­kich komedii plus wszys­tkie odmi­any “pol­s­ka młodzież jest zła, zbla­zowana itd.).  Nie powin­no was więc dzi­wić, że poniższa lista jest dość eklek­ty­cz­na  i nawet zwierz nie będzie ukry­wał, że składa­ją się na nią filmy trochę przy­pad­kowe.  Ale po pier­wsze — zwierz je lubi a po drugie — na tego typu listy i tak wpada­ją zazwyczaj filmy przy­pad­kowe..

Tatarak — zaczni­jmy od fil­mu nowego, który na zwierzu zro­bił niesły­chanie wraże­nie. Oto bowiem po raz pier­wszy w Pol­skim kinie i chy­ba  w ogóle po raz pier­wszy w kinie spotkał się z tak niesamow­itą for­mą fil­mową wychodzącą poza wszys­tko to co doty­chczas widzi­ał. Mamy więc dwie pozornie zupełnie odręb­ne nar­rac­je — z jed­nej strony ekraniza­cję opowiada­nia Jarosława Iwaszkiewicza Tatarak — ekraniza­cję dobrą choć raczej nie pory­wa­jącą  — nic tu nowego nie ma od początku do koń­ca porusza­my się w dość  bez­piecznych grani­cach adap­tacji. I wszys­tko było­by zupełnie nor­mal­nie gdy­by nie dru­ga strona fil­mu — Krysty­na Jan­da w pustym poko­ju na roz­grze­banym łóżku opowia­da po kolei o tym jak jej mąż zachorował i umarł na raka.  Te dwie płaszczyzny teo­re­ty­cznie nie mają ze sobą nic wspól­nego ale prze­cież nie zostały zestaw­ioe chao­ty­cznie. Krysty­na Jan­da siedzą­ca i opowiada­jąc w porusza­ją­cym, znakomi­tym mono­logu o włas­nym życiu, gra też prze­cież bohaterkę Tataraku. Bohaterkę, która w pewnym momen­cie zamienia się w aktorkę, która zbie­ga z planu nie mogąc dłużej znieść tego w czym gra.  Mamy więc do czynienia z niesłyuchanie ciekawą i trud­ną grą z tym co jest prawdą, co jest fikcją i granicą pomiędzy tym. Oglą­damy Tatarak tak jak­by wydarzenia dzi­ały się naprawdę, tylko po to by Waj­da obnażył przed nami całą fil­mową kuch­nię — iluzję tej opowieś­ci. Słuchamy mono­logu Jandy ale prze­cież to nie jest jej pry­wat­na spowiedź — to do pewnego stop­nia aktors­ka kreac­ja- równie nie prawdzi­wa co granice innej oso­by w filmie.  Jakkol­wiek brz­mi to wydu­manie i zupełnie bez sen­su, to film robi niesamowite wraże­nie — przede wszys­tkim dlat­ego, że doty­ka bard­zo prawdzi­wego prob­le­mu jakim jest stra­ta, pozostanie samym bez kogoś, konieczność życia dalej. Znakomi­ty film i zwierz wcale się nie dzi­wi, że w Berlin­ie nagrod­zono Wajdę za innowa­cyjność. Szko­da, że fil­mu nie wys­taw­iono do Oscara, choć chy­ba jego wielopłaszczyznowość jest czytel­na tylko w Polsce.

Wese­le — zwierz musi się na początku przyz­nać, że uwiel­bia sztukę Wyspi­ańskiego. Zdaniem zwierza Wyspi­ańskiemu udało się zawrzeć w niej coś co moż­na było­by ewen­tu­al­nie nazwać “charak­terem nar­o­dowym” (zwierz bierze poję­cie w cud­zysłów bo nie chce brać na siebie odpowiedzial­noś­ci za korzys­tanie z takich określeń na poważnie).  Do tego zapisał to wszys­tko takim wier­szem, że cytu­je­my Wese­le niemal zdanie po zda­niu. Waj­da zde­cy­dował się nakrę­cić film duszny, zatłoc­zony, przepełniony naw­iąza­ni­a­mi (pojaw­ia­jące się to tu to tam posta­cie z obrazów Wyspi­ańskiego) i podob­nie jak ory­gi­nał nie stron­ią­cy od sym­boli. Wese­le więc trwa głośno i hucznie, wiele kwestii zami­ast wypowiadanych jest na ekranie wykrzyki­wanych i w pewnym momen­cie moż­na się poczuć zmęc­zonym jak­by rzeczy­wiś­cie siedzi­ało się w zatłoc­zonej cha­cie z gro­madą brata­ją­cych się z chłopst­wem inteligen­tów. Niek­tórych taka for­ma męczy zwierza pocią­ga.  Między inny­mi dlat­ego, że dzię­ki właśnie takiej insc­eniza­cji ani przez moment nie czu­je­my teatral­noś­ci sytu­acji czy tek­stu Wyspi­ańskiego. Co więcej dzię­ki takiej for­mule sce­ny odd­echu (jak te z poetą czy z Rachelą) są jak wyjś­cie na świeże powi­etrze z zatłoc­zonej sali wesel­nej — coś co wszyscy, którzy kiedykol­wiek byli na weselu doskonale kojarzą. Oczy­wiś­cie zwierz nie będzie się kłó­cił, że pewne ele­men­ty (po co biały koń? OK bo Waj­da tak chci­ał ale wiecie o co chodzi) są nieco prze­sad­zone i mogą iry­tować. Ale w sum­ie kiedy pod koniec sły­chać pieśń cho­choła (Niemen istot­nie brz­mi tu dość demon­icznie) to nie sposób nie zasępić się nad tym, że czego byśmy nie robili to w końcu gani­amy tam i z powrotem z tym sznurem w rękach

Potop -  Kiedy mówi się o kinie his­to­rycznym Potop powinien pojaw­ić się w pier­wszej dziesiątce i nie pojaw­ił się wyłącznie dlat­ego, że zwierz chci­ał go zostaw­ić na tą część listy. Zwierz uważa, że Potop to film świa­towej klasy. Zarówno pod wzglę­dem skali, aktorstwa, przed­staw­ionej fabuły (znacznie jed­nak okro­jonej w sto­sunku do Sienkiewic­zowskiego ory­gi­nału) i dbałoś­ci o detale. Niech schowa się krę­cone później Ogniem i Mieczem — jak zwierz nie tak dawno pisał — kiedy Szwedzkie wojs­ka idą przez Pol­skę to niemal sły­chać jak ziemia się trzęsie. Co ciekawe zwierz Try­logii nie lubi. Nigdy jakoś szczegól­nie nie był w stanie prze­j­mować się losa­mi jej bohaterów  a sam opis ich przygód nużył zwierza niesamowicie. Niem­niej Potop przełożony na język fil­mu, bawi zwierza bardziej niż książ­ka, głównie ze wzglę­du na znakomite kreac­je aktorskie w głównych rolach. Do tego, zwierz z rozrzewnie­niem spoglą­da na wysiłek włożony w nakręce­nie fil­mu. Wyda­je się, że dzisiejsze pol­skie kino nawet mając więk­sze możli­woś­ci tech­niczne (choć paradok­sal­nie wtedy środ­ków chy­ba było więcej, bo taki Potop krę­ciła ciała Pol­s­ka i wojsko moż­na sobie było do scen zbiorowych poży­czyć) nie jest w stanie nakrę­cić takiej sce­ny jak  poje­dynek Kmi­ci­ca z Wołodyjowskim. Nie chodzi nawet o brak odpowied­nich aktorów, ale o układ sce­ny, o bło­to on wszelkie drob­ne szczegóły, które spraw­ia­ją, ze za każdym razem oglą­damy poje­dynek tak jak­byśmy nie wiedzieli jak się kończy. Zwierz oglą­da Potop bezkry­ty­cznie. Takich filmów już chy­ba nie będzie.

Poszuki­wany, Poszuki­wana — ze wszys­t­kich komedii  Barei zwierza bawi  najbardziej ta, która spoko­jnie mogła­by się roze­grać w cza­sach współczes­nych. Bohater, który zosta­je oskarżony o niedopil­nowanie obrazu, postanaw­ia zbiec by namalować kopię. A że musi się ukry­wać, prze­biera się za kobi­etę i rozpoczy­na jako służą­ca rajd po co raz to nowych rodz­i­nach. Poszuki­wany Poszuki­wana nie zes­tarza­ło się ani odrobinę.  Zawartość cukru w cukrze,  mąż który z zawodu jest dyrek­torem, czy w końcu opę­tany włas­ny­mi obraza­mi twór­ca baw­ią tak samo jak w chwili nakręce­nia fil­mu. Co więcej jest to his­to­ria, w której co praw­da odbi­ja­ją się cza­sy, w której ją krę­cono ale po niewiel­kich prz­eróbkach moż­na by ją z powodze­niem odpowiedzieć jeszcze raz na nowo w dzisiejszej Polsce. Zwierza bawi, w filmie brak rubasznego humoru — mimo, że teo­re­ty­cznie mężczyz­na prze­brany z kobi­etę mógł­by takiego dostar­czać, zami­ast tego dosta­je­my śmieszny przekrój przez społeczeńst­wo, kawałek społecznej his­torii kra­ju i naprawdę sporo dobrego humoru. Do tego film zagrany jest lekko i zgrab­nie przez wszys­t­kich aktorów. A do tego film ma zaskaku­jącą muzykę, która pozornie zupełnie do komedii nie pasu­je — jed­nak kiedy tony jak z krymi­nału czy dra­matu rodzin­nego roz­gry­wa­ją się w sce­nie gotowa­nia makaronu, wszys­tko nagle nabiera sen­su. Co do innych komedii Barei to zwierz je nawet lubi ale nigdy nie prze­gapi szan­sy by obe­jrzeć Poszuki­wany, Poszukiwana.

Popiół i dia­ment — To nie jest tak, że Waj­da opłacił ten wpis na blogu. Zwierz bez bicia stwierdzi, że Waj­da po pros­tu nakrę­cił sporo filmów, które się zwier­zowi podobały. Popiół i Dia­ment to zdaniem zwierza film wybit­ny bo nawet jeśli odłoży się na bok wszys­tkie his­to­ryczne i poli­ty­czne kon­tek­sty pow­sta­nia fil­mu zostanie nam w rękach wspani­ałe dzieło kine­matografii.  Zdaniem zwierza to dlat­ego film odniósł taki sukces na zachodzie, gdzie jest automaty­cznie wymieni­any na liś­cie najwybit­niejszych filmów w his­torii. Bo nie chodzi o komu­nistów, AK, sens i bezsens wojny. Dla widza ważne sta­ja się posta­cie ich postawy dylematy, marzenia i smutne zetknię­cie się z rzeczy­wis­toś­cią. Widz Pol­s­ki widzi swoich bohaterów w całej siatce pow­iązań, inter­pre­tacji i rein­ter­pre­tacji. Widz zagraniczny nawet obez­nany z his­torią widzi przede wszys­tkim młodych ludzi, których woj­na zmieniła tak bard­zo, że od początku czu­je­my, że nie ma już dla nich szan­sy. Do tego dochodzi znakomite aktorstwo. Zwierz uważa, że  Cybul­s­ki nie był Pol­skim Jame­sem Deanem. Zwierz widzi­ał wszys­tkie filmy Deana — grał od Cybul­skiego bez porów­na­nia gorzej. Oczy­wiś­cie bohater praw­ie nigdy nie zde­j­mu­je ciem­nych oku­larów ale gdzie tam w sum­ie oszczęd­ne­mu Deanowi do pełnego emocji Cybul­skiego. To był aktor jaki się zdarza raz na pokole­nie, a cza­sem raz na całą kine­matografię.  Tak nat­u­ral­ny przed kamerą, tak łat­wo wywołu­ją­cy w nas dokład­nie te uczu­cia których chce, spoko­jny i ner­wowy jed­nocześnie. Gdy­by nie on Popiół i Dia­ment był­by nie tylko gorszym ale kto wie czy nie zupełnie innym filmem (wystar­czyło­by Mać­ka nie pol­u­bić). Zresztą w Popiele i Dia­men­cie błyszczy też ten najlep­szy Waj­da, który jest w stanie nakrę­cić scenę z krucy­fik­sem, która jest być może jed­ną z najlep­szych plas­ty­cznie scen w Pol­skiej kine­matografii. Popiół i dia­ment to ide­al­ny przykład takiego fil­mu, do którego pod­chodzi się z pewną rez­er­wą — jako do tego powszech­nie wych­walanego arcy­dzieła. A potem nie pozosta­je nic innego tylko się zgodzić.

Rew­ers — prze­nieśmy się w cza­sie do jed­nego z naj­ciekawszych filmów, które zwierz widzi­ał w ostat­nich lat­ach w ogóle. Warsza­wa lata 50 — trzy pokole­nia kobi­et mieszka­ją w jed­nym niezbyt dużym mieszka­niu. Delikat­na i skrom­na cór­ka pracu­ją­ca jako redak­tor­ka, nie ma jeszcze męża którego próbu­ją jej znaleźć bab­cia (zaj­mu­ją­ca się na pełen etat umieraniem) i ener­gicz­na mat­ka.  Wysił­ki nie są do koń­ca udane ale na hory­zon­cie pojaw­ia się absz­ty­fikant  (grany przez Marci­na Doro­cińskiego), który a jakże okazu­je się być zde­cy­dowanie nie tym za kogo się poda­je. Filmy opowiada­jące o lat­ach pięćdziesią­tych zazwyczaj mają moc­ny wydźwięk poli­ty­czny. Tu mamy pomieszanie z poplą­taniem —  z jed­nej strony mamy do czynienia z komedią i to miejs­ca­mi bard­zo czarną, z drugiej jest to mimo wszys­tko film,  w którym od cza­su do cza­su czu­je­my ów związany z tym okre­sem niepokój. Jest to film jed­nocześnie poli­ty­czny i zupełnie nie poli­ty­czny, trochę sym­bol­icznie wiążą­cy jed­ną pry­wat­ną his­torię z tym wyjątkowo nieprzy­jem­nym okre­sem PRL. Co praw­da gdy­by w filmie nie było wątku współczes­nego film był­by może nieco lep­szy (zde­cy­dowanie jed­nym z najwięk­szych plusów obrazu są zdję­cia oraz fakt, że cały film jest czarno biały — taka powin­na być przeszłość), ale zwierz rozu­mie co autor chci­ał osiągnąć. Film oglą­da się miło, jest sporo do śmiechu i zaskaku­ją­co dużo  do myśle­nia. No i wszys­tkie role — od Buzkówny, przez Jandę po Doro­cińskiego zagrane są kon­cer­towo.  Naprawdę to jeden z ciekawszych filmów jakie zwierz widzi­ał od dawna.

Śmierć Prezy­den­ta — widzi­cie kiedy zwierz nie bawi się w  pisanie blo­ga może w ramach rozry­w­ki popa­trzeć na swój dyplom z wyróżnie­niem jaki dostał po tym jak ukończył wydzi­ał his­to­ryczny (zwierz pisze popa­trzeć bo dyplom jest po łacinie a zwierz choć wie co jest  tam napisane z łaciny miał zaled­wie 3). Nie było­by tego dyplo­mu gdy­by nie miłość zwierza (dziedz­icz­na) do dwudziestole­cia między­wo­jen­nego. Zwierz zna się prak­ty­cznie wyłącznie na tym krótkim okre­sie his­torii ale nadal nie przes­ta­je on go fas­cynować. Śmierć prezy­den­ta jest więc pro­dukcją niemal ide­al­nie dos­tosowaną do wiedzy i gus­tu zwierza. Film Kawalerow­icza opowia­da o wyborze na prezy­den­ta Gabriela Naru­tow­icza oraz o wydarzeni­ach, które  nastąpiły później — od nagon­ki na nowo wybraną głowę państ­wa, po udany zamach na jego życie w Warsza­wskiej Zachę­cie. Zwierz lubi film bo oglą­da się go jak poli­ty­czny thriller — roz­mowy w kulu­arach przed wyborem prezy­den­ta, późniejsze postępowanie poli­tyków, porusza­ją­ca sce­na prze­jaz­du na zaprzysięże­nie i w końcu to poczu­cie, że wszys­tko musi się skończyć trag­icznie. Film oczy­wiś­cie odb­ie­ga miejs­ca­mi od fak­tów his­to­rycznych (choć  nie drasty­cznie) ale przede wszys­tkim pozwala obser­wować nie tyle ten jeden splot wypad­ków, ale pewien mech­a­nizm, który rozruszać moż­na w każdych cza­sach. Film jest znakomi­cie nakrę­cony, oglą­da­jąc go z jed­nej strony czu­je­my tą nad­chodzącą tragedię, z drugiej strony sam zwierz za każdym razem oglą­da go tak jak­by nie wiedzi­ał co stanie się w Zachę­cie. Do tego fakt, ze film krę­cono właś­ci­wie praw­ie  w tych samych miejs­cach w których roz­gry­wały się wydarzenia bard­zo służy pro­dukcji. Wszys­tko jest do tego znakomi­cie zagrane — zwłaszcza rola Naru­tow­icza (Zdzisław Mrożews­ki) oraz Niewiadom­skiego (Marek Wal­czews­ki). Zwierz uważa, że to jeden z lep­szych filmów pokazu­ją­cych mech­a­nizmy rządzące poli­tyką jakie kiedykol­wiek nakrę­cono nie tylko w Polsce.

Giuseppe w Warsza­w­ie — To nie jest tak, że jak film nie jest his­to­ryczny to zwierz go nie oglą­da. Po pros­tu zawsze miał skłon­noś­ci do his­torii , które dzi­ały się w przeszłoś­ci. Co do Giuseppe w Warsza­w­ie to zwierz nadal nie rozu­mie jak moż­na było ten film nakrę­cić już w 1964. To jest bowiem kome­dia o  kon­spir­acji. Kome­dia, która nakrę­ci mogli­by spoko­jnie nasi bra­cia Czesi gdy­by się takiej jak nasza kon­spir­acji doczekali (zwierz nie sugeru­je, ze Czesi nie mieli żad­nego ruchu oporu tylko ich był taki nieco mniejszy). Młodzi pełni zapału kon­spir­an­ci jaw­ią się jako oso­by co najm­niej nieod­powiedzialne i nie do koń­ca zor­ga­ni­zowane. Sporo jest haseł, schowków i tajnych zebrań, ale prawdę powiedzi­awszy jeśli spo­jrzymy na całość okiem bra­ta głównej bohater­ki (wybit­ny w roli kome­diowej Zbyszek Cybul­s­ki) to zobaczymy bandę nieod­powiedzial­nych dzieci­aków.  I ponown­ie zwierz nie twierdzi, że młodzi w kon­spirowali tak, że wszyscy wiedzieli, że “Ćwiczenia pod­chorążów­ki piętro wyżej” (hasło” Czy jest pokarm dla kanarów”). Po pros­tu w tym mar­ty­ro­log­icznym obra­zie walecznej przeszłoś­ci braku­je akcen­tu niepoważnego, którego Giuseppe w Warsza­w­ie ide­al­nie dostar­cza. W ogóle sam pomysł by bohaterem uczynić Włocha który trochę przez przy­padek zalągł się w mieszka­niu młodej kon­spir­a­tor­ki i jej bra­ta malarza jest już pode­jś­ciem nie­s­tandar­d­owym. Dzię­ki tej zagranicznej per­spek­ty­wie zde­cy­dowanie łatwiej nam zła­pać dys­tans do pokazy­wanych wydarzeń.  Jed­nak film nie był­by nawet w połowie tak dobry gdy­by nie Cybul­s­ki w roli utrzy­mu­jącego całą tą kon­spiru­jącą grupę (plus Włocha) malarza, który z wojną i odwagą nie chce mieć nic wspól­nego, które­mu czas mija na mal­owa­niu jeleni na rykowisku i roz­pac­zli­wym woła­niu “Maryś­ka!”. Gdy­by Cybul­s­ki nie umi­ał odpowied­nio zagrać trag­iczno groteskowej sytu­acji bohat­era zapewne film nie baw­ił­by dziś tak jak bawi.  Oczy­wiś­cie zgod­nie z zasadą takich filmów wszyscy wylą­du­ją z bronią w lesie i zabawy już nie będzie. I tu jest dra­maty­czny rozdźwięk między zwierzem a jego rodz­iną. Zwierz dopisał sobie smutne zakończe­nie fil­mu, jego rodz­i­na twierdzi, że zwierz jest ponu­rak i prostak i że wszys­tko dobrze się kończy. A z całą pewnoś­cią dobrze o filmie świadczy.

Rękopis znaleziony w Saragossie —  nie duch Cybul­skiego nie przyszedł do zwierza w sean­sie spiry­tysty­cznym i nie kazał ułożyć listy w której pojawi się więk­szość filmów z jego udzi­ałem. Zwierz tak z włas­nej woli. Rękopis znaleziony w Saragossie to film niemożli­wy. Zwierz czy­tał książkę Potock­iego (uprzedza­jąc pyta­nia — nie całą) i wyda­je się mi to najm­niej możli­wa do sfil­mowa­nia książ­ka jaką miał w ręku. A jed­nak — nawet jeśli nie wszys­tko z książ­ki znalazło się na ekranie to przy­na­jm­niej zdaniem zwierza pozostało coś z atmos­fery. I tak jak czy­tanie Potock­iego jest niezwykłą, egzo­ty­czną przy­godą nie mającą sobie za bard­zo równych w lit­er­aturze tego okre­su tak samo film właś­ci­wie trud­no przyrów­nać do czegokol­wiek innego. Woj­ciech Jerzy Has wyda­je się być rzeczy­wiś­cie jedynym reży­serem, który mógł taki film nakrę­cić. Nie gubi się w kole­jnych wątkach i nie gubi się wytrawny widz, który wchodzi co raz głę­biej w opowieść, która prze­cież i w samym filmie jest czy­tana  (film rozpoczy­na się od odnalezienia księ­gi z his­torią bohat­era). Kole­jne szkatuł­ki otwier­a­ją się przed widzem, tworząc atmos­ferę zarówno pewnej przy­gody jak i wyczeki­wa­nia jak to się wszys­tko skończy. Cybul­s­ki jako główny bohater jest znakomi­ty ale praw­da jest taka, ze przy­na­jm­niej zwierza uwodzi sama real­iza­c­ja tak skom­p­likowanej fabuły.  Całość zdaniem zwierza jest jed­nym z tych specy­ficznych fil­mowych przeżyć, które się potem wspom­i­na z satys­fakcją, ze widzi­ało się coś dobrego. Satys­fakcją, która co raz rzadziej towarzyszy Pol­skiemu widzowi.

Mat­ka Joan­na od aniołów — dobra zwierz nie lubi Mat­ki Joan­ny od Aniołów — ma do fil­mu sto­sunek ani ciepły ani zim­ny. Film znakomi­cie zre­al­i­zowany ale nie pory­wa­ją­cy. Poza jed­ną sceną, która jest jed­ną z ukochanych scen zwierza, w his­torii pol­skiej kine­matografii. To sce­na w której zdes­per­owany ksiądz przy­chodzi do miejs­cowego rabi­na, z pytaniem z czym tak właś­ci­wie ma do czynienia. Roz­mowa  naty­ch­mi­ast prze­chodzi na kwest­ie najważniejsze — o naturę człowieka, naturę świa­ta, dobra i zła. Roz­mowa  trud­na bo więcej w niej pytań niż odpowiedzi. W niek­tórych momen­tach wyda­je się, że ksiądz nie ma nic do powiedzenia w obliczu wiedzy rabi­na, cza­sem wyda­je się, ze rabin nic nie chce księdzu powiedzieć tylko zadawać kole­jne trudne pyta­nia. Sce­na zagrana jest w led­wie zakreślonej przestrzeni ciem­nego poko­ju.  Nigdy nie widz­imy obu bohaterów jed­nocześnie. Kiedy Rabin unosi się niecier­pli­woś­cią księdza, kiedy wypom­i­na mu, że chce wiedzieć wszys­tko o demonach stwor­zonych przez pana, o włas­nych demonach to tak naprawdę mówi do nas wskaku­jąc każą­co i pyta­jąc o naszą duszę.  A najpiękniejsze w tej sce­nie jest to prze­jś­cie od pewnego siebie “Ja wszys­tko wiem” rabi­na w pier­wszych zda­ni­ach  do “Ja nic nie wiem”, które zamy­ka scenę. Zwierz za każdym razem jest pod wraże­niem bo to jest takie dobrze nakrę­cone. I za to Mat­ka Joan­na od Aniołów trafia na listę zwierza.

Zwierz przyglą­da się tej liś­cie z niedowierzaniem. Czyż­by właśnie zde­maskował się jako fan przede wszys­tkim pol­skiej szkoły fil­mowej. To było­by nawet praw­dopodob­ne i chy­ba nie było­by powo­dem do wsty­du. Trze­ba bowiem przyz­nać, że  zwierz ma nieprzy­jemne wraże­nie, że filmy w Polsce kreaty­wniej krę­cono dawniej niż dziś. Trochę braku­je na tej liś­cie fil­mu współczes­nego nie tyle z daty co z opisy­wanych wydarzeń. Być może zwierz jest w stanie znieść rzeczy­wis­tość wyłącznie min­ioną zaś codzi­en­na napawa go smutkiem i prz­er­aże­niem. A może po pros­tu taki ma gust. Na wasze propozy­c­je zwierz oczy­wiś­cie czeka bo prze­cież każdy ma jakąś listę w głowie a kra­jową to już na sto procent.

A jutro —  o ile zwierz zbierze aż dziesięć — lista ulu­bionych filmów ani­mowanych Dis­neya (o dzi­wo takiej nie było — były tylko ani­mac­je jako takie :)

Ps: Zwierz nie może się już doczekać rozpoczę­cia głosowa­nia na blog roku — będzie mógł wam wtedy pokazać coś naprawdę pięknego :)

0 komentarz
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online