Zwierz dawno nie wyszedł z kina tak zaskoczony jak z Jurassic World. Spodziewał się miłego blockbustera z mnóstwem dinozaurów. Nic szczególnego ale zwierz ma – jak większość jego pokolenia- spory sentyment do blockbusterów z dinozaurami. Nigdy jednak w najśmielszych snach zwierz nie przypuszczał, że trafi na seksistowskie dzieło sezonu. (spoilery ale nieliczne).
Poznajcie bohatera naszego filmu. Męskiego bohatera, naszego męskiego filmu. Męskiego. Bohatera.
Zwierz doskonale wie, że część z was idąc do kina na film rozrywkowy nie włącza sobie mechanizmu obserwowania przedstawiania postaci męskich i żeńskich. Idziecie na dinozaury dostajecie dinozaury a to co dzieje się pomiędzy jest kliszą, którą przyjmujecie za dobrą monetę. Zwierz – jak może zdążyliście zauważyć – nie jest takim widzem. Raz włączonego czujnika nie da się wyłączyć, raz zadanego sobie pytania „dlaczego postać kobieca znów jest tyko dodatkiem do faceta” nie da się szybko wyrzucić z głowy. To nawet nie kwestia feminizmu tylko takiego zupełnie elementarnego pytania o to jakie schematy jeszcze są w kinie ciekawe a jakim już powinniśmy podziękować. Dla niektórych takie spojrzenie na film jest radykalne. Paskudnie psuje zabawę. Zapewnia was zwierz że mu też psuje zabawę. Głównie dlatego, że nie jest radykalne i w większości scenariuszy wystarczy drobna przeróbka by teoria o zamrożonych scenarzystach z lat 50 nie wydawała się tak trafna. Choć przy Jurassic World trzeba byłoby się naprawdę nieźle namęczyć. A i jeszcze jedno. To właścwie nie jest recenzja. Zwierz nie recenzuje tu filmu. W normalnej recenzji zwierz zacząłby od tego, że Jessica Chastain ma siostrę bliźniaczkę która dla niepoznaki nazywa się Bryce Dallas Howard.
Tresować dinozaury, celnie strzelać, spoglądać niebieskim okiem, bronić bezbronnego stada
Film bowiem opiera się na dość jasnej dychotomii. Jest samiec alfa i są wszyscy inni. Samcem Alfa jest Chris Pratt. Jest tak bardzo alfa że bardziej się nie da nawet jakby go oblali testosteronem, którym już i tak ocieka. Były żołnierz, tresujący i szanujący dinozaury. Jest tak silny, męski i zaradny, że nawet raptory go słuchają. Trudno się zresztą dziwić, bo cosplayuje (dość skutecznie) Hana Solo pomykając wszędzie w kamizelce i lekko obcisłych spodniach – co by nadać sobie odpowiedniego wyglądu. Do tego – od pierwszych chwil wiemy, że nieco śmierdzi ale nie ma z tym problemu, wszak to zapach prawdziwego mężczyzny. Nie boi się niczego, jest getelmanem, człowiekiem niesłychanie zaradnym. Czułość wykaże w stosunku do umierającego dinozaura, szarmancko przepuści kobietę przodem nawet podczas ucieczki przed najstraszniejszym potworem i zawsze wie co robić. Do tego jeszcze niebieskim okiem błyśnie i wszystkie jego.
Chris Pratt robi piękny cosplay Hana Solo minus poczucie humoru
A właściwie nie wszystkie. Tylko jedna. Ona. W szpilkach i białym kostiumie. Cóż z tego, że teoretycznie zarządza wielkim parkiem rozrywki, w sytuacji kryzysowej to ON samiec alfa stanie się jej wybawieniem. Wybawieniem słusznym bo cóż ona może zrobić. Choć potrafi biegać po dżungli w szpilkach (ogólnie wszędzie potrafi przemieszczać się szybko w białych szpilkach) to jednak daleko jej do bycia kobietą spełnioną. Ani faceta, ani – co wypomina jej siostra (zajmująca się głównie płakaniem) dzieci. No jasne hodowała dinozaury i nie zdążyła zostać matką (zwierz serio tego nie wymyśla – chyba w każdym filmie jest rozmowa o ojcostwie/macierzyństwie). Natomiast w sytuacji zagrożenia nie opuszcza swojego mężczyzny na krok, tracąc po kolei fragmenty garderoby i uśmiechając się niewinnie gdy ktoś skomplementuje jej samca. Oczywiście pierwsza randka nie wyszła – pewnie z jej winy skoro wszystko zaplanowała i nie chciała pić tequili. Ale następne pewnie zapewnią przetrwanie gatunkowi ludzkiemu. Przy czym jest w filmie jedna scena w której bohaterka wykazuje się aktywnością – ratując swojego samca alfa. Ale dla scenarzystów byłoby to za dużo emancypacji więc ten natychmiast bierze ją w ramiona i obdarza pocałunkiem. Tym samym wyrównując poziom siły do punktu wyjścia. I zwierz wie, że to brzmi jak rant jakieś szalonej feministki ale to tak niesamowicie widać na ekranie jak po tym zakłóceniu przywrócony jest ład (siostrzeńcy bohaterki którzy wcześniej czuli podziw patrząc na nią po tym pocałunku natychmiast zaczynają podziwiać dzielnego samca).
Spójrzcie na ten piękny biały funkcjonalny strój bohaterki z obowiązkowymi szpilkami na samym początku filmu
Bo nie tylko pomiędzy naszą zlęknioną damą w opałach a samcem alfa rozgrywa się film. Obok nich mamy też samca reprezentującego złą siłę – to oczywiście ten jeden człowiek na wyspie który zawsze chce skorzystać z broni na dinozaury albo z dinozaurów jako broni. Ogólnie w jednej ze scen zachowuje się dokładnie jak Skaza z Króla Lwa i nawet ma swoje hieny (niesamowite jest to, że to skojarzenie pojawiło się w głowie zwierza, po czym usłyszał je zupełnie niezależnie od swojego znajomego – więc coś musi być na rzeczy). Ale obok niego mamy np. nerda który aspiruje do zastania samcem alfa (bo to jest film w którym jest jeden słuszny stereotyp męskiego zachowania do którego należy aspirować). Dzielnie nie ewakuuje się z wyspy tylko pomaga jak może. Ma okulary więc, musi wszystkim udowodnić że jest mężczyzną. Mógłby to zrobić całując najbliższą kobietę (wiadomo po to kobiety są) ale ta niestety ma faceta (tym samym zbliżamy się do wyczerpania wszystkich czterech kobiet w całym filmie). Trudno powiedzieć co jest w nim nie męskiego ale coś musi być skoro najlepszym ponagleniem jest rzucanie do niego hasła „Bądź wreszcie mężczyzną”. Gra go Jake Johnson i o ile zwierza wzrok nie mylił to od pierwszych scen przejawiał cechy męskie. Więcej – scenariusz już wcześniej pozwala mu się popisać sprytem czy nawet odwagą ale ponieważ brakuje temu znamion prawdziwie męskiego czynu to nie dostaje swojej plakietki prawdziwego samca. Inni mężczyźni w filmie prezentują typy klasyczne czyli podły naukowiec (Azjata! Więc oszalały na punkcie nauki), wierny towarzysz (Czarnoskóry więc ze zrozumieniem dla natury) i właściciel całego parku (Hindus więc filozoficznie nastawiony). Wszyscy oni nie wychodzą poza swoje bardzo niewielkie charakterystyki ale wszyscy są zdecydowanie niżej w stadzie.
A teraz bohaterka bliżej końca filmu. Jak sami widzicie przeszła właściwą transformację (i nie to nie jest tylko logika filmu bo nie zmieniła butów co by było logiczne, tylko okazała widzowi dekolt co jest logiczne tylko z bardzo określonego punktu widzenia – co więcej czasem kamera ten punkt widzenia przyjmuje)
Jak to w stadzie bywa są też młode. Tu mamy dwóch chłopaków – jeden kilkunasto drugi może dziesięcioletni. Obaj są materiałami na małych samców alfa. Niech tylko starszy się opanuje i zrozumie, że od dziewczyn (które budzą jego zdecydowanie za duże zainteresowanie albo domagają się wyznań miłości) ważniejszy jest brat. W ponownym zadzierzganiu więzi poza ucieczką przed dinozaurami i innymi horrorami pomoże także wspólna praca nad naprawieniem samochodu. Obaj chłopcy zetknięci z naczelnym samcem alfa natychmiast wyczuwają przywódcę grupy i deklarują, że chcą się z nim trzymać. Są dzielni ponad miarę i z pewnością wyrosną z nich porządne samce alfa zwłaszcza że jeden z nich już w młodym wieku nauczył się rzucać genialnymi zdaniami pozwalającymi pokonać problem przerośniętego dinozaura na wolności. Poza tym na całe szczęście tragedia na wyspie spaja podstawowe wartości rodzinne, więc największe zmartwienie – będące punktem zapalnym okazywania uczuć (rzecz w tym filmie zdecydowanie kobieca) – czyli potencjalny rozwód rodziców raczej się w czasie odłoży.
To nie jest prawdziwy mężczyzna. Ma okulary. To chyba jasne
Żeby było jasne – zwierz zwykle jest w stanie przejść do porządku dziennego nad schematem. Ale ten film jest po prostu przekraczający zwierza pojęcie. Są w nim cztery kobiety. Jedna z nich zostaje zjedzona bo zamiast zajmować się dzieciakami ewidentnie ustalała szczegóły ślubu przez telefon, druga właściwie tylko płacze i poucza o zaletach dzietności, trzecia jest tylko po to by poinformować jednego faceta że jest dziewczyną innego plus żeby płakać, na koniec jest nasza główna bohaterka która też płacze i biega w szpilkach po dżungli. Wobec takiego zestawienia zwierzowi nie pozostaje nic innego, niż z całej tej kobiecej reprezentacji najbardziej identyfikować się, z dinozaurami bo wszak jak w poprzednich częściach wiemy, że to samiczki. Są to jedyne postacie kobiece w filmie które nie budzą w zwierzu chęci uduszenia scenarzysty. Być może dlatego jak zwykle w przypadku filmów z serii człowiek kończy identyfikując się z T-Rexem. Choć nie jest do końca sprawdzone czy to kwestia płci, czy tego że T-Rexy są najfajniejsze na świecie.
Cześć Skaza
Zwierz nie miałby problemu by napisać dowcipną recenzję filmu. Wiecie w takiej w której opisuje spotkanie fikcyjnych odmrożonych scenarzystów rozdzielających role z klucza i dodających wszędzie dzielnego niebieskookiego bohatera z bronią w dłoni i honorem w sercu. Ale zwierza Jurrasic World jakoś zwyczajnie zmartwił. Jak to jest możliwe że nikt nie krzyczał „król jest nagi”, jak w filmie w którym wydaje się miliony dolarów i tworzy super hiper ekstra komputerowe dinozaury nikt nie wystąpił i nie powiedział „Ej ale wiecie, że nie da się biegać w szpilkach po lesie” albo „Słuchajcie ale to zdanie o posiadaniu dzieci jest takie zupełnie od czapy i niczemu nie służy” ewentualnie „Jak tu w czwórkę siedzimy nad scenariuszem i go piszemy to może zastanówmy się dlaczego zarządzająca parkiem kobieta nie ma nic do powiedzenia od chwili kiedy zaczyna się robić naprawdę niebezpiecznie” itp. To nie są trudne pytania. To nie są nigdy nie podnoszone kwestie (filmowcy z nierealności tych pieprzonych szpilek zdają sobie sprawę bo pokazują je jak najmniej). To są bardzo proste rzeczy. Wcale nie trzeba byłoby kręcić filmu na nowo by nie budził już takiego opadu szczęki. I wale nie byłby mniej oblany testosteronem. Zwierz jest gotów przełknąć filmy takie jak wspomniane niedawno San Andreas – które co prawda posługują się podobnymi motywami ale będąc świadome tego jak bardzo nie pasują one do czasów (oraz że ogólnie powinny być jakoś przemodelowane), choć trochę je modyfikują (w filmie to dziewczyna jest najdzielniejsza nawet jeśli nie jest to dzielność wiele zmieniająca bo wszystkich na końcu i tak ratuje Rock). Całe kino nowej przygody to robiło – dawało jakąś rysę bohaterowi (nie za dużą ale dowcipnie pokazaną coś jak lęk przed wężami Indiany Jonesa) i jakąś siłę bohaterce . Jasne to nie było zwykle nic wielkiego ale pewien znak, że twórcy zdają sobie sprawę z istnienia schematu herosa i damy w opresji i zamiast się mu poddać bez refleksyjnie starają się go nieco złagodzić. Ale to nie jest przypadek Jurassic World. Tu tego elementu łagodzenia brakuje – choć Chris Pratt teoretycznie prezentowany jest jako dowcipniś to nigdzie nawet przez chwilę nie ma elementu słabości. Dowcip też szybko ucieka. Zostaje ON. MĘŻCZYZNA.
Mężczyzno – nigdy nie będziesz tak zajebisty jak Chris Pratt prowadzący stado raptorów na motocyklu. I to właśnie masz wynieść w serduszku z seansu.
Przy czym wiecie – zdaniem zwierza takie przedstawianie kobiecości i męskości jest dużo bardziej opresyjne względem facetów. Zwierz to ma łatwo – film mówi mu, że jeśli opanuje tylko bieganie na szpilkach to jest ustawiony do końca życia. Faceci na sali mają zdecydowanie gorzej. Jeśli nie jesteś w stanie jeździć na motocyklu otoczony posłusznymi ci raptorami to właściwie masz przerąbane. I żeby jeszcze się ta koszulka na mięśniach opinała i karabin dobrze leżał w dłoni. Przyjaciółka zwierza z którą był w kinie z rozrzewnieniem wspominała chwilę słabości dzieci z pierwszego filmu – które w obliczu niebezpieczeństwa- tak strasznego jak dinozaur na wolności, naprawdę się bały. W tej części nie ma na to miejsca. Słabość znika, jest zaradność, jest odwaga, jest wręcz nadludzki brak strachu. Zwierz przyzna szczerze, że uważa takie filmy za strasznie szkodliwe (tak zwierz jest zdania że popularne filmy niekiedy są szkodliwe). I w sumie przykre. Zwierz mniema że większość z nas od wielkich facetów po małych chłopców w obliczu atakującego dinozaura przeżywałaby wyłącznie chwile słabości. I ma nadzieję, że nikt nie będzie nigdy wam się kazał zachować jak mężczyzna w obliczu naparzających się dinozaurów. Przy czym zwierz zdaje sobie sprawę, że jest sporo widzów racjonalizatorskich którzy są gotowi wykładać, że kobieta była przecież dzielna, i że w ogóle każdy by się trzymał byłego wojskowego i że kobiety lubią być ratowane. Ale moi drodzy – niezależnie od tego jak bardzo podoba się nam film (a ma się prawo podobać w końcu zwierz nie jest panem waszego gustu) to jest on przede wszystkim wynikiem pracy ludzi, którzy wykorzystują takie a nie inne schematy, takie a nie inne wizualne klisze, mają taki a nie inny wizerunek męskości i kobiecości. To, że w około latają dinozaury nie zmienia faktu, że tak naprawdę w filmach odbija się spojrzenie na pewną rzeczywistość. A w rzeczywistości twórców filmu faceci są silni, kobiety są słabe a nasze małe stadko przeżyje tylko dzięki samcowi alfa.
Chris Pratt i jedna z nielicznych silnych postaci kobiecych w filmie
Co ciekawe – w filmie – na trzecim tle jest doskonały, bardzo aktualny temat. I nie chodzi o podłe grzebanie w genach – bo to jest przedstawione w sposób absolutnie karykaturalny. Tylko o sam problem parków rozrywki gdzie przetrzymuje się żywe zwierzęta. Oglądając wielkiego dinozaura morskiego nie mógł zwierz przestać myśleć o Blackfish i o tych wszystkich parkach rozrywki przetrzymujących delfiny i orki. I ten temat – ludzi gotowych pozamykać całą urodę świata w klatkach i za ogrodzeniami tylko dla rozrywki – jest w kontekście dinozaurów doskonałym przykładem tego jak kino popularne mogłoby skomentować coś nad czym naprawdę warto się pochylić. Tylko, że twórcy jakoś się do tego nie kwapią – choć pozwalają bohaterom wygłosić różne zdania i opinie to jednak jest to temat liźnięty po wierzchu. Zaś wszystko i tak blednie w porównaniu z niechęcią twórców do nauki (bo szemrana), elektroniki (bo zawodna) i wszystkiego do dalekie od dobrego stadnego porządku.
Dzieci i młodzież w obliczu zagrożenia automatycznie wybierają to co ważne – samca alfa i braterstwo. Uczucia nie uwzględnione.
Zwierz wie, że pewnie część z was dobrze się bawiła na filmie. I że nie wymagała od niego więcej niż tylko stada gryzących się dinozaurów. Macie do tego pełne prawo. Ale zwierz czuje, że jeśli nie będzie się pisało recenzji psujów – które zamiast koncentrować się na zabawie, chcą wytykać to co się zdecydowanie nie udało, to nigdy nie wyjdziemy z tego piekiełka. Co prawda przyjaciółka zwierza twierdzi, że za każdego Mad Maxa i związaną z nim nadzieję, potrzebny jest Jurassic World który przywróci równowagę. Że nie można sobie pozwolić na odchylenie od normy, i to wahadło zawsze wraca na miejsce. Zwierz chciałby wierzyć, że nie ma racji i że zarówno Mad Max nie był tylko wybrykiem natury a Jurassic World był efektem zbyt długich prac nad scenariuszem (jak pod tym scenariuszem mogły się podpisać aż cztery osoby). Zwierz bardzo chętnie pisałby recenzje w których nie musiałby się zastanawiać jak film pokazuje kobiety i mężczyzn bo było by jasne, że scenarzyści przede wszystkim chcą pokazać nam fajne, zróżnicowane, niezależne postacie. Serio. Bardzo by zwierz chciał kiedyś w końcu radośnie stwierdzić, że nareszcie. No ale zwierz jest marzycielem. A jak mówią w filmie – gatunki wymarłe nie mają żadnych praw. I pewnie dlatego zwierz tak cierpi.
Ps: Film przypomina też o dwóch rzeczach – jakim doskonałym reżyserem filmów rozrywkowych był Spielberg – niby film powtarza jego klisze ale nie umie zrobić tego tak fenomenalnie jak mistrz kina rozrywkowego. No i film przypomina jak fenomenalna jest ścieżka
dźwiękowa Johna Williamsa. Jeśli czujecie przy tym filmie ciarki na plecach to właśnie dzięki Williamsowi.
Ps2: Zwierz dawno nie widział w filmie tak strasznie chamskiego product placemet – jakbyście chcieli wiedzieć to na pewno Samsung jest w stanie wam pokazać hologram dinozaura a Starbucks napoić kawą gdziekolwiek jesteście.
Ps3: Idźcie na Mad Maxa.