Ostatnio zwierz znalazł nową (choć nie do końca) czasożerną rozrywkę. Kiedy nie ogląda filmów, nie pracuje, nie czyta, nie koloruje, to gra w planszówki. Planszówki które chyba trochę ku zaskoczeniu wszystkich zamiast zniknąć z powierzchni ziemi przeżywają od dobrych kilku lat swój mały renesans. Głównie dlatego, że zaczęli w nie grać nie tylko pasjonaci ale także ludzie którzy na codzień nie siedzą głęboko w świecie geekowskich rozrywek.
Zaczyna się prosto – myślisz że trzy godzinki wystarczą by pokonać Saurona a potem niewiadomo skąd mija cały dzień
Zacznijmy od tego, że zwierz nie jest żadnym planszówkowym specjalistą. Jest takich wielu ich ściany dawno przestały być widoczne zza wieży pudełek zaś ich gusta są wyrafinowane a doświadczenia tak liczne że zwierz nic nie wie i w nic nie grał. No ale tak już bywa że co dla jednych jest cudowną rozrywką dla innych stanowi prawdziwą życiową pasję. Zwierz w planszówki grywał gdy był bardzo młodym zwierzem. I nie nie chodzi o Chińczyka czy Monopoly (w które grywał zawsze przyjmując wygraną brata) ale np. pamięta że dziecięciem będąc siedział z rodziną przy stole grając w Talizman wówczas wychodzący w Polsce jako Magia i Miecz (jedno z wyraźniejszych wspomnień zwierza z tamtego okresu to rozgrywka w czasie której rozłożyliśmy wszystkie dodatki i ojciec zwierza utknął w Otchłani. Chyba do dziś tam siedzi bo nie skończyliśmy tamtej partii). Potem jednak zwierz planszówki porzucił absolutnie przekonany, że wcale go tak bardzo nie bawią. Oczywiście nigdy nie przyszło zwierzowi do głowy, że jego wspomnienie o tym,że gry są trudne i skomplikowane bierze się z faktu, że pierwsze do nich podejście zaliczył w wieku kilku lat.
Zwierz spędził Sylwestra grajac w Grę o Tron – słusznie – w końcu jaki pierwszy dzień roku taki cały rok a nic nie sprawia większej przyjemności niż bicie Lannisterów
Tymczasem wokół zwierza zaroiło się od ludzi którzy umawiali się w weekendy na granie – czego zwierz za bardzo nie mógł zrozumieć. Dopiero dwa lata temu – kiedy dostał takie zaproszenie od Myszy zrozumiał o co chodzi i dlaczego planszówki nigdy nie będą musiały bać się gier komputerowych czy jakichkolwiek innych aktywności do których potrzebna jest bardziej skomplikowana technologia niż druk. Po pierwsze – gra w gry planszowe ze znajomymi wymaga czasu. Dużo czasu. Teoretycznie mogłaby to być wada. Ale w praktyce – jest o jedna z największych zalet gier planszowych. Coś niedobrego stało się z czasem – nikt go nie ma, wszyscy starają się go oszczędzać, goście mówią że muszą wyjść zanim jeszcze usiedli, wszyscy skracają wszystkie czynności i ostatecznie siedzimy dłużej w pracy a rozrywkę minimalizujemy jak się da jednocześnie oglądając film,szydełkując i rozmawiając na facebooku. Do tego czas spędzony z przyjaciółmi choć ceniony stał się jakimś taki wiszącym nad człowiekiem wyrzutem sumienia bo skoro jest weekend i nie idzie się do pracy to jest to idealny moment by zająć się jaką chałturą, posprzątać mieszkanie czy pielić ogródek albo robić jakąś inną z setek rzeczy która nas nie za bardzo interesuje ale czujemy się w obowiązku poświęcić jej czas wolny. Tymczasem planszówki – jeśli już zdecydujemy się na nie grać, zmuszają nas do poświęcenia im co najmniej godziny – zwierz pisze co najmniej bo rozgrywki potrafią trwać kilka godzin i pożreć cały dzień. Oczywiście nikt tego nie czuje, co prowadzi do sytuacji że ludzie którzy mieli wyjść na pociąg o siedemnastej przypominają sobie, że przecież był jeszcze jeden o dwudziestej drugiej. Poświęcanie czasu na wspólną grę jest jedną z największych przyjemności całej rozgrywki, zwłaszcza, że przy dobrze skonstruowanej planszówce rozgrywanej w dobrym towarzystwie nie sposób się nudzić.
Jako dziecko zwierz myślał że Talizman jest nudny. Zwierz podrósł i odkrył, że Talizma nie jest nudny jeśli ma się odwagę wyjść poza pierwszy krąd pól
No właśnie druga rzecz która zdaniem zwierza utrzyma zawsze planszówki na powierzchni jest fakt, że trudno o bardziej integrującą aktywność. Po pierwsze ze wszystkich doświadczeń zwierza wynika, że nikt kto zaprasza cię na rozgrywkę nie wita cię w progu z rozłożoną planszą i gotowością do gry. Zwykle rozgrywkę poprzedza picie kawy, jedzenie jakiegoś obiadu czy lunch (ewentualnie jedzenie pojawia się w środku gry) plotkowanie- a wszystko z perspektywą że już zaraz wyjmie się planszę i zacznie grać. Przy czym sama gra – o czym zwierz nie musi chyba nikogo przekonywać – zawsze będzie miała niesłychanie integrujący charakter poza tym momentem kiedy wszyscy sobie przypomną że ktoś musi wygrać i wtedy dobra gra planszowa może na zawsze zakończyć część przyjaźni. Pod tym względem planszówki – w które zazwyczaj najlepiej gra się w kilka osób (choć rzeczywiście nie a dużo) chyba zawsze będą przodować nad grami komputerowymi które przynajmniej na razie wciąż jeszcze najlepiej sprawdzają się przy dwóch – max trzech osobach (mowa oczywiście o graniu na konsoli) – chyba że gramy online wtedy wszystko jest możliwe, ale już siedzenie przy jednym stole odpada. Przy czym zdaniem zwierza to nawet dobrze, bo właśnie dzięki temu planszówki rozwijają się niezależnie od gier komputerowych i mamy więcej sposobu zagospodarowania wolnego czasu a nie mniej
Ten momet w grze kiedy wszyscy siedzą cicho bo knują a na końcu i tak wygrywa zupełnie niespodziewana osoba (tu gramy w bardzo przyjemne Lords od Waterdeep)
Trzecia sprawa – która zawsze równie bawi zwierza, to fakt że gry planszowe – rozgrywane nawet w bardzo różnym towarzystwie zawsze ujawniają że tak naprawdę jest tylko kilka rodzajów graczy. Przede wszystkim zawsze jest człowiek z instrukcją – w zależności od charakteru albo na was wszystkich krzyczy albo gdzieś w połowie rozgrywki mówi,że tak właściwie to zapomniał o jednej niesłychanie ważnej zasadzie wedle której właśnie wygrał całą grę. Są też gracze o pamięci złotej rybki którzy między jednym a drugim ruchem zapominają jakie właściwie są zasady gry i nigdy nie mogą sobie przypomnieć jakie są warunki wygranej. Są gracze szachiści, którzy potrzebują dodatkowych piętnastu minut na swój ruch. Zwykle mówią „jeszcze chwileczkę”mamroczą pod nosem, liczą na palcach, zaglądają w karty waszych postaci a na końcu ruszają się o dwa do przodu. Są kombinatorzy – ludzie którzy naprawdę opanowali zasady i dzięki nim w każdym swoim ruchu wykonują jakąś niesamowicie długą i skomplikowaną kombinację ruchów, która wydaje się niezgodna z zasadami ale to nie prawda bo jest jak najbardziej zgodna tylko nikt się nie odwarzył jej wcześniej zrobić. Są gracze chaotyczni którzy co prawda jako tako pamiętają zasady ale np. zbierają punkty tylko jednego koloru albo w grze w której nie chodzi o zdobywanie bogactwa grają tylko po to by zdobyć najwięcej pieniędzy. Na samym końcu zaś są gracze którzy spokojnie milczą przez całą grę, popijają powoli herbatę i tuż przed tym aż wszyscy rzucą się wykonać swój ostatni perfekcyjny ruch, cichym głosem informują wszystkich że chyba właśnie wygrali. Te kombinacje nie wyczerpują wszystkich gatunków graczy ale mniej więcej w połowie każdej rozgrywki da się załapać kto jak gra. Czasem jest to doskonały miernik pewnych cech charakteru, choć niekoniecznie. Zresztą gra tworzy dość specyficzną sytuację w której nawet najlepsze przyjaźnie (lub więzy pokrewieństwa) są narażone na niebezpieczeństwo bo nagle ktoś może zająć nasze pole i na nic te lata przyjaźni i tak jesteśmy źli jak osy.
Prawie nic nie widać bo pogoda marna… ale tak serio – wchodzenie na K2 to dobra zabawa choć przez większość czasu człowiek ma wrażenie że zaraz umrze. No jak w życiu
Zwierz przyzna szczerze, że go osobiście najbardziej bawi w planszówkach też treść dodana. Zwierz uwielbia kiedy ktoś decyduje się na dopisanie jakiejkolwiek historii do gry – nie ważne czy inspirowanej tym co sugerują twórcy czy zupełnie od czapy. Jeśli ktoś grając pomarańczowymi pionkami nagle ogłosi że gra Holendrami, ma zagwarantowaną sympatię zwierza który uwielbia kiedy gry w ten sposób ożywają – co nigdy nie śniłoby się twórcom. Zresztą ponownie z doświadczeń zwierza wynika, że przy większości gier gracze w pewnym momencie zaczynają przerzucać się jakimiś strasznie niszowymi skojarzeniami, coś podśpiewywać, nadawać nowe nazwy postaciom itp. Pod tym względem planszówki naprawdę można reklamować jako gry pobudzające wyobraźnie. Co nie dziwi bo skoro w tym płaskim zbiorze pól na planszy jesteśmy w stanie dostrzec cały świat, niebezpieczeństwa, szansy i przeszkody to wyobraźnia już pracuje, więc dlaczego miałaby się zatrzymać w połowie drogi. Trzeba jednak zauważyć,że w przypadku takiego rozszerzania świata gry niesłychanie ważne jest z kim się gra. Jeśli przy jednej planszy siedzi grupa ludzi porozumiewająca się mniej więcej takim samym kodem kulturowym to nawet pozornie nudna gra może być fascynująca. Gorzej kiedy mamy ludzi z zupełnie innymi skojarzeniami. Choć jak zwierz już wspomniał – pod koniec rozgrywki może się okazać że wszyscy są najlepszymi przyjaciółmi.
Small World to super gra. Zwierz jest przekonany,że zgubiłby trzy czwarte elementów po dziesięciu minutach od chwili zakupu
Przy czym zwierz nie jest wobec planszówek zupełnie bezkrytyczny. Gra ze źle pomyślanymi zasadami czy nie zrównoważona (kiedy jakaś postać czy np. pierwszy gracz ma znaczne fory) szybko ujawnia swoje wady. Podobnie w przypadku gier z bardzo skomplikowanymi zasadami. Czasem odnosi się wrażenie, że twórcy gry co prawda mieli doskonały pomysł na wykonanie planszy i pionków ale nie przyszło im do głowy, że zasady muszą być logiczne, spójne i możliwe do zapamiętania. Oczywiście zawsze można liczyć że nasi znajomi czy my sami wybierzemy grę która będzie wszystkich bawiła ale wszystkim zdarzają się wpadki. Zwierz najbardziej nie lubi gier w których nie do końca wiadomo ile będzie trwała rozgrywka. Jasne czasem dziesięć tur trwa godzinę a czasem pięć – w zależności od tego jak sprawnie wszyscy się ruszają, ale są gry które ciągną się w nieskończoność, długo po tym jak wszyscy chcą iść do domu, albo przynajmniej zostać zabitymi po drodze. Druga sprawa – planszówki są cudowne w dobrym towarzystwie ale czasem zdarza się grupa ludzi która naprawdę spotyka się tylko po to żeby grać – zwierz chyba raz w życiu trafił na taką rozgrywkę. Nad planszą absolutna cisza, nie można powiedzieć nic nie na temat a gra rządzi całym popołudniem. To jest mniej więcej ten moment kiedy zwierz ziewa, bo choć jest zdania że powinna istnieć w każdej rozgrywce równowaga między gadaniem a graniem to jednak rzadko zdarza się gra tak fascynująca by dało się w nią radośnie grać bez czynienia najmniejszych nawet dygresji. Oczywiście – są na świecie ludzie którzy uważają że każde zbędne słowo wypowiedziane nad planszą do gry to marnowanie czasu ale zwierz do nich nie należy. Ostatnie zastrzeżenie zwierza dotyczy już sprawy bardziej skomplikowanej na którą nie tak dawno temu zwrócił mu uwagę jego – zdecydowanie więcej grający- znajomy. Otóż gry idą w kierunku sprzedawania co raz większych pudełek z coraz większą ilością małych elementów, które co prawda robią się co raz ładniejsze (to jak ładne robią się w naszych czasach gry planszowe to niepojęte) ale niekiedy wydają się zupełnie zbędne. To prawda – pomijając fakt, że dziś zgubić kawałek gry planszowej to rzecz niesłychanie prosta (i jak zwierz mniema powszechna) to producenci gier istotnie tworzą plansze z coraz większą ilością małych elementów. Zwierz mniema że chodzi o cenę ,a także pewne przekonanie, że gra powinna zapewniać wszystko (a właściwie znacznik na wszystko) ale jednocześnie gdzieś po drodze traci się prostotę, która w przypadku gier jest największą cnotą. Bądź co bądź do szachów potrzeba naprawdę niewiele a gra jakoś jeszcze się nie znudziła (no dobra drugich szachów raczej nie wymyślimy, ludzie nie są już tacy mądrzy). Na sam koniec zwierz szczerze przyzna, że czasem po tym jak ktoś wbije nam nóż w plecy w czasie gry, mamy poważne problemy by ponownie mu zaufać. Zwłaszcza że to zawsze są niepozorni ludzie.
Widzicie niepokojący błysk w oku zwierza. Tak wygląda zwierz który w końcu w coś wygrał (demoniczny śmiech)
Właściwie można byłoby dopisać planszówki do kolejnej listy rzeczy, które wciąż trochę bez sensu przypisuje się dzieciom, podczas kiedy dużo zabawniejsze są kiedy jest się dorosłym. Zwierz jako dziecko nigdy nie był w stanie zrozumieć dlaczego kogokolwiek miałby bawić Chińczyk czy Grzybobranie (o ile zwierz pamięta były to dwie główne gry jego dzieciństwa) bo tak naprawdę nie były jakoś wybitnie rozbudowane i niewiele zależało od gracza. Kiedy jest się dorosłym i można pograć w gry wymagające strategii, pomysłu czy jakiegokolwiek planu wtedy zaczyna być naprawdę zabawnie. Prawdę powiedziawszy trudno o rozrywkę która lepiej sprawdza się kiedy człowiek jest starszy cierpliwszy i ma większe zdolności przewidywania tego co wydarzy się za kilka tur. Pod tym względem naprawdę stawianie gier planszowych (oczywiście nie w sklepach tylko z grami) w działach dziecięcych zawsze zwierza dziwiło. No ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że ostatnio zwierz koloruje i gra to chyba zostało mu już tylko skakanie przez gumę (jakie to było super!) i będzie już zupełnie w świecie swoich aktywności ze szkoły podstawowej. Choć czy zwierzowi to przeszkadza? Chyba nie za bardzo.
Jeśli szukacie czegoś prostego co nie wymaga dużo miejsca a daje mnóstwo satysfakcji to zwirz poleca grę Splendor
Na koniec zwierz dorzuci jeszcze kilka uwag o grach w które grał ostatnio jakbyście zdecydowali się jakąś kupić (np. jeśli od dawna nie graliście). Otóż zwierz poleca (z tego co grał) Splendor – niesłychanie prostą grę (serio nawet nie ma planszy) w której kupuje się klejnoty by kupować więcej klejnotów – rozgrywka jest bardzo prosta i co ważne szybka ale zaskakująco wciągająca i wymagająca bardzo prostej strategii. Gra się w to super a całość jest tak skonstruowana że właściwie zawsze chce się powiedzieć „to co jeszcze jedna tura”. Small World – to prawie wszyscy znają – zwierz grał w wersję z dodatkami i pewnie w takiej wersji jest najzabawniej. Zwierz grę wspomina dobrze bo wygrał. Wygrywanie zawsze jest fajne. Natomiast sam nie mógłby gry posiadać bo pewnie zgubiłby 90% tokenów zanim jeszcze gra rozpoczęłaby się na dobre. Lords of waterdeep – gra która zwierzowi się niesamowicie podobała bo po pierwsze – ma proste zasady a po drugie – pod koniec rozgrywki okazuje się kto realizował swój tajny plan (bo każdy jakiś tajny plan ma). Zwierz lubi takie gry gdzie pod koniec może się okazać, że osoba która zdawała się mieć najmniej punktów właśnie wyprzedziła wszystkich o trzy długości. Poza tym to gra w której się zdobywa dużo punktów a zwierz uwielbia dużo punktów. K2 – gra którą zwierz poznał wczoraj i którą jest zachwycony. Pomysł jest prosty – trzeba wejść swoim pionkiem na K2 – problem w tym, że to nie jest proste i większość czasu starasz się nie umrzeć. Sporo kombinowania i czekania na dorbą pogodę ale wspinanie się na szczyty w ten sposób jest dziwnie satysfakcjonujące. To tyle z gier które przyniosły zwierzowi najwięcej radochy w ostatnich dniach. Zwierz nie jest jakoś niesamowicie zaawansowanym graczem i trochę ma pamięć złotej rybki, ale we wszystkie te gry grało mu się bardzo łatwo szybko i przyjemnie – więc mniema że jeśli sami nie macie własnej kolekcji to każda z tych gier się nada. Zwierz grywał też z przyjemnością w Firefly i jedną z gier na podstawie Gry o Tron ale nie pamięta którą (podobnie jak z jedną z gier na podstawie Władcy Pierścienia gdzie jakoś beznadziejnie wszystko przegrał). Ogólnie to jeszcze jeden plus poznawania gier – jest ich tyle że każda może przynieść jakieś nowe fajne przeżycia i stać się ulubioną. Dodatkowo to super prezent bo od razu można zmusić obdarowanego do testowania, oczywiście z wami.
Ps: Zwierz chętnie dowie się w co wy gracie – o ile gracie – i co polecacie sobie kupić. Na razie mieszkanie nie pozwala na wielką kolekcję ale kto wie może zwierz się przełamie i zdecyduje na jakiś zakup.
Ps2: Zwierz w czasie jednej gry pomyślał że jedyne czego mu brakuje to czasem takiego już technicznego rozszerzenia świata gier np. czegoś co po sfotografowaniu karty smatfonem dawało ci od razu informacje co robi ona w grze bez konieczności sięgania do instrukcji.