Zwierz nie czeka często na nowe produkcje Telewizji Polskiej. W sumie zwierz może z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nie czeka na nowe produkcje Telewizji Polskiej. Ale na Bodo czekał zwierz bardzo. Bo trudno o tematykę bardziej zbliżoną sercu zwierza niż kino okresu dwudziestolecia. W sumie to jest sam środek serca zwierza. Tym bardziej boli że na razie zwierz czuje w nim ziejącą pustkę.
Bodo ma mieć trzynaście odcinków. Sporo. Ale teoretycznie kiedy o tym pomyślimy dałoby się spokojnie opowiedzieć historię polskiego artysty kabaretowego i aktora filmowego w kilkunastu odcinkach, a na upartego w kilku sezonach. Co prawda zwierz co raz bardziej preferuje system brytyjski gdzie odcinków jest sześć w porywach do dwóch ale rozumie, że produkcja może toczyć się nieco wolniejszym tempem. Do tego – jak zapowiadają twórcy, chcą opowiedzieć nie tylko o życiu Bodo ale też nakreślić obraz filmu i teatru dwudziestolecia z licznymi scenami tanecznymi i kabaretowymi. Innymi słowy – jest z czego i o czym kręcić. Przynamniej teoretycznie.
No właśnie. Ile tak naprawdę mają do opowiedzenia filmowcy. O dzieciństwie i młodości Bodo wiadomo niewiele – jeśli weźmiecie jego biografie to co prawda dowiecie się, że nie uczył się za dobrze (rodzice chcieli by jednak miał jakiś porządny zawód), że kiedy był małym dzieckiem występował na scenie jako kowboj i że jego ojciec był Szwajcarem prowadzącym w Łodzi kino-teatr Urania. Poza tym wiadomo naprawdę niewiele – fakty które pokazał wam zwierz nie są jakieś wielce poruszające i w ogóle okres przed debiutem warszawskim zajmuje w biografiach aktora naprawdę mało miejsca. Tymczasem scenarzyści uznali, że konieczne jest rozpoczęcie historii od młodości artysty (w Polsce nie ma tego cudownego pomysłu na zaczynanie historii od środka – wszystko musi być po Bożemu). Oznacza to, że właściwie dostali wolną rękę – mogli wymyśleć co chcieli – oczywiście w granicach rozsądku. Z punktu widzenia scenarzysty to sytuacja fantastyczna. Bo może dopisać bohaterowi w młodości wydarzenia ważne, wręcz symboliczne, które niekoniecznie można dorzucać do biografii lepiej opisanych i życiorysów lepiej znanych.
Bo nie ma co ukrywać. Pierwszy odcinek Bodo to efekt wyobraźni scenarzystów gdzie tylko gdzieniegdzie pojawiają się wątki znane z biografii artysty – zresztą wrzucane trochę na zasadzie – musimy koniecznie nawiązać do tego co ludzie znają. Przynajmniej zwierz miał takie wrażenie, że nawiązania do tego co ludzie wiedzą (jak np. fakt że Bodo miał Szwajcarski paszport) są strasznie toporne. Wróćmy jednak do tego co wyszło z wyobraźni scenarzystów. Jak zwierz pisał mieli właściwie wolną rękę. Stąd też zwierza najbardziej zasmuciło jak schematyczne i standardowe są ich wyobrażenia. Młody Bodo ma niemieckiego przyjaciela Hansa i żydowskiego przyjaciela Moryca. Hans jest synem prawnika, Moryc jest ubogim synem krawca. A że wszystko dzieje się w Łodzi, to człowiek ma wrażenie, że scenarzyści nie umieli się wyrwać spod nieśmiertelnego wpływu Ziemi Obiecanej (do której zresztą nawiązują co zdaniem zwierza jest o tyle śmieszne, że mało prawdopodobne by kilkunastoletni syn żydowskiego krawca nawiązywał w dyskusji do prozy Reymonta). Z kolei o samym Bodo dowiadujemy się, że podkochuje się w koleżance z klasy i jest rozdarty między pragnieniami matki i życiem ojca który prowadzi kino i teatr gdzie młody człowiek chce występować. Przy czym zapytany o swoje motywacje (do grania) nasz bohater oświadcza, że chce być kochany i podziwiany bo nie lubi samego siebie a występy zapewniłyby mu miłość widowni. Zwierz wysłuchał tego fragmentu z mieszaniną żalu i zdumienia, że twórcy muszą koniecznie sięgnąć po tą najbardziej wyświechtaną ze wszystkich motywacji.
I to właśnie najbardziej zasmuciło zwierza. Bo skoro mając zupełnie wolną rękę scenarzyści nie są w stanie wyjść poza proste schematy (pierwsza miłość, konflikt pomiędzy rodzicami, marzenie o miłości ze strony widowni) to co będzie dalej? Zwierz słyszał co nieco o tym co mówiły osoby którym pokazano fragmenty późniejszych odcinków i rzeczywiście wygląda na to, że nasi scenarzyści mają skłonność do pomysłów i scen bardzo ale to bardzo melodramatycznych i schematycznych. A takie rozwiązania bolą kiedy pomyślimy jak fantastycznie mogło być gdyby twórcy usiedli iż zastanowili się nad tym co ciekawego można by dopisać do tych białych plam. Albo gdyby podjęli szaloną decyzję nie dopisywania niczego tylko po prostu opowiedzenia tego fragmentu historii który znamy. Zwłaszcza, że jak na złość scenarzystom Bodo aż tak ciekawego (i dobrze udokumentowanego) życia prywatnego nie miał. Miał za to fantastyczną karierę sceniczną. Ale za nim do niej dojdziemy to musimy oglądać mało interesujący fragment biografii gdzie nie może się wydarzyć nic szczególnie spektakularnego. Zresztą zwierz zastanawia się ile osób włączyło serial o słynnym aktorze Eugeniuszu Bodo po to by oglądać dylematy mało interesującego kilkunastolatka.
Zwierz ma też problem z dialogami w serialu. Otóż z jednej strony zwierz rozumie, że nie są stylizowane na język epoki, z drugiej – są pewne granice współczesności które, przynajmniej zdaniem zwierza te dialogi przekraczają. Ale nawet gdybyśmy machnęli ręką na kwestie czasów i kontekstu. Zwierz nie jest w stanie pogodzić się z ich teatralnością. No niestety – być może to kwestia aktorów ale wszystko to brzmi jakbyśmy byli na przedstawieniu. Zupełnie nie ma tu lekkości i takiej zwyczajności. Zresztą podobnie jest z dekoracjami. Zwierz cały czas miotał się pomiędzy uznaniem dla wysiłku włożonego w to by zebrać jak najwięcej elementów ubioru czy wystroju mieszkania które kojarzą się z przeszłością, z drugiej – wszystko jest tam tak ładne, wypucowane i świeże że nie udaje się wyjść poza poczucie, że stoimy w dekoracjach filmowych. Zwłaszcza Łódź jest podejrzanie ładna i czysta. Zwierz ma wrażenie, jakby twórcy zapomnieli, że współczesny film czy serial historyczny najpierw zbiera artefakty z epoki a potem je obowiązkowo brudzi. Dzięki temu postacie chodzą w ubraniach a nie w kostiumach i biegają po ulicach a nie po planach filmowych. Najłatwiej przywołać tu produkcje brytyjskie gdzie jednak rąbek sukni kobiety chodzącej po ulicy zawsze jest trochę ubłocony, a strój uboższego człowieka łatany czy przybrudzony. Niby niewiele ale sporo w odbiorze filmu zmienia.
Największym problemem Bodo jest to, że serial tak naprawdę próbuje zrobić coś co już zrobiono. To znaczy wziąć biografię osoby z jednej strony znanej (z drugiej nie znanej aż tak bardzo) wyróżnić w opowieści wątki obyczajowe i mieć nadzieję, że sprzeda się takiemu tradycyjnemu widzowi który chce sobie powzdychać do przeszłości i tego jak to pięknie drzewiej bywało. Zwierz jak powszechnie wiadomo, zgrzyta zębami ilekroć ktoś mu próbuje sprzedać wizję jak to piękniej drzewiej bywało, więc jak sami rozumiecie nie jest potencjalnym targetem takich seriali. Poza tym – niestety, taka metoda oznacza, że dylematy bohaterów nie wiążą się z ich pracą zawodową ale z życiem prywatnym i ważniejsze od ról i występów są przyjaźnie, kochanki czy rodzice. I choć taki sposób opowiadania biografii twórców niekiedy ma sens to wydaje się że Bodo jest pod tym względem wyborem średnim. To już prędzej trzeba było sięgnąć po Polę Negri która naprawdę miała takie życie prywatne, że jest o czym kręcić. W przypadku Bodo który mieszkał z matką i lubił swoje psy oraz wyszywanie makatek mamy właściwie do czynienia z człowiekiem obyczajowo średnio ciekawym. Poza epizodem z Reri jego życie uczuciowe nie przedstawia się ciekawej od zawodowego. To zaś pięknie pokazuje historię polskiego kina przed wojną. Tylko paradoksalnie – nawet scenarzyści tak bardzo nie wierzą że to kogoś obchodzi.
Pierwsza scena serialu nawiązuje do tego jak Bodo zakończył życie. Jest to ten element w który biografii aktora jest być może najbardziej filmowy czy raczej literacki – wielki gwiazdor któremu Szwajcarski paszport miał uratować w czasie wojny życie, ginie właśnie z tego powodu. Przewrotność losu która zadecydowała o losie Bodo jest rzeczywiście bardzo filmowa. Ale zwierz obawia się, że ten uniwersalny wydźwięk gdzieś zginie – zwłaszcza w serialu produkowanym dla współczesnej polskiej telewizji. Zresztą zwierz odnosi wrażenie, że lepiej tego widzom nie pokazywać na początku – biorąc pod uwagę jak wielu naprawdę nie wie jak to się skończy. Jasne w przypadku takiej tragicznej historii element zaskoczenia może nie jest tym o co należy walczyć, ale zwierz myśli, że większy potencjał kryje się w odkrywaniu losu aktora odcinek po odcinku. Bo zwierz wie czego się spodziewać, ale jednak większość osób nie wie co będzie dalej. (i nie miało nawet szans się dowiedzieć – o tym co spotkało aktora wiemy od niedawna. Zwierz miał na własnej skórze okazję przekonać się jak wiele nieprawdziwych wersji losu aktora krąży wśród ludzi – kiedy miał wykłady na jego temat w Akademii Trzeciego Wieku podchodzący do niego seniorzy opowiadali mnóstwo historii o tym co się z aktorem stało. Większość była pewna że zginął w powstaniu).
Przejdźmy teraz do aktorstwa. Zwierz próbuje zrozumieć co zaszło przy obsadzaniu roli Eugeniusza Bodo. Kiedy pojawiła się informacja że będziemy mieli młodego starszego Bodo zwierz nawet zrozumiał. Sporo seriali tak robi i czasem nawet z korzyścią dla historii. Czego więc zwierz nie rozumie? Otóż nie rozumie faktu, że grający młodego Bodo (który wspomnijmy w chwili rozpoczęcia filmu ma jakieś 17 lat) gra Antoni Królikowski – mężczyzna 27 letni, który na tyle mniej więcej wygląda. Z kolei starszego Bodo gra bardzo dobry aktor Tomasz Schuchardt, który w tym momencie ma 29 lat. Warto też dodać że dwaj panowie nie są do siebie podobni. O ile Schuchardt jest podobny (przy odpowiedniej charakteryzacji) do Bodo to Królikowski podobny jest dokładnie do nikogo. Zwierz nie rozumie tej decyzji. Gdyby wybrano aktora koło 20 to wszystko byłoby jasne, gdyby nastolatka – też. Ale wybierać aktorów w praktycznie tym samym wieku? To już sensu nie ma. Zresztą chyba wszyscy czekają aż mdłego Królikowskiego zastąpi Schuchardt bo wieść gminna niesie że poziom serialu znacznie się wtedy podnosi. Co do pozostałych aktorów to na uwagę zwierza z całej obsady pierwszego odcinka jak na razie zasłużył tylko Mariusz Bonaszewski jako ojciec Bodo. Inna sprawa – spis obsady następnych odcinków budzi lekkie przerażenie zwierza, bo do ról aktorów wybitnych często wybrano aktorów bardzo średnich, to się nie może dobrze (aktorsko) skończyć.
Zwierz nie porzuci serialu przed zmianą aktora i chce doczekać kiedy w końcu będzie się coś dziać. Ale jeśli twórcy polscy chcą się czegoś nauczyć od swoich zachodnich kolegów po fachu to zwierz poleca prostą naukę – pierwszy odcinek serialu musi być ciekawy, zarzucać sieć na widza i oferować mu wszystko czego się może spodziewać. Kuszenie że gdzieś za kilka odcinków zacznie być ciekawe to pomysł średni. I chyba to ostatecznie jest największy zarzut zwierza do tego co obejrzał. Ten pierwszy odcinek jest najzwyczajniej w świecie nudny. A wiecie, wielu tak zainteresowanych tematem jak zwierz to w tym kraju nie znajdziecie.
Ps: Zwierz nie będzie się czepiał zgodności z faktami historycznymi i z realiami przynajmniej na razie. Jak dojdziemy do kina, to zwierz ma zamiar być bezwzględny. Ale chwilowo ma wrażenie, że to byłoby zupełnie zbędne. Bo na razie nie trzymane się faktów nic nie zmienia.
Ps2: Zwierz nie jest hejterem produkcji, w sumie chciałby żeby wyszła. Dlatego ma tyle zastrzeżeń. Nie chce by taki dobry temat zmarnował się na drugą melodramatyczną Annę German.