Home Ogólnie Donald ograł Franka czyli dlaczego Trump ukradł mi 4 sezon House of Cards

Donald ograł Franka czyli dlaczego Trump ukradł mi 4 sezon House of Cards

autor Zwierz
Donald ograł Franka czyli dlaczego Trump ukradł mi 4 sezon House of Cards

Czwarty sezon House of Cards dla niektórych oznaczał powrót serialu do formy – po nieco gorszym sezonie trzecim, Fran Underwood i jego żona Claire znów znaleźli się w sytuacji w której ich umysły działają najlepiej – walki o władzę. I choć zwierz wie, że dla wielu ten czwarty sezon jest jednym z najlepszych dopiero w czasie oglądania zdał sobie sprawę co najbardziej mu przeszkadzało w cieszeniu się podłością Underwoodów. Rzeczywistość. (wpis zawiera spoilery)

 Mimo że wszystko wygląda bardzo podobnie to należy zauważyć, że House of Cards dzieje się w alternatywnym uniwersum, ale jednak jest z naszym powiązane. My mamy Putina oni mają tego mniej kanibalistycznego z braci Mikkelsen, my mamy ISIS oni mają ICO, my mamy wybory… oni też mają wybory. Przez ostatnie trzy sezony można było odnieść wrażenie, że te dwa równoległe światy działają na podobnych zasadach. Co prawda zwierz nie sądzi by Barack Obama wrzucał kogoś pod metro (choć kto go tam wie) i Michelle Obama nie wygląda na jakoś szczególnie łasą na posadę męża (i nie ma tak idealnej garderoby jak Clare) ale poza tym można było odnieść wrażenie, że serial coś przed nami odsłania. Choć Frank Underwood jest krwiożerczy i zły niczym najlepszy Szekspirowski złoczyńca (można sądzić ile w nim Jago, Ryszarda III czy Makbeta – zwierz jest nawet zadania że można ładnie przyporządkować sezony tym postaciom) nie cofnie się przed niczym ale jego świat jest w pewien sposób naszym światem. Politycy są bezwzględni i manipulanccy, ale działają wedle pewnej logiki władzy. Chcą przekonać ludzi ładnymi hasłami, doskonale zaplanowanymi kampaniami wizerunkowymi i nawet jeśli ruszą do wojny by zachować władzę to wciąż są to mechanizmy nam znane.

hoc_411_01778r-h_2016

Frank może i jest bezwzględnym mordercą i manipulatorem. Ale to jest takie zło oswojone. Tą twarz diabła już znamy

House of Cards jest serialem nieco teatralnym i przerysowanym – ale jednak w pewien sposób bliskim opowieści o władzy, z tą różnicą że bohaterowie są niczym z opowieści o królach i koronach a tu mamy teoretycznie demokrację z ludem w tle. Problem w tym, że choć o poparciu społecznym mówi się wiele, to ono też jest traktowane rozsądnie. Ludzie wybiorą osobę sympatyczniejszą, szanującą wartości rodzinne, taką która będzie się mogła pochwalić lepszą biografią. Wyborcy w świecie House of Cards zdają się być tłumem emocjonalnym ale tylko do pewnego momentu. Nawet zamach na prezydenta nie może ich przekonać do tego by głosowali wyłącznie z litości i sympatii. Mogą szybko zmienić zdanie ale będą wybierać wśród kandydatów którzy – mimo paskudnych charakterów (w większości) a nawet zbrodni (ponownie nie wszyscy) wydają się być całkiem dobrze dobrani do roli prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ważne są spójne przemowy, jasny przekaz, szeroki uśmiech i perfekcyjne przygotowanie. Frank Underwood nie staje przed zebranym w kościele tłumem bez doskonale przygotowanej przemowy. Nie mówi tego co mu ślina na język przyniesie. Wie, że zostanie rozliczony z każdego słowa. Wszystko zaś rozgrywa się według zasad które dotychczas znaliśmy, albo wydawało się że znamy.

House of Cards

Polityka Underwoodów jest przebiegła, niemoralna i doskonale ubrana. Dlatego jest w tym coś wyrafinowanego i pięknego. Ale też co raz dalszego od rzeczywistości

I tu właśnie wchodzi rzeczywistość. Oglądając House of Cards i czytając o kolejnych wygranych partyjnych prawyborach przez Donalda Trumpa trudno nie dostrzec jak bardzo świat rzeczywisty i serialowy się rozjechały. Świt House of Cards jest zły w sposób urzekający. Możemy nienawidzić Franka Underwooda czy poważnie zastanawiać się czy on i jego żona nie są reptilianami (jeśli to nie będzie puenta ostatniego sezonu to zwierz będzie naprawdę poważnie zawiedziony, bo to jest jedyna rozsądna puenta całej tej historii. Wyobraźcie sobie te dwie wielkie jaszczurki patrzące w ekran w ostatnim odcinku!) ale w porównaniu z rzeczywistością ich zło jest nie tylko eleganckie i pociągające ale przede wszystkim…mało przerażające. Tak jasne – mamy do czynienia z najgorszym zestawem cech ludzkich. Ale jednocześnie jest w tym coś pięknego, precyzyjnego – coś co sprawia, że chcąc nie chcąc pragniemy by knowania się przeciągały i były coraz bardziej bezwzględne. Tymczasem wizja Trumpa jako prezydenta Stanów Zjednoczonych, albo jako głównego kandydata Republikanów budzi zupełnie inne uczucia. W niesionym przez Trumpa niebezpieczeństwie dla Stanów (ale i dla całego świata) nie ma nic fascynującego, przebiegłego i eleganckiego. Idzie on po władzę w oparach populizmu, głupoty i niekompetencji i zamiast tracić zyskuje. Knujący Frank Underwood, gotowy doprowadzić do odwołania prezydenta to przy nim pikuś. Na Franka Underwooda jeszcze nikt nie głosował, na Donalda Trumpa być może niedługo zagłosują miliony Amerykanów. Co przeraża dużo bardziej, nawet jeśli Trump przegra. Bo nie ma w tym nic pięknego ani fascynującego. Jest za to nieprzyjemna prawda.

House of Cards

Dla Franka Underwooda liczy się każde słowo. I nawet jeśli nie ma w tym odrobiny prawy, to nie budzi to takiego lęku jak człowiek który mówi wszystko o czym właśnie pomyśli

Zresztą udało się w jednym miejscu fabule pokazać jak bardzo rozjechały się dwa światy. Kiedy w czwarty sezonie wychodzi na jaw że ojciec Franka Underwooda ma zdjęcie z członkiem KKK, wszyscy wpadają w panikę. Frank traci cenne punkty, wszyscy są oburzeni a sam kandydat znajduje się w trudnej sytuacji. Jego przemowa w kościele jest dopracowana i wycyzelowana. Wszystko dlatego, że zdaje sobie sprawę jak wielki jest to dla niego cios i ile będzie go politycznie kosztować. Zwierz nie wie na ile dobrze śledzicie amerykańską politykę ale niedawno Donald Trump spotkał się z dość kłopotliwym dla większości kandydatów wsparciem ze strony jednego z najwyższych przedstawicieli Klanu. To co przeraża najbardziej to czas jaki zajęło mu wystosowanie oświadczenia w którym jednoznacznie dystansuje się do organizacji i jej przedstawicieli. Przez pewien czas zaś trudno było jednoznacznie orzec czy Trump się do kogokolwiek dystansuje. Jak to wpłynęło na jego wyborców? Nie tak jak przewiduje serial. Bo ludzie głosujący na człowieka takiego jak Trump nie będą się przejmować drobnymi problemami jak wsparcie ze strony rasistowskiej organizacji czy fakt, że ich kandydat nie ma programu, a jego popularność opiera się głównie na wierze że jeśli ktoś ma dużo pieniędzy to ma rację, nawet jak jej nie ma.

rs_560x373-150305110130-hoc_ps3_094_h

Underwoodowie są może zimnymi reptilianami pragnącymi władzy nad światem ale przynajmniej grają według naszych zasad

House of Cards jest w pewien sposób doskonałym przykładem na to jak ten – błyskotliwy i doskonały przecież serial, staje się trochę pomnikiem czasów przemijających. Nie da się bowiem ukryć że politycznie robimy obecnie krok w tył i duch lat trzydziestych nosi się nad narodami.  Trump nie jest Hiltlerem ale sposób w jaki pokazuje słabość „rozsądnej” demokracji przywodzi na myśl wydarzenia sprzed lat. Machający rękami, rzucający niespójnymi hasłami populistyczny przywódca – nadal uwodzi, nawet jeśli jego pomysły wahają się od niedorzecznych (mur z Meksykiem) po czysto rasistowskie (nie wpuszczanie do Stanów żadnych muzułmanów). Zresztą nikt tu nie jest bez winy – na Europejskim podwórku obserwujemy podobną zmianę nastrojów, budzący niepokój zwrot i rosnącą – po obu stronach Atlantyku nieufność do demokracji i wybieranej w ten sposób władzy. House of Cards dzieje się jednak w świecie gdzie mechanizmy liberalnej demokracji wciąż jeszcze działają a człowiek taki jak Donald Trump wydaje się niemożliwy, albo karykaturalnie przerysowany. I to sprawia, że serial staje się w pewien sposób mniej straszny.   Jak zwierz pisał – zło Franka Underwooda jest złem oswojonym. Tych podłych, bezwzględnych monarchów znamy od wieków. Jago może nigdy nie wytłumaczył się nam ze swojego zła ale był uwodzicielski, Ryszard III chciał władzy i razem z nim spiskowaliśmy by ją dostał, Makbet wraz z żoną stanowią idealny przykład morderczego duetu. Ale to demony piękne i interesujące. Mówiące wiele o wadach duszy ludzkiej, ale o tych wadach o których chcemy słuchać. Poznaliśmy ich i pogodziliśmy się z ich istnieniem. Nawet jeśli wierzymy, że postępują wedle zasady „Niech zginie świat, bylebym tylko utrzymał się u władzy” to jako widzowie nie możemy powstrzymać się by im kibicować. To ta brzydka twarz polityki która cudownie sprawdza się w narracji. Ileż tam można włożyć aluzji, przemyślanych uwag, obserwacji natury ludzkiej. Ale w porównaniu z tym co widać w telewizji to diabeł piękny ale pusty.

Screen-Shot-2016-03-04-at-80013-PM-copy

House of Cards przekonuje nas że nawet morderczy manipulant będzie się bał jakichkolwiek powiązań z KKK. Życie mówi nam że czasem ktoś potrzebuje więcej czasu by właściwie powiedzieć jakie ma stanowisko

Można rzecz jasna powiedzieć, że House of Cards – zarówno jako serial, ale też jako remake brytyjskiej wersji nigdy nie miały stanowić komentarza politycznego do aktualnych wydarzeń. Co prawda pojawienie się „nie zjem cię ale będę na ciebie źle patrzył” niby Putina w poprzednim sezonie bardzo zbliżyło nas do rzeczywistości politycznej, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że historia tu i tam potoczyła się zupełnie inaczej.  Gdybyśmy przełożyli na serial rzeczywistość ( „A potem mimo naruszenia granic innego państwa, wszczęcia wojny i zestrzelenia samolotu nic się właściwie nie zmieniło”) nie spotkałoby się z dużym entuzjazmem ze strony widzów. Widz serialu pragnie morału, puenty, czy reakcji. Sankcje gospodarcze trudno ładnie sprzedać w serialu politycznym. Wolimy oglądać Claire uciszającą pseudo Putina niż przyznać, że nikt nie podnosi słuchawki. Jednak nie da się ukryć, że siłą House of Cards był fakt, że kiedy odrzuciło się dramatyczną i szekspirowską otoczkę to w sumie Fank Underwood mógłby się amerykańskiej polityce zdarzyć. Zwłaszcza, że jego polityczne działania nie są aż tak bardzo demoniczne jak się może zdawać. Wywołanie wojny by utrzymać się przy władzy? Albo zyskać popularność? W mniejszym bądź większym stopniu już mieliśmy z tym do czynienia. Zresztą teraz cały świat ponosi tego konsekwencje.

HOCClaireFrank

Nawet jeśli Underwoodowie sprowadzą na nas wojnę, to przecież to jest nasza wojna tzn. doskonale wiemy, że oni nie są pierwsi, którzy coś takiego zrobią. I co więcej – nadal mając tą świadomośc człowiek czuje się bezpieczniej z nimi niż z Trumpem

 Choć dramaty polityczne zawsze pokazują wykrzywioną (czy to czarną czy wyidealizowaną ) wizję świata to jednak zawsze zyskują gdy mamy poczucie, że znamy realia. Underwood dochodzi do władzy dzięki swoim knowaniom ale nawet on musi stanąć w końcu oko w oko z mechanizmami demokracji. Po zdobyciu najwyższego urzędu, nie zmienia konstytucji by władać dalej – to uznalibyśmy za rzecz irracjonalną. Nie staje się dyktatorem. Jest złym żądnym wielkiej władzy i potęgi człowiekiem. Ale gra wedle „naszych” zasad. Być może dlatego mu kibicujemy, bo mamy poczucie, że obracamy się w świecie fascynującej fikcji, która jednak balansuje na granicy prawdy. Poczucie którego w czasie oglądania czwartego sezonu nie towarzyszyło zwierzowi. Tamten świat – nawet z Frankiem Underwoodem był w porównaniu do naszego zbyt racjonalny. Jednocześnie zwierz rozumie dlaczego w serialu nie ma odpowiednika Trumpa. Bo Trump jest z punktu widzenia fabularnego postacią słabą – zbyt jednoznaczną, zbyt niedorzeczną i niewiarygodną. Gdyby twórcy chcieli takiego Trumpa przepchnąć w fabule – zwierz podobnie jak wielu innych widzów zapewne wcale nie byliby szczęśliwi. Wolimy oglądać Underwooda mierzącego się z prawie idealnym weteranem wojskowym o szerokim uśmiechu, pod którym skrywa równie wredny charakter. To się nam podoba i jest interesujące.  Trump nie jest interesujący. Jest prawdziwy.

house_of_cards_kevin_spacey_robin_wright_still

Zło Underwoodów daje cudowny punkt wyjścia do refleksji nad ludzką naturą – dlatego je lubimy – daje nam poczucie pewnego intelektualnego komfortu

Nie jest wadą czwartego sezonu House of Cards że nie nadąża za sytuacją polityczną. Nie jest to serial kręcony z dnia na dzień, wręcz przeciwnie – twórcy piszą scenariusze w momencie kiedy nikt dokładnie nie wie co będzie się działo w czasie ich emisji. Ale fakt że rzeczywistość – i związane z nią lęki, tak bardzo rozchodzą się z wizją scenarzystów – i sposobem w jaki nas straszą (bo przecież trochę chcą nas postraszyć) świadczy o tym, że niestety żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Być może – skoro jesteśmy przy wątkach szekspirowskich, należałoby powiedzieć, że są rzeczy na niebie i ziemi które nie przyśnią się naszym scenarzystom. Nie znaczy to że serial jest zły, a czwarty sezon nudny ale z pewnością stracił nieco ostrza krytycznego. Nie da się ukryć, że dziś Ameryka ma większe problemy na głowie. Przy czym na obronę House of Cards – w wielu politycznych serialach bohaterowie musieli się z kimś spierać ale nigdzie nie była to postać taka jak Trump. Nie chodzi tylko o populizm ale raczej o to jak bardzo impregnowany jest on i popierający go ludzie na zdrowy rozsądek czy zwykłe fakty. O ile Franka Underwooda mógłby pogrążyć artykuł pokazujący wszystkie jego niecne sprawki, to Trump będzie się doskonale trzymał niezależnie od tego ile skandali i skandalików udało się wyciągnąć od początku kampanii prezydenckiej.  Co więcej, nie musi się on nawet bać własnej partii. Bo żaden z niego republikanin czy demokrata.

lead_large

Polityczny przeciwnik Underwooda będzie prawie idealny. I w to uwierzymy. W napisanego przez scenarzystów Trumpa nie tylko byśmy nie uwierzyli ale jego rosnącą popularność uznalibyśmy za niedorzeczną

Oczywiście Donald Trump nie jest jeszcze prezydentem Stanów Zjednoczonych i jeśli naprawdę zostanie kandydatem republikanów to przed nim długa droga. Na drodze tej stoi zaś Hillary Clinton ( przy całej sympatii dla Berniego Sandersa nie wydaje się by miał on jednak realne szanse na nominacje demokratów, choć kto wie – kiedy zwierz pisał te słowa Sanders właśnie wygrywał w Waszyngtonie) która doskonale pasuje do starego ładu, a niektórzy twierdzą nawet że bliżej jest jej do pani Underwood niż ktokolwiek chciałby głośno powiedzieć. Stać się więc może i tak, że kiedy zasiądziemy do piątego sezonu Gry o Tron… przepraszam House of Cards dostaniemy ponownie serial bardzo przyklejony do rzeczywistości. Zwierz nie miałby nic przeciwko temu, bo to znaczyłoby, że Trump jest jednak tylko amerykańskim Tymińskim a nie zwiastunem czegoś zdecydowanie gorszego. Innymi słowy – miejmy nadzieję, że Donald Trump zniszczył mi tylko przyjemność z oglądania czwartego sezonu House of Cards. Tą ofiarę zwierz może ponieść. Ale żadnego więcej.

Ps: Zwierz obejrzał film Siódmy Syn i jest pod wielkim wrażeniem jak dobrą obsadę ma ten niesamowicie zły film, zwierz nie widział tak dobrze obsadzonego złego filmu od czasów Ostatniego Legionu.

Ps2: Zwierz chciałby zauważyć, że czwarty serial HoC jest fabularnie całkiem niezły. Tak jakby wyprzedzając zarzut że  ma negatywną opinię o obiektywnie dobrej telewizji.

7 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online