Przyznam szczerze i bez bicia. Na konferencje blogerskie jeżdżę głównie dla znajomych. Blogosfera to taka dziwna grupa ludzi, którą się doskonale zna, często z niektórymi osobami rozmawia się niemal codziennie ale na żywo można ich zobaczyć wiele lat po zadzierzgnięciu znajomości. Więcej czasem okazuje się, że osoba którą właśnie nam przedstawiono to nasza dobra znajoma z Internetu ale kojarzymy ją tylko ze zdjęciem profilowym. Piszę to dlatego, że nie chcę ukrywać powodu dla którego przyjechał zwierz na Blog Conference Poznań. Zwłaszcza jeśli konferencja niekoniecznie mi się podobała.
W przeciwieństwie do Blog Forum Gdańsk które ma być taką refleksją nad stanem blogosfery, Blog Conference Poznań jest konferencją bardziej biznesową. Zwierza nie było w zeszłym roku ale w tym, właściwie mówiliśmy niemal wyłącznie o zarabianiu, kontaktach z agencjami reklamowymi i tym jak zmienić obowiązujący model zarabiania na blogu (przychodzi agencja do blogera) na coś nowego czyli – przychodzi bloger do agencji. Nie był to jednak jedyny temat konferencji – pojawiały się np. panele dotyczące pomocy charytatywnej czy tego czy blog sam w sobie nie jest przypadkiem już przeżytkiem skoro nawet średni youtuber potrafi wyprzedzić blogera o dobre kilka długości. Od razu zaznaczę że nie na wszystkich prelekcjach byłam (najlepszy ramen w Polsce sam się nie zje) ale np. prelekcję Michała Szafrańskiego bez trudu nadrobiłam oglądając prelekcję na Facebooku. To w ogóle super opcja, że można brać udział w konferencji nawet jeśli się ją opuściło i pobiegło na pociąg.
Prawie wszystkie zdjęcia wykorzystane we wpisie zrobił Krzysiek Kotkowicz z Kotkowicz.pl, najlepszy fotograf jakiego znam bo udostępnia publicznie tylko te zdjęcia na których wszyscy dobrze wyszli
Jak już zwierz pisał konferencja była o zarabianiu. Zwierz nie ma absolutnie nic przeciwko zarabianiu na blogu, sam to czyni – niekiedy z wielkimi sukcesami, niekiedy nieporadnie ale dość systematycznie. Jednocześnie jednak wyznaję zasadę, że zarabianie na blogu jest dodatkiem, a właściwie miłą konsekwencją wszystkiego innego co dzieje się wokół bloga. Jasne że fajnie jest współpracować z kinem, wydawnictwem czy geekowskim sklepem, ale w sumie najważniejsze jest by pisać fajnie i ciekawie o popkulturze. Zwierz mniema że to przekonanie łączy go z większością obecnych na konferencji, ale kiedy zaczyna się mówić o narzędziach marketingowych i o tym jak przygotować odpowiednią propozycję dla marek to gdzieś to ginie. Zwierzowi gdzieś w trakcie tej konferencji zrobiło się smutno bo gdyby jakaś nieświadoma dusza właśnie weszła na salę potraktowałaby nas jako po prostu kolejne ogniwo w reklamie produktów. Ogniwo inteligentniejsze i bardziej zaangażowane, ale jednak tylko ogniowo. Przy czym nie chodzi o to by o pieniądzach i współpracach nie rozmawiać – zwłaszcza na konferencji temu poświęconej – raczej przykro jak łatwo w takich rozmowach gubi się poza finansowa potrzeba blogowania.
To była taka szokująca konferencja na której nawet Kondrad z Halo Ziemia mówił o pieniądzach (choć nie tylko)
Jednocześnie siedząc na tej konferencji zwierz zdał sobie sprawę, że większość porad jest kierowana właściwie wyłącznie do blogerów profesjonalnych. Przy czym pod nazwą bloger profesjonalny zwierz ma na myśli ludzi którzy właściwie żyją z blogosfery i nie zajmują się nią dorywczo. Osoby które pokazywały jak ustawiają swoje kontakty z markami w większości zajmują się głównie blogowaniem. A to oznacza zupełne inne podejście do blogowania i zarabiania na blogu. Bardziej czasochłonne, profesjonalne no i stojące bardziej w centrum zainteresowań blogera. Tymczasem zwierz chętnie posłuchałby raczej nie jak zarobić na blogu ale jak dorobić na blogu. Bo pewnie całe mnóstwo osób zebranych na Sali wcale nie ma ochoty zostać profesjonalnymi blogerami, czy występować do agencji jako równorzędny partner. Jasne fajnie że blogosfera się profesjonalizuje i staje się coraz bardziej zbiorem niezależnych przedsiębiorczych ludzi którzy korzystają z bloga trochę jak z platformy do realizowania swoich pasji i projektów. Ale nie jest to cała blogosfera. Są jeszcze ludzie którzy po prostu piszą bloga. Zwierz nie jest do końca pewny czy powinni się znajdować poza nawiasem.
Wieczorem na koncercie grały dziewczyny w wiankach. Czyli prawie jak na konwencie
Jednocześnie to profesjonalizowanie się blogosfery przejawia się w nieco niepokojącym – zdaniem zwierza – trendzie do przypominania nam że nie jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi – obdarzonymi emocjami, poglądami czy zupełnie nie biznesowym kręgosłupem moralnym, ale uczestnikami rynku reklamowego. Gdy zwierz słyszy na konferencji że po co wywlekać publicznie brudy – zarówno dotyczące innych blogerów jak i agencji marketingowych które nie płacą, bo może się to odbić na naszej atrakcyjności rynkowej, to nóż mu się w kieszeni otwiera. Głównie dlatego, że zwierz ma przekonanie, że jeśli ktoś ma pilnować blogosfery to sama blogosfera. Przekonanie, że wszystko należy zamieść pod dywan albo załatwiać prywatnie bo inaczej psuje się opinie o blogosferze jako takiej, wydaje mi się niepokojącym wezwaniem do dulszczyzny. Tymczasem przyznam szczerze mam gdzieś czy agencja będzie ze mną dalej współpracować czy nie – jeśli się na nią publicznie skarżę chce ostrzec innych blogerów. Jeśli bloger popełni tekst który jest sprzeczny z pewnymi normami, nawołuje do nienawiści czy jest po prostu szkodliwy, uważam że należy reagować publicznie. Chociażby dlatego, że blogerzy mają olbrzymie zasięgi i szkodliwość ich działania jest zdecydowanie większa niż osoby prywatnej. Opinia o blogosferze jest zła między innymi dlatego, że wieloma blogerami rządzi strach przed tym co pomyślą inni.
Obok prelekcji były też warsztaty i nawet wyzwania kulinarne ale ta część konferencji zwierza ominęła
Trzeba zaznaczyć, że na konferencji pojawił się głos który mówił rzeczy które wszyscy wiedzą a nikt nie chce o nich rozmawiać publicznie. Michał Szafrański publicznie potępiał agencje które nie płacą na czas, wywołując nawet konkretne osoby do tablicy. Wystąpienie to nie zostało przywitane entuzjastycznie przez osoby związane z dwiema stronami branży, tzn. przez ludzi którzy nie tylko blogują ale też pracują w agencjach marketingowych. Wygląda bowiem na to, że wszyscy są niewinni poza klientem, który nie płaci na czas. Zwierz przyzna, że ma z tą rozmową wielki problem. Bo ogólnie nie płacenia na czas jest problemem całej polskiej gospodarki i niejedna firma przez to upadła. Mówienie o tym uznaje się za zachowanie w złym stylu, bo o pieniądzach, opóźnieniach i płatnościach w ogóle nie powinno się mówić głośno. Zwierz przyzna szczerze, nie ważne jak bardzo nas to boli i jak wielu wskażemy winnych sytuacji, mówić o takich rzeczach trzeba. Chociażby dlatego, że wtedy można dostrzec skalę problemu, można wyjść z takiego cienia niedomówień i zastanowić się nad naprawą. Nie da się żyć z bycia freelancerem (nie tylko blogerem) jeśli każdy przelew może się spóźnić nawet do kilku miesięcy. Tak to nie są ładne tematy i nie są towarzyskie, ale fakt, że mówienie o pieniądzach sprawia tak wielkie problemy kończy się tym, że np. ja obecnie czekam na pieniądze od dwóch i kontakt od trzeciej agencji marketingowej, z których powinnam dostać pieniądze albo chociażby umowę. To nie jest jednorazowy problem jakiegoś blogera, tylko rzeczy, które (przynajmniej z mojego doświadczenia) zdarzają się notorycznie. Problem w tym, że chyba dziś blogerzy i agencje są sobie zbyt bliskie i zamiast rozmawiać jak partnerzy biznesowi coraz częściej są to rozmowy personalne.
Jednym ze sponsorów konferencji był Semilac który robił blogerkom manicure. Miało to jeden plus w paczce powitalnej zwierz znalazł dwa lakiery do paznokci.
Jak pisałam panele nie dotyczyły tylko kwestii finansowych. Jeden poświęcony był temu jak pisać o rzeczach trudnych. I ponownie zwierz wyszedł z niego zawiedziony. Nie wypowiedziami samych panelistów, ale podejściem do tego co znaczy rzecz trudna w blogowaniu. Patrząc po panelu można było dojść do wniosku, że trudno oznacza albo problemy ze zdrowiem, albo biedę albo w jednym przypadku mniej piękną stronę macierzyństwa. Tymczasem tematy trudne niekoniecznie muszą być związane ze zdrowiem czy ze śmiercią. Trudno pisze się o postawach moralnych, o poglądach politycznych, o kwestiach społecznych. Trudno pisze się o rasizmie, o seksizmie o nienawiści. Trudno nie znaczy o sprawach smutnych ale o takich o których nie chcą słyszeć. A już najtrudniej jest to wpisać w bloga który nie jest temu poświęcony. I niestety takich wątków zabrakło. Podobnie jak zabrakło takiego zupełnie warsztatowego podejścia – co zrobić kiedy nagle zamiast o szminkach wyszedł nam poważny tekst i chcemy go wrzucić na bloga. Jak się odważyć pójść w inną stronę. Bardzo mi tego zabrakło.
Nie zawsze zgadzam się z Andrzejem Tucholskim ale jego prezentacja o szukaniu motywu przewodniego bloga była najbliżej tego o czym chciałabym pogadać na konferencji blogerskiej
Z kolei w panelu poświęconym temu czy bloger powinien pomagać znów skupiono się głównie na pomocy charytatywnej która jest przeznaczona dla osób biednych czy chorych. Tymczasem bloger pomagać może na wiele sposobów. Dobrze byłoby gdyby np. w jakiś sposób wiązał swoje działanie z tematyką bloga. Problem w tym, że np. w czasie prelekcji zwierz dowiedział się, że to nie jest dobrze kiedy ludzie wydają mnóstwo pieniędzy by jakiś obraz nie wyjechał z kraju, bo za te pieniądze można byłoby kogoś wyleczyć czy nakarmić i potrzebna jest bardziej ekonomia niż emocje. Cóż jako bloger kulturalny sprzeciwiam się przeliczaniu wszystkiego na ludzie życie. Gdyby dziś ktoś zapytałby mnie czy chce przekazać pieniądze na odbudowę Palmyry pewnie zachęcałaby do tego ludzi niezależnie od tego ile osób jest głodnych. Spuścizna kulturowa jest ważna. Jednocześnie na tym samym panelu można było usłyszeć bardzo oceniający głos, mówiący że pomaganie nie może wynikać z mody tylko musi z miłosierdzia. Przyznam szczerze, przez wieki pomaganie wynikało głównie z potrzeb PRowych albo z nakazów religijnych. Moda na pomaganie nie jest niczym innym jak wpisanie się w trend że dobrobytowi z charytatywnością do twarzy. I niech tak będzie. Z chęci pokazania się są większe pieniądze niż z dobrego serca.
Michał Szafrański mówił dużo, i konfrontacyjnie, nawet wywoływał do tablicy. Niektórym się podobało dla niektórych to nowy kryzys w social media.
Podobne odczucia miałam po panelu o tym czy blog to przeżytek. Zwierz miał nadzieję, że być może pobawimy się trochę w futurystów i zaczniemy się zastanawiać co właściwie będą robić blogerzy za dziesięć, dwadzieścia lat. Zwierz doskonale zdaje sobie sprawę, że dziś blogosfera ma się całkiem dobrze choć pojawiają się nowe kanały. Nie zmienia to faktu, że przy takim rozwoju social media i zmianom przyzwyczajeń widzów i czytelników trudno uznać to za coś stałego. Tymczasem co raz więcej osób wiąże swoją przyszłość zawodową z blogowaniem i trzeba się zastanowić ile osób będzie musiało wrócić na etaty. Dobrze odniósł się do tego Paweł Opydo wskazując, że trzeba inwestować w siebie, być wszędzie spójnym i autentycznym – wtedy nie straszne nam zmieniające się trendy. To chyba rzeczywiście jedyny sposób by w długiej perspektywie nie bać się tego co może nadejść. Jednocześnie to zabawne jak bardzo dajemy się zamknąć w pewnych skojarzeniach. Mówiąc o Snapchacie czy Instagramie w wypowiedziach panelistów pojawiał się często oceniający ton, który sugerował że niewiele da się tam zrobić jakościowego i wartościowego. Zwierz nie jest do końca przekonany, czy samo narzędzie publikacji treści naprawdę jest tu decydujące. Jednocześnie nie zgadzam się z opinią że prasa nie umiera (takie zadnie padło w panelu). No niestety umiera, nakłady są coraz mniejsze, znaczenie gazety dla życia codziennego ludzi jest bez porównania mniejsze, opinie dziennikarzy interesują coraz mniej osób. Przywoływane dziś wyniki sprzedaży sprzed dekady pokazują jak strasznie prasa umiera. I bogosferę też to pewnie czeka. Przynajmniej w takiej formie w jakiej jest teraz.
A to tak na koniec. Zwierzowi się strasznie ta wlepka podoba
Wyjeżdżając z Poznania zwierz czuł pewien smutek czy też niedosyt. Rozmawianie o pieniądzach zwierza trochę męczy, rozmawianie o marketingu nudzi i niekiedy przeraża. Jednocześnie zwierz nie miał wrażenia by się czegoś naprawdę przełomowego dowiedział. Wręcz przeciwnie, odniósł wrażenie, że blogerzy po prostu opowiadają sobie to co większość osób pracujących przy marketingu czy sprzedaży wie. Podkreślamy jakie cechy liczą się w blogosferze ale nie trudno dostrzec że podobne cechy są ważne przy każdej transakcji biznesowej czy reklamowej. Porady albo są bardzo ogólne i raczej łatwe do załapania, albo dotyczą bardzo szczegółowych projektów, które choć ciekawe – niekoniecznie przyniosą jakiś przełom w blogowaniu. Głównie dlatego, że chyba największym problemem blogosfery, zwłaszcza tej początkującej, nie jest to jak rozmawiać z agencjami czy używać narzędzi ale w ogóle jak dojść do momentu kiedy ma się temat, dobrze wie się o czym pisać itp. Trochę zahaczała o to prelekcja Andrzeja Tucholskiego, która moim zdaniem raczej powinna zaczynać konferencję niż być blisko końca.
Okej tak naprawdę pojechałam do Poznania zrobić sobie to zdjęcie z Pawłem.
Zwierz chyba więcej do Poznania nie pojedzie. Nie ze względu na organizację. Ta była całkiem dobra (choć zwierz poleca w przyszłym roku znaleźć jakiś wiatraczek, bo na Sali było niesamowicie gorąco), nie obyło się bez wpadek, ale zostały one poprawione. Ludzie byli jak zwykle sympatyczni, zwierz wymyślił grę towarzyską która potrafi zabić każą rozmowę na imprezie. Do tego poznał naprawdę przesympatycznych ludzi, zjadł najlepszy ramen w życiu i pogadał ze starymi znajomymi. Pod względem organizacyjnym było więc miło. Nie mniej zwierz woli imprezy gdzie rozmawiamy bardziej o tym jak pisać, jakie są nasze obowiązki, jakie są wyzwania, jak uczynić swój głos pożytecznym. Wymiar finansowy blogowania to jednak miejsce w którym zwierz czuje się niekomfortowo, być może dlatego, że nie ma duszy przedsiębiorcy (wiecie w rodzinie zwierza nikt nie ma duszy przedsiębiorcy). Przy czym to nie chodzi o ocenę całej konferencji czy zjawiska zarabiania na blogu. Zwierz jest za tym by blogerzy się promowali i zarabiali na dobrych treściach. By współpracowali z fajnymi markami i robili rzeczy które ich pasjonują. Tylko zwierz nie chce rozmawiać o marketingu. Jak na razie życie oszczędziło mu wielu takich rozmów i chyba powinno tak pozostać. Dla dobra zwierza. A być może dla dobra ludzkości.
Ps: Zwierz zastanawia się ile osób dzieliło pierwszego dnia jego lekkie znudzenie czy brak zainteresowania bo na większości wystąpień i paneli był niesamowity gwar. Co ciekawe drugiego dnia było naprawdę bardzo cicho. Może kac.
Ps2: Zwierz z szaleństwem w oczach obskoczył aż trzy poznańskie księgarnie by z nie małą satysfakcją w każdej z nich znaleźć Dwóch Panów ( i swoją książkę też).