Ostatnio tyle się dzieje, że torba z którą zwierz podróżuje właściwe nigdy nie trafia na swoje miejsce w mieszkaniu. Leży obok łóżka a zwierz wrzuca i wyrzuca z niej cichy i jedzie dalej w Polskę. Nastrój podróży a co za tym idzie pewnego czasowego rozchwiania składania do wpisów mniej recenzyjnych a bardziej teoretycznych. Dziś zwierz chciałby zaś pomarudzić.
Tak dziś będzie wpis mało odkrywczy ale trochę marudny. Otóż zwierz chciałby wam opowiedzieć o kilku zjawiskach ze świata Hollywood które go denerwują. I teraz żeby było ważne zwierz wielokrotnie narzekał na pewne zabiegi fabularne. Tym razem jednak nie chodzi o fabułę filmów tylko o kwestie związane z produkcją. Dlaczego pojawiają się one w Hollywood zwierz rozumie, co nie zmienia faktu, że go strasznie denerwują. To nie jest wpis o tym, jak Hollywood uleczyć. Raczej marudzenie dla czystej przyjemności marudzenia.
Wysyłanie wszystkich aktorów na siłownię – OK nie wszystkich ale większość. W ostatnich latach Hollywood uznało, że lata 80 były niesamowicie cool i czas wrócić do modelu umięśnionego faceta. Pomagają w tym filmy super bohaterskie gdzie jak wiadomo – bohater nie może być chucherkiem. No i wszyscy biegają na tą siłownię, pracują nad muskułami jak głupi – aż się potem nie mieszczą w garnitury (przypadek Henrego Cavilla) albo ogólnie wyglądają jakby stracili chęć do życia (to z kolei Ben Affleck). Praca nad muskulaturą stała się koniecznością nawet wtedy kiedy się tego po postaci nie spodziewamy – dlaczego mający grać komisarza Gordona J.K Simmons pognał na siłownię? Cholera wie. Niedługo żadnej roli nie będzie można zagrać bez rocznego pobytu na siłce. Co więcej – wyrabianie muskulatury i związane z tym nieprzyjemności, diety i inne cierpienia powoli stają się czymś czym przez lata były stroje kobiet czy ich waga. W czasie kolejnych wywiadów przed Tarzanem jakieś 90% pytań dotyczyło tego jak bardzo się musiał Skarsgard namęczyć żeby mieć taki kaloryfer. Zwierz nawet lubi – tak wizualnie – trend do pozbawiania bohaterów niektórych części garderoby, ale mam wrażenie że to się wyrwało spod kontroli. Zwłaszcza, że to już nie chodzi o muskulaturę która po prostu pokazuje że facet jest szczupły czy wysportowany. Nie, panowie zaczynają iść w zawody ze Schwarzeneggerem. Zwierz wie, że dla wieli osób to krok w dobrą stronę ale zwierz patrzy na to z niepokojem. Głównie dlatego, że aż tak wielkim fanem rozbudowanej muskulatury nie jest ale też dlatego, że uważa iż przygotowania do roli nie powinny się koniecznie wiązać z wysyłaniem aktora na siłownię. Tymczasem zwierz ma wrażenie że na to poświęca się najwięcej uwagi i czasu. W każdym razie zwierz jest rozdarty bo choć jest fanem kryzysu koszulowego w BBC to wcale nie ma wrażenia by było trendem dobrym i zdrowym uznawanie że dobry aktor to taki, który może na żądanie zostać atletą. Ostatecznie mamy efekty specjalne. Skoro możemy nakręcić Gwiezdne Wojny to nie uwierzy zwierz że nie potrafimy nałożyć aktorom odpowiednio wygenerowanego kaloryfera. A już w ogóle poza tym – serio nie każdy musi tak wyglądać i zwierz jakoś nie miał problemu by uwierzyć w Batmana gdy miał on dość mikrą w porównaniu z dzisiejszymi bohaterami posturę Michaela Keatona. Wiecie dlaczego? Bo tak naprawdę wszystko da się zagrać.
Zbrzydzanie aktorów/aktorek do roli – jak zwierz tego nie cierpi – po pierwsze – dlatego, że sugeruje to iż jesteśmy w świecie gdzie pokazanie się jako osoba mniej urodziwa jest czymś naprawdę odważnym. Tymczasem nie jest – jest codziennością milionów osób na tym łez padole. Nikt im za to nagród nie daje. Po drugie – chyba ważniejsze, zwierz nie jest w stanie zrozumieć dlaczego nie przyjąć po prostu, że uroda – a właściwie wielka uroda, nie jest obowiązkowym elementem bycia aktorem. Tak jasne część aktorów i aktorek zawsze będzie musiało powalać na kolana, bo ktoś nam musi grać kochanki i amantów ale cała reszta? Ważne by ktoś był fotogeniczny, nie musi być piękny. Zresztą przykład kinematografii angielskiej pokazuje, że jak się odrzuci kryterium takiej oczywistej urody to dostaje się dużo ciekawszy zestaw aktorów. Więcej, ludzie się tej urody i tak dopatrzą bo ludzie w filmach ogólnie wyglądają lepiej niż w życiu. Za to nie będzie problemu ze znalezieniem kogoś do roli osoby niezbyt urodziwej czy nie mogącej polegać na swojej urodzie. A wszystko bez wydawania dodatkowych funduszy na sztuczne nosy, kostiumy pozwalające udawać otyłość czy tony makijażu które mają nas przekonać że ktoś jest brzydszy niż jest w rzeczywistości.
Czasem charakteryzacja jest potrzebna częściej jednak człowiek ma wrażenie, że Hollywood cierpi na brak aktorów którzy wyglądają jak ludzie więc wmawia nam że inna fryzura czyni pięknych ludzi brzydkimi
Brak pomysłu na wykorzystanie zagranicznych aktorów – Jej jak zwierza to denerwuje – mniej więcej raz na jakiś czas do Hollywood trafia zagraniczny aktor (znaczy nie amerykański) który okazuje się naprawdę dobry (albo dobra). Sporo się o takiej osobie mówi, obsadza w kilku filmach i… najczęściej zupełnie nie wykorzystuje jej potencjału. To niesamowite ile doskonałych aktorów, którzy potrafili błysnąć niestandardową rolą w swoim kraju w Hollywood dostaje ciągle te same role i propozycje. Christoph Waltz ma na przykład zawsze grać złola – co jak możemy się przekonać, wychodzi mu wyłącznie u Tarantino, który umie z niego wyciągnąć więcej niż tylko kilka karykaturalnie złych min. Mads Mikkelsen w Danii może zagrać kogo chce – od filantropa po przedszkolankę ale w Ameryce wszyscy widzą w nim złola i psychopatę. Noomi Rapace zachwyciła jako Lisbeth Salander – i też nic z tego nie wyszło, bo Hollywood miało na nią zerowy pomysł. Marion Cotillard nieco się wymyka ale też – wydaje się, że dla amerykanów będzie zawsze najlepszą odtwórczynią takich nieco rozhisteryzowanych przerysowanych kobiecych postaci – zawsze granych na najwyższych nutach wśród emocji – żadną normalną kobietą – w której to roli spokojnie można ją zobaczyć w rodzinnej Francji. Zwierz zawsze jest zaskoczony kiedy widzi rozbieżność między osiągnięciami aktorów w rodzimej kinematografii i w kinematografii amerykańskiej. Tak jakby nikt nigdy nie zadawał sobie trudu by zobaczyć na co ich naprawdę stać i tylko uznawali, że skoro jedna rola uczyniła aktorów sławnymi to chcą ją powtarzać w różnych odmianach do końca swych dni.
Przywiązanie do tradycyjnych press junket – to rzecz pewnie bardzo osobnicza i być może właściwa tylko zwierzowi, ale powiedzmy sobie szczerze – już od dłuższego czasu tzw. Press junket stają się bardziej irytujące niż ciekawe. O filmie i tak niczego się w sumie z nich nie dowiemy bo mimo setek udzielonych wywiadów, wszyscy mówią dokładnie to samo – wyuczone formułki które za każdym razem próbują odpowiedzieć z nowym entuzjazmem. Ponieważ nikt tak naprawdę nie jest już zainteresowany tym co jest w filmie to dziennikarze wymyślają dla aktorów coraz to nowe, często żenujące zadania. Bardzo rzadko klip z takiego wywiadu jest naprawdę ciekawy czy informujący nas o czymś nowym. Ale też rzadko pytania jakie się zadaje stwarzają możliwość jakiejś ciekawej wypowiedzi. Co więcej aktorzy wielokrotnie podkreślają, że to najbardziej znienawidzony przez nich element promocji filmu – nudny, męczący i często nie mający nic wspólnego z wykonywanym przez nich zawodem jakim jest granie w filmach a nie sprzedawaniem ich w mediach. Zwierz zastanawia się czy w epoce nowych technologii gdzie każdy ekskluzywny wywiad dla jednej strony czy stacji telewizyjnej ląduje w necie obok setek takich samych, nie da się z tym czegoś zrobić. Zwierz dużo chętniej ogląda np. długie konferencje prasowe z Comic Conu czy Cannes gdzie aktorzy naprawdę mają szansę opowiedzieć o swoim filmie – a pytania nie muszą być tak banalne. Może tędy droga. W każdym razie zwierz z każdym rokiem jest coraz bardziej zirytowany tym pozbawionym sensu i trochę przestarzałym sposobem promowania filmów i całkiem rozumie aktorów którzy tego szczerze nie lubią.
Zabieganie o rynek Chiński – zwierz pisał już o tym sporą notkę nie dawno więc nie chce się powtarzać ale w każdym razie trzeba powiedzieć, że chęć podbicia chińskiego rynku i przypodobania się władzom i tamtejszej cenzurze stała się ostatnio tak wyraźna w Hollywood że trudno to przeoczyć. Serio w filmach ma się jak na dłoni działania mające na celu zjednać sobie chińską widownię. I zwierzowi nie jest przykro dlatego, że nie Europa jest punktem odniesienia ale dlatego, że to taki typowy sposób traktowania przez biznes (nie tylko show biznes) Chin gdzie nikogo nie obchodzi łamanie praw człowieka i w ogóle fakt, że trzeba się dostosować do cenzury, bo najważniejsze to zarobić. Zwierz rozumie skąd się bierze taki mechanizm ale nie zmienia to faktu, że straszliwie on zwierza denerwuje z takich humanistycznych powodów. Jakoś zawsze jest przykro kiedy człowiek ma jak na dłoni pokazane jak bardzo nie liczą się pewne zasady kiedy w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze.
Zwierzowi nie przeszkadzają Chińczycy tylko uleganie cenzurze
Różnice w płacach aktorów i aktorek – dla zwierza to jest jednak niesamowite jak bardzo te pensje się różnią – już na poziomie kiedy wydawać by się mogło, że taki prosty seksizm nikomu nie powinien się opłacać. Jasne zawsze znajdują się ludzie którzy mają mnóstwo doskonałych argumentów za tym by stwierdzić, że żadnego seksizmu nie ma i kobiety na pewno grają gorzej czy przynoszą mniejsze dochody bo są kobietami. Zwierza zawsze zastanawia co skłania ludzi do tak zawziętego bronienia niesprawiedliwości – nawet wtedy kiedy jest ona wyraźnie widoczna gołym okiem i potwierdzona przez dane. No właśnie – afera Sony – w czasie której wyciekły dokumenty studio filmowego pokazała, że tu nie można mieć żadnych złudzeń – kobiety zarabiają gorzej nawet wtedy kiedy nie ma wątpliwości że powinny dostać więcej. Do tego jak negocjują czy mówią o nierówności płac to przylepia im się różne etykietki -głównie wskazując roszczeniowość czy krytykując fakt, że chcą jeszcze więcej kasy skoro już sporo jej mają. Zwierza to strasznie denerwuje i choć wie, że Hollywood nie jest samo w sobie winne (w sumie cały świat trochę tak działa) to jednak jakoś przykro że fragment przemysł który jest tak publiczny i tak opiera się na konkretnych jednostkach, zupełnie nie stara się pokazać światu że można inaczej.
Brak nowych pomysłów – zwierz wie, że ogólnie Hollywood zawsze czerpie garściami ze swojej własnej spuścizny ale ostatnie kilka lat to jest taki spektakl nostalgii. Poza rozwojem kina super bohaterskiego i adaptacji Young Adut można odnieść wrażenie że oglądamy powtórkę z historii. Niemal każda premiera jest albo oparta o już wcześniejszą, albo jest sequelem albo nową wersją. I to nie jest tak, że zwierz tych filmów nie lubi bo Mad Max był fenomenalny, a nowe Pogromczynie Duchów oglądało się miło. Ale jednocześnie zwierz ma wrażenie, że dawno nic naprawdę nowego mu nie pokazano. No może poza Pacific Rim. Ale właśnie to też jest problem – kiedy pojawia się co oryginalnego albo przynajmniej oryginalniejszego to odnosi się wrażenie, że w Hollywood zupełnie tracą umiejętność logicznego myślenia. No jasne że coś nowego od razu nie zarobi tyle ile nawiązania do znanych już filmów, komiksów, książek czy postaci. Ale jednocześnie – czasem jeśli da się szansę – można wyjąć z takiej inwestycji dużo większe pieniądze. To trochę jak z Indiana Jones – można kręcić część piątą ale najwięcej pewnie by zarobiono gdyby znaleziono innego bohatera i inną opowieść który dostarczy widzom podobnych emocji. I jasne nowy film trudniej sprzedać od znanego cyklu ale ostatecznie coś będziemy musieli za te czterdzieści lat przerabiać na nowe wersje więc czas kręcić coś oryginalnego.
Odświeżanie pomysłów nie zawsze jest złe ale pozostaje pytanie co będziemy kręcić za 20 lat?
Reprezentacja leży i kwiczy – zwierz o tym sporo pisał więc teraz to już krótko ale ogólnie ktokolwiek kto porównywał zróżnicowanie postaci w filmach i serialach dostrzeże że tak naprawdę w filmach wcale nie jest z reprezentacją tak dobrze. I żeby było jasne – nie chodzi tylko o orientację seksualną bohaterów czy kolor ich skóry. Reprezentacja może objąć każdą grupę społeczną – od ludzi niepełnosprawnych do osób z określonych grup społecznych. Ponownie – to szeroko omawiany temat i kwestia dość problematyczna którą zwierz już omawiał. Ale jednocześnie rzecz bardzo ważna – nie tylko społecznie. Reprezentacja w filmach oznacza, że fabuła się komplikuje a bohaterowie mają więcej cech które pomagają nam ich określić, poznać motywacje i zachowania. Innymi słowy – wszystko staje się odrobinę ciekawsze i nieco bardziej skomplikowane – w stosunkowo tani i szybki sposób. Poza tym zwierz jest zdania że każdy powinien mieć szansę na dostrzeżenie siebie samego w fikcji. Nie tylko po to by się identyfikować z taką postacią ale by mieć miłe poczucie, że ktokolwiek zauważył istnienie ludzi takich jak on. To naprawdę wiele zmienia i wielu osobom pomaga zmienić podejście do tego co w życiu mogą osiągnąć.
Ogólny obraz widza – zwierz ma problem z tym, że Hollywood traktuje widzów jak idiotów – nie może być żadnych napisów, nie powinno być obcych języków, jeśli coś jest na podstawie innego tekstu kultury musi być dostosowane do ludzi, którzy go kompletnie nie znają, ogólnie im mniej się od widza wymaga tym lepiej. Tymczasem to nie jest tak, że widza nie można choć trochę wychować. Wręcz przeciwnie widzowie mają niesamowitą umiejętność adaptacji – jeśli się im coś pokaże jako modne, ciekawe i intrygujące to mnóstwo zniosą, wielu rzeczy się dowiedzą i ogólnie – nie będą bezmyślnymi amebami. Ludzie nie zrobili się głupsi, to raczej twórcy filmu założyli, że wszyscy będą się czuć lepiej jeśli nie będziemy od siebie za dużo wymagać. No i to jest trochę samo spełniająca się przepowiednia – im bardziej filmy nie wymagają nic od widza, tym bardziej widz nie wymaga nic od siebie. Szkoda bo w ten sposób nie da się robić kina rozrywkowego na nieco wyższym poziomie. I przecież wszyscy wiemy, że popularne nie znaczy dążące do najniższego wspólnego mianownika.
Widz nie jest tak głupi jak chcieliby go widzieć i wychować producenci filmowi
Okej to tyle. To takie kilka dość podstawowych i pewnie przez większość z was znanych. Przy czym ponownie – to nie jest zdziwienie że Hollywood tak działa, raczej taka rosnąca w zwierzu irytacja, że właściwie niewiele się tu zmienia a niektóre zjawiska się pogłębiają. Oczywiście nic nie jest jednostronne i w świecie filmu dzieje się sporo fantastycznych rzeczy. Ale te jakoś ostatnio chodziły po głowie zwierza jako takie, które sprawiają, że czasem kino popularne denerwuje zwierza zamiast bawić. Przy czym dostrzeganie dziur, niedociągnięć czy idiotyzmów w amerykańskim przemyśle filmowym nie sprawia że zwierz mniej chętnie śledzi jego poczynania. Raczej robi to bez złudzeń, że da się oddzielić powody tych narzekań od ich skutków. A zwykle chodzi o kasę (choć nie zawsze).
Ps: Zwierz będzie na Nowych Horyzontach i obiecuje coś napisać
Ps2: Trwa Comic Con ale zwierz wszystko wam zbierze w jednym wielkim poście.