Zwierz powrócił z nad morza i chciałby wam opowiedzieć o dwóch zupełnie różnych od siebie serialach, które łączy jedno – oba powstały na podstawie sztuk teatralnych. I oba zostały napisane przez kobiety (które także występują w głównej roli). No i tu właściwie te podobieństwa się kończą. Może poza jeszcze jednym – na oba warto rzucić okiem. A będzie o Chewing Gum i Felabag
Zacznijmy od Chewing Gum. Zwierz nie miał pojęcia że taki serial istnieje póki przebojem nie wdarł się do świadomości zwierza w czasie tegorocznych telewizyjnych BAFT. To jeden plus oglądania zagranicznych nagród telewizyjnych – zawsze można się dowiedzieć, że coś nam umknęło. Zwłaszcza że zwierz przyzna szczerze, o ile jest mu dość łatwo być na bieżąco z produkcjami BBC to o ile sobie specjalnie nie przypomni produkcje Channel 4 mu umykają. A szkoda bo to tam właśnie powstają niekiedy najciekawsze i najdziwniejsze brytyjskie produkcje (to jest kanał na którym oryginalnie nadawano Black Mirrors). Innymi słowy – zwierz cieszy się z nagród dla serialu bo przekonał się że warto.
Chewing Gum to króciutki sześcioodcinkowy serial komediowy który powstał w oparciu o Chewing Gum Dreams – sztukę którą pisarka i aktorka Michaela Coel napisała w 2012 roku (okej może chwilkę wcześniej bo w 2012 roku sztuka miała premierę). Serial opowiada historię dwudziesto czteroletniej Tracey Gordon – dziewczyny pracującej w sklepie ze słodyczami, która ma jedno marzenie – wyrwać się spod opiekuńczych skrzydeł swojej matki, stracić dziewictwo i ogólnie zacząć żyć. Plan może nie wydawać się tak trudny ale trzeba wspomnieć, że matka dziewczyny (a także jej siostra) są dewotkami, wszędzie widzącymi zagrożenie i poświęcającymi sporo czasu na modlitwę. Do tego chłopak naszej bohaterki, nie mający problemu z utrzymaniem przedślubnej czystości zdaje się być po prostu nie zainteresowany kobietami. Tymczasem dla Tracey pojawia się szansa na nieco inne życie bo zwraca na nią uwagę Connor – niespełniony poeta i chronicznie bezrobotny paranoik mieszkający w tym samym bloku.
Chwing Gum to serial nie tylko zabawny ale przede wszystkim zupełnie inny. Nie trudno polubić Tracey – sympatyczną dziewczynę, która jednak niewiele wie o życiu i jest bardzo naiwna. To taka bohaterka która pakuje się w oczywiste kłopoty a widz nie może nic poradzić tylko przyglądać się dokąd ją ta naiwność zaprowadzi. Jednak w przeciwieństwie do wielu bohaterek, które bywają w serialach naiwne czy mało wiedzące o świecie, Tracey nie zdaje się być głupia. Raczej jest ofiarą lat życia pod kloszem. Do tego widać że materiał pisała dziewczyna – bo produkcja jest całkiem fajna jeśli chodzi o podchodzenie do kobiecej seksualności i co ciekawe udaje się pokazać wiele pozornie kontrowersyjnych spraw w sposób naturalny. Wydaje się, że po prostu jak dziewczyna pisze o dziewczynie to nie robi wielkiego halo tam gdzie scenarzysta chodziłby na paluszkach. Jednocześnie zwierz miał okazję przyjrzeć się tej części brytyjskiego społeczeństwa którego zwykle nie widzi – bohaterka jest przedstawicielką klasy niższej, mieszkającą w budynku komunalnym. Jej najlepsze przyjaciółki to min. dwie dziewczyny które ciągle są w ciąży i szalona babcia jednej z nich która niejedno w życiu widział i przeżyła – i zdecydowanie nie boi się o tym mówić. Przy czym serial właściwie ignoruje kwestie rasowe – poza jednym przypadkiem – momentem kiedy nasza bohaterka ma przyprowadzić swojego białego chłopaka do domu. Warto jednak zaznaczyć, że w ogóle kwestie rasowe dalekie są tu od sztampy. Głosem apelującym o wrażliwość, uczucie i poszanowanie dla cudzych uczuć jest tu chłopak koleżanki głównej bohaterki. Wielki przystojny czarnoskóry chłopak który nie chce być postrzegany tylko przez pryzmat swojego ciała i wizji że powinien być seksualnie niewyżyty.
Nie trudno między dowcipami i zabawnymi scenami wyłowić autobiograficzne wspomnienia bohaterki, czy problemy z jakimi musiała się wcześniej czy później spotkać w życiu. Wydaje się, że np. obsesyjna religijność matki nie jest zupełnie zmyślona, podobnie jak miła koegzystencja tych balansujących na granicy patologii mieszkańców bloku. Jednocześnie zwierz musi powiedzieć – rzadko widzi się produkcję która podchodziłaby do swoich bohaterów z taką czułością. Po wszystkich przypadkach, wpadkach i żartach zostajemy z zakończeniem od którego robi się dość ciepło na sercu. Zwierz nie wie czy po tym sukcesie serial będzie miał kontynuację ale nie byłby to zły pomysł, zwłaszcza, że wydaje się iż można jeszcze długo i dowcipnie opowiadać o tym rzadko odwiedzanym fragmencie brytyjskiej rzeczywistości.
Przejdźmy teraz do Felabag. O ile Chewing Gum zostało zwierzowi niejako polecone to odkrycie Felabag było całkowitym przypadkiem. Surfując po sieci zwierz zauważył, że BBC ma nowy serial. Nie wahając się długo zwierz postanowił dać mu szansę. I dostał jeden z najciekawszych seriali od dawna. Taka czysta perełka. Autorką sztuki na podstawie której powstał serial jest Phoebe Mary Waller-Bridge – możecie ją pamiętać z ról w Broadchurch albo z recenzowanego przez zwierza (i niestety skasowanego) serialu Crashing. Fleabag powstało w oparciu o sztukę aktorki która w 2013 roku została nagrodzona na festiwalu w Edynburgu. Tam był monodram tu mamy jednak nieco bardziej rozbudowaną fabułę.
Początkowo zwierz miał wrażenie, że będzie oglądał coś w rodzaju brytyjskiej wersji Dziewczyn czy może nieco poważniejszej i bardziej realistycznej Mirandy (podobnie jak w tym sitcomie ale w sumie także podobnie jak w Chewing Gum bohaterka mówi do kamery w trakcie trwania sceny). I rzeczywiście wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z jedną z tych produkcji które opowiadają o młodych samotnych dziewczynach w wielkim mieście i ich życiu pełnym dziwnych przypadków, seksualnych podbojów i niekiedy bardzo złych decyzji. Zwierz pomyślał, że już widział to tyle razy, że jeszcze jeden raz nie zaszkodzi. Nie był szczególnie przekonany ale został ponieważ w drugoplanowej roli pojawiła się Olivia Coleman którą zwierz może oglądać we wszystkim. Zresztą trzeba tu dodać, że gra ona w serialu rewelacyjnie co jednak chyba nikogo nie dziwi.
I dobrze się stało, że zwierz oglądania nie przerwał bo okazuje się że Fleabag to żadna komedia ale bardzo porządny komediodramat jeśli nie najzwyklejszy w świecie dramat. Nasza bohaterka to dwudziestoparoletnia kobieta, która prowadzi słabo prosperującą kawiarnię w Londynie. Biznesem nie jest szczególnie zainteresowana – zajmuje się głównie podejmowaniem złych decyzji które często mają autodestrukcyjny wpływ na jej życie. Bohaterka ma trudne relacje z siostrą – odnoszącą sukcesy prawniczką i z ojcem który po śmierci ich matki zupełnie nie wie jak rozmawiać z córkami, więc posyła je na feministyczne seminaria i weekendowe wyjazdy mające rozbudzić w nich kobiecość. Do tego w tle czai się nowa żona ojca bohaterki, artystka, wiecznie uśmiechnięta i pozornie bardzo sympatyczna. Czyli nic specjalnego, wręcz przeciwnie – wydaje się że taka norma. Do tego wszyscy są raczej dobrze sytuowani, biali i mieszkają w tych idiotycznie identycznych domkach, które wszystkie mają taki sam kolor. Chciałoby się powiedzieć – nihil novi – cierpienia pierwszego świata i tyle.
Im dłużej oglądamy serial tym mniej sztampowa wydaje się produkcja.. Nasza bohaterka nie bez powodu sabotuje samą siebie, wciąż cierpiąc po stracie najlepszej przyjaciółki. Serial powoli odsłania nam całą historię, pokazując to się właściwie stało i dlaczego naszej bohaterce wcale nie musi być do śmiechu. Jednocześnie to doskonały obraz relacji między siostrami – bardzo od siebie różnymi, teoretycznie żyjącymi zupełnie inaczej ale połączonymi przez poczucie braku satysfakcji czy nawet depresję. Zwierza najbardziej ujęło to, że choć często na siebie złe i wzajemnie się raniące – obie siostry w sumie chcą mieć dobre stosunki. To dobry obraz relacji rodzinnych gdzie z jednej strony często bliscy nas wkurzają, z drugiej – odcięcie się od nich ani nie jest proste ani niekoniecznie pożądane. Taka specyfika rodziny. Do tego jeszcze wspaniałe sceny z ojcem – czującym się niekomfortowo w towarzystwie własnych córek i macochą która pod pozorami entuzjazmu i życzliwości skrywa niechęć zarówno do swoich pasierbic jak i do jej zmarłej marki. A w tle błąkają się mężczyźni – piękni, młodzi, brzydcy, zadowoleni i niezadowoleni – równie zagubieni w życiu jak nasza bohaterka.
Serial jeszcze się nie skończył ale zwierz już z niecierpliwością wyczekuje każdego nowego odcinka. Historie straty opowiadane przez popkulturę rzadko dotyczą przyjaciółki – osoby która zostaje przez nas wybrana. Tu jednak w retrospekcjach widzimy jak olbrzymią rolę w życiu naszej bohaterki (a może w każdym życiu) odgrywa dobrze ulokowane uczucie przyjaźni, nie mniej ważne niż miłość romantyczna, pozwalające poradzić sobie z innymi problemami – takimi jak strata matki, złe relacje z siostrą czy brak celu w życiu. Przy czym serial pokazuje nam postać którą dużo lepiej znamy w wydaniu męskim – kogoś kto bardzo by chciał ułożyć sobie życie z bliskim ale w ostatecznym rozrachunku woli zachować się dziecinnie czy egoistycznie – trochę pragnąć by inni go a to ukarali. Przede wszystkim jednak Felabag daje dość poruszający obraz smutku, który może nie opuszczać człowieka przez długie miesiące i kłaść się cieniem na wszystko co robi w życiu, niezależnie od tego ile czasu minęło od straty. Pod tym względem Fleabag jest doskonałą reprezentacją żałoby – stanu który w popkulturze często zostaje przerysowany czy spłaszczony.
Zwierz przyzna szczerze nie przepada za teorią że kobiece pisanie da się od razu wyczuć na odległość. No nie do końca tak jest, a widz czy czytelnik często ulega autosugestii. Kiedy patrzymy na rzeczy napisane przez kobiety jesteśmy gotowi od razu stwierdzić że postacie kobiece jakby nieco lepiej napisane i w ogóle jakiś inny duch unosi się nad wodami. Ale przy tych wszystkich zastrzeżeniach zarówno Felabag jak i Chewing Gum uderzyły zwierza jako produkcje inne – inne pod względem konstrukcji bohaterek, narracji i tematyki. Jednocześnie wydawały się też dużo bardziej otwarte – jakby wyzwolone. I teraz pytanie – czy to rzeczywiście skutek dopuszczenia kobiet nie tylko przed kamerę ale także do stolika scenarzystów (zwierz wie, że kobiety pracują przy tworzeniu seriali od dawna choć nadal nie jest to aż tak powszechne jak obecność męskich scenarzystów czy twórców seriali) czy – co też jest słusznym tropem – szukania tytułów do adaptacji na festiwalach teatralnych. Bo trzeba przyznać, że może to być zdecydowanie lepszy trop – który zresztą zdaniem zwierza za mało się wykorzystuje. Inna sprawa – obie autorki są jakoś obrzydliwie młode- co zawsze dobrze robi na innowacyjność. W każdym razie jeśli szukacie nieco innej telewizji to zwierz poleca.
Ps: Ej a wiecie że w McDonaldzie do zestawów dla dzieci dodają teraz figurki Pokemonów? Zwierz już wie ;)
Ps2: Zgadnijcie kto będzie oglądał dziś rozszerzoną wersję Superman V Batman – może to będzie miało sens.