Zwierz postanowił że w ten weekend odłoży na bok poważne premiery i zobaczy sobie w kinie coś absolutnie niewymagającego. Rzut oka na spis filmów sprawił, że zwierz znalazł się w kinie na „Nerve”, rzadkim przykładzie średniego filmu który doskonale wie kiedy się zacząć, kiedy się skończyć i jak ładnie ukryć swoje wady.
Historia jest dość prosta – Vee nasza główna bohaterka właśnie kończy liceum i choć dostała się do prestiżowej artystycznej szkoły (ma talent do fotografii) to boi się powiedzieć o tym matce – woli zostać w domu i studiować na lokalnej uczelni. Vee ma wszystkie cechy bohaterki filmów młodzieżowych – jest ładna choć niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę, podkochuje się w kapitanie drużyny footballu amerykańskiego i ma pewną siebie przyjaciółkę cheerliderkę. Jest spokojna i wycofana a większość czasu spędza z przyjacielem nerdem. Czyli nic specjalnego. Kiedy jednak okazuje się, że wszyscy wokoło postrzegają ją jako osobę którą omija to co najlepsze w życiu decyduje się przystąpić do internetowej gry – tytułowego Nerve.
Zasady Nerve przypominają te z „prawda albo wyzwanie” tylko, że nie ma prawdy – gracz wykonuje kolejne zadania podsuwane mu przez grę i stara się zebrać jak najwięcej obserwujących. Im trudniejsze zadanie tym więcej pieniędzy się dostanie. Człowiek może się wycofać z gry ale wtedy przepadnie kasa, może także nie zrealizować zadania. Wszystko po to by dostać się do finału. Każdy może wybrać na początku czy chce być graczem czy obserwatorem. Jeśli zalogujesz się do gry jako gracz – wszystkie twoje informacje – dostępne w sieci natychmiast stają się dostępne dla osób sterujących grą. Stąd też mogą oni np. wykorzystać twój największy lęk czy jakąś nieco mniej nieprzyjemną informację. Kiedy Vee decyduje się grać wchodzimy razem nią do świata gry – który początkowo układ się nieco jak komedia romantyczna zwłaszcza, że pierwsze zadanie jakie staje przed dziewczyną to pocałować przypadkowego chłopaka. Chłopakiem tym jest Ian – istotnie młodzieniec całkiem wyględny. Szybko okazuje się, że on też – podobnie jak pół miasta – gra w tą niebezpieczną grę a zauroczeni tym na pierwszy rzut oka przypadkowym spotkaniem gracze chcą by kolejne zadania nasi bohaterowie wykonywali we dwójkę.
Film dość dobrze radzi sobie z tonem opowieści. Na początku kiedy zadania stawiane przed bohaterami są stosunkowo proste czy zabawne mamy przyjemną atmosferę przygody, tym lepszej że przeżywanej we dwójkę. Aktorzy choć sporo starsi od nastolatków dobrze radzą sobie z pokazaniem takiego młodzieńczego entuzjazmu. Jednocześnie jesteśmy więc trochę w takim uroczmy filmie o spotkaniu dwójki nieznajomych i w komedii romantycznej gdzie prawdziwa miłość dopada tylko tych ludzi którzy nigdy wcześniej się nie wdzieli. Jednak im trudniejsze są zadania tym bardziej film staje się niepokojący (nigdy rzecz jasna nie przekraczając pewnej granicy) i kroczy ku dość dobrze rozegranej kwestii odpowiedzialności graczy, niebezpieczeństw kryjących się za takimi zabawami i pytania o to czy walka o popularność w sieci nie jest w stanie doprowadzić ludzi do rzeczy naprawdę strasznych. Zwłaszcza, że naszym bohaterom zależy by być ciągle śledzonymi i nagrywanymi. Pokazana w filmie wizja świata gdzie w każdym momencie ktoś może wycelować w nas oko telefonu komórkowego nie jest przecież daleka od rzeczywistości choć film rozgrywa się w bardzo niedalekiej przyszłości (dokładniej w 2020).
Na Nerve trzeba patrzeć jak na całkiem dobrze przemyślany i wyegzekwowany film młodzieżowy. I to taki który nie lęka się dość dobrze wprowadzonego morału. Choć akcja filmu jest stosunkowo niezobowiązująca a wiele postaci i problemów jedynie lekko nakreślonych (jak matka głównej bohaterki czy historia jej zmarłego brata) to scenarzystów w pewien sposób tłumaczy fakt, że akcja filmu obejmuje jedną noc więc nie ma na wszystko czasu. Jednocześnie mimo, że nie mamy zbyt wielu obyczajowych scen dość dobrze udaje się nakreślić relacje między bohaterami. Zwłaszcza między Vee a jej najlepszą przyjaciółką Sydney, która jest dużo pewniejsza siebie i też gra w Nerve – początkowo wyprzedzając Vee o tysiące obserwujących. Dziewczyny maja różne charaktery i wyraźnie się kłócą ale jak to w przypadku młodzieńczych przyjaźni bywa – niesamowicie poważna kłótnia może być równie szybko zapomniana. Poza tym całe środowisko obserwujących grę nastolatków jest ładnie napisane – przynajmniej tak że nie trudno w nie uwierzyć. Nie trudno też uwierzyć w uczucie które rodzi się pomiędzy młodymi graczami – zwłaszcza że tu obsadowo się raczej nie pomylono. Jest chemia i ogólnie miło się na nich patrzy.
Jednak tym co zwierz najbardziej ceni w filmie to ów wspomniany – wprowadzony nie aż tak bardzo nachalnie morał – zdaniem zwierza dość ważny we współczesnych czasach. Jeśli młodzież udałaby się z otwartą głową na film (choć zwierz z doświadczenia wie że nie tylko młodzieży by się ta świadomość przydała) to może się dowiedzieć czy dostać do przemyślenia bardzo ważny aspekt Internetu. I to co ciekawe historia nie ma zwrócić naszej uwagi na bohaterów którzy pragną sławy czy pieniędzy ale na anonimowych widzów którzy coraz bardziej dają się wciągnąć w grę. Film – który co trochę widać – jest adaptacją książki, pokazuje przede wszystkim jaką władzę w Internecie daje poczucie anonimowości i przynależności do szerszej zbiorowości. W tym lekkim filmiku im bliżej końca tym częściej widz, jest trochę podpuszczany by zadał sobie pytanie co by w danym momencie zrobił. To zwierz bardzo w filmie ceni zwłaszcza, że rzeczywiście technologię pokazano tu bardzo dobrze. Zwierz nie wie ile twórcy zapłacili za prawo do pokazywania istniejących stron i ich funkcji ale od dawna nie było filmu w którym korzystanie z Internetu polegałoby na otwieraniu Googla i Facebooka a nie jakichś podobnych stron. To niby nie aż tak wiele ale nadaje produkcji pewnej wiarygodności. Poza tym nawet jeśli sama gra jest nieco wydumana to pewne elementy zachowań społecznych w sieci zostały całkiem dobrze pokazane.
Film jest nieźle zagrany, a właściwie – dokładnie tak jak powinien być. Emma Roberts dobrze radzi sobie z rolą nieco zagubionej dziewczyny, która w trakcie pokonywania kolejnych wyzwań nabiera coraz więcej pewności siebie. Co prawda zwierz ma trochę dość obsadzania ślicznych dziewczyn w roli szarych myszek, ale tu jakoś mało zgrzytał zębami bo Vee jest całkiem sympatyczną (jak na ten rodzaj filmów) bohaterką. Nie było też złym pomysłem obsadzenie Dave’a Franco (brata Jamesa) – który jest na ekranie uroczy i pewny siebie a między nim a Roberts jest dokładnie taka chemia jak być powinna. Oboje dobrze grają parę lekko szalonych nastolatków i choć sceny dramatyczne nieco gorzej im wychodzą to nie ma ich zbyt wiele. Całkiem fajną rolę przyjaciółki głównej bohaterki gra tu Emily Meade. W jej postaci jest akurat tyle niepewności i nadmiernej pewności siebie, że możemy uwierzyć że mamy do czynienia z nastolatką. W niewielkiej drugoplanowej rólce – niesłychanie zdolnej hakerki występuje znana z Orange is The New Black Samira Wiley (zresztą to miłe zobaczyć czarnoskórą dziewczynę jako najlepszą hakerkę w mieście – zwykle jest to nieogolony biały facet z nadwagą). Matkę głównej bohaterki gra Juliette Lewis ale właściwie prawie nie ma jej na ekranie.
Nerve nie jest filmem wybitnym ale znającym swoją słabość. Trochę zgodnie z hasłem króla Juliana z „Madagaskaru” – Szybko zanim dojdzie do nas że to nie ma sensu – kończy się zanim widz zda sobie sprawę ile w tej produkcji niedoróbek. A jest ich trochę, poczynając od tego, że same zasady gry wydają się mocno umowne a sposób jej przygotowania – nieco zbyt skomplikowany logistycznie. Nie wydaje się jednak by ktokolwiek zaangażowany w produkcję zastanawiał się nad tym zbyt długo. I wiecie co? Zwierz na tyle dobrze czuł się w czasie seansu i było to na tyle lekkie, że produkcji daruje. Zwłaszcza że to jeden z takich filmów które można sobie zobaczyć, odhaczyć i zapomnieć i nic złego się nie stanie. Ale jeśli szukacie czegoś lekkiego, z całkiem rozsądnym morałem co zapewni wam miłe półtorej godziny w kinie to Nerve nie jest złym wyborem.
Ps: Zwierz obejrzał już pierwszy odcinek Artystów i choć ma zamiar o nim napisać to nie może się pozbyć wrażenia że strasznie dużo tam podobieństw do Slings and Arrows.