Nie da się obejrzeć wszystkich seriali. To zdanie nie tylko brzmi rozsądnie ale też od pewnego czasu nie sposób się z nim kłócić. Jest ich ich za dużo. Wedle ostatnich badań, bez liczenia oper mydlanych i seriali dla dzieci w samych Stanach produkuje się ponad 400 tytułów – liczą produkcje telewizyjne i te pokazywane na platformach streamingowych. Nikt nie jest w stanie tyle obejrzeć.
Kiedy nie tak dawno zwierz zaczynał pisać o serialach miał, może szaloną ale przez niektórych zrozumiałą ambicję bycia na bieżąco. Może nie chodziło o oglądanie wszystkiego ale o świadomość, co właśnie jest kręcone, pokazywane i o czym się mówi. Początkowo nie było to aż tak trudne, w końcu seriale nawet jeśli było ich dużo przechodziły prostą selekcję. Wystarczyło trochę odczekać i już wiadomo było co będzie hitem a co nie. Poza tym poza śledzenie głównych stacji telewizyjnych można było sobie dorzucić do tego HBO czy F/X ale poza tym – mniejsze stacje raczej nie miały wielkich ambicji kręcenia seriali, a poza tym nie można było zakładać że zobaczymy w nich wielkich aktorów.
Dziś zwierz czeka aż własne seriale zacznie produkować TVN Meteo. To znaczy, wiecie przez te lata własne seriale fabularne (niekoniecznie dobre) zaczęły produkować takie stacje, jak History Channel (czy ktoś oglądał Klondike? Richard Madden się tam błąka ze smutną miną) czy Nat Geo (ostatni serial o Einsteinie w którym grał Geoffrey Rush), kilka lat temu stacja AMC nie produkowała seriali, tylko pokazywała stare amerykańskie filmy. Teraz AMC ma na swoim koncie takie produkcje jak Mad Men, Hells on Wells czy Halt and Catch Fire. Nawet PBS którego nikt nie ogląda ma teraz własne autorskie seriale, których nadal nikt nie ogląda (dlatego pewnie skasowali mi Mercy Street po drugim sezonie). MTV które miało przecież produkować miliony reality show miało w ostatnich latach nie jeden ale kilka całkiem udanych produkcji. Czasem doskonałe seriale pojawiają się na antenach stacji o których w ogóle zapomnieliśmy że istnieją. Powiedzcie kiedy ostatnim razem myśleliście o stacji TBS? Która zajmowała się i zajmuje głównie nadawanie sportu? Tymczasem nie tak dawno wypuścili dwa doskonałe seriale w tym Seach Party.
Podobnie z platformami serialowymi. Kiedy Netflix wrzucił House of Cards to było to coś niesamowitego. Jeden autorski serial na platformie streamingowej. Dziś Netflix wrzuca nam premiery co tydzień. A obok Netflixa jeszcze Amazon, Hulu oraz platformy o których istnieniu nawet nie za dobrze pamiętamy, serio jak często myślicie o Crackle – platformie Sony, która wypuściła całkiem dobry serial na podstawie Przekrętu? Zwierz co chwilę odkrywa, że nie ma pojęcia o istnieniu jakiegoś serialu, który wypuszczono w całości, gdzieś w sieci. Ktoś go obejrzał i powiedział wam, że musicie zobaczyć. Więcej, czasem czyta listy nominowanych do nagród seriali i dochodzi do wniosku, że już jest zupełnie na marginesie, nie jest w stanie tego wszystkiego śledzić. Zaczyna być podobnie jak z książkami, gdzie słyszymy o tylu arcydziełach których nie jesteśmy w stanie wchłonąć, że jedyne co nam zostaje to stworzenie sobie w głowie wielkiej listy produkcji których nie zobaczymy albo które powinniśmy zobaczyć kiedyś.
Taka lista jest zwykle dość obciążająca. Bo przecież wpisujemy na nią te tytuły które wypada zobaczyć. Był taki miesiąc kiedy niemal jednocześnie pojawili się Amerykańscy Bogowie i Opowieści Podręcznej. Dwa dość wymagające od widza seriale (z zupełnie innych powodów – jeden wymaga pewnej wizualnej uwagi, drugi stanowi wyzwanie dla emocji widza). Trzeba je było zobaczyć byle szybko, byleby tylko być na bieżąco. Ale kiedy poświęcaliśmy czas jednym produkcjom już pojawiały się nowe. Na kolejnych stacjach, kolejnych platformach, nie licząc nawet tych brytyjskich i zagranicznych produkcji które trzeba zobaczyć. Bycie na bieżąco z serialami stało się pewną pułapką. Wiemy, że nie obejrzymy wszystkiego ale jest pokusa by nadążać – zwłaszcza że kiedyś nam się to udawało. Problem w tym że w ostatnich latach produkcja seriali znacznie przyśpieszyła. Nie o kilka ale o kilkadziesiąt czy kilkaset procent (w przypadku platform streamingowych). Dziesięć lat temu można było znać tytuły wszystkich seriali, dziś wcale nie jest to takie oczywiste. Kiedyś w ogóle można było się na serialach dość prosto znać, i rzeczywiście móc śledzić na bieżąco co się dzieje. Dziś nawet ludzie którzy się znają, śledzą tylko kilka procent wiadomości. No chyba, że mają wokół siebie całą serialową redakcję.
Jednocześnie, co ciekawe, ten dobrobyt potrafi być straszliwie rozczarowujący. Zwierz przekonał się, że o ile nie sposób się przedrzeć przez wszystkie seriale detektywistyczno, policyjne, w których wszyscy chodzą skwaszeni i źli. To niezwykle trudno znaleźć dobą komedię. Przy czym ponownie – w ostatnich latach niesłychanie popularne stały się komedie wcale nie komediowe – z produkcjami od Louisa C.K na czele. I choć zwierz rozumie dlaczego cieszą się uznaniem krytyków, to mówi tu o prostym, zabawnym serialu. Nie takim jak BoJack Horseman który jest naprawdę bardzo smutny, tylko o komedii. Może nie być sitcom. Może być dowolny inny format. Mimo dziesiątek produkowanych seriali strasznie trudno znaleźć więcej niż kilka dobrych komedii, nadawanych obecnie przez stacje. A i one są zwykle zagrożone zdjęciem z anteny przy najmniejszym spadku popularności. Z kolei produkcje kostiumowe, które zwierz kocha całym sercem są niekiedy wręcz kuriozalnie do siebie podobne – Mr Selfridge na ITV, Paradise na BBC czy hiszpańskie Velvet to właściwie ten sam serial (choć należy zauważyć, że BBC umyślnie podkradło pomysł ITV – nawet była afera). Produkcji jest więcej, ale pomysłów wcale nie tak wiele. Co pokazują kolejne dość desperackie próby nakręcenia nowych Mad Men (nie oglądajcie The Last Tycoon, które strasznie się stara ale mu nie wychodzi).
O tym jak bardzo różnorodność oferowana przez platformy bywa zwodnicza zwierz zorientował się kiedy zapomniał obejrzeć serialu wyreżyserowanego przez Woody Allena. Początkowo się nawet nastawiał, że obejrzy i zrecenzuje. A potem? W pamięci ma gdzieś że obejrzał jeden niezbyt ciekawy odcinek a potem dał sobie spokój. Odchodząc od komputera zastanawiał się, po co właściwie to nam wszystkim było. Serial reżysera, który nie ma za wiele do opowiedzenia, do czego się przyznawał jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Produkcja której nikt za bardzo nie chce, bo wielbiciele Woody Allena wiedzą, że nakręci film w odcinkach. No ale skoro wszyscy kręcą teraz seriale zamiast filmów to weźmy znane reżyserskie nazwisko i każmy mu zrobić coś w odcinkach. Dodajmy jeszcze jeden tytuł do katalogu. W końcu coś się sprzeda, spodoba, zdobędzie popularność i nagrody. Trochę to wszystko bez sensu. Co więcej, przy takiej różnorodności i ilości tytułów coraz trudniej mówić o złotej erze seriali. Cóż z tego że umiemy wymienić kilkanaście doskonałych produkcji skoro liczba tych marnych stale się zwiększa. Zresztą bez dużego oddziaływania społecznego nawet doskonały serial traci na znaczeniu. Zwierz wyobraża sobie że takie Black Mirrors, może i rusza część widzów na Netflix, ale jak niesamowity miałoby wpływ gdyby leciało w porze wysokiej oglądalności na FOX czy ABC.
Przy czym wydarzenia takie jak sezon Gry o Tron, serialu który jak zwierz pisał, jest w pewnym stopniu produkcją starej daty, pokazują najlepiej jak bardzo takie rozdrobnienie kłóci się z ideą serialu. Otóż wydaje się, że w przypadku produkcji serialowych – zdecydowanie bardziej niż przy filmach, ważne jest by oglądać je razem. GoT zanotował w ostatnim sezonie największą oglądalność w historii. Zdaniem zwierza im bliżej końca tym bardziej ludzie chcą brać udział w tym wspólnym przeżyciu. Fabuła jest tu drugorzędna, wobec robienia czegoś razem jako społeczność widzów. Wciąż szukamy tych programów przy których wyludniają się ulice, jak za dawnych czasów kiedy były w telewizorze trzy programy i wszyscy oglądali trzy te same seriale. Społeczne znaczenie oglądania seriali jest elementem nie do przecenienia. Ale niestety coraz rzadziej pojawiają się takie produkcje. Między innymi dlatego, że jest ich tyle na raz, że nikt nie wydaje tak wiele pieniędzy na promocję tylko jednego tytułu. To trochę jak z udziałem aktorów filmowych w serialach. Za pierwszym razem kogoś to może ruszało, dziś w serialu HBO gra Nicole Kidman z Reese Witherspoon i wszyscy uznają to za normalne.To z jednej strony dobra zmiana dla widzów, z drugiej – to co kiedyś budziło emocje z racji zmiany skali staje się coraz mniej zauważalne.
Przy czym to nie jest narzekanie na zasadzie „Kiedyś było lepiej”. Zwierz doskonale rozumie, że ta nowa różnorodność pewnie pozwala wielu widzom znaleźć coś właśnie dla siebie (choć głównie jeśli jesteście fanami kilku bardzo konkretnych gatunków). Ale jednocześnie, fakt że namnożyło się tyle produkcji zmienia nasz sposób ich oglądania. Musi też zmienić sposób podejścia do oglądania seriali. Znikną ludzie, którzy naprawdę są na bieżąco, coraz większą rolę zacznie odgrywać specjalizacja. Dziś zwykle przebiega ona po linii geograficznej. Ludzie są bardziej związani z serialami amerykańskimi niż z europejskimi, tak wiec każdy kto ogląda produkcje z innej części świata staje się specjalistą. Jak sami wiecie, zwierz stara się być mniej więcej na bieżąco z tym kogo BBC w danym momencie pozbawia koszuli. Choć też wszystkiego nie widział. Jednak w przyszłości będziemy pewnie jeszcze bardziej podzieleni. Jak dziś kiedy mało kto jest filmowo wszystkożerny. I nikt nie ma złudzeń że obejrzy wszystkie filmy w danym roku. Ani że będzie wszystkie znał. Ale o ile w przypadku filmów nie było to nigdy możliwe, w przypadku seriali przez pewien czas – jak najbardziej można było przynajmniej znać wszystkie produkowane tytuły. Druga sprawa, zdaniem zwierza zaczniemy kłamać. Tak jak dziś kłamiemy, że oglądaliśmy jakiś znany film czy czytaliśmy popularną książkę. Już dziś ludzie czasem udają że oglądali serial o którym nie mają pojęcia. Niedługo trzeba będzie kłamać w towarzystwie, że oczywiście widziało się tą nową produkcję którą wszyscy muszą znać.
Zwierz musi powiedzieć, że jest pod wrażeniem jak szybko zmienia się serialowy krajobraz. Ale też jak w sumie niewiele jesteśmy w stanie z niego przetrawić. Od początku roku zwierz dał szansę około 40 serialom. Jego zdaniem to dość dużo, biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie czytał książki, oglądał filmy, pisał bloga, nagrywał podcast i robił jeszcze milion innych rzeczy. Danie szansy czterdziestu serialom nie oznacza przecież czterdziestu obejrzanych odcinków ale pewnie 120. Co najmniej, a to tylko początek, bo przecież niektóre ogląda się dalej. To strasznie dużo czasu a to tylko nowe produkcje. Od momentu kiedy zwierz zaczął pisać ten wpis i przeczytał kilka zestawień dotyczących seriali o których pewnie nie słyszeliście, musiał dopisać do listy produkcji które wypada obejrzeć jeszcze kilkanaście. Oczywiście nikt nikogo nie zmusza, ale człowiek zaczyna w pewnym momencie odczuwać frustracje gdy Kit Harrington mu przechodzi płynnie od Gry o Tron do próby wysadzenia Parlamentu w serialu BBC Gunpowder. Dobrze że to brytyjski serial pewnie będzie miał ze trzy odcinki. Ale mimo wszystko, to tempo jest nie dla ludzi. Zwierz patrzy na zjawisko mnożenia się seriali i zastanawia się kiedy kto w końcu powie „Dość”. Jasen produkcji może być tyle ilu jest ludzi na świecie, ale czy nie lepiej produkować ich odrobinę mniej dając ludziom choć cień szansy by mogli spróbować je obejrzeć. Może nie wszystkie ale przynajmniej na tyle istotną część by wiedzieli co w ogóle jest w ofercie. To zaskakujące jak wiele rzeczy mogłoby być hitami gdyby ktokolwiek miał szansę się w ogóle zorientować że taki serial istnieje. I go obejrzeć a nie tylko dopisać do długiej listy produkcji które powinno się widzieć ale nie ma się czasu.
Cóż zapewne pozostaje odpuścić. Pogodzić się z tym, że się nie da wszystkiego. Westchnąć głęboko i iść do domu. Problem w tym, że im bardziej się nas zmusza do wyboru (w końcu stacje grają przeciwko sobie, na zasadzie – oglądaj moje zamiast oglądać to konkurencji) tym bardziej człowieka ogarnia ogólne zniechęcenie. A może tylko zwierza. W każdym razie to nie było takie złe kiedy opuszczenie Netflixa na dwa dni nie oznaczało, że premierę miał kolejny serial i dało się wypisać stacje produkujące seriale bez zaglądania do Wikipedii by sprawdzić co właściwie oznacza ten trzyliterowy skrót. Oczywiście zwierz nie ma złudzeń, gdyby to się nie opłacało nikt by tylu seriali nie kręcił. Tylko się tak zastanawia, ile to za dużo i kiedy ta serialowa bańka pęknie. Może wtedy będzie czas żeby w końcu wszystko nadrobić. Tylko z kim my o tym wtedy pogadamy, skoro każdy będzie oglądał co innego?
Ps: Zwierz pisząc tekst zastanawiał się nad serialami które porzucił nie dlatego, że go znudziły ale dlatego, że w danym momencie nie miał czasu ich dalej oglądać bo było coś nowego. Musi o tym kiedyś napisać.
pS2: Dziś jest ponoć dzień blogera. Z tej okazji łaskawie przyjmuje zwierz życzenia, dary i zachwyty.