Home Ogólnie Im bardziej prószy śnieg… czyli Zwierz o 7 sezonie Gry o Tron (ze spoilerami)

Im bardziej prószy śnieg… czyli Zwierz o 7 sezonie Gry o Tron (ze spoilerami)

autor Zwierz
Im bardziej prószy śnieg… czyli Zwierz o 7 sezonie Gry o Tron (ze spoilerami)

Ze smutkiem spoglą­damy w stronę Wes­t­eros które właśnie trochę się zaczęło rozmy­wać za mgłą i pier­wszym opa­dem śniegu.  Czas na pod­sumowanie siód­mego sezonu, w którym kru­ki szy­bko latały, ludzie spo­tykali się po raz pier­wszy i ostat­ni a seks i krew stanow­iły trochę zapom­ni­any ele­ment roz­gry­w­ki. Czyli wita­my w notce spoilerowej i w prze­ci­wieńst­wie do posumowań na Face­booku nieco poważniejszej.

Zaczni­jmy od tego, że twór­cy postanow­ili, że sko­ro siód­my sezon będzie miał mniej odcinków to będzie się w nim dzi­ało więcej niż doty­chczas potrafiło się wydarzyć przez dwa sezony. Dlat­ego też, w zakońc­zonym właśnie sezonie akc­ja nie tyle pędz­iła co leci­ała jak smok i właś­ci­wie tylko nieszczęśni nieu­mar­li zza muru porusza­li się w tem­pie wyz­nac­zonym im w poprzed­nich sezonach. To przyśpiesze­nie z  jed­nej strony zakończyło dość nużące (w pewnym momen­cie) rozpraszanie się bohaterów po świecie, z drugiej uświadomiło nam, że jeśli zbierze się wszys­t­kich w jed­nym miejs­cu to nagle ten wiel­ki, rozpisany na cały kon­ty­nent (czy nawet więcej) kon­flikt, zamienia się w kole­jną dynasty­czną sprzeczkę pomiędzy wielki­mi roda­mi. Jakoś to jest mniej imponu­jące niż kiedy każdy sobie knu­je gdzie indziej. Nie da się też ukryć, że usilne stara­nia sce­narzys­tów by wszys­tkie wielkie spotka­nia miały miejsce aku­rat w tym sezonie trochę ode­brały im ważnoś­ci.  O ile pier­wsze spotkanie Jona z Daen­erys to było coś, to kiedy w finałowym odcinku właś­ci­wie mamy wszys­t­kich ważnych graczy w jed­nym miejs­cu, nie za bard­zo czuć napię­cie. Zresztą wszyscy trochę zachowu­ją się na nim tak jak­by mieli sce­nar­iusz kole­jnej sesji RPG i próbowali ustal­ić u kogo w dom ją rozegrają.

 

Hej właśnie się spotkaliśmy ale wedle mojego sce­nar­iusza już za sześć odcinków mamy romans. Tak więc… masz tu jakąś jaskinię?”

 

Te wielkie spotka­nia sezonu były możli­we głównie dzię­ki powol­ne­mu ścią­ga­niu bohaterów na do dwóch punk­tów – na połud­niu i na półno­cy. Zaczęło się od przy­by­cia Daen­erys do Wes­t­eros, a wraz z nią rzecz jas­na przy­był Tyri­on, do tego dość szy­bko udało się sprowadz­ić na połud­nie Jona (który naprawdę ma naj­gorsze umiejęt­noś­ci dyplo­maty­czne na świecie) a potem dołączył jeszcze mag­icznie uzdrowiony Jorah Mor­mont. Równole­gle ściąg­nię­to do Win­ter­fell Brana, Ayrę  i Samwella Tar­ly (choć tego już pod sam koniec) tym samym wyz­nacza­jąc dwa główne punk­ty gdzie zna­j­du­ją się intere­su­ją­cy nas bohaterowie. Pozostali bohaterowie, którzy doty­chczas mogli się gdzieś włóczyć, czy wiosłować, po wielkim kon­ty­nen­cie właś­ci­wie musieli w tym sezonie wybrać czy pojadą na północ czy na połud­nie. Innych kierunk­ów nie przewidziano. Mamy jeszcze co praw­da ludzi na murze ale oni wszyscy właś­ci­wie z punk­tu głównej fabuły są dru­go­planowi. Zresztą mogą dość szy­bko znaleźć się w Win­ter­fell. Ten podzi­ał na dwa moc­ne cen­tra bohaterów na półno­cy i połud­niu nie był­by taki zły gdy­by twór­cy to nieco lep­iej prze­myśleli. Np. nie zmusza­li Jona Snowa do najszyb­szych podróży po kon­ty­nen­cie w his­torii ludzkości.

 

Pamię­tasz jak się ostat­nim razem widzieliśmy? Obsa­da była wtedy taka duża”

Nieste­ty ten siód­my sezon stara się grać wszys­tko na raz, mając mniej odcinków i chy­ba też mniej cier­pli­woś­ci do pokazy­wa­nia bohaterów w drodze. I tak w tym nieszczęs­nym szóstym odcinku Jon Snow musi się tele­por­tować za mur i z powrotem bo sce­narzyś­ci zachowu­ją się trochę tak jak­by zostaw­ili coś w domu i musieli po to koniecznie wró­cić. Gdy­by nie ta idio­ty­cz­na wyprawa sezon siód­my z pewnoś­cią miał­by trochę więcej sen­su. Przy­na­jm­niej geograficznie. Nieste­ty, skom­p­likowany plan twór­ców zmusza bohat­era do podróży tam i z powrotem w cza­sie który właś­ci­wie staw­ia pod znakiem zapy­ta­nia logikę poprzed­nich sezonów gdzie bohaterom podob­na podróż potrafiła zająć kil­ka czy kilka­naś­cie odcinków. Być może ta podróż najlepiej pokazu­je czym jest siód­my sezon, a jest wielkim sprzą­taniem. Takim sezonem w którym ser­i­al żeg­na się z powol­nym rozwi­janiem bohaterów czy mnoże­niem wątków, tylko porzu­ca logikę tylko po to by wszys­tko pouci­nać, porozkładać, porozwiązy­wać. To także sezon w którym nie moż­na już właś­ci­wie zostaw­ić żad­nej zagad­ki co stanie się w kole­jnej odsłonie opowieś­ci. Dlat­ego to sezon w którym Jon musi jakoś rozwiązać prob­lem, że nieu­mar­li nie potrafią prze­jść przez mur, bo w sum­ie z punk­tu widzenia fabuły – po to była sce­narzys­tom cała ta wyprawa. Wyjś­cie po nieu­marłego dla Cer­sei to sła­ba wymówka na prostą próbę rozwiąza­nia powieś­ciowej zagad­ki na którą  Mar­tin nie dał jed­noz­nacznej odpowiedzi. Z punk­tu widzenia całej his­torii nie jest to najmą­drze­jszy zabieg sce­nar­ius­zowy, ale z punk­tu widzenia twór­ców którym zostało niewiele odcinków to jedyny sposób by w ostat­nim sezonie szy­bko i sprawnie doprowadz­ić do krwawej konfrontacji.

 

Mam dzi­wne uczu­cie, że w tym sezonie nikt mnie nie słucha”

Zresztą sko­ro jesteśmy przy sce­narzys­tach, sezon siód­my pokazu­je że właś­ci­wie stra­cili oni zupełnie umiejęt­ność zaskaki­wa­nia widzów. Ktoś powró­cił? Wid­zowie spodziewali się tego od daw­na, po pros­tu licząc ile jeszcze postaci zostało. Ktoś zginął? Prawdę powiedzi­awszy ten najbardziej zaskaku­ją­cy ele­ment seri­alu, w którym mógł zginąć każdy już od pewnego cza­su nie obow­iązu­je. Siód­my sezon był właś­ci­wie potwierdze­niem, że ser­i­al wszedł w fazę „zabil­iśmy już wszys­t­kich nieważnych bohaterów a resz­ty boimy się ruszyć bo są za bard­zo lubiani”. I rzeczy­wiś­cie, choć zwierz uwiel­bia Tor­mun­da to fakt, że nie zginął on za murem uto­pi­ony przez zom­bie jest dowo­dem na to, że sce­narzyś­ci przestali myśleć chłod­nym sercem Mar­ti­na a zaczęli myśleć ciepłym sercem sce­narzys­tów seri­alowych. Tor­mund jest fajny więc się go nie zabi­ja. Tylko że w GOT on powinien zginąć. Z kolei śmierć Lit­tlefin­gera zami­ast być czymś emocjonu­ją­cym tak naprawdę była jedynie przyk­lepaniem fak­tu, że sce­narzyś­ci nie mieli na niego zupełnie pomysłu. A szko­da bo wydawało się, że w Win­ter­fell naprawdę zamiesza, tym­cza­sem przez sześć odcinków robił tylko bard­zo niepoko­jące aluz­je i opowiadał o swo­jej miłoś­ci a to do San­sy a to do jej mat­ki. Jego całe knu­cie było tak niepo­radne że człowiek zas­tanaw­iał się jakim cud­em ten człowiek zaczął tą całą wojnę i jeszcze przetr­wał tak dłu­go. Ogól­nie śmierć była w tym sezonie zupełnie nie jak z Gry o Tron – zapowiedziana, czy sug­erowana, nie pojaw­ia­ją­ca się bez sen­su i nagle. Śmierć dotyka­ją­ca tylko tych którzy wyda­ją się sce­nar­ius­zowo zupełnie nie potrzeb­ni. Taka którą znamy z innych seriali.

 

Hej dziew­czyno, wiesz że jestem wśród tych członków obsady których się nie zabija?”

Jeśli chodzi o pory­wy ser­ca to z kolei twór­cy dość słusznie dos­zli do wniosku że romans Jona i Daen­erys nie tylko ma jaki taki sens z punk­tu widzenia całej his­torii ale też zad­owoli fanów seri­alu. Prob­lem w tym, że te sie­dem odcinków, to dość mało by udało się stworzyć między bohat­era­mi (którzy są też zaję­ci masą innych spraw) jakąś porząd­ną wieź. Aktorzy stara­ją się jak mogą, Kit Har­ring­ton wyglą­da na najs­mut­niejszego fac­eta  w całym Wes­t­eros ale nie da się zmienić fak­tu, że obo­je wyglą­da­ją jak­by się całkiem dobrze kumplowali, a nie jak­by padali sobie w ramiona z wielkiej miłoś­ci.  Być może gdy­by pomiędzy ich pier­wszym spotkaniem a romansem który łączy tą dwójkę minęło trochę cza­su było­by łatwiej uwierzyć. Ale nieste­ty tu oglą­damy komedię roman­ty­czną na przyśpiesze­niu, wypadły wszelkie ele­men­ty kome­diowe a i sce­ny roman­ty­czne są nam ser­wowane w zaskaku­ją­co skąpo i tak… bez ser­ca. Zwierz nigdy nie był fanem tego jak GOT pod­chodz­ił do sek­su i nagoś­ci (jak ktoś nie był nagi przez pół godziny to sce­narzyś­ci czuli się chorzy) ale tu dostał pod koniec istot­nego wątku scenę god­ną fil­mu fan­ta­sy z lat 90.  To jest prob­lem bo w sum­ie doty­chczas GOT miał całkiem nieźle rozpisane wąt­ki roman­ty­czne, i na ich tle ta miłość dwój­ki powin­na wypadać jak najwięk­sze osiąg­nię­cie w dziedzinie seri­alowego roman­su. Jak wypa­da? Jak trochę wymus­zony związek dwój­ki ludzi, których łączy głównie to, że są młodzi, nieza­mężni i u władzy.

Stoimy, knu­je­my, nic się nie dzieje

 

No dobra ale nie tylko śmierć i seks charak­teryzu­je GOT. Teo­re­ty­cznie powin­no też chodz­ić o wielką poli­tykę. I w sum­ie tu poli­tyką w tym sezonie zaj­mu­je się niemal wyłącznie Cer­sei – to ona próbu­je przechytrzyć wszys­t­kich, znaleźć jakieś wyjś­cie z dość bez­nadziejnej sytu­acji. Jasne, twór­cy próbu­ją co pewien czas zro­bić z niej psy­chopatkę (dość losowo) ale jest to jed­nak postać dzi­ała­ją­ca w ramach jakiejś poli­ty­ki – nawet jeśli to tylko wąsko rozu­mi­ana poli­ty­ka mają­ca na celu zapewnie­nie przetr­wa­nia dynas­tii. Przez więk­szość sezonu zwierz patrzył na dzi­ała­nia Cer­sei z powąt­piewaniem ale pod koniec doszedł do wniosku, że nie jest to w sum­ie mniej rozsądne niż przeko­nanie, że posi­adanie smo­ka wystar­czy by rządz­ić Wes­t­eros. Zresztą Cer­sei jeszcze żad­nej wielkiej poraż­ki nie poniosła. Cóż że straciła całą armię sko­ro udało się jej spłacić dłu­gi i może zaciągnąć nową. Trze­ba powiedzieć, że wład­ca który doce­nia wagę pełnego skar­b­ca zawsze ma głowę na karku. Jedyne co zwierza trochę iry­tu­je to czynie­nie z Cer­sei postaci która koniecznie musi od siebie wszys­t­kich odpy­chać. Jest zde­cy­dowanie ciekawsza wtedy kiedy miesza wielkie okru­cieńst­wo z przedzi­wną, niemal des­per­acką czułoś­cią, zwłaszcza wobec Jamiego. Do tego powró­cono do wątku Cer­sei jako kobi­ety która zro­bi wszys­tko dla swoich dzieci. Z jed­nej strony, to dobre pode­jś­cie bo Cer­sei jako najniebez­pieczniejsza mat­ka na świecie jest całkiem ciekawym tropem. Z drugiej – zwierz miał wraże­nie że sce­narzyś­ci trochę przy­pad­kowo wycią­ga­ją z kapelusza cechy Cer­sei z ostat­nich sezonów i tworzą postać raczej niespójną.

 

Bardziej lśniącej od mojej zbroi jest tylko mój plot armor”

Z kolei Jamie i Tyri­on to dwie posta­cie, które twór­cy zde­cy­dowali się trzy­mać w specy­ficznym lim­bo. Taki Jamie – od momen­tu kiedy pod­ję­to decyzję, że jed­nak będzie kon­tyn­uował swój kazirod­czy związek z Cer­sei właś­ci­wie na każdym krok dosta­je pod­powiedź, że może czas zmienić sojusze i przeanal­i­zować komu win­ny jest lojal­ność. Mogło­by się wydawać, że po tym jak został wymoc­zony w rwącej rzece zas­tanowi się czy jego sios­tra ma rzeczy­wiś­cie najlep­sze plany na przyszłość. Ale nie Jamie musi się zachowywać jak­by nigdy nic, mniej więcej do momen­tu kiedy sce­narzyś­ci dojdą do wniosku, że w kole­jnym sezonie chcą go mieć na półno­cy. Ta decyz­ja jest tak nieor­gan­icz­na, a jed­nocześnie tak przewidy­wal­na, że spraw­ia wraże­nie bardziej czegoś co jest potrzeb­ne sce­narzys­tom (trochę jak wyprawa Jona za mur) niż coś co ład­nie wyni­ka z nar­racji. Jasne moż­na wskazać, że Jamie dusił się w tym toksy­cznym związku z siostrą już jak­iś czas, ale zmi­ana jego postawy jest tak niepo­rad­nie napisana, że zwierz zobaczył raczej pio­nek przestaw­iony na plan­szy a nie organ­iczną decyzję bohat­era. Inna sprawa, bard­zo się czuło, że Jamie w tym sezonie jest pod opieką sce­narzys­tów którzy nie poz­wolą by stało się mu coś złego. Zwierz bard­zo nie lubi kiedy w seri­alu takim jak GOT moż­na mieć całkow­itą pewność, że komuś się nic nie stanie.

 

Ej, a próbowałaś się umówić do lekarza zami­ast brać porady zdrowotne z internetu?”

 

W pewnym zaw­iesze­niu trwa też Tyri­on który doradza Daen­erys w nadziei że ta wład­czyni będzie lep­sza od poprzed­nich, właś­ci­wie w tym sezonie na każdym kroku dostawał potwierdze­nie, że królowa go nie słucha. Wręcz prze­ci­wnie, postępu­je niemal zawsze tak jak chce. Gdy­by ktokol­wiek słuchał Tyri­ona w tym sezonie to nieu­mar­li nadal siedzieli­by za murem.  Ale nie Daen­erys robi co chce i jest dość oczy­wiste, że dorad­ca wcale nie jest jej aż tak potrzeb­ny. W takiej sytu­acji Tyri­on powinien jakoś zareagować. Tym­cza­sem ponieważ znalazł się już dokład­nie tam gdzie prag­nęli go sce­narzyś­ci to nie może się za bard­zo rzu­cać. Co w sum­ie spraw­ia, że jego (doty­chczas dość akty­w­na) postać sta­je się zaskaku­ją­co pasy­wnym świad­kiem wydarzeń. I co więcej jak­by traci trochę swo­jej inteligencji dość śle­po wierząc że Daen­erys będzie zupełnie inna niż pozostali wład­cy, kiedy w sum­ie praw­ie nic na to nie wskazu­je. Zwierz tęskni za cza­sa­mi gdy po takiej sce­nie jak np. spale­nie sojuszni­ka i jego syna (doskon­ały sposób na pozby­wanie się zbęd­nych postaci ze sce­nar­iusza) przez smo­ka Tyri­on zareagował­by jakoś bardziej zde­cy­dowanie. A tak naprawdę jedyne co mu zostało to smutne stanie na kory­tarzu kiedy jego królowa i tak robi co chce.

 

Mnie też jest bard­zo przykro, że dożyłem tego sezonu ale naprawdę nie wiem jak to zrobiłem”

 

Trochę bez celu błąka­ją się w seri­alu też akty­wne doty­chczas potomst­wo Neda Star­ka. Sansa zosta­je pod nieobec­ność Jona panią na Win­ter­fell i jej głównym zadaniem sta­je się słuchanie dość słabo zaka­mu­flowanych aluzji Lit­tlefin­gera że powin­na się pozbyć bra­ta albo siostry, którzy mogą stanow­ić dla niej potenc­jalne zagroże­nie. Być może był­by to dobry pomysł gdy­by Lit­tlefin­ger nie robił tego w tak obce­sowy sposób.  Z kolei Arya przy­by­wa do Win­ter­fell i jest właś­ci­wie inna w każdym odcinku. Trud­no powiedzieć dlaczego bohater­ka dosta­je jeden odcinek w którym zachowu­je się zupełnie jak psy­chopat­ka ale twór­cy chy­ba też za bard­zo nie zrozu­mieli bo w następ­nym odcinku już jest zde­cy­dowanie nor­mal­niejsza. Od swo­jego powro­tu zza muru  Bran  pros­tu już nie ma charak­teru, przy­by­wa do Win­ter­fell oświad­cza że ter­az jest trójokim krukiem i jakoś nikt nie jest zain­tere­sowany tym by go o cokol­wiek dopy­tać a on może innym dostar­czać danych. Bra­nowi pozosta­je więc głównie siedze­nie przy kominku i dostar­czanie niezbęd­nych dla fabuły infor­ma­cji. Dla widza to dość duży zawód, biorąc pod uwagę jak ciekawą ścieżką dążył Bran, zaś dla sce­narzys­tów ukochana postać bo z nim  mogą ter­az wcis­nąć do odcin­ka właś­ci­wie każdą infor­ma­cję. Co doskonale widać w ostat­nim odcinku gdzie Bran służy trochę za Wikipedię, trochę za kamerę mon­i­toringu. Nie mniej cała trój­ka właś­ci­wie w tym Win­ter­fell nie ma nic do robo­ty, tylko czeka aż dorośli załatwią sprawy na połud­niu. To błąd bo w sum­ie gdy­by to oni wybrali się za mur, a Jon ubła­gał swą nową ukochaną by pole­ci­ała po nich na smokach… było­by na pewno geograficznie rozsądniej.

 

 

Słuchaj to co może rzucimy mieczem i na kogo wypad­nie ten przes­tanie pożądli­wie spoglą­dać na królową”

 

Mamy więc sezon pełen rozstaw­ia­nia pio­nków, łączenia rodzin, i podrzu­ca­nia to tu to tam zapom­ni­anych bohaterów. Do tego w sum­ie ten siód­my sezon służy wyłącznie przy­go­towa­niu nas na to, na co i tak jesteśmy gotowi, czyli na fakt że kon­flikt roze­gra się najpierw między żywy­mi i martwy­mi a potem pomiędzy tymi którzy pozostaną. Co nieco zmienia sposób patrzenia na wojnę z zom­bi­aka­mi bo jeśli nie zostanie dość szy­bko wygrana (z potenc­jal­nie niewielki­mi strata­mi w bohat­er­ach) to nie będzie za bard­zo po co roz­gry­wać całej tej Gry o Tron. Zresztą to trochę pokazu­je całe pode­jś­cie sce­narzys­tów do kon­flik­tu zza muru, który im w  sum­ie nie jest za bard­zo potrzeb­ny. Armia zom­bie pod wodzą mało elok­went­nych przy­wód­ców to nie jest ten ele­ment fabuły który jest na rękę komukol­wiek kto chce pisać błyskotli­we kwest­ie negocju­ją­cym królom. Dlat­ego zwierz prog­nozu­je, że zagroże­nie zza muru zostanie zwal­czone równie szy­bko jak się pojaw­iło, głównie dlat­ego że w sum­ie te zom­bie to spadek po Mar­tinie. Mar­tin miał zaś dużo więk­szą wiz­ję niż tylko kon­flikt kilku wład­ców o jeden tron. A ser­i­al chy­ba nie jest gotów na wszys­tkie pomysły za który­mi podążał na początku pro­dukcji. Nie tylko dlat­ego, że nie ma dal­szych tomów książ­ki, ale dlat­ego że to pomysły których częs­to nie da się wcis­nąć w kil­ka odcinków. Trze­ba tu przyz­nać, że dzię­ki temu robi się dużo bardziej seri­alowy – czyli zwięzły i dążą­cy do jakiegoś celu (bez urazy dla Mar­ti­na ale on umie głównie rozpraszać bohaterów po kon­ty­nen­cie – dużo gorzej idzie mu ich przy­wracanie do wiodącej linii fab­u­larnej), może nie dąży tak pięknie ale przy­na­jm­niej jak­iś kres tego zamieszana gdzieś nam majaczy.

 

Bra­cie wró­ciłeś, naresz­cie będę miała z kim roz­maw­iać” “Roz­maw­iać? Zamknę się w swoim poko­ju i nie będę niko­go wpuszczać, nie zapom­i­naj że wciąż jestem nas­to­let­nim chłopakiem”

 

Ostat­ni odcinek sezonu właś­ci­wie moż­na potrak­tować jako koniec rozpisy­wa­nia sił i dostar­cza­nia wątków a początek ostat­niego aktu. Zwierz przyz­na szcz­erze, że ser­i­al który w ostat­nim sezonie przy­pom­ni­ał trochę za bard­zo pośpiesznie prowad­zoną grę RPG zde­cy­dowanie zys­ka na tym jeśli w finałowych odcinkach twór­cy zde­cy­du­ją się dość okrut­nie postąpić ze swoi­mi bohat­era­mi. Cokol­wiek bowiem by o GOT nie powiedzieć to niosło ono przez lata dość smut­ną prawdę, że hap­py end nie jest zakończe­niem dla wszys­t­kich. Patrząc z punk­tu widzenia his­torii – cała opowieść nie ma prawa się dobrze skończyć i w sum­ie zwierz trochę czeka aż na żelaznym tron­ie zasiądzie nie zwycięz­ca kon­flik­tu a ten ostat­ni, który po śmier­ci wszys­t­kich trzy­ma się na nogach, choć wie już że niewiele ma do rządzenia i nie ma z kim dzielić tej radoś­ci. Taki człowiek opada­ją­cy na ten fotel, jako pyrru­sowy zwycięz­ca był­by dużo bliższy temu co ser­i­al nam pod­powiadał. Dlat­ego, mimo sym­pa­tii do licznych bohaterów (Tor­mund trzy­maj się!) zwierz ma nadzieje, że nie dostanie w ostat­nim sezonie zbyt wielu cud­ownych ocaleni i pożeg­nań wypowiadanych dra­maty­cznym tonem. Choć pro­dukc­ja trochę sugeru­je, że dokład­nie tego mogę się spodziewać. Tylko Gra  o Tron gdzie dobro zwycięża, a wszyscy żyją dłu­go i szczęśli­wie brz­mi jak ostate­czne pożeg­nanie się z kon­ceptem Mar­ti­na czy w ogóle z tym co uczyniło pro­dukcję tak ciekawą dla widzów.

 

Ja chci­ałem tylko powiedzieć, że w ogłosze­niu było, że to staż bib­lioteczny a nie medyczny”

 

Zresztą anal­izu­jąc te dwa ostat­nie sezony GOT moż­na by napisać ciekawą anal­izę tego jak mózg sce­narzysty dzi­ała zupełnie inaczej niż mózg pis­arza. Pod­czas kiedy pis­arza ogranicza tylko jego włas­na wyobraź­nia, czy chęć spisa­nia tego co w niej pow­stało, sce­narzyś­ci są dość wyraźnie bardziej prag­maty­czni. Wiedzą, że his­to­ria musi się zmieś­cić w odcinkach i sezonach, wiedzą że lep­iej skon­cen­trować bohaterów, zna­ją uczu­cia widzów i zami­ast im coś zabier­ać wolą dawać. GOT przeszedł do seri­alu, który starał się podążać za sposobem myśle­nia pis­arza, do seri­alu który jest tak wyraźnie pisany przez sce­narzys­tów, że aż trud­no tego nie zauważyć. I tak his­to­ria która z punk­tu widza była dość nieprzewidy­wal­na, trafia na stare dobre tory seri­alowych rozwiązań. Co więcej, przyj­mu­je raczej fil­mową logikę, że całe podróżowanie czy przekazy­wanie infor­ma­cji dzieje się poza zasięgiem kamery. Głównie dlat­ego, że tak jest łatwiej. To było­by w ogóle dość ciekawe, bo zdaniem zwierza GOT dość wyraźnie się zmieniło w ostat­nich sezonach. I jest właś­ci­wie zupełnie innym seri­alem tylko w tym samym kostiumie.

 

Panowie, to zaszczyt z wami drep­tać przez ten sezon”

 

Nad ostat­nim sezonem unosi się duch Neda Star­ka, wszyscy wspom­i­na­ją go częś­ciej niż kiedykol­wiek wcześniej. Pojaw­ia się wspom­nie­nie jego śmier­ci, a także o jego postaw­ie, przeko­na­ni­ach i pięt­nu jakie odcis­nął na innych ludzi­ach.  Zwierz ma nadzieję, że twór­cy seri­alu będą pamię­tali nie tylko o tym jak doskon­ałą postacią był Ned Stark ale też jak zginął. Tak że wid­zowie byli w aut­en­ty­cznym szoku. Wszak był na okład­ce. Nie zabi­ja się postaci z okład­ki. Tym­cza­sem właśnie się zabi­ja, zwodzi się widza i daje mu się coś co sprawi, że w tym nawale kilkuset seri­ali emi­towanych przez kole­jne stac­je poczu­je, że dostał coś innego. Tak więc niech pamięć o śmier­ci Neda Star­ka unosi się nad kole­jnym sezonem, tylko wtedy uda się uniknąć takiego dzi­wnego poczu­cia, że GOT pozostaw­ił gdzieś za sobą sza­lone cza­sy kiedy zaskaki­wał widzów i ter­az tylko z każdym kole­jnym odcinkiem potwierdza ich teorie. A prze­cież nie o to chodz­iło, i nie tego prag­nęli snu­ją­cy je wid­zowie. Bez tego ele­men­tu zaskoczenia GOT wyróż­nia nad inny­mi pro­dukc­ja­mi tylko obec­ność smoków. A to, nawet jeśli dodamy lodowego smo­ka – wciąż za mało.

Ps: Zwierz pole­ca swo­je niezbyt poważne pod­sumowa­nia GOT które zamieszczał przez cały sezon na Fan­Page blo­ga. Zna­jdziecie tam uwa­gi zwierza doty­czące konkret­nych bezsen­sownych i niekiedy sen­sownych zabiegów fabularnych.

 

19 komentarzy
0

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online