To trzeci i ostatni wpis z tryptyku poświęconego problemom jakie napotykają kobiety w Hollywood a szerzej w całej kulturze popularnej. Pisanie tego tekstu uświadomiło mi, że tak naprawdę w przypadku kinematografii większość dyskusji toczy się wokół spraw bardzo podstawowych – wyrównania liczby mężczyzn i kobiet na ekranie (i za ekranem) oraz wyrównanie płac i budżetów. Ot tylko tyle. Żadne wielkie feministyczne postulaty – tylko rozsądek podpowiadający, że skoro kobiety stanowią połowę społeczeństwa i połowę widzów kinowych, to powinno mieć to odzwierciedlenie w biznesie. Tylko tyle i aż tyle.
Agresja – niesamowite jest z jaką agresją spotyka się obecność kobiet w Internecie. Hejt jest zjawiskiem który oczywiście dotyka obu płci ale w przypadku show biznesu poziom agresji wobec kobiet jest zdecydowanie wyższy. I to nie tylko kobiet które tworzą, ale także tych analizujących twórczość. Do tego przypomnijmy – nie tak dawno temu do sieci wypuszczano skradzione nagie zdjęcia aktorek. Co jest naruszeniem prywatności i przestępstwem wymierzonym bezpośrednio w młode kobiety (co oczywiście spotkało się też z bardzo agresywną reakcją części osób uważających że wina leży po stronie aktorek). Agresja wobec kobiet jest czymś tak powszechnym, że często się jej nie zauważa. Co nie zmienia faktu, że poziom dyskusji nad kobietami w kinematografii czy popkulturze pokazuje, że niekiedy samo pojawienie się kobiet, tam gdzie nie powinno ich (zdaniem części osób) być budzi niesamowicie napastliwą reakcję. Kobiety zdecydowanie częściej są poddane głosom krytycznym, co niekiedy prowadzi do karykaturalnych sytuacji. Doskonałym przykładem jest kariera Nicole Kidman – aktorki, która współpracowała naprawdę z najlepszymi światowymi reżyserami i zdecydowanie jest jedną z najważniejszych aktorek współczesnego kina. Co nie zmienia faktu, że pisze się o niej mnóstwo krytycznych artykułów, cały czas każąc dowodzić aktorce że naprawdę zasługuje na swoją pozycję. Kiedy patrzy się na artykuły poświęcone aktorkom (z wyjątkami np. Meryl Streep) można zobaczyć, że tam gdzie w przypadku mężczyzn często znajdziemy same pochwały, w przypadku kobiet znajdziemy dużo opinii na temat życia prywatnego, czy tego jak aktorka się starzeje. Także w sytuacjach w których aktorka nie pasuje do schematu „grzecznej dziewczyny z telewizora” reakcja widzów jest zdecydowanie ostrzejsza niż wtedy kiedy w sposób „niepokorny” zachowuje się młody aktor (który jest wtedy buntownikiem).
Tu na marginesie warto też zwrócić uwagę, że pewną – nieco mniejszą niż w przypadku samych aktorek, agresję budzi przypominanie o braku równouprawnienia płci w kulturze. Nawet przywoływanie statystyk, wskazywanie, że równość jest podstawą a nie przejawem daleko posuniętego feminizmu czy lewactwa – może się spotkać z agresywną odpowiedzią. Wskazanie, że za jakieś zjawisko w show biznesie odpowiada po prostu seksizm -zjawisko o którym przecież wiemy, że jest powszechne (tak powszechne że go nie dostrzegamy, bo jesteśmy przyzwyczajeni że tak po prostu działa świat) to wciąż znajdą się ludzie dla których ta sugestia będzie powodem do agresywnych odpowiedzi. Warto się pochylić nad tym aspektem bo jest on mocno niepokojący.
Próba nadrobienia wszystkich błędów i uchybień „Silną postacią kobiecą” – może się wydawać, że po uwagach o tym jak złe role dostają do grania kobiety, pojawienie się „silnej postaci kobiecej” będzie odpowiedzią na całe zło. Sęk w tym, że właśnie te silne, niekiedy karykaturalnie przerysowane postacie kobiece doskonale pokazują, że Hollywood zupełnie sobie nie radzi z pisaniem po prostu postaci dla kobiet. Aby uczynić postać kobiecą ciekawą, scenarzyści często starają się ją pozbawić elementów, które uznają za słabe. A słabe elementy to te które kojarzą się im automatycznie z kobiecością – poczynając od stroju (zwykle strój bardziej „męski”) przez fryzurę (im krótsze włosy tym lepiej) kończąc na relacjach z mężczyznami (nieufne, agresywne, bądź ich brak). Wiele (choć nie wszystkie) postaci kobiecych budowanych jest na zasadzie „żeby postać grana przez kobietę była ciekawa musi być zaprzeczeniem wszystkiego co kojarzy się z kobiecością”. Zamiast zmieniać postawę względem cech uznawanych stereotypowo za gorsze, po prostu się je wykreśla.
Wśród silnych kobiet w filmach znajdziemy głownie kobiety samotne i bezdzietne (choć nie tylko). Dlaczego? Ponownie ponieważ zdaniem wielu scenarzystów gdy tylko na horyzoncie pojawi się mężczyzna albo dzieci to nie sposób napisać ciekawej postaci kobiecej wychodzącej poza kanon matki czy kochanki (choć zdarzają się wyjątki). Jednocześnie silna postać kobieca często występuje w filmie zupełnie samotnie – na tle wielu mężczyzn – tak jakby obecność jednej, nawet „dopakowanej” postaci kobiecej w filmie od razu wyrównywała słabsze napisanie innych postaci czy ich brak. Poza tym – owe wspaniałe postacie kobiece reklamuje się zawsze tak jakby fakt, że ktoś postanowił zrobić z kobiety postać ciekawą był jakimś wielkim osiągnięciem za które należy się medal. To z kolei koreluje z przekonaniem, że kobiety pisze się”trudniej” bo są „tajemnicze i trudne do rozgryzienia”. Można by podpowiedzieć „To zatrudnijcie więcej scenarzystek, dla których kobiety nie są jakieś szczególnie tajemnicze”. W każdym razie – silna postać kobieca nie jest rozwiązaniem problemu reprezentacji w kinematografii. Często zaś pozwala dostrzec wiele problemów z postrzeganiem kobiecości jako atrakcyjnej dla widza.
Silne postacie kobiece są często przywoływane w rozmowach o pozycji kobiet w kinematografii. Mają stanowić dowód, że przecież jak najbardziej kino dostarcza ciekawych kobiecych bohaterek. Problem w tym, że jeśli to jest jakiś zamknięty – zaskakująco łatwy do wyliczenia, zamknięty zbiór – który łatwo nam wyróżnić, to mamy właśnie cały problem na talerzu. Gdyby postacie kobiece były istotnie równorzędne, a ciekawie napisane, pojawiały się równie często co męskie to pewnie nie musielibyśmy tworzyć tej osobnej „wyrównawczej” kategorii. Po prostu byłby postacie kobiece. I wiem, że wiele osób uznaje taką postawę za swoiste malkontenctwo. Uznając, że powinnyśmy się cieszyć tym co mamy. Mnie to jednak nie wystarcza. Głównie dlatego, że wszystkie dane wciąż mówią, że silna postać kobieca w kinie to wciąż tylko wyjątek, czy moda.
Przemoc i niemoc – zacznijmy od prostego faktu – w filmach i serialach jest całe mnóstwo przemocy wobec kobiet. Jasne jest też przemoc wobec mężczyzn ale oba te zjawiska funkcjonują w nieco innych kontekstach. Źli, bandziory których wykańcza bohater będą zdecydowanie częściej mężczyznami. Ale już w produkcjach detektywistycznych, zwłaszcza serialowych tą niemą ofiarą którą ktoś bezlitośnie i z premedytacją zamordował dużo częściej jest kobieta. Inna sprawa, często zdarza się, że przemoc wobec kobiety (uderzenie, przytrzymanie, podduszenie) pokazuje się w filmie jako coś neutralnego, albo pozytywnego – coś co składa się wciąż w zestaw gestów dozwolonych dla bohatera. Mamy też kwestie przemocy w produkcjach historycznych. Niekiedy ma ona uzasadnienie – pokazuje np. opresję kobiet w przeszłości. W innych przypadkach – niekoniecznie (słynny casus gwałtu w Grze o Tron). Przemoc to jedna sprawa. Niemoc druga. Otóż, kiedy przyglądamy się dyskusjom o filmach często widzimy dwa trendy. Jeden to „niemożliwe żeby kobieta wtedy” – dotyczy to filmów historycznych choć nie tylko (np. wspomnianej Gry o Tron). Zwykle owo „niemożliwe” pojawia się ilekroć kobiety występują w rolach które nie są tradycyjnie kojarzone z pozycją kobiety w danej epoce. Oczywiście, większość komentatorów nie ma jakiejś poszerzonej wiedzy historycznej ale ma bardzo jasną wizję tego jak wyobraża sobie rolę kobiet w przeszłości. Kiedy kinematografia decyduje się pokazać kobiety w przeszłości od nieco innej strony – często pokazując przestrzenie wolności, czy wyemancypowane jednostki, pojawia się zarzut o feministyczną reinterpretację przeszłości. Bo przecież dobra przeszłość to taka w której kobieta niewiele może. Co ciekawe, kiedy przyglądamy się różnym dyskusjom możemy dostrzec, że np. takie rozmowy prowadzone są w przypadku światów fantastycznych jak np. Gry o Tron. Co jest o tyle idiotyczne, że jak jest smok to wszystko wolno. Intrygujące jest też to, że kiedy patrzymy na wizje przyszłości to choć wielu odbiorców jest w stanie przeżyć olbrzymie zmiany technologiczne pokazane w produkcji, to już pomysł by przyszłość niosła za sobą większą reprezentację kobiet postrzega się jako jakąś straszliwą feministyczną próbę wypaczenia tego co się jeszcze nie zdarzyło. Fantastyczne światy są dopuszczalne tak długo jak w ich ramach realizują się współczesne (i ziemskie!) stosunki społeczne, a właściwie relacje płci. Tu warto rzucić procentem – ze 100 najbardziej dochodowych filmów fantasy/sf (do roku 2014) jedynie 14% z nich miało w głównej roli kobietę. Nigdy nie zdarzyło się by była to kobieta o innym kolorze skóry niż białym (ale wstaw czarnoskórą bohaterkę do Star Trek: Discovery – na pierwszym planie a okaże się, że to niesamowita lewacka propaganda która jest absolutnie wszędzie).
Warto tu jeszcze na marginesie dodać dwa zdania o kwestii owej historycznej niemocy czy właściwie nieobecności kobiet. Otóż przyjęło się uważać, że przeszłość zamieszkują wielcy mężczyźni i nie takie wielkie kobiety. Historie osadzone w przeszłości z natury powinny być męskie, zwłaszcza te koncentrujące się na wojnie, pożodze i akcji. Problem w tym, że nasza percepcja historii jest tragicznie zburzona. W każdej epoce żyły kobiety. Ich życie różniło się od życia mężczyzn, ale nie znaczy to, że było nieciekawe, nie było jednostek wybitnych, wykraczających poza swoiste ramy jakie narzuca nam narracja o przeszłości. Co więcej, założenie, że przeszłość kobiet jest nudna a przeszłość mężczyzn ciekawa, jest wynikiem wyłącznie przyjętej przez nas perspektywy. Prawda jest taka, że życie kobiet w przeszłości też było by dla nas ciekawe. Na pewno znalazło się sporo jednostek o których możemy opowiadać. Więcej, działania wojenne – nie tylko frontowe, nie wykluczały całkowicie obecności kobiet. Dlaczego przyjmujemy, że w przeszłości kobieta mogła być tylko matką i żoną? A właściwie dlaczego przyjmujemy, że narracja o takich kobietach jest nudna? Między innymi dlatego, że historia jest i była pisana głównie przez mężczyzn, i tak historia polityczna – zwykle była bardziej domeną męskich graczy (choć jak się pogrzebie okazuje się, że jest w niej mnóstwo kobiet) ale dzieje ludzkości to też historia przemian społecznych, historia rodziny, historia życia codziennego – wszystko to jest ciekawe (może być ciekawe) i może pokazywać kobiety w zupełnie innym świetle. A kto zakłada że to nudy, najwyraźniej słabo zna historię.
Wszystko jest gorzej dla kobiet które nie są białe – Warto podkreślić, że wszystko o czym Zwierz pisze wygląda bez porównania gorzej jeśli mówimy o kobietach które nie są białe. Numerki mówią same za siebie – z 500 najlepiej zarabiających filmów (do 2014 roku) jedynie 1% opowiadał o bohaterkach o kolorze skóry innym niż biały (były w rolach głównych). To daje sześć filmów. Z tych sześciu filmów 5 jest animowany. Jeden film jest aktorski. To „Zakonnica w przebraniu”. Film wszedł na ekrany kin w 1992 roku. To jest 25 lat temu. Wiecie jak rozkładają się procenty np. nagród aktorskich? Do 2015 roku 99% Oscarów za rolę pierwszoplanową zdobyły białe kobiety. Pierwszą czarnoskórą kobietą która zdobyła Oscara za rolę pierwszoplanową była Halle Berry w 2002 roku. DOPIERO! (dla porównania – mężczyźni o innym kolorze skóry niż biały stanowili 8% zwycięzców nagrody za najlepszego aktora pierwszoplanowego ale pierwszego Oscara Jose Ferrer dostał w 1950, zaś Sidney Poitiers w 1963 roku –czterdzieści lat przed pierwszą kobietą). W telewizji nie jest lepiej – Viola Davies to pierwsza w historii czarnoskóra kobieta nagrodzona Emmy za pierwszoplanową rolę kobiecą w serialu dramatycznym. To było w 2015 roku. Ról jest dla czarnoskórych kobiet zdecydowanie mniej, mniej jest także dla Latynosek a już o rolach dla np. amerykanek azjatyckiego pochodzenia to prawie można zapomnieć. Wszystkie problemy na jakie napotykają kobiety białe w zdecydowanym natężeniu dotykają kobiety o innym kolorze skóry. Jeśli w 2014 ok. 10% filmów zostało nakręconych przez kobiety to tylko 2% zostało nakręconych przez nie białe reżyserki. W 2013 roku z kolei tylko 5% filmów miało w obsadzie kobietę o innym kolorze skóry niż biały. Żeby tu podkreślić wagę problemu – ok. 36% widzów kinowych w Stanach to osoby o innym kolorze skóry niż biały. Więc w sumie nie dość że kobiety muszą się przyzwyczaić że oglądają filmy o mężczyznach, to jeszcze rzadko widzą podobne do siebie bohaterki na ekranie. Co nie zmienia faktu, że kiedy w Gwiezdnych Wojnach pojawia się bohaterka grana przez amerykankę wietnamskiego pochodzenia to dla niektórych jest to już w ogóle szaleństwo, żeby tak bardzo dywersyfikować obsadę.
Kobieta jako obiekt seksualny – Zwierz pisał o tym w przypadku kobiecego wyglądu ale warto zaznaczyć, że przedstawianie kobiet w filmie jako obiektów seksualnych jest zjawiskiem zdecydowanie wartym osobnego omówienia. Przede wszystkim z badań wynika, że mamy do czynienia z niepokojącym trendem gdzie jako seksualnie atrakcyjne pokazuje się już dziewczyny od 13 roku życia. Co ciekawe – zdecydowanie takie przedstawienie kobiet kończy się na 39 roku życia. Przy czym jak wskazują badania nie ma większej różnicy w tym jak bardzo pokazuje się tą seksualna atrakcyjność pomiędzy młodymi dziewczynami a dorosłymi kobietami. Aktorki bez porównania częściej niż aktorzy będą grać bez ubrań, albo częściowo rozebrane. Podczas kiedy w przypadku kobiet to ok 30-35% ról, w przypadku mężczyzn ten procent waha się od 5-10% (na podstawie 700 najpopularniejszych filmów do 2014) Hollywood z jednej strony jest purytańskie (pokazanie biustu szerzy zgorszenie), z drugiej strony lubi kobiety w obcisłych strojach, bieliźnie czy pokazywanych pod kątem który sprawia, że np. w centrum kadru znajduje się pupa aktorki. Co ciekawe ktoś policzył, że nawet w filmach animowanych rysowane bohaterki są czterokrotnie częściej rysowane w seksownych strojach niż animowani mężczyźni. Atrakcyjność seksualna bohaterek jest jedną z ich najważniejszych cech i często pozwala odróżnić, bohaterki znaczące, od nieznaczących (te mogą być np. mądre ale nieatrakcyjne). Do tego dochodzi jeszcze kwestia marketingu, gdzie niesłychanie często pada decyzja on tym by na plakacie znalazła się aktorka w wyzywającej pozie,często też w trakcie tworzenia plakatu dochodzi do korekty figury – np. powiększenia biustu (nawet w przypadku kiedy rolę gra młodociana aktorka). O ile nie ma nic złego w tym by kobiety mogły pokazywać się nago gdziekolwiek chcą (byleby nie marzły), to przedstawianie kobiet przede wszystkim jako obiektów seksualnych jest zjawiskiem które odbija się negatywnie na całym społeczeństwie. Kobietom wskazuje, że mają być przede wszystkim atrakcyjne fizycznie (nawet w bardzo młodym wieku), mężczyznom podsuwa wizję kobiety która jest przede wszystkim gotowa do seksu (nawet jeśli jest bardzo młoda). To jedno z tych niesłychanie szkodliwych społecznie zjawisk.
Policzono że ok. 10% filmów ma zrównoważoną obsadę. Po połowie mężczyzn i kobiet. Prawdę powiedziawszy moglibyśmy powiedzieć – tylko 10% filmów ma realistyczną obsadę. Bo realia naszego świata są takie. Połowa populacji to kobiety. W żadnym zestawieniu, w żadnym przeglądzie licznych wykresów i badań nie znalazłam żadnej, żadnej danej która dzieliłaby informację po równo dla kobiet i mężczyzn. Poza jedną. Tą dotyczącą sprzedaży biletów. Tam jasno wskazano, że rynek dzieli się po połowie. Przychodzą więc te kobiety i oglądają. Kolejnego białego protagonistę. Który mówi więcej niż postać kobieca. Który ma lepszą pracę. Za granie którego aktor dostanie nawet dwu krotność tego co aktorka. A wszystko w filmie nakręconym przez białego mężczyznę koło pięćdziesiątki. Czy taka kobita to kwestionuje? W większości przypadków nie. Kino nie jest jedynym miejscem gdzie dominacja mężczyzn wydaje się oczywista, gdzie narracja z męskiego punktu widzenia jest jedyną obowiązującą. Wystarczy jednak raz na jakiś czas żeby ktoś próbował coś zmienić i nagle okazuje się, że najbardziej zbolałą grupą są mężczyźni. Wychowani na tym nierealistyczny kulturowym obrazie świata. Przekonani, że to co jest tragicznym niedoreprezentowaniem w istocie jest normą. To na nich ta popkultura najgorzej wpływa – bo utwierdza ich w nieprawdziwej wizji świata. Być może więc zamiast się skarżyć, płakać i wygrażać pięścią wyimaginowanym feministkom, czas mieć pretensje do panów producentów. Sprzedali wam nieprawdziwą wizję świata. Kłamstwo. Coś co nie jest realistyczne. A wyście się dali nabrać. Nie dajmy z siebie robić idiotów. Żądajmy realizmu. A realizm oznacza mniej więcej pół na pół kobiet i mężczyzn na ekranie. Wszystko inne to straszliwa ściema.