Kochani Zwierz zorientował się, że nie napisał wam ani słowa o komiksach, które wydawnictwo Non Stop Comics przysłało mu tuż przed świętami. Była to wielka paczka w której znalazły się trochę inne tytuły niż dotychczas – to znaczy wciąż doskonałe, ale z nieco innego porządku. Na szczęście Zwierz miał wolny wieczór i usiadł poczytać – dzięki temu może wam podrzucić kolejną paczkę opinii i rekomendacji.
Zacznę od komiksu, którego Zwierz nie przeczytał do końca, a właściwie odpadł prawie na początku. To The Black Monday Murderes: Chwała Mamonie. I od razu zaznaczmy – ani graficznie ani pod względem treści – rozgrywający się w świecie wielkiej finansjery kryminał noir z elementami okultystycznymi – nie jest to zły komiks. Po prostu Zwierz zupełnie nie umiał się w nim odnaleźć i złapać rytmu, który by sprawił, że lektura jest wciągająca. Trudno uznać taki opis za wystarczający do recenzji ale Zwierz zostawia go tutaj jako sygnał, że to nie jest tak, że cokolwiek dostanie od Non Stop Comic to od razu czuje do takiej publikacji miłość. Po prostu tym razem jakoś tytuł nie trafił w gust Zwierza. Może dlatego, że część narracji prowadzona jest trochę poza komiksem a właściwie poza opowieścią obrazkową – i jakoś może to Zwierza wytrąca z równowagi – trudno powiedzieć. Zwierz trochę żałuje bo komiks ma taką idealną objętość – więcej niż cienki tomik a mniej niż więcej niż grubaśne tomiszcze. Może więc wy powinniście dać mu szansę.
Drugim komiksem po który sięgnął Zwierz był Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii. Tytuł długi ale komiks fantastyczny. Głównym bohaterem jest Norgal, nazywany przez wszystkich Dekapitatorem. Trudno się dziwić skoro ten małomówny i dość posępny brodacz obcina głowy nie tylko ludziom ale i potworom. Zrzędliwy, samotnik, rozmawia tylko z… głową Agathy Błękitnej Wiedźmy. Dekapitator pozbawił kiedyś Wiedźmę głowy ale głowa odmówiła poddania się śmierci. I tak sobie wędrują – na wyspie Barra trafiają do królestwa którego władca właśnie zginął, a królowa, opiekująca się malutkim następcą tronu wyznacza naszemu zabójcy zadanie. Niech uda się w głąb wyspy i zabije czarownika z Czarnego Bagniska, który zsyła na wyspę potwory. Droga będzie dziwna i niebezpieczna, a oprócz potworów, magii i przedziwnego świata na wyspie dowiemy się też sporo o naturze ludzkiej, polityce i zemście. Polski czytelnik może dostrzec w Dekapitatorze pewne cechy Wiedźmina. Z jednej strony niechętny ludziom samotnik, nadzwyczaj odważny, sprawny i nieulękły. Z drugiej – jest w nim i humor i życzliwość oraz poczucie sprawiedliwości. Sama opowieść powinna zaś usatysfakcjonować nie tylko fanów opowieści fantasy ale też wszystkich którzy lubią kiedy dobrze napisany scenariusz spotyka się z doskonałymi ilustracjami. Zwłaszcza sposób rysowania scen akcji – których z racji zawodu dekapitatora jest w komiksie sporo – robi wrażenie, że udało się autorowi ( komiks napisał i narysował Andrew Maclean) oddać dynamikę walki na miecze. Zwierz jest zachwycony tym co przeczytał i niesamowicie czeka na kolejne tomy bo to jest wszystko czego szuka w komiksie. Dobrze napisane postacie, poczucie humoru i tak niesamowicie wykreowany świat, że czytelnik naprawdę nie wie co czeka bohatera na kolejnych stronach.
Zabij albo zgiń był trzecim tomem po który sięgnął Zwierz i było to dziwne uczucie – przejść od fantastycznego świata, specyficznej kreski Head Loppera do realistycznego komiksu o współczesnym mścicielu. Dylan to młody facet zmagający się z problemami psychicznymi. Kiedy jego najlepsza przyjaciółka wiąże się, z jego współlokatorem Dylan postanawia (po raz kolejny) ze sobą skończyć. Problem w tym, że nie umiera. Na skutek splotu okoliczności przeżywa skok z szóstego piętra. Jednak w nocy po nieudanej próbie samobójczej w nocy przychodzi do niego demon. Skoro nie zginął musi zacząć zabijać, nie przypadkowych ludzi – tylko tych złych. Dzięki temu demon nie odbierze mu jego cudem uratowanego życia. Tylko, że zarówno czytelnik jak i bohater zadają sobie pytanie – czy demon jest prawdziwy? A może w naszym bohaterze coś pękło. Co nie zmienia faktu, że pierwszy tom pokazuje nam początek historii gdzie Dylan – nasz przewodnik po opowieści próbuje zdecydować – kogo zabić, dowiedzieć się skąd wziąć broń i określić jakie ma właściwie uczucia względem tego postawionego przed nim zadania. To całkiem dobry komiks – z ciekawym twistem na koniec, choć Zwierz jest ciekawy – jak dalej potoczy się historia – bo opowieści o mścicielach mają skłonność do popadania w banał. Ale jeśli lubicie takie trochę pulpowe, niepokojące historie – to Zabij albo Zgiń jest z całą pewnością pozycją dla was.
Na koniec Zwierz wziął się za przeczytanie cegły jaką jest całkowite zbiorcze wydanie Torpedo 1936 – hiszpańskiego komiksu o zabójcy na zlecenie – Lucy Torellim – który w Nowym Jorku lat trzydziestych strzela do gangsterów, bije kobiety, pali papierosy, pije na umór i wraz ze swoim przyjacielem Rascalem wychodzi cało z każdej opresji. Torpedo 1936 to komiks składający się z krótkich – niekiedy kilku planszowych historii – które zarówno pod względem tego jak są narysowane ale też jak są opowiedziane przypominają pulpowe historyjki drukowane w cieszących się niezbyt dobrą sławą czasopismach. Oczywiście nad wszystkim unosi się duch noir ale sporo tu pulpy, sensacji i opowieści gangsterskiej sprzed Ojca Chrzestnego.
Torpedo to komiks który można różnie odbierać na różnych poziomach. Z jednej strony – to pełna przemocy i seksu dość cyniczna opowieść o naturze ludzkiej – w tej opowieści nie ma tych dobrych, a Luca Torelli nie jest jednym z tych szlachetnych zabójców, którzy posługują się skomplikowanym kodem moralnym. Torpedo to nie jest bohater któremu chcemy kibicować – nie różni się on niczym od swoich ofiar czy zleceniodawców, ale ponieważ to jego historia i on nas przez nią prowadzi to dajemy się złapać na to, że powinniśmy koniecznie podążać jego tropem. Nikt tu jednak nie obiecuje moralności, skrupułów czy przemiany. Torelli nie jest dobrym człowiekiem, jedyne co można mu zarzucić to fakt, że bywa niekiedy nieco sentymentalny, poza tym jednak to drań jakich mało. I nawet nie jest specjalnie uroczy (choć bywa dowcipny). Na tym poziomie komiks może zainteresować głównie tych którzy lubią historie gangsterskie.
Druga warstwa to opowieść o świecie z którego Torelli wyszedł – to włoski imigrant, którego historie poznajemy w rozsianych po całym tomie retrospekcjach. Historia rodziny Torelliego – – rodowych sporów, morderstw, vendett pokazuje nam świat gdzie nie ma miejsca dla ludzi dobrych a przemoc jest podstawowym sposobem rozwiązywania problemów. Nie brakuje w tym świecie morderstwa, gwałtu, pijaństwa. Chciałoby się rzec – nic dziwnego, że nasz młody bohater nie potrzebował wiele by po przybyciu do Ameryki przeniknąć do przestępczego świata. To opowieść dużo mniej „szlachetna” niż jakiekolwiek amerykańskie przeróbki historii o włoskiej mafii. Jednak zdaniem Zwierza najciekawsze w komiksie jest to jak doskonale oddaje … mentalność lat trzydziestych. Widzicie choć Torpedo jako komiks powstał w latach 80 (a właściwie pomysł nań) to pod względem oddania mentalności gangstera z lat trzydziestych historia niema sobie równych. Nie chodzi jedynie o podejście do przemocy ale w ogóle – spojrzenie na świat. Torpedo trudno polubić bo to nie jest człowiek współczesny -wręcz przeciwnie – jest bardzo mocno zakorzeniony w zupełnie innym świecie. Doskonale widać to po tym jak autor pokazuje – skandaliczne z współczesnego punktu widzenia – jego podejście do kobiet. Zwierz przyzna szczerze, że dawno już nie czytał żadnego komiksu czy książki w której miałby wrażenie, że tak dobrze udało się pokazać jak bardzo różna była mentalność te kilkadziesiąt lat temu. To jednocześnie fascynujące ale z całą pewnością dla części czytelników stanowić będzie barierę. Bo to kolejny powód dla którego trudno polubić Torelliego.
Polecam Torpedo 1936 tym którzy chcieliby zanurzyć się w inną wizję Ameryki i przypomnieć sobie, że przeszłość nie była piękniejsza niż dziś. Bo też warto zauważyć, że hiszpański scenarzysta Enrique Sanchez Abuli rozlicza się z mitem Stanów jako kraju wielkich możliwość. To znaczy to jest kraj wielkich możliwości, ale raczej dla gangsterów niż dla biednych włoskich emigrantów. Nie mniej – ponieważ wszyscy lubimy kiedy kultura popularna potwierdza nasz świat pewnych złudzeń, lektura Torpedo może być nieprzyjemna. Z całą pewnością jest to komiks dla dorosłych – nie tylko ze względu na to, że sporo w nim seksu, ale też na to, że jest coś takiego w pokazanej w nim przemocy co jednak jest – bardziej nawet graficzne niż w przypadku niektórych filmów. To jednocześnie fenomenalny ale też w pewnym stopniu odrzucający komiks. Także pod względem rysunków – doskonałe czarno białe ilustracje nawiązują nie tylko do atmosfery opowieści ale też do stylu pulpowych obrazków z lat trzydziestych. To doskonały przykład zbieżności stylu rysownika z opowieścią (trzeba zaznaczyć, że dwa pierwsze komiksy rysował nie Jordi Bernet tylko Alex Toth, który jednak nie mógł się dogadać ze scenarzystą – właśnie ze względu na wulgaryzmy i mroczny charakter historii).
Co ciekawe Torpedo doczekał się ostatnio kontynuacji (tego samego scenarzysty) – Torpedo 1972 gdzie nasz gangster jest już starszym panem, bez dojść w mafii, za to z Parkinsonem. Tom nie bez powodu otwiera narysowany seans Ojca Chrzestnego – bo wszak jest to film, który z życiorysem naszego bohater się niewątpliwie wiąże. Co jednak ciekawe – ta pierwsza barwna historia o Torpedo zamiast wywołać mój entuzjazm, sprawiła że poczuł Zwierz pewne zniesmaczenie. O ile historie osadzone w latach trzydziestych sprawiały, że człowiek podchodził do postaci Torpedo w sposób ambiwalentny – a przede wszystkim – całość była doskonale osadzona – w języku (też graficznym) powieści z lat trzydziestych to wszystko – łącznie ze złym traktowaniem kobiet – istniało w pewnej bańce odtwarzania konkretnej opowieści z przeszłości. Okazuje się, że w sumie dość banalna (na tle znanych już) historyjka przeniesiona w latach siedemdziesiąte – i pozbawiona tego nawiasu narracyjnego – jest po prostu banalna, zaś wszelkie ciepłe uczucia jakie można było jeszcze żywić do bohatera szybko uciekają. Ostatecznie Zwierz poczuł się zniesmaczony i nieco zdziwiony tym jak bardzo jego odbiór tego tomu różni się od tego co czuł po przeczytaniu Torpedo 1936.
Tyle na dziś – chyba udało mi się przejrzeć wszystko z paczki. Jeszcze na koniec mały cennik. Cena okładkowa Torpedo 1936 to 149 zł, ale zdaniem Zwierza bardzo się opłaca bo dostajemy za te pieniądze pełne, piękne wydanie wszystkich opowieści o Torpedo w twardej oprawie. To taki komiks który warto sobie postawić na półce, a z racji tego, że jest podzielony na wiele opowieści – Zwierz wyobraża sobie, że będzie jeszcze do nich wracał. W twardej oprawie wydane jest także Torpedo 1972 – za 40 zł. Zdaniem Zwierza zakup tego kolorowego dodatku można sobie darować, chyba że rządzi nami olbrzymia potrzeba by zawsze mieć Wszystko. Zabij albo zgiń to komiks nie za gruby w cenie 40 zł – ma taką cudowną (jak zwykle w Non-Stop Comics) okładkę do miziania (znaczy taką gładką przyjemną w dotyku). Z całą pewnością opłaca się zainwestować 55 zł w pierwszy tom Head Loppera – już pomijając że to po prostu świetny komiks, to jeśli przeliczacie objętość na cenę to dostajecie naprawdę porządny tom w bardzo konkurencyjnej cenie. Na koniec komiks niedokończony czy The Black Monday Murderes – podobnie jak Head Lopper za 55 zł dostaniemy trochę czytania. Zresztą – to komiks cudownie wydany – już sama okładka kusi by go sobie postawić na półce.
To tyle w tym rozdaniu – jeśli Non Stop Comics znów zasypie Zwierza komiksami na pewno się o tym dowiecie. Jak na razie polecam wam uważnie śledzić wydawnictwo i daty premier – bo serio wprowadzają oni na polski rynek prawdziwe perełki – które pozwalają przede wszystkim poszerzać swoje komiksowe horyzonty. Zwierz przyzna że gdyby nie fakt, że część z tych tomów ukazała się po polsku – pewnie by nigdy na nie nie trafił sam w swoich poszukiwaniach. Tymczasem dostaje naprawdę niesamowity zestaw tytułów – i co wskazuje obecność na liście chociażby Torpedo – nie tylko z katalogu Imagine Comics. Ponownie – jeśli szukacie dla siebie ciekawych komiksów ale niekoniecznie o super bohaterach to Non Stop Comics to będzie wydawnictwo, które dostanie od was naprawdę sporo kasy. Na szczęście – właściwie zawsze się opłaca (tak przynajmniej wynika z doświadczeń Zwierza).
Ps: Zwierz wczoraj był w Ale Kino przed Makbetem – czy ktoś Zwierza widział?