Zwierz musi wam się zwierzyć z czegoś co dla wielu będzie wyznaniem szokującym. Otóż kilka dni temu w przypływie nudny a także w przypływie zainteresowania tym co zwykle nas nie interesuje – Zwierz obejrzał Pixele. Film który przez wielu jest uznawany za jedną z najgorszych produkcji jaką zdarzyło im się obejrzeć. Oglądając film Zwierz nie mógł się jednak powstrzymać przed refleksją – jakim cudem znów oglądam na ekranie Adama Sandlera.
Adam Sandler jest być może jednym z najbardziej wpływowych amerykańskich komików ostatnich lat. Nie dlatego, że udało mu się w swoich filmach czy występach scenicznych w jakikolwiek sposób połączyć komedię z komentarzem społecznym, raczej dlatego, że udało mu się idealnie ująć ducha epoki w której nikt nie chce dorosnąć. Rola Adama Sandlera – w jego nieskończonej liczbie identycznych filmów jest niemal zawsze taka sama. Sandler gra bohatera który jest albo nieudacznikiem albo mężczyzną – dzieckiem, który robi co chce, nie wyrósł z głupich żartów i zupełnie nie nadaje się do spełniania dorosłych ról społecznych. Za to doskonale się bawi i potrafi opowiadać sprośne dowcipy. Czasem ten schemat ma pewne odchyły – wtedy kiedy Sandler jest raczej nieodpowiedzialnym czy nieidealnym ojcem, który też przynosi swoim dzieciom więcej zakłopotania niż radości. Jednocześnie filmy mają potencjalnie rodzinny wydźwięk, stając się kinem familijnym ze sprośnymi żartami i być może niekoniecznie odpowiednimi dla dzieci scenami.
Jednocześnie niezmiennym elementem tych filmów jest przypisanie bohaterowi pięknej dziewczyny – może to być żona (wtedy zwykle narzeka i trochę psuje zabawę ale ostatecznie jej uroda i zrozumienie zawsze zwyciężą), może to być przypadkowo spotkana dziewczyna. Zasada jest taka, że kobiety muszą być raczej młode i wybitnie piękne. Uroda Sandlera jest w tych filmach zwykle przezroczysta – pewnym założeniem świata jego filmów jest to, iż jest to mężczyzna atrakcyjny dla kobiet – nawet jeśli nie traktuje ich zbyt dobrze. To ciekawe założenie – które można byłoby uznać za nawet ciekawe odejście od schematu, że kobietom podobają się wyłącznie wybitnie przystojni mężczyźni, gdyby nie fakt, że niemal zawsze same kobiety wybiera się pod względem urody, tworząc w tym raczej pewną fantazję o tym, że każda piękna dziewczyna leci na bohatera. Jednocześnie – z rzadka jest to bohater który odniósł sukces – częściej człowiek niezadowolony czy sfrustrowany, uprawiający zawód raczej ze średniej półki, czy nawet – co się coraz rzadziej zdarza w Hollywood – wywodzący się z błękitnych kołnierzyków. Do tego dodajmy jeszcze ten częsty element niechęci przed dorastaniem i dostajemy pewien niemal niezmienny (poza małymi odchyłami) obraz świata.
Filmy Sandlera są pewnym fenomenem – rzadko podobają się krytyce, często podobają się widowni choć i tu trudno jednoznacznie określić co dokładnie się spodoba. Sandler ma na swoim koncie zarówno produkcje które spotkały się z niespotykanie dobrym przyjęciem (jak Click) jak i filmy które są na liście najgorszych we wszechświecie jak niechlubne „Jack and Jill”. Jednocześnie – nawet kilka słabszych czy złych filmów nie sprawiło że Sandler stracił swoją pozycję. Wręcz przeciwnie – jego formuła na film doskonale sprawdziła się na Netflixie, który nie tak dawno przyznał że jeden z wyprodukowanych przez Sandlera filmów był najchętniej oglądaną produkcją w historii oryginalnych filmów od Netflix. Bo komedie Sandlera – jakkolwiek głupie, średnio napisane, schematyczne i często obraźliwe, mają swoją oddaną widownię. Zresztą nawet Zwierz którego humor Sandlera nie bawił nawet w lepszych czasach „Od wesela do wesela” z zaskoczeniem stwierdził, że widział kilkanaście filmów z aktorem i jak przez mgłę przypomina sobie sceny na których naprawdę dobrze się bawił. Nawet koszmarne zdaniem wielu Pixele nie są takie złe jeśli rozważamy je nie jako komedię ale jako przedstawiciela gatunku „Film z Adamem Sandlerem”.
No właśnie – niewielu jest współczesnych komików którzy właściwie stworzyli własny podgatunek komedii. Czy się nam to podoba czy nie – Sandlerowi się udało, wyrobić sobie dość jasną markę, i dość jasny schemat opowieści z którą można go kojarzyć. Tak naprawdę – jeśli by komuś się chciało można byłoby napisać scenariusz filmu z Adamem Sandlerem nawet koniecznie mając jakikolwiek oryginalny pomysł. Chcecie film bardziej familijny? Nieudacznik który pracuje na poczcie, któregoś dnia znajduje przesyłkę adresowaną do swojej byłej koleżanki z liceum, w której się podkochiwał. Staje na jej progu tylko po to by odkryć, że wyszła ona za mafiosa, z którym jest nieszczęśliwa. Do tego ma uroczego synka, który bardzo potrzebuje obecności ojca. Kilkanaście głupich żartów później, jedną bardzo romantyczną scenę, i wspierającą rozmowę z dzieciakiem później, nasz bohater z pomocą swoich kolegów z poczty bez trudu rozwiązuje problemy mafijne miasta, dostaje dziewczynę, gładzi po głowie dzieciaka. Dla dorosłych? Bohater jest nieudacznikiem bez grosza przy duszy, który dostaje zaproszenie na pogrzeb swojej dalekiej ciotki, która być może zostawiła mu w spadku pieniądze pod warunkiem, że wydorośleje. Bohater zjawia się na pogrzebie, podrywa dalekie krewne w żałobie, i wraz z trzema kuzynami rozwala rodzinną celebrację, tylko po to by pod koniec i po jednej scenie z nieuzasadnioną kobiecą nagością, okazało się że spadek po babci nie jest potrzebny bo trzej kuzyni wpadli na doskonały pomysł na wspólny biznes. Tak można bez końca.
Czemu w ogóle poświęcać uwagę Adamowi Sandlerowi i jego komediom? Ponieważ – w najbardziej irytującym na świecie scenariuszu – okazało się i to nie raz, że Sandler jest całkiem niezłym aktorem. Więcej – po obejrzeniu „Meyerowitz Stories” można dojść do wniosku, że jest aktorem doskonałym. Jego rola – w sumie wyjściowo podobna do ról które grywał w swoich komediach, pokazała pokłady talentu, które sprawiają, że każde oglądanie filmu w którym Sandler gra Sandlera stało się jeszcze bardziej frustrujące. Nie jest to pierwszy raz – już po „Lewy Sercowy” czy „Funny People” można się było zorientować że mamy do czynienia z jednym z tych aktorów, którzy potrafią dobrze grać ale po prostu zwykle tego nie robią. Do listy filmów które przypominają że Sandler jak chce grać to potrafi Zwierz dopisałby swoje ukochane „Spanglish” – film który na pierwszy rzut oka wygląda jak komedia z Sandlerem ale w istocie plasuje się bliżej zupełnie poważnego kina obyczajowego. Sandler gra tam postać sfrustrowaną ale niekoniecznie dowcipną, i widać że wcale nie ma trudności z pokazywaniem nieco bardziej skomplikowanych emocji. Oczywiście to nie jest jedyny przypadek kiedy aktor znany głównie ze swoich komedii okazuje się dobrym aktorem. Nie mniej tu szok jest nawet większy niż wtedy kiedy okazało się że Robert Pattinson ma więcej niż jeden wyraz twarzy. Bo tu rozpiętość pomiędzy tym co aktor zwykle prezentuje na ekranie a tym co potrafi pokazać jest tak wielka, że niejeden widz – w tym Zwierz może sobie zadawać pytanie – dlaczego na Boga nie stanie gdzieś pomiędzy swoimi granymi na autopilocie rolami a popisami niewątpliwego aktorskiego talentu dramatycznego. Tam gdzieś po środku skrywałyby się całkiem oglądalne filmy.
Problem w tym, że Sandler nic nie musi. Przez wiele lat był jednym z najlepiej opłacanych komików i jednym z najlepiej opłacanych aktorów w całym Hollywood. Niezależnie od tego jak słaby był jego poprzedni film, zawsze wcześniej czy później znajdzie się w obsadzie następnego. Tak naprawdę aktor może spędzić całą resztę swojej kariery na autopilocie i pewnie nikt by w sumie nie miał do niego pretensji. A jednocześnie – kiedy ogląda się jego lepsze role, czy czyta o owacji jaką po premierze Meyerowitz Stories zgotowano mu w Cannes (to jest naprawdę przedziwna wizja) to człowiek ma poczucie jakiegoś wielkiego marnotrawstwa. Dlaczego dobry aktor nie chce pokazywać swojego talentu, dlaczego nie chce przyjmować większej ilości ról w słodko gorzkich filmach a zamiast tego dostajemy kolejną produkcję Netflixa której sens zaczyna nam umykać gdzieś po pięciu minutach. Chyba dlatego, że tak naprawdę – jedyną wolnością jaką może mieć taki aktor jest nie podążanie za swoim talentem i robienie tego co lubi. Jak bardzo nie byłoby to denerwujące można uznać że Sandler ma karierę idealną w której nie wysilając się zbytnio nad kreowaniem roli, czy wyborem doskonałego scenariusza – może zarabiać spore pieniądze i cieszyć się popularnością.
Tu właściwie powinna być puenta ale jej nie ma. Parę lat temu kiedy wydawało się Zwierzowi że moda na filmy Sandlera minęła, miał on nadzieję, że aktor może zmieni kurs swojej kariery. Ale potem okazało się, że moda na głupie komedie nie mija, bo ludzie lubią głupie komedie. A zwłaszcza kiedy nie idą na nie do kina tylko oglądają je na Netflix. Pozostaje więc nadzieja, że któregoś dnia aktorowi jego dotychczasowa kariera, popularność i pieniądze się znudzą i postanowi już zawsze pokazywać swój talent w niezależnych filmach gdzie miesza się smutek z radością. Wydaje się to scenariusz niezbyt prawdopodobny. Ale z drugiej strony – żyjemy w świecie gdzie Sandlerowi wciąż pozwalają kręcić nowe filmy, więc wszystko jest możliwe.
Ps: Zgodnie z zapowiedzą dzisiaj mamy rozstrzygnięcie konkursu poświęconego Gwiezdnym Wojnom. Od razu powiem bardzo trudno było mi wybrać trzy odpowiedzi ze wszystkich nadesłanych. Ostatecznie postanowiłam kierować się daleko idącym poczuciem sentymentu i wybrać te z którymi jakoś się identyfikuję. Nagrody, w postaci zaproszenia na pokaz Nowej Nadziei z muzyką na żywo przyznaję : Alicji Bańczyk, Kasis i Stalowy. Będę bardzo wdzięczna jeśli napiszecie do mnie na mail zwierzpopkulturalny@gmail.com, żebyśmy mogli ustalić szczegóły gdzie i kiedy przekazać wam bilety.