Home Aktorzy Hugh nie musi się już zakochiwać czyli o renesansie kariery Hugh Granta

Hugh nie musi się już zakochiwać czyli o renesansie kariery Hugh Granta

autor Zwierz
Hugh nie musi się już zakochiwać czyli o renesansie kariery Hugh Granta

Co poniedzi­ałek ner­wowo odliczam min­u­ty kiedy pojawi się nowy odcinek seri­ali „Od Nowa” ponieważ jed­nak jest śro­da i mam jeszcze mnóst­wo czeka­nia postanow­iłam skupić się na chwilę na aktorze, którego fil­mowa obec­ność od pewnego cza­su budzi coraz więk­szy entuz­jazm. Chodzi o Hugh Gran­ta który po lat­ach znalazł chy­ba w końcu klucz do tego – co robić by czuć się dobrze na ekranie.

Jako dziew­czy­na wychowana w lat­ach 90 przyzwycza­iłam się do tego by postrze­gać Hugh Gran­ta jako akto­ra tak naprawdę jed­nowymi­arowego. Grant miał przez lata w swoim reper­tu­arze właś­ci­wie dwie role. Angli­ka zakłopotanego włas­nym ist­nie­niem, oraz zad­u­fanego w sobie cyn­icznego Angli­ka, które­mu wszys­tko uchodzi na sucho dzię­ki sze­rok­iemu uśmiechowi i niebieskim oczę­tom. Dla wielu fil­mowa kari­era akto­ra kończy się i zaczy­na na kome­di­ach roman­ty­cznych – jego wys­tępie w „Czterech Weselach i Pogrze­bie”, „Not­ting Hill” czy „Dzi­en­niku Brid­get Jones” albo „To właśnie miłość”. Nie da się ukryć, że przez lata Grant utknął w jed­nej szu­flad­ce, z której jak się wydawało nie miał najm­niejszego zami­aru wychodz­ić. W wywiadach częs­to przyz­nawał, że wcale nie pocią­ga go pro­fesjon­alne aktorstwo zaś w ogóle do samego fachu trafił dość przez przy­padek – celem życiowym było raczej pisanie dok­toratu z lit­er­atu­ry czy his­torii sztuki.

 

Te kome­die roman­ty­czne, które z roku na rok były coraz gorsze spraw­iły, że wielu widzów zupełnie zapom­ni­ało, że niekoniecznie Grant zawsze grał dosłown­ie jed­ną rolę. Dla mnie zaskocze­niem było np. odkrycie parę dobrych lat temu jego wczes­nej roli w „Mau­rycym” – jed­nym z nielicznych kostiu­mowych filmów z wątkiem homosek­su­al­nym który kończy się dobrze (pole­cam z całego ser­ca). Co praw­da nie należy za bard­zo wracać do „Improw­iz­a­cji „ gdzie Grant grał Chopina (i wyglą­dał, przez cały film jak­by miał zat­wardze­nie) ale już wys­tęp w „Gorz­kich Godach” sugeru­je, że aktor nie zawsze miał na siebie tylko jeden pomysł. Ten powrót do aktorskiej przeszłoś­ci nieco tłu­maczy dość niespodziewany dla wielu rene­sans kari­ery aktorskiej Hugh Gran­ta a także – też dla wielu zaskaku­jącą kon­stat­ację, że nie jest to byna­jm­niej aktor pozbaw­iony zupełnie talentu.

 

Pytań co takiego się stało, że po lat­ach odgrze­wanych kotletów Grant powró­cił na łono aktorskiego wysiłku jest wiele, podob­nie jak potenc­jal­nych odpowiedzi. Kluc­zowe jest dostrzeże­nie, że kole­jne kome­die roman­ty­czne z udzi­ałem akto­ra cieszyły się coraz mniejszą pop­u­larnoś­cią – „Słyszeliś­cie o Mor­ganach” czy „Sce­nar­iusz na miłość” dość dobrze pokazy­wały, że wid­ow­n­ia jest już zmęc­zona kome­di­a­mi roman­ty­czny­mi i manierą gra­nia akto­ra. Co więcej trochę trud­no było wciąż grać tego zakłopotanego włas­nym życiem angli­ka kiedy wiek coraz bardziej wskazy­wał, że pora się oga­r­nąć. Zresztą tak na mar­gin­e­sie – podob­ny prob­lem w pewnym momen­cie miał ze swo­ja kari­erą Col­in Firth. Jed­nocześnie wspom­ni­ane filmy pow­stawały na grun­cie amerykańskim co też jest pod­powiedz­ią. Hol­ly­wood dużo bardziej niż bry­tyjs­ka kine­matografia jest przy­wiązane do tego by każdy aktor siedzi­ał w swo­jej raz wyz­nac­zonej szu­flad­ce. Trze­ba jed­nak – trochę na mar­gin­e­sie – dodać, że pewne ambic­je chy­ba nigdy do koń­ca (mimo deklaracji) go nie opuś­ciły. Zagrał ostate­cznie jed­ną ze swoich najlep­szych ról u Woody’ego Allena w „Drob­nych cwa­ni­aczkach” w pewnym stop­niu wyśmiewa­jąc czy odkry­wa­jąc prawdę o swo­jej ekra­nowej personie.

 

 

Jed­nak nie chodzi tylko o typowo zawodowe kwest­ie  — życie pry­watne akto­ra zawsze budz­iło sporo emocji – głównie dlat­ego, że niekiedy było się trud­no poła­pać gdzie zaczy­na­ją się perypetie fil­mowe a gdzie pry­watne – tak podob­ne do siebie bywały. Kluc­zowym wydawał się jed­nak moment, kiedy Hugh Grant stał się mniej lub bardziej ofic­jal­nym dzi­ałaczem, wys­tępu­ją­cym w imie­niu aktorów i cele­bry­tów, którzy pode­jrze­wali, że byli przez lata pod­słuchi­wani przez media plotkarskie. Jego artykuł o tym, że media należące do Ruper­ta Mur­docha najpraw­dopodob­niej pod­słuchu­ją ludzi był jed­nym z pier­wszych tek­stów pod­noszą­cych sze­roko ten prob­lem. Grant pokazał się kil­ka razy w medi­ach pokazu­jąc zupełnie inne oblicze niż to znane komedii roman­ty­cznych. Nie było w nich zakłopota­nia, ale raczej twarde i rzec­zowe pode­jś­cie do fak­tu, że w imię dostar­cza­nia nowych plotek łamie się pod­sta­wowe prawa. Jak stwierdz­ił sam aktor – była to ciekawa wyprawa do świa­ta real­nego życia po tym jak przez lata żył w świecie fantazji.

 

Jeśli jed­nak szukać fil­mowego rene­san­su to rozpoczął się o właś­ci­wie od „Atla­su Chmur” sióstr Wachows­kich – to tam pier­wszy raz od dłuższego cza­su Grant został obsad­zony zupełnie wbrew swoim doty­chcza­sowym rolom – pojaw­ia się tam min. jako kani­bal. Zwyk­le takie jed­no wyję­cie z szu­flad­ki wystar­cza już by aktorom otwier­ały się nowe możli­woś­ci. I właś­ci­wie od momen­tu „Atla­su Chmur” zaczy­na się zupełnie nowa epo­ka w kari­erze Hugh Gran­ta. Co ją charak­teryzu­je? Po pier­wsze dużo bardziej zróżni­cow­ane role, po drugie – dużo więcej pro­dukcji bry­tyjs­kich i po trze­cie – przy­pom­nie­nie wid­owni, że te same środ­ki z których korzys­tał przez lata gra­jąc uroczych drani i zakłopotanych bohaterów doskonale moż­na wyko­rzys­tać do gra­nia postaci zde­cy­dowanie ciekawszych a przede wszys­tkim bardziej niejed­noz­nacznych. Jed­nocześnie pewnym kluczem do tej kari­ery jest przyz­nanie, że Grant – który we wrześniu obchodz­ił sześćdziesiąte urodziny – może już spoko­jnie (mimo nadal dość młodego wyglą­du) grać bohaterów nieco starszych. Jak cho­ci­aż­by w „Kryp­ton­im U.N.C.L.E” gdzie jest tym odpowied­nikiem bon­dowskiego „M” dla naszych głównych bohaterów.

 

 

 

Dla mnie przełomem w postrze­ga­niu Gran­ta jako akto­ra była „Boska Flo­rence”. Ponoć samemu aktorowi nie chci­ało się już wtedy za bard­zo grać i zas­tanaw­iał się nad porzuce­niem zawodu. Gdy jed­nak zapro­ponowano mu rolę u boku Meryl Streep uznał, że jeszcze nie czas na takie decyz­je. Jego rola męża i opieku­na Flo­rence pokaza­ła, że korzys­ta­jąc pozornie z tych samych tropów, spo­jrzeń i gestów potrafi on stworzyć postać dużo bardziej zni­uan­sowaną. Jego bohater – niespełniony aktor, może być przez widza postrze­gany zarówno jako człowiek wyko­rzys­tu­ją­cy starszą zagu­bioną, samot­ną kobi­etę, jak i człowiek real­nie kocha­ją­cy i wspier­a­ją­cy swo­ją roz­mar­zoną part­nerkę. Grant zagrał swo­ją postać ide­al­nie i niejed­noz­nacznie – dzię­ki temu udało się uniknąć prostej nar­racji o śmiesznoś­ci czy o wyzysku. To rola ide­al­nie zbal­an­sowana i bliska temu jak niełatwe są niekiedy relac­je – bo rzad­ko ma się tylko jed­ną intencję.

 

Co ciekawe – rolę niespełnionego czy raczej zapom­ni­anego akto­ra Hugh Grant trochę powtórzył w „Padding­tonie 2”. Gdy­bym miała komuś pokazać fil­mową rolę, która pokazu­je akto­ra abso­lut­nie w swoim żywiole – to pokaza­łabym mu właśnie Padding­tona 2 i Hugh Gran­ta który wkła­da do tego fil­mu wszys­tko co ma. To jest rola fan­tasty­cz­na – zabaw­na, komen­tu­ją­ca samą kari­erę Gran­ta (który wtedy właś­ci­wie był uznawany za aktor którego dobra pas­sa skończyła się co najm­niej dekadę wcześniej jeśli nie w lat­ach 90), a jed­nocześnie dają­ca mu mnóst­wo artysty­cznej wol­noś­ci. Jako aktor który stworzył swo­ją pub­liczną per­sonę jako człowieka nie trak­tu­jącego zbyt poważnie swo­jego zawodu, Grant mógł z jed­nej strony prze­nieść to do cud­ownego fil­mu, z drugiej pokazać ile tal­en­tu i zdol­noś­ci wyma­ga ten śmieszny zawód. Bo czegóż tam nie ma od dzi­wnych akcen­tów, nad­miernych ekspresji i stepowa­nia. A wszys­tko pod­lane lubianym przez samego akto­ra dys­tansem do całej cele­bryck­iej kultury.

 

Rzad­ko zdarza się, żeby ktoś kto zro­bił kari­erę na gra­niu roman­ty­cznych bohaterów odkupił się tak bard­zo w oczach wid­owni gra­jąc w sequelu fil­mu o miłym mis­iu w Lon­dynie. Inna sprawa, że miał Grant szczęś­cie. „Padding­ton 2” jest być może jed­nym z najlep­szych bry­tyjs­kich filmów ostat­nich lat i mówię to zupełnie bez ironii. Ugrzązł­by może Grant w tych swoich rolach niespełnionych czy kapryśnych aktorów, gdy­by zaraz po „Padding­tonie 2” nie przyszedł „Skan­dal w ang­iel­skim sty­lu”. Mini ser­i­al napisany przez Rus­sela T. Daviesa anal­i­zował jeden z więk­szych skan­dali oby­cza­jowych w bry­tyjskiej poli­tyce, kiedy to lubiany i cieszą­cy się sporą pop­u­larnoś­cią poli­tyk Jere­my Thor­pe został oskarżony o spiskowanie celem zamor­dowa­nia swo­jego byłego kochanka. Sama rola – uprzy­wile­jowanego przed­staw­iciela klasy poli­ty­cznej, który nie tylko ukry­wa swo­ją ori­en­tację, ale też korzys­ta z wpły­wów by przykryć skan­dal była fenom­e­nal­na. Nie da się też ukryć, że zadzi­ałała tu doskon­ała ekra­nowa chemia z Bene Whishawem. To zresztą w ogóle ciekawa uwa­ga na mar­gin­e­sie, że w trzech dość kluc­zowych dla nowego otwar­cia kari­ery Gran­ta fil­mach pojaw­ia się Ben Whishaw (ma najpiękniejszy wątek w „Cloud Atlas”, mówi głosem misia Padding­tona, i grał kochanka w „Skan­dalu w Ang­iel­skim sty­lu”). Zawsze mnie bawi kiedy dwie aktorskie kari­ery się tak splatają.

Sam ser­i­al został dobrze przyję­ty i dostrzeżono – w końcu z całą pewnoś­cią – że dla Hugh Gran­ta rozpoczął się nowy okres kari­ery – zde­cy­dowanie ciekawszej niż doty­chczas – głown­ie dlat­ego, że bardziej zróżni­cow­anej a także – pokazu­jącej, że aktor jeszcze nie powiedzi­ał ostat­niego sowa. Może­my do tego dorzu­cić „Dżen­tel­menów” gdzie był jed­nym z jaśnieją­cych punk­tów w naład­owanej sława­mi obsadzie i dochodz­imy w końcu do „Od Nowa”. Ten ser­i­al jest o tyle ciekawy, że Hugh Grant potwierdza w nim dość dobrze coś o czym sam mówił – że jest tak naprawdę aktorem charak­terysty­cznym. Jego wszys­tkie postaci w nat­u­ral­ny sposób są obdar­zone urok­iem, pewnym zagu­bi­e­niem, czy nawet charyzmą. Ale jed­nocześnie – wszys­tkie te ele­men­ty mogą skry­wać bezwzględ­ność, okru­cieńst­wo i cynizm. Nie ważne czy chodzi o bohat­era komedii roman­ty­cznej z którym ostate­cznie bohater­ka nie powin­na się wiązać, czy o wpły­wowego poli­ty­ka ukry­wa­jącego ori­en­tację sek­su­al­ną, czy lekarza oskarżonego o morder­st­wo. Ta doskon­ała niejed­noz­naczność skry­wa się w tych wszys­t­kich rolach, spraw­ia­jąc, że chce­my oglą­dać Hugh Gran­ta na ekranie i zadawać sobie pytanie – kim się tym razem okaże.

 

Trze­ba też wspom­nieć na mar­gin­e­sie — i żeby było jasne — moje rozważa­nia, nie doty­czą moich oso­bistych ocen ale tego jak dzi­ała prze­mysł fil­mowy, że na korzyć Gran­ta zadzi­ałało to jak się zes­tarzał. Co praw­da utracił swo­ją piękną młodzieńczą gład­kość, która czyniła do ide­al­nym “niegroźnym” kandy­datem do rąk rozlicznych bohaterek, ale jed­nocześnie nie utracił tego rodza­ju dość młodzieńczego uroku. Nawet starszy aktor wciąż potrafi spo­jrzeć tym zagu­bionym spo­jrze­niem małego szczeni­acz­ka, co jest jed­nym z najlep­szych instru­men­tów w jego kari­erze. Przy tym wszys­tkim nie nabrał wyglą­du nobli­wego pana, który wpisy­wał­by go do gra­nia mędr­ców i ojców nar­o­du. Bardziej jest w nim rys pod­starza­łego play­boya czy impre­zow­icza. Te rzeczy nawet jeśli nie są ważne dla nas oso­biś­cie potrafią zade­cy­dować jakie role będzie się aktorom oferowało.

 

 

Kari­era Hugh Gran­ta pokazu­je, że z każdej aktorskiej szu­flad­ki moż­na wyjść czy wybiec – jeśli ma się odpowied­nie możli­woś­ci. Jed­nocześnie nie sposób na to spo­jrzeć z pewną smut­ną kon­stat­acją – że zde­cy­dowanie łatwiej aktorowi po pięćdziesiątce rozpocząć nowy rozdzi­ał kari­ery niż aktorce. Oczy­wiś­cie zdarza­ją się aktor­ki, które zdołały niemal całkowicie zmienić swo­je ekra­nowe oblicze (albo znaleźć dla siebie dużo ciekawsze role jak Reese With­er­spoon, która z każdym rok­iem gra w coraz ciekawszych pro­dukc­jach) ale jed­nak muszą zacząć pra­cow­ać wcześniej zan­im wskoczą do kat­e­gorii „i tak te wszys­tkie role dostanie Meryl Streep albo Glenn Close”.  Nie da się też nie dostrzec jak bezsen­sowne jest zain­tere­sowanie tylko aktora­mi młod­szy­mi, którzy z wielu powodów, mają niekiedy mniejszą odwagę by ryzykować czy przyj­mować bard­zo różne role. Myślę, że obec­na swo­bo­da Gran­ta w dobrze ról wyni­ka też z tego, że on już wszys­t­kich możli­wych roman­ty­cznych kochanków zagrał i choć­by nie wiado­mo, ile złych czy dzi­wnych pro­jek­tów mu ter­az wpadło, jego pom­nik zawsze będzie wyry­ty w sce­nie, gdzie bohater „Czterech wesel i pogrze­bu” próbu­je wyz­nać miłość nieuch­wyt­nej amerykance.

 

Ps: Ej oglą­da­j­cie „Od nowa” póki jeszcze moż­na speku­lować kto zabił. To najlep­sza rozry­wka jaka mi się trafiła w ostat­nich tygodniach.

0 komentarz
5

Powiązane wpisy

judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
slot
slot online
slot gacor
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online