Wszelkie fanowskie dramy dotyczące Młodych Tytanów zupełnie Zwierza nie obchodzą. Widział zarówno pewne odcinki skasowanej kultowej produkcji, jak i animacji pokazywanej na CN i nie ma jakichś wielkich uczuć odnośnie ani jednej ani drugiej produkcji. Natomiast wybrał się na Młodych Tytanów: Akcja! Film skuszony głównie wizją, że DC będzie sobie żartować z obecnego trendu robienia filmów o super bohaterach.
Z jednej strony – film jest dokładnie o tym, bo historia opowiada ni mniej ni więcej tylko o wielkim marzeniu Robina by ktoś zrobił o nim Hollywoodzki film kinowy. Zwłaszcza, że zrobiono już produkcje o wszystkich super- bohaterach a w przypadku Batmana szykuje się też produkcja o Alfredzie, Batmobilu i niezawodnym pasku z gadżetami. Dążenie młodego bohatera by stać się gwiazdą filmu – i wszelkie uwagi związane z tym jak DC robiło swoje produkcje jest całkiem zabawne – zwłaszcza kiedy twórcy filmu śmieją się z tego co zostało wyśmiane przez wielu fanów i krytyków jak na przykład słynnej sceny z imieniem matki z Batman v Superman. Z drugiej strony – to film który pod względem konstrukcji opowieści próbuje trafić głównie do młodszego widza – takiego którego będą bawić bardzo proste dowcip- polegające na powtarzaniu tych samych scen i kwestii, którego wciąż jeszcze bawią dowcipy o pierdzeniu a każde wspomnienie o pupie bohaterów przyjmuje jako najśmieszniejszy dowcip świata. To do niego twórcy kierują dość sztampowy w przesłaniu film, który jednak wciąż kierowany jest do widzów którzy animację oglądają na bieżąco.
Teoretycznie – nie ma w tym nic złego. Problem polega na tym, że gdzieś na przecięciu tych dwóch pomysłów powstał film właściwie dla nikogo. Niektóre dowcipy są zrozumiałe nie tylko dla fanów DC ale też dla dużo starszych widzów – to teoretycznie powszechna praktyka – która ma sprawić, że rodzice w kinie nie umrą z nudów, ale w tej produkcji chyba więcej dowcipów jest kierowana do widza starszego niż młodszego. Drugi problem to taki, że niektóre z tych dowcipów są bardziej niż trochę niewychowawcze, czy raczej nie przeznaczone dla młodego widza. Pozwolę sobie na spoiler – jest w tym filmie scena w której Młodzi Tytani rozjeżdżają postać (która trochę surrealistycznie wychodzi prosto z teledysku). Samochód staje – bohaterowie wysiadają, patrzą na ewidentnie martwego czy ciężko rannego poszkodowanego po czym Cyborg krzyczy „Nam go, jego ojciec jest z policji” i wszyscy zwiewają. Kiedy jest się dorosłym widzem to po prostu zabawna scena, ale jednak jest ona w filmie dla dzieci. W filmie w którym bohaterowie kogoś rozjeżdżają a potem zwiewają z miejsca wypadku. Trochę takich właśnie scen jest w filmie – co sprawia, że Zwierz poczuł się niekomfortowo.
Tu oczywiście mogą pojawić się głosy, że nie takie rzeczy dzieci widziały. Pewnie tak ale jakoś nie czuję się dobrze kiedy dla dowcipu umieszcza się w filmach dla młodych widzów sceny w których bohaterowie kogoś tak biją, że np. łamią mu kości (co więcej proszeni by tego nie robili, kontynuują mordobicie mimo, że poszkodowany nie jest żadnym złoczyńcą). Film próbuje wyjaśnić te zachowania niedojrzałością bohaterów, ale w istocie chodzi o to, żeby wcisnąć jeszcze jeden dowcip – zwykle zrozumiały wyłącznie dla dorosłego widza. Zresztą w ogóle bohaterowie tego filmu, są strasznie pozbawieni oporów moralnych – ponownie niby nie takie rzeczy ludzie widzieli ale jakoś czułam na Sali filmowej narastającą irytację na kino które z jednej strony próbuje wcisnąć dziecku banalną puentę o sile przyjaźni i konieczności stawiania przyjaciół ponad pragnienie osobistego sukcesu, a z drugiej dla zgrywy pozwoli bohaterom zachowywać się w okropny sposób.
Inna sprawa, zastanawiam się jak dzieciaki się bawią na tym filmie. Bo to w sumie bardzo rozbudowany kolaż różnych pomysłów, technik, dowcipów i scen – niekoniecznie spójnie ze sobą połączonych. Trochę piosenek, jakiś sen, jakiś teledysk, odrobinka akcji, sporo bardzo meta dowcipów – całość zamienia się w misz masz który niby trwa tylko osiemdziesiąt minut ale sprawia wrażenie dużo dłuższego. Zwłaszcza, że styl bycia bohaterów kreskówki i ich dowcipy ewidentnie nadają się do krótszych opowieści – co widać pod koniec animacji kiedy twórcy w sumie żonglują tymi samymi scenami i motywami chyba w nadziei że nikt nie zauważy, że trochę nie ma w filmie struktury ani fabuły. Młodzi ludzie dobrze reagują na filmy szalone, barwne i niekoniecznie spójne, ale moim zdaniem ten trochę przekracza granicę. Zresztą można było to zaobserwować na Sali kinowej gdzie młodzi ludzie wyjątkowo się kręcili – dużo bardziej niż np. na dość jednak dobrze trzymających się głównej osi fabuły Iniemamocnych.
Młodzi Tytani: Akcja. Film! Przypomina mi o tym jak bardzo w ostatnich latach pogłębia się trend by filmy dla dzieci czy młodszej młodzieży naszpikować coraz bardziej dorosłymi dowcipami. Coś co kilkanaście lat temu wydawało się mało prawdopodobne dziś stanowi normę. Oczywiście nikt nie pyta skąd młody widz kojarzy Deadpoola (zarówno ten filmowy jak i komiksowy są przeznaczone dla starszego czytelnika czy widza) wszyscy zakładają że dzieciaki oglądały Batmana v Supermana i rozumieją o co chodzi z pojawianiem się Stana Lee w Marvelowskich produkcjach. Do tego nawiązania do Króla Lwa czy Animanikaów – produkcji animowanych które pojawiły się zanim część widowni przyszła na świat. Wszystko to sprawia, że animacje – poza kilkoma flagowymi produkcjami Disneya czy Pixara, coraz bardziej są zawieszone w świecie pomiędzy kinem dla dzieci a kinem dla dorosłych. Co ciekawe – rzadko to zawieszenie wynika z podejmowanych problemów – częściej właśnie z humoru czy popkulturalnych nawiązań. Sama nie wiem co myśleć o tym trendzie – nigdy mnie bardzo nie bawił (należę do tych ludzi którzy uważają że Shrek zrobił więcej złego niż dobrego) ale widzę że jego popularność rośnie. Trochę szkoda bo to skazuje filmy kierowane rzeczywiście tylko do dzieci na margines koszmarnej nudy gdzie powoli umierają zwykle z chrapaniem krytyków filmowych w tle.
Jeśli ktoś się zastanawia czy zabrać młodego człowieka na Młodych Tytanów to nie jestem mu w stanie odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Moim zdaniem na tym filmie chyba najlepiej paradoksalnie będą się bawić nastolatki – jeszcze na tyle młode że bawi ich okazjonalny żart o pupie bohatera i na tyle obeznane że wyłapią wszystkie nawiązania do świata DC. Młodemu widzowi może większość dowcipów przelecieć nad głową, starszy – może poczuć się lekko znudzony humorem kierowanym zdecydowanie do młodego widza. Ogólnie jak wiecie nie mam dzieci, ale myślę sobie, że gdybym miała już na ten film bez ograniczeń wiekowych prowadzić potomstwo to bliżej dziesiątego niż siódmego roku życia. Ale może się mylę i teraz nikogo nic nie obchodzi – w takim razie przepraszam.
Na sam koniec refleksja – co jeśli DC kręci takie średnie filmy (z kilkoma wyjątkami) tylko po to by zaznaczyć swoją obecność w internecie głównie przez śmianie się z samych siebie, memy, parodię i wojny widzów którzy gotowi są bić się na ubitej ziemi o to czy Batman v Superman to film dobry czy zły. W ten sposób – udało im się stworzyć zupełnie inną obecność w masowej świadomości niż Marvel, którego ludzie chwalą nawet za przeciętne filmy. To genialny krok marketingowy – tak bardzo upierać się przy powadze by zostać najśmieszniejszą rzeczą w sieci. To moja interpretacja postępowania DC w filmowym świecie. Czysty geniusz manipulacji.
Ps: Jak wiecie nie przepadam za polskim dubbingiem w filmach aktorskich ale muszę powiedzieć, że dubbing w filmach animowanych zupełnie mi nie przeszkadza. Nie widziałam filmu w wersji oryginalnej ale dubbing jest całkiem niezły i mam wrażenie – wnioskując z kontekstu, że udało się w ten czy inny sposób zachować większość dowcipów. W każdym razie na ten element absolutnie nie ma co narzekać. Choć trochę żałuję, że nie słyszałam oryginału gdzie głosu Supermanowi użyczał Nicolas Cage a pod inną postać głos podkładał jego syn… Kal-El.