To nie będzie recenzja Netflixowego serialu o Sabrinie nastoletniej czarownicy. Gdybym miała go recenzować pewnie skupiłabym się na kilku aspektach których nie będę tu wspominać. Poświęciłabym akapit temu jak doskonała jest Miranda Otto i jak wszystkich zjada na śniadanie Michelle Gomez. Zapewne zwróciłabym uwagę na kilka niedorzeczności i niedociągnięć fabuły, ale też na ciekawe rozwiązania. Jednak nie będę pisać recenzji. Bo tak naprawdę chcę się tylko skupić na jednym aspekcie. Na tym jak serial – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, tak naprawdę pokazuje jak opresyjne wobec kobiet są zinstytucjonalizowane religie.
Edit: wydawało mi się oczywiste że zaznaczajac że wpis nie jest recenzją a analizą serialu, daje do zrozumienia że są w nim spoilery. Najwyraźniej jednak nie jest to oczywiste więc zaznaczam sa spoilery
Wybranie zinstytucjonalizowanej religii jako przedmiotu refleksji serialu młodzieżowego to ryzykowny pomysł. Więcej, pomysł którego bym się nie spodziewała akurat po Sabrinie, produkcji jednak kierowanej – mimo przemocy, krwi i okrucieństwa, do szukającego lżejszej rozrywki nieco starszego nastolatkowego widza. Seriale, z wyjątkiem produkcji z dużymi ambicjami (jak Opowieść Podręcznej) zwykle uciekają od religii, ewentualnie zostawiają ją w takim czułostkowym ujęciu, gdzie wiara zawsze przynosi pocieszenie, a istnienie czy nie istnienie sił wyższych pozostaje sprawą niedopowiedzianą. Nie mniej – w większości przypadków rozmowy dotyczą w serialach wiary, a nie instytucji kościelnych. Kościół nie wydaje się szczególnie „sexy” tematem na refleksję serialową, i nawet Sorrentino doszedł chyba do wniosku, że o różnych wizjach Kościoła ludzie posłuchają tylko jeśli papież będzie równie piękny jak Jude Law.
W Sabrinie nie mamy Kościoła Katolickiego, ani protestanckiego – ale mamy Kościół Satanistyczny. Cóż jednak z tego, skoro nie trudno dostrzec, że uwagi dotyczące zinstytucjonalizowanych form kultu, hierarchii kościelnej, dewocji czy miejsca kobiet w świecie kultu, nie trudno przenieść na Kościoły w których nikt nie podpisuje cyrografu krwią. O ile w przypadku wyboru omawianego kultu, Sabrina gra jeszcze w pewien sposób z pewnymi subtelnymi aluzjami (choć nie przesadzajmy, większość nawiązań do tego co dzieje się w kościołach „fałszywego Boga” da się bez trudu rozwikłać) to już wskazując na związek patriarchatu z zinstytucjonalizowaną religią nie sili się na żadne subtelności. Na samym początku serialu, kiedy Sabrina pyta swojej dość dewocyjnie nastawionej koleżanki, dlaczego Szatan wymaga od swoich wiernych by oddali mu swoją wolność, za czarnoksięskie moce, i dlaczego nie może ona zatrzymać i wolności i umiejętności, koleżanka odpowiada „Cóż nawet Mroczny Pan jest mężczyzną”. To potwierdzanie męskiej dominacji poprzez wykorzystanie religii i kościoła jest drugim niesłychanie ciekawym elementem serialu. Co ciekawe, bohaterki nie zawsze zachowują się wybitnie feministycznie, ale pokazanie jak działa związek wiary i patriarchatu jest dużo bardziej feministyczne niż jakikolwiek dialog w samym serialu.
Produkcja wychodzi od wątpliwości Sabriny wobec czarnego chrztu – czyli całkowitego podporządkowania się woli kościoła Szatana i przez kolejne odcinki prowadzi nas przez świat funkcjonowania instytucji religijnych. Mamy więc postać ciotki Zeldy, która doskonale obrazuje zarówno klasyczną dewocję – wywodzącą się zarówno z głębokiego przekonania, że wiara stanowi podstawę porządkującą życie, jak i z potrzeby utrzymania pozycji w społeczności. Zelda jest osobą która uwikłana jest w ten aspekt religii który porządkuje znaczenie i pozycję w społeczeństwie. Jej bliskie stosunki z najwyższym kapłanem – przypominają przez część serialu tą usłużną relację pomiędzy pragnącymi akceptacji parafiankami a księdzem. Postać komplikuje się jednak kiedy pojawia się jeden z największych konfliktów jaki może spotkać osobę która jest tak zakorzeniona w wierze – bliska osoba nie pasuje do świata religii. Trzeba więc zadecydować co jest ważniejsze. Zelda jest postacią na tyle samodzielną, że decyduje się jednak postawić rodzinę przed wiarą. Ale nie czyni jej to szczęśliwą. Dodatkowo – jej potrzeba dowiedzenia swojego znaczenia w ramach kościoła, prowadzi do sytuacji kiedy jest wykorzystana przez mężczyznę. Wykorzystana przez kapłana który doskonale wie, że ma to czego Zelda pragnie najbardziej – nie klucze do królestwa niebieskiego (a tu właściwie diabelskiego) ale pozycję społeczną. Czy w nie takim szachu trzyma kościół swoich wiernych – zwłaszcza w niewielkich społecznościach.
Z kolei Prudence, koleżanka Sabriny ze szkoły dla magów, przejawia żarliwość godną neofitki. Inaczej niż Zelda, Prudence nie wierzy dlatego, że wiara zakotwicza ją w przestrzeni życia społecznego, ale wierzy bo jest przekonana, że nauczanie jest prawdą. Konfrontacja pomiędzy nią a Sabriną to typowa konfrontacja pomiędzy człowiekiem bardzo wierzącym a wątpiącym. Przy czym co ciekawe, Sabrina nie ma tu właściwie jednoznacznego argumentu przeciwko wierze swojej koleżanki. Jedyne co może pokazać, to że w realnym świecie, decyzje które są odczytywane jako pochodzące od bóstwa tak naprawdę są decyzjami zdecydowanie nie boskich jednostek. To ciekawy odcinek – który przywołując nawet kwestie molestowania seksualnego, pokazuje jak często szczera wiara, może zostać wykorzystana przez ludzi, którzy mają swoje jak najbardziej ziemskie cele. Fakt, że ta historia dotyczy młodej dziewczyny i jej gotowości na poświęcenie życia w imię wyznawanych dogmatów religijnych, wydaje się o tyle ciekawe, że wskazuje grupę najbardziej narażoną na takie zmanipulowanie. I rzeczywiście – często kiedy czyta się nauczanie kościoła – w kwestiach tego jak kobiety powinny podchodzić do przemocy która je spotyka, do swojego zdrowia, czy życia, dostrzeżemy że nauczanie to jest bardziej kwestią jakichś interesów społecznych czy grupowych niż wynika prosto z religijnych tekstów.
Ciekawym przykładem jest ciotka Hilda – to z kolei dobry przykład – przynajmniej w mojej interpretacji (być może daje się nieco ponieść szukaniu interpretacyjnego klucza) jak może funkcjonować człowiek, który kościoła tak naprawdę nie potrzebuje do wiary. Postać ciotki Hildy to nie jest postać ateistyczna. Ale postać wierząca, która jednak – zwłaszcza po swojej ekskomunice, znajduje inną przestrzeń w której może funkcjonować nie tracąc swojej wiary. Dlaczego? Bo w przypadku ciotki Hildy nie wynika ona tak jak w przypadku Zeldy z szukania potwierdzenia swojej pozycji społecznej, ale raczej z pewnego wewnętrznego przekonania, że pewne rzeczy istnieją. Hilda byłaby taką humanistyczną wierzącą, która raczej nie będzie stawiać zasad kościoła ponad dobro jednostki, czy ponad swój zdrowy rozsądek. Jeśli tak zinterpretujemy tą postać, to znów dostaniemy potwierdzenie, że dla takich jednostek jakikolwiek zinstytucjonalizowany kościół nie znajdzie miejsca, bo nie o to chodzi by wierni przykładali własne humanistyczne zasady do wyznania wiary, ale o to by wierzyli i przede wszystkim – stawiali tą wiarę na pierwszym miejscu. Zresztą sama Hilda jest przykładem jednostki, której nie dano wyboru, i potem wiele lat później łapie się ona na refleksji, że być może to co robiła z przekonaniem, że tak należy, było jednak błędem.
Sama Sabrina reprezentuje ciekawą postawę. Z jednej strony – to klasyczny przykład osoby pochodzącej z wątpliwościami do wiary i jej dogmatów. Z drugiej – jedna z niewielu postaci która w ogóle ma jakikolwiek wybór, podwójne pochodzenie bohaterki sprawia, że funkcjonuje ona na granicy społeczności, którą jednoznacznie określa wyznanie. Odpada więc tu ten niesłychanie ważny budujący tożsamość element religii. Wiąże się z tym pewne wykluczenie (jak w przypadku wszystkich jednostek żyjących na granicy społeczeństw ortodoksyjnie religijnych, a takim jest ten mały oddział Kościoła Szatana) ale też – nieobecna u innych możliwość decyzji. Sabrina ma moc sprawczą, nie tylko dlatego, że jest do połowy człowiekiem, ale też dlatego, że jej wychowanie nie było wyłącznie oparte o tożsamość religijną. Opozycja Sabriny wobec czarnego chrztu wynika z wątpliwości natury moralnej, ale też z indywidualizmu. Bohaterka nie chce oddawać siebie i swojego ciała – co jest podstawą przyjęcia do Kościoła. Indywidualizm i przywiązanie do własnej jednostkowości są tu największą przeszkodą do całkowitego zaakceptowania zinstytucjonalizowanej religii. Jednocześnie dochodzi do tego wymiar związany, ponownie z kobiecością – do chrztu potrzebna jest czystość, do walki o swoją wolność – wymagane jest obnażenie ciała. Już w tych pierwszych odcinkach widzimy jak instytucja wyciąga rękę nie tylko po dusze ale i po ciało kobiety.
Obok różnych postaw względem wiary mamy bardzo jasno zaznaczony wątek tego, jak bardzo patriarchalny jest Kościół. W jednym z wątków arcykapłan wyczekuje narodzin syna – by przekazać mu swoją pozycję. Mężczyzna, wyczekuje narodzin mężczyzny – ale jednocześnie – od tych narodzin zależy pozycja otaczających go kobiet. Jeśli nie urodzi się syn, żona kapłana straci swoją pozycję. Jeśli urodzi się syn, jego nieślubna córka nie będzie miała najmniejszych szans na odziedziczenie tytułu. To skoncentrowanie na męskim dziedzicu, oraz fakt, że to mężczyźni decydują o pozycji kobiet, prowadzi do tego co jest największą bronią patriarchatu – nastawieniem kobiety przeciwko kobiecie. Agresja żony kapłana wobec jego nieślubnej córki nie wynika z tego, że ich cele są różne, ale z tego, że o ich pozycji zadecyduje mężczyzna, i nic z tym nie mogą zrobić. Zresztą większość agresji kobiet wobec kobiet wynika tu z tego jak – przez mężczyzn został urządzony świat. Co ciekawe, męscy bohaterowie funkcjonujący na obrzeżach religijności, czy poza nią, są w serialu albo bardzo sympatyczni, ale też – sami są ofiarami np. kultury maczyzmu jak biedny chłopak Sabriny.
O tym nierozerwalnym związku męskiej dominacji i instytucji kościelnych ostatecznie świadczy fakt, że mamy tu dość wyraźnie pokazaną postać, która za wszelką cenę stara się zaburzyć istniejący ład – Lilith – żonę samego Szatana. Jak burzy istniejący ład? Wspierając działania feministyczne, dając bohaterce poczucie władzy i sprawczości, podbudzając kobiety przeciwko mężczyznom (co nie zawsze wychodzi na dobre). Jej działania przynoszą chaos bo są wymierzone w samą podstawę świata – układ który opiera się na podporządkowaniu. Co ciekawe – bohaterka zaburza zarówno świat magiczny jak i realny. Tu z kolei – wprowadzając ten sam element zaburzenia ładu, do szkoły – instytucji pokazanej tu jako może nie tak opresyjnej jak religijna, ale też opierającej się w dużym stopniu na systemowej nierówności płci. Działania Lilith są tak naprawdę najbardziej burzące ład wtedy kiedy sugeruje ona bohaterkom że mają działać – i decydować o sobie, a nie czekać na to co powie im kościół i związani z nim mężczyźni.
Jednocześnie jednak – sam serial nie daje pełnego poczucia triumfu – można dojść do wniosku, że powiązania są zbyt skomplikowane i zbyt daleko idące by bohaterka, zwłaszcza tak młoda, samą swoją tylko niezależnością mogła się z nich wydostać na przestrzeni kilku odcinków. Sabrina ostatecznie podpisuje cyrograf z diabłem. Co prawda robi to w innym kontekście niż na początku – w wyniku własnej (nieco tylko wymuszonej okolicznościami) decyzji, a nie w wyniku przymusu kulturowego (oraz podjętej jeszcze przed jej narodzinami decyzji ojca). Jak można się spodziewać – produkcja która w pierwszym sezonie rozważała możliwość ucieczki od zinstytucjonalizowanej religii (co w religijnej społeczności nie jest proste i może się skończyć porażką) w drugiej będzie tą konfrontację prowadziła już mając bohaterkę w środku pewnych mechanizmów. Także Lilith – jest postacią, która w ostatecznym rozrachunku walczy nie o zajęcie pozycji swojego męża, ale o zajęcie głównej pozycji u jego boku. Ponownie – wciąż mężczyźni są punktem odniesienia. Warto też dodać, że ciekawym wątkiem, jest też emocjonalny związek Sabriny z jej ojcem. To dla bohaterki postać pozytywna, źródło jej poczucia magicznej dumy, człowiek przedstawiany nam jako reformator. Ale jednocześnie – wciąż mężczyzna rozporządzający duszą swojej córki. Jedyną rzeczą jaką uratowała Sabrinę przed pewnym losem – brakiem decyzji, była kobieca solidarność jej matki i ciotki. W wojnie o duszę kobiety dostajemy dwie proste drogi – tradycja – związana z męskością i solidarność, związana z kobiecością.
W ostatnich scenach serialu widzimy dość symptomatyczną scenę w której zebrani mężczyźni wiwatują na cześć narodzonego właśnie syna arcykapłana. Fakt, że nie ma wśród nich kobiet – dość dobrze pokazuje podział jaki tak naprawdę się tu rysuje. Gdzie są kobiety? Na przykład w sypialni ciotki Zledy, która ukrywa pierworodną córkę arcykapłana – której los byłby marny. Ostatecznie kobieca solidarność ma być ważniejsza od religii. Ale czy zawsze jest? Czy wszyscy mają na to siłę? Czy przypadkiem uwolnienie się od tego skomplikowanego splotu patriarchatu i religii nie jest zbyt trudne? Oglądając serial można dojść do wniosku, że większą wolnością niż większość bohaterek produkcji, cieszy się ich kuzyn zamknięty w areszcie domowym. Jego areszt jest fizyczny podczas kiedy bohaterki miotają się między kratami kulturowej i religijnej celi. Serial bardziej niż nieść pocieszenie, obrazuje złożoność problemu. Dlatego, podoba mi się fakt, że bohaterka nie triumfuje już w pierwszym sezonie – byłoby to zupełnie nie spójne z doświadczeniami osób, które same musiały się wyplątać (albo próbują to zrobić) z tej sytuacji w której się znalazły.
Choć oglądając Sabrinę śmiałam się, że to jest dokładnie to przed czym przestrzegał kościół mówiąc o Harry Potterze, to jednak prawda jest taka, że nie jest to serial satanistyczny. Jest to serial w dużym stopniu ateistyczny, a na pewno wycelowany w jakąkolwiek zorganizowaną religię. Choć w produkcji mamy czary, mroczne msze, kanibalizm to w istocie najbardziej przerażające mogą być zupełnie realne refleksje nad działaniem religii. Co więcej – twórcy zdecydowali się wyjść od sytuacji w której jednostka ma wybór – co niekoniecznie pojawia się w przypadku religii w których wybór jest podjęty za jednostkę (do pewnego stopnia ciotka Hilda pokazuje, jak jednostka po latach może tego bardzo żałować). Sam serial nie mówi jednoznacznie że zinstytucjonalizowana religia jest złem, ale raczej podpowiada, że jeśli jesteś młodą dziewczyną, to zapewne wpędza cię w role, które niekoniecznie ustalono tylko dla twojego dobra. Serial, co istotne, nie jest ateistyczny w sposób podważający całą naturę wiary (wręcz podchodzi do faktu wiary z pewnym szacunkiem) ale raczej – odnoszący się z dystansem do tego czy jakikolwiek kościół naprawdę wiarę reprezentuje. Osobiście uważam, że to niesłychanie cenny dodatek do panoramy serialowych problemów i kwestii – zwłaszcza w produkcjach dla młodych ludzi. Nie dlatego, że byłabym wybitnie przeciwna zorganizowanej religii (choć nie widzę dla niej miejsca w moim życiu) ale też dlatego, że serial tworzy przestrzeń do refleksji – stosunkowo bezpieczną bo przecież – ogląda się tylko serial młodzieżowy o nastoletniej czarownicy. I jak potem przyjdzie ci do głowy pomysł na wysadzenie Watykanu to naprawdę nie będzie ich wina.
Ps: Jak mówiłam nie jest to recenzja serialu. Zgadzam się z recenzentami wyrzucającymi serialowi, że ma on pewne dziury fabularne. Zgadzam się też z tymi którzy uważają że pod względem gry aktorskiej i rozegrania niektórych wątków to perełka. Mam spory problem z kilkoma niefortunnymi rozwiązaniami fabularnymi – jak np. szantażowanie chłopaków zdjęciami na których całują innych chłopaków (wydaje się to tak bardzo nie pasować do reszty serialu), ale jednocześnie – jak może zauważyliście, jestem pod wrażeniem spójności przesłania całej historii.
Ps2: Michelle Gomez jest w tym serialu absolutnie genialna, choć przez większość czasu zastanawiałam się jak udaje się jej mieć tak fenomenalny dekolt
Ps3: Nie będę ukrywać że moim zdaniem Miranda Otto za rolę ciotki Zeldy powinna dostać jakąś Emmy. Na złotej tacy, wjeżdżającą po jej zdaniu o melodramatycznych młodych czarownicach.