Wysiadłem z limuzyny. Było parę minut przed szóstą rano. Niebo miało jeszcze ten delikatnie różowy odcień, powietrze było chłodne i czyste. Na chodniku oprócz mnie nie było nikogo. Byłem zmęczony. Kilka godzin spędzonych w samochodzie sprawiło, że czułem każdy mięsień swoich pleców. Mój piękny smoking, który kilka godzin temu był tylko trochę niewygodny, teraz pił w każdym możliwym miejscu. Choć rozpiąłem kołnierzyk eleganckiej koszuli, wciąż wyczuwałem miejsce, w którym ocierał się o skórę. Zdjąłem też marynarkę, co w dusznej limuzynie miało sens, ale teraz czułem przenikliwy chłód poranka. Od drzwi kamienicy Kevina dzieliło mnie tylko kilka schodków.
Mimo zmęczenia nie byłem śpiący, wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że rozsadza mnie jakaś dziwna energia. Znałem ten stan z czasów studiów, kiedy zarywałem noce, by uczyć się do egzaminów. Przez krótką chwilę, nim ciało i umysł ostatecznie poddadzą się zmęczeniu, zawsze wydaje się, że można znaleźć w sobie jeszcze dodatkowe siły, by przeżyć dzień na jednym kubku kawy. Uśmiechnąłem się do siebie. Prysznic, kubek kawy, może dwie godziny drzemki, jakieś wygodne ciuchy, wszystko by zrzucić z siebie zmęczenie i poczuć się jak nowy. Tylko tego było mi trzeba.
– Rozmarzyłeś się – Eve wysiadła z drugiej strony samochodu. Rozpuściła włosy, które opadły jej na ramiona. Uwolnione z setek spinek i klamerek, którymi wcześniej trzymały się głowy, teraz falowały w bardzo malowniczy sposób. Jej suknia była wciąż wspaniała i trzymała się doskonale, choć Eve dała za wygraną i rozpięła do połowy jej suwak. Na tyle, by czuć się swobodnie, choć nie na tyle, żeby pokazać więcej niż kawałek pleców. W dłoni trzymała paczkę papierosów i zapalniczkę.
– Myślę o ciepłej kawie, prysznicu i łóżku. Wszelkie bogactwa świata mogą się schować przed tym zestawieniem – podszedłem do Eve i zarzuciłem jej na ramiona moją marynarkę. Skoro ja marzłem w tym porannym chłodzie, to ona ze swoimi odkrytymi ramionami i głębokim dekoltem była bliska zamarznięcia.
– Posiadanie własnego łóżka, prysznica i kawy jest bogactwem – Eve włożyła ręce w rękawy mojej marynarki i zapaliła papierosa – Dodaj do tego porannego papierosa i jesteś królem świata.
Stałem, patrząc, jak pali oparta swobodnie o samochód, wystawiając twarz do nisko zawieszonego nad horyzontem słońca. Kilkukrotnie tej nocy wydawała mi się nieosiągalna czy wręcz nierealna. Zbyt piękna, zbyt zamożna, zbyt sławna. Ale teraz, na tej ulicy, przy której właśnie powoli otwierała się piekarnia i sklep spożywczy, wyglądała zupełnie normalnie. Jak bardzo zmęczona trzydziestolatka, która po zbyt długiej imprezie wypala ostatniego papierosa, nim wróci do domu i pójdzie spać. Nie było w niej niczego tajemniczego ani specjalnego. Mogłem ją sobie wyobrazić jak siedzi rano przy moim kuchennym stole i pije kawę, albo wymyka się na balkon na pierwszego papierosa.
– Dziwnie na mnie patrzysz – Eve zmarszczyła brwi. Najwyraźniej zupełnie niepomny najważniejszej rady tego wieczoru bezczelnie się na nią gapiłem.
– Zastanawiałem się właśnie, czy nie powinienem cię pocałować – mój nagły przypływ odwagi musiał wynikać z faktu, że dochodziła szósta rano, a ja nie miałem nic do stracenia.
– Powinieneś? – roześmiała się cicho – Powinieneś? Po co, żeby cała historia ładnie się domknęła? Bo nie wypada poznać pięknej kobiety i jej nie pocałować? Wbrew temu, co ci się wydaje, to nie jest ostatnia scena komedii romantycznej. Nie musisz mnie całować, nie ma takiego przymusu narracyjnego.
– Czyli co, nie chcesz? – nie byłem do końca pewien, czy flirtujemy, czy Eve naprawdę czuła się urażona.
– To nie ma nic do rzeczy. Po prostu – Eve wyrzuciła niedopałek na ziemię – po prostu wydaje mi się to trochę, no nie wiem… tandetne? Wiesz, taka noc jak dziś, kiedy kogoś poznajesz, naprawdę poznajesz, zdarza się rzadko. Tymczasem ludzie całują przypadkowych ludzi non stop. Wystarczy zajrzeć do jakiegokolwiek klubu.
– Czyli ponieważ znamy się trochę lepiej, niż dwoje pijanych ludzi w klubie, nie powinniśmy się całować? Dość pokrętna logika – nie wiedziałem, czy czuję się bardziej odtrącony, urażony czy rozbawiony.
– Po prostu uważam, że nie ma co przywiązywać takiej wagi do pocałunku. Myślę, że wszystko, co sobie dziś opowiedzieliśmy, jest od tego dużo ważniejsze. Ciekawsze, rzadsze. Czy ma sens kończyć to tak banalnie? – cokolwiek działo się w głowie Eve, trochę mnie przerastało. Ale może miała rację, może rzeczywiście byłem chodzącą ofiarą hollywoodzkiego schematu.
Kiwnąłem tylko głową na znak, że się z nią zgadzam. Nie graliśmy w filmie, nie byliśmy bohaterami z kart romansów dla znudzonych wielbicielek melodramatów. Byliśmy dwójką ludzi, która spędziła razem bardzo miłe, kilka godzin. Wystarczająco dużo by pamiętać to na całe życie, z pocałunkiem czy bez.
Dzwon kościoła, który znajdował się kilka przecznic dalej, zabił sześć razy. Nigdy nie zwracałem uwagi na ten dźwięk, ale teraz, na niemal pustej ulicy, wydał mi się nieprzyjazny, jakby poganiający nas do zakończenia tej nocy, która już dawno zamieniła się w poranek.
– Szósta – stwierdziłem tonem jakbyśmy umówili się, że ta godzina ostatecznie oddzieli wieczór od dnia – Chyba czas na mnie.
– Kevin nie będzie zły, że budzisz go tak wcześnie? – teraz Eve przyglądała mi się uważnie.
– Pewnie będzie zły przez chwilkę, ale mam mu do opowiedzenia tak niesamowitą historię, że nie będzie się długo gniewał. Tylko niech mi najpierw da się napić kawy…
– I wziąć prysznic? – Eve uśmiechnęła się zalotnie
– Może, kto wie – też się uśmiechnąłem.
– Czyli to już jest czas na pożegnanie – Eve spojrzała na mnie poważnie.
– Tak. Chyba nic więcej nie zostało nam do powiedzenia – wzruszyłem ramionami – Jakby co wiesz, jak mnie znaleźć. Po prostu oglądaj programy historyczne i szukaj w napisach nazwiska zapisanego najmniejszymi literami. Ja wiem, jak znaleźć ciebie, iść do kina i szukać największego nazwiska na plakacie.
Eve westchnęła. Też chciałem westchnąć, bo czułem to nagłe przytłaczające poczucie smutku. Tej nocy wiele razy przekonałem się, że świat Eve i mój są od siebie dalekie i nie mają zbyt wielu punktów stycznych, ale mimo to trudno było mi sobie wyobrazić, że miałbym ją zobaczyć już tylko w kinie czy w telewizji.
– Wiesz, że tak będę robić. Myśleć o tobie, ilekroć trafię na jakiś program historyczny – Eve spojrzała na mnie. Nie płakała, choć jej oczy były lekko zaszklone – Nie chcę, żebyś myślał, że będę codziennie usychać z tęsknoty, bo tego nie mogę ci obiecać, ale… ale będę o tobie pamiętać. Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. To będzie jedno z moich ulubionych wspomnień.
– Moje też.
Powoli zdjęła z ramion moją marynarkę i podała mi ją. Przez chwilę rozważałem, czy jednak nie zachować się jak postaci z romansów, nie złapać jej za rękę, nie przyciągnąć do siebie, przytulić, pocałować. Pocałować tak, jak czynią to tylko filmowi bohaterowie, dla których świat przystaje na chwilkę. Ale nie, to byłoby rzeczywiście tandetne i zbędne. Stałem, trzymając w dłoniach marynarkę, która teraz pachniała jej perfumami, i patrzyłem, jak wsiada do limuzyny, która rusza powoli wzdłuż ulicy. Kiedy samochód zniknął za zakrętem, założyłem marynarkę.
Stałem pod kamienicą Kevina, zastanawiając się, czy powinienem wejść do środka. Eve miała rację, było przecież tuż po szóstej. Kevin pewnie spał, do pracy przychodziliśmy dopiero na dziewiątą. Może powinienem zadzwonić po taksówkę, pojechać do siebie i rzeczywiście skorzystać z rozkoszy drzemki i kubka kawy. Tyle że wtedy musiałbym być sam z tym przytłaczającym poczuciem smutku i osamotnienia, które właśnie zaczęło wypełniać moją duszę. Poza tym czułem, że muszę się jakoś odwdzięczyć mojemu przyjacielowi. I to jak najszybciej. Ostatecznie wszystko, co się wydarzyło tego wieczora, było w jakimś kosmicznym rozliczeniu zasługą Kevina. Należała mu się ta opowieść. Teraz wystarczyło tylko zadzwonić do drzwi.
Próbowałem właśnie przypomnieć sobie numer jego mieszkania, kiedy usłyszałem, jak ktoś woła moje imię. Zbiegłem ze schodków na chodnik i zobaczyłem Eve. Nie biegła, nie pozwalały na to te straszliwie niewygodne za małe o pół numeru buty, ale szła szybko w moją stronę, tylko lekko utykając na nierównym chodniku. Zastanawiałem się, czy nie podbiec w jej stronę, ale zanim podjąłem decyzję, co zrobić, już stała obok mnie, lekko zdyszana.
– Eve? Co się stało? – nie wiedziałem, czy byłem bardziej zaskoczony czy uradowany.
– Kevin… – Eve dała mi palcem znać, że potrzebuje chwili na złapanie oddechu
– Co Kevin? – byłem lekko zaniepokojony, bo zupełnie się tego nie spodziewałem.
– Muszę poznać Kevina, musze mu pokazać wszystkie zdjęcia, które zrobiliśmy na gali, i wideo, które ludzie nagrali, żeby go pozdrowić. Jeśli teraz odjadę, to jak niby Kevin ma to wszystko zobaczyć? – Eve machała mi przed nosem telefonem komórkowym, na którym były zapisane wszystkie nasze wieczorne przygody.
– Czyli co, chcesz wejść ze mną na górę? Poznać Kevina? Opowiedzieć mu o Oscarach? – byłem tym wszystkim zaskoczony.
– Chcę wejść na górę, napić się kawy i porozmawiać. I może wziąć prysznic – Eve uśmiechnęła się szeroko – Jest szósta rano, a ja jestem jednak bardzo zmęczona. Kto wie, może nawet utnę sobie drzemkę.
– Adam, na Boga, najpierw nie odbierasz telefonu przez kilkanaście godzin, a potem zjawiasz się tu o szóstej rano? Czy ci zupełnie rozum odjęło?! Przez całą noc byłem pewien, że ktoś cię zamordował – Kevin stał w lekko uchylonych drzwiach, ubrany we flanelową piżamę, na którą narzucił puchaty polarowy szlafrok. Szlafrok był błękitny w różowe jednorożce – Mam nadzieję, że masz dla mnie coś naprawdę ładnego z tej gali, bo inaczej ci nie wybaczę.
– Nie coś a kogoś – powiedziałem otwierając szerzej drzwi i wchodząc do przedpokoju – Kevin, pozwól, że ci przedstawię: Eva Mayers. Przyszliśmy ci opowiedzieć, co się wydarzyło tej nocy.
– I być może napić się trochę kawy – dodała Eve, uśmiechając się do bardzo zaskoczonego Kevina.
– Kto wie, może nawet weźmiemy prysznic– dodałem, zamykając drzwi.
KONIEC