Mija kolejny miesiąc, w którym nie wybrałam się do kina. Być może to najdłuższa w moim życiu przerwa w kinowych seansach. Jednocześnie część kin już wznowiła funkcjonowanie, część zapowiada zrobić to niedługo, a część wciąż się waha (Cinema City, właśnie przełożyło otwarcie swoich kin z najbliższego piątku na później – bo nie ma wielkich nowych premier). Muszę wam powiedzieć, że pytanie – co zrobię w obliczu otwarcia kin pozostaje jednym z tych które najbardziej mnie nurtuje.
Nie ukrywam, że spodziewałam się, że decyzja będzie nieco łatwiejsza. Spodziewałam się, że kina pozostaną zamknięte aż do momentu wygaszenia epidemii. Jak wiemy tak się nie stało, nie tylko dlatego, że władze w Polsce zniosły obostrzenia stosunkowo szybko, ale też dlatego, że kina studyjne nie wytrzymałyby dłużej w sytuacji, w której nie mają seansów. Jednak nie uczyniło to decyzji łatwą. Kino jest miejscem z punktu widzenia pandemii dość średnim. Co prawda nie śpiewamy razem i nie skandujemy żadnych haseł (to ponoć najgorszy pomysł na wspólne spędzanie czasu) ale wciąż siedzimy z obcymi osobami razem przez dłuższy czas w zamkniętym pomieszczeniu często bardzo mocno klimatyzowanym. Wiem, że kina będą się starały zrobić wszystko by widzowie byli bezpieczni, ale też – do tanga trzeba dwojga i jednak można się bać że zaufanie do widzów będzie nieco zbyt duże – zwłaszcza, że już teraz sporo osób nie przestrzega przepisów. Jedno to stać z nimi kilka minut w kolejce w sklepie, druga – siedzieć cały seans w kinie.
Te wszystkie niepokoje dotyczą wielu kinomanów choć nie ukrywam – u mnie wiążą się też z pytaniem trochę bardziej egzystencjalnym. Pomijając fakt, że filmy po prostu kocham a chodzenie do kina jest dla mnie trochę takie jak dla niektórych do Kościoła (ważny element życia, umacniający ich w wierze) to jednak ten blog opiera się w dużym stopniu na tekstach o filmowych nowościach. Obecnie jesteśmy w okresie niewielkich premier, często filmów niszowych, ale przecież w pewnym momencie do kin wejdą premiery duże i wyczekiwane – których nikt nie będzie odkładał w nieskończoność. Pomijając zwykłą ciekawość widza, jest przede mną pytanie – czy będę miała odwagę iść do kina by je zobaczyć, a co więcej – czy będzie to w miarę bezpieczne. Mówię tu o filmach pokazywanych w multipleksach które jednak często były w stanie wypełnić dosłownie każde miejsce na widowni. Nie tylko zastanawiam się nad tym kiedy seanse filmowe będą możliwe, ale też kiedy będzie możliwe siedzenie w kinie bez refleksji czy aby nie ryzykuję swoim zdrowiem dla słabego remake animacji Disneya. To są pytania których nikt sobie jeszcze nie zadawał a które powracają do mnie dość często. Nie ukrywam trochę się cieszę, że Cinema City przełożyło otwarcie kina, a duże premiery znów przesunęły się w czasie, bo sama czuję, że muszę mieć jeszcze trochę czasu na refleksje.
Jednocześnie myślę, że nie będzie aż tak źle. Czekam aż ruszy może seria letnich pokazów plenerowych, bo wydaje się, że zaraz po kinie samochodowym to najlepsze rozwiązanie. Kina samochodowe były dobrą opcją na wiosnę, ale latem dobry pokaz na świeżym powietrzu może rozwiązać wiele problemów. Pamiętam jak kiedyś na Bródnie oglądałam „Przeminęło z Wiatrem” na kocyku i nie miałam nikogo innego w zasięgu dwóch metrów. Przy odpowiednio dużym ekranie i sprawnej obsłudze to może być wyjście. Czytałam też że kina Helios będą proponować widzom seanse prywatne na które będzie można chodzić ze znajomymi. To wydaje mi się sensowne, bo jednak zebranie znajomych o których wiemy, że przestrzegają zasad lub możemy ufać że będą ich przestrzegać na widowni to zupełnie coś innego, niż zaufanie komuś obcemu. Zastanawiam się czy taka opcja nie okaże się dla kin całkiem dobra, bo ja bym wiele dopłaciła za taki komfort.
Jednocześnie nie mam wątpliwości, że bardzo bym chciała wrócić do kina. Choć paradoksalnie od początku pandemii obejrzałam więcej filmów niż w ciągu ostatnich pięciu lat w podobnym okresie (prowadzę statystyki). Muszę przyznać, że w sumie ten okres utwierdził mnie w przekonaniu, że kino jest potrzebne jako przestrzeń przeżywania filmu. Jasne cudownie było uwolnić się na chwilę z podążania za nowymi premierami, ale jednak nie ma takiej ilości streamingów czy takiej ilości starych tytułów do nadrobienia, które zabiłoby potrzebę chodzenia do kina.
Mam też poczucie, że najbardziej brakuje mi nie tyle samych seansów kinowych co pewnego cyklu związanego z nadchodzącą premierą. Tego entuzjazmu po pojawieniu się trailera, rezerwowaniu biletów, wyczekiwaniu na seans, samego wyjścia przepełnionego nadzieją na dobry film. Kiedy kilka dni temu zobaczyłam dwa czy trzy nowe filmowe trailery pomyślałam, że bardzo mi tego brakowało. Tak więc, mimo że nie mam poczucia, że brakuje mi samych filmów to czuję lukę po kinie. Nie wspominam tu już o festiwalach filmowych których brak odczuwam bardzo – nie tylko pod względem samych filmów, ale też atmosfery. Wiecie, jest ten moment, kiedy czyta się doniesienia z kolejnych wielkich festiwali i zaczyna się sobie w głowie układać pewną wizję tego jak będzie wyglądał następny rok w kinach. Tak bardzo w tym roku brakowało mi atmosfery wokół Cannes – tego festiwalu, który zapowiada emocje na kolejne tygodnie czy miesiące.
Sytuacja wokół kinematografii dobitnie pokazuje mi, jak bardzo epidemia i jej następstwa przemeblowały życie, które dotychczas znałam. Nigdy nie musiałam się zastanawiać nad tym czy pójść do kina, nigdy nie zastanawiałam się nad tym co zrobię, jeśli oglądanie filmów na sali kinowej nie będzie dostarczało tylko emocji, ale także niepokoju. Wiem, że będę musiała te decyzje podjąć – nie tylko dlatego, że chcę, ale też dlatego, że nie można prowadzić bloga o filmach nie oglądając filmów. Myślę też o was jako o widzach, którzy pewnie będą do kina wracać rozważniej, może niektórzy z was na dłużej porzucą te plany, może wasze najbliższe kino nie przetrwa do momentu, kiedy będzie bezpiecznie (mówię z komfortowej warszawskiej perspektywy, gdzie zawsze jakieś kino będzie). Dzielę się moimi refleksjami też dlatego, że w sumie mało się mówi o tym procesie decyzyjnym związanym z wracaniem do normalności. A przecież niezależnie od tego, ile osób pojechało na urlopy czy wróciło do pracy – wciąż musimy je podejmować. Zwykle w tych rejonach które dotyczą naszych pasji i sposobu spędzania wolnego czasu. Nie mam problemu z tym, że muszę jeździć komunikacją miejską do pracy, ale nie wrócę na siłownię tak długo jak długo ilość nowych przypadków się utrzymuje itp. Te przemyślenia wynikają z faktu, że dopiero teraz uderzyło mnie jak bardzo będzie to decyzja podejmowana w ciemno. Mam nadzieję, że będzie to miły półmrok kinowej sali a nie czarna rozpacz epidemicznych zaniedbań.
PS: Wyniki konkursu na grę o kotach. Piszę tu pseudonimy nagrodzonych osób. Jeśli to wy, proszę napisać do mnie na mail zwierzpopkulturalny@gmail.com a ja skontaktuje się z wami w sprawie wysyłki gry. Nagrody otrzymują: Agu, JaPanczyk, Kasia Ignatowicz