?
Hej
Wyobraźcie sobie, że mieszkacie w Nowym Jorku. Budzicie się rano a za Oknem Iron -man właśnie wrzuca bombę atomową w wielką dziurę nad waszym miastem. Albo Transformers biegnie po waszym samochodzie, albo statua wolności wybrała się na przechadzkę, albo kosmici decydują się zniszczyć połowę budynków w mieście. Jeśli masz nieco mniej szczęścia, w ogóle się nie budzisz bo padłeś ofiarą jednego z licznych morderców ubijających ludzi w przemyślne sposoby i popełniających zbrodnie prawie idealne, których śledzą zastępy detektywów z Sherlockiem Holmesem na czele. A kiedy wydaje się wam, że będziecie mieli spokojny dzień wtedy przychodzi coś takiego jak ekstremalnie szybkie zlodowacenie, deszcze meteorytów czy wielka fala przed, którą prawie nie da się schować. Nic więc dziwnego, że nachodzi was myśl by się z takiego niebezpiecznego miasta wyprowadzić. Ale dokąd? Do głowy przychodzi od razu jakieś niewielkie spokojne miasto, w którym wszyscy się znają i nic ważnego się nie dzieje
I tu zapewne popełnilibyście błąd. Jednym z najbardziej znanych schematów w literaturze kryminalnej (a co za tym idzie w filmach – w tym horrorach) jest owo miasteczko, w którym pozornie nic się nie dzieje a tymczasem trup pada gęściej niż w wielomilionowych miastach. Oczywiście, niektórzy twierdzą, że to nie kwestia miejsca ale pewnych osób (gdziekolwiek pojawią się oni pojawia się też zbrodnia), ale prawda jest taka, że części małych miasteczek należy omijać naprawdę szerokim łukiem – dzieją się tam bowiem rzeczy naprawdę nie miłe, a miejscami wręcz przerażające. Zwierz nie byłby sobą gdyby nie zadał sobie pytania: Gdzie nie mieszkać. I wiecie co powstała całkiem ciekawa lista fikcyjnych i zupełnie realnych miejsc, z których należy się jak najszybciej wynieść bo istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, ze nie wyjdziemy stamtąd żywi (oczywiście jak zwykle zwierz zastrzega, że nie jest to lista pełna i zaprasza do uzupełnienia jej własnymi małymi miastami gdzie trup ścieli się gęsto)
Cabot Cove – niewielka osada rybacka w stanie Maine (zapamiętajcie by nigdy nie mieszkać w stanie Maine – nie tylko ze względu na tą miejscowość). Mieszka tam Jessica Fletcher miła owdowiała nauczycielka angielskiego, która po śmierci męża odniosła spory sukces jako autorka kryminałów. Miasteczko jest miłe, spokojne i niewiele się tam zmienia. No może poza ilością mieszkańców, która z mniejsza się dość stale i drastycznie jak obliczył New York Times w czasie trwania serialu Murder, She Wrote w latach 1984-1996 zginęło w tajemniczych okolicznościach około 2% mieszkańców tego fikcyjnego miasteczka (którego ilość mieszkańców szacuje się na około 3, 5 tys. jak obliczono daje to 1,490 morderstw na milion mieszkańców. Jest tam wedle obliczeń 50 razy bardziej niebezpiecznie niż w Hondurasie, czyli w kraju który w realnym świecie ma największą liczbę morderstw.) przy czym liczba zabitych była jeszcze większa wśród przejeżdżających przez miasto lub kogoś odwiedzających. Innymi słowy zaproszenie od cioci z Cabot Cove to prawie jak życzenie śmierci. Warto podkreślić, że bardzo często do miasteczka przyjeżdżali turyści z Nowego Jorku – kto wie, może uciekali przed niespokojnym życiem w nieformalnej stolicy zniszczenia by wpaść w sidła małej niebezpiecznej społeczności.
Midsomer – przez wielu widzów uważany za stolicę serialowej śmierci – niby spokojna angielska prowincja a trup ścieli się gęsto tak że już od 15 lat detektywi z nazwiskiem Barnaby śledzą morderców, którzy rzadko poprzestają na jednej ofierze (średnio mamy 2,6 trupa na odcinek). Problem z Midsomer jest taki, że mamy tu do czynienia nie z jedną miejscowością ale z całym hrabstwem co oznacza, że nawet taka ilość trupów ładnie rozkłada się po mniejszych skupiskach ludzkich nie budząc teoretycznie większego zdziwienia. W końcu jak wiemy na angielskiej wsi każdy ma broń a niektórzy nawet minę w stodole. Jeśli jednak przyjmiemy, że Midsomer jest mniej więcej wielkości Oxfordshire (zwierz nie wie skąd taki szacunek ale się pojawia w opracowaniach) to ilość zabitych to ok. 32 na milion co trzykrotnie przekracza prawdziwe dane dotyczące przestępczości w takiej społeczności. Ale istnieje jeszcze jedno pytanie – otóż realne dane dla ilości okrutnych morderstw w Anglii w 2007 roku podają, że było ich na terenie kraju 624 . I tu pojawia się pytanie – czy przyjmujemy, że w Midsomer popełniono tylko te morderstwa które widzimy na ekranie (wtedy jest ich ok. 14 rocznie co oznacza ok. 3% ogólnokrajowej liczby morderstw) czy też wychodzimy z założenia, że pokazuje się nam tylko część zbrodni – wtedy ten procent potencjalnie może dojść nawet do 50 paru (jeśli mordercy atakują codziennie). Niezależnie od tego jaki wyznacznik przyjmiemy Midsomer należy okrążać szerokim łukiem i z nikim nie rozmawiać.
Ystad – niewielkie miasto do którego przybijają promy z Polski wyróżnia się na tle reszty Szwecji, jednego z najbezpieczniejszych krajów na świecie. Średnia ilość morderstw wynosi tam 1 na 100 tys. mieszkańców i chyba jest poważnie zawyżona właśnie przez to niewielkie 17 tys. miasto. Nic więc dziwnego, że Kurt Wallander czuje się taki zmęczony kiedy wokół niego tyle śmierci, okrucieństwa i ludzkiej podłości. Oczywiście niektórzy mogą powiedzieć, że to nie kwestia ładnego choć nieco nudnego Ystad tylko po prostu śmierć kroczy za komisarzem Wallanderem kładąc mu pod nogi kolejne ofiary (a czasem nawet przysyłając je łódką z Łotwy). To jest jakaś hipoteza ale na wszelki wypadek omijajcie Ystad, które co ciekawe wcale się od swojej kryminalnej strony nie odżegnuje. Wręcz przeciwnie to wcześniej mało znane miasteczko bardzo cieszy się ze swojego depresyjnego policjanta i swoich niewyobrażalnych zbrodni zapraszając turystów by przyjechali i zobaczyli sami. Zwierz nawet planował taki wypad ale teraz się zastanawia czy powinien. W końcu nikomu nie zależy by zawyżać średnią morderstw w danym kraju.
Derry – nikt nie wie ile osób zginęło przez lata w Derry i nikt z reszta się tym szczególnie nie przejmował. Miasteczko ogarnięte przez zło to dokładnie to miejsce w którym mogą się dziać najbardziej obrzydliwe zbrodnie a nikt nie zadzwoni na policję. Rozgrywające się w mieście książki Stephena Kinga nie pozostawiają złudzeń, że niezależnie od wysiłków bohaterów zło nigdy nie śpi i jest gotowe zaatakować w każdej chwili. King umieścił w Derry fabułę pięciu swoich książek, przy czym w najważniejszej To zdradził, że kiedyś doszło do tajemniczego zaginięcia wszystkich mieszkańców Derry na samym początku istnienia miasteczka. Ogólnie czytając książki Stephena Kinga łatwo można dojść do wniosku, że nie należy mieszkać w stanie Mine i to nie tylko w Derry ale także w Castle Rock gdzie jest równie nieprzyjemnie. Z drugiej jednak strony warto zauważyć, że sam King mieszka w Maine co może sugerować, że albo nie jest tam aż tak niebezpiecznie, albo King wie jak bronić się przed złem, ewentualnie jedynie spisuje kronikę swych niecnych poczynań.
Bon Temps – miasteczko w Luizjanie to ciekawy przypadek. Przez lata naprawdę nic się nie działo w tej założonej na samym początku XIX wieku miejscowości (gdzie wciąż od 200 lat mieszkają te same rodziny). Dopiero ostatnio coś złego zaczęło się dziać w Bon Temps. Przede wszystkim zaczęły padać trupy. I to naprawdę często. No ale czemu się dziwić. Nagle okazało się, że w okolicy najtrudniej znaleźć. człowieka. Co innego wampira, wilkołaka, wróżkę, zmiennokształtnego – można wymieniać w nieskończoność ale seria książek i serial Czysta Krew z odcinka na odcinek co raz bardziej powiększają tą liczbę podobnie jak liczbę ofiar. Niemniej nawet jeśli Bon Temps nie jest szczególnie przyjaznym miejscem to ma ten plus, że śmierć nie jest tam zupełnie permanentna i zawsze da się coś z nią zrobić. A jeśli nikt nas nie zamieni w wampira to możemy sobie pogadać z bliskimi przez jakieś medium, albo kogoś opętać tak więc w sumie jeśli już ginąć od spotkań z przedstawicielami nieludzi to raczej tam niż gdzie indziej.
Carsley – niewielka miejscowość w niesłuchanie malowniczym regionie Anglii – Costwolds w południowo środkowej części kraju. Costwolds to pasmo wzgórz, które sprawiają, że przechadzający się po nich poeci i muzycy mają sporo inspiracji (Gustaw Holst napisał jedną symfonię poświęconą tej części Anglii więc to nie byle co). Owa malowniczość wpływa też na zbrodnie. Mieszkająca w Carsley była właścicielka firmy PR 53 letnia Agatha Rasin rozwiązuje jedną zbrodnię na książkę, książek na razie było 23 co daje nam co najmniej 23 trupy. Sporo ale nie ma się czym przejmować bohaterka jest w stanie złapać każdego zbrodniarza – choć niektórzy złośliwcy twierdzą że przede wszystkim pomaga jej szczęście niż spryt. Co ciekawe Agatha przeprowadziła się do idyllicznie wyglądającej miejscowości z Londynu – gdyż kiedyś spędziła tam piękne wakacje. Może wtedy jeszcze nie wiedziała, że trafiła na jedyne kilka dni kiedy w okolicy nikt nikogo nie zabił. Z drugiej strony to miejscowość, w której zginąć można nawet od kiszu, co powiedzmy sobie szczerze nie zdarza się często. Nie mniej okolica nadal malownicza a nasza bohaterka zamiast odpoczywać na emeryturze założyła agencję detektywistyczną. Słusznie, w końcu zgadywanie kto zabił za darmo jest takie passe.
Sandford – teoretycznie we wsi poziom przestępczości równa się 0. To najpiękniejsze miasteczko angielskiej wsi nie potrzebuje nawet policjanta a już na pewno takiego jak Nicholas Angel, który psuje statystyki londyńskiej policji swoją skutecznością (400% normy). I rzeczywiście wydaje się, że nikt tu nigdy nie zginął co najwyżej zaginął łabędź. Jednak jak się szybko okaże, wszystko jest kwestią interpretacji – w końcu ludzie ginący w wypadkach samochodowych, eksplozjach kuchenek i zmiażdżeni przez spadające gargulce niekoniecznie muszą być ofiarami morderstw. Nim film się skończy ofiar zdecydowanie przybędzie, zaś Nicholas Angel przekona się, że na angielskiej wsi naprawdę każdy ma broń (KAŻDY!!!!). Jako, że Hot Fuzz, film w który opowiada nam historię policjanta powstał zdecydowanie jako komedia można się domyślić, że Anglicy już się zorientowali, że ich wieś ma niezbyt dobrą prasę u widzów i nie trudno będzie widownię przekonać do morderczych zamiarów mieszkańców spokojnej wioski.
Sandomierz – zwierz postanowił na chwilkę przenieść się do Polski. Miasto zupełnie realne, z piękną starówką i archiwum w dawnej synagodze w którym zwierz był kiedyś na kwerendzie. Ale także miasto wielu zgonów. 104 odcinki ojca Mateusza to mniej więcej 104 trupy ale wszyscy wiemy, że często zdarza się więcej niż jedna ofiara (choć czasem nie zdarza się żadna a czasem zabijają gdzie indziej). Na całe szczęście w mieście jest ksiądz który potrafi jeździć na rowerze wyłącznie z górki i rozwiązywać wszystkie zbrodnie ku rosnącej irytacji policji. Zwierz nie ma pojęcia jaki jest realny poziom przestępczości w Sandomierzu ale obawia się, że być może turyści powinni się czuć raczej zniechęceni serialem zamiast zachęceni. Miasto traktuje serial jako świetną reklamę, ale czy naprawdę hasło „więcej zbrodni niż jakakolwiek inna miejscowość w regionie” przyciąga turystów. No chyba, że za atrakcję uznamy księdza który zbrodnie wykrywa. Problem w tym, że ilekroć zwierz jest w Sandomierzu to go tam akurat nie ma. Pewnie gdzieś odjechał na rowerze. Z górki.
Springwood – miasteczko w którym szkodzić może – bycie nastolatkiem, bycie dzieckiem, spanie. Tak miejscowość nawiedzana przez Freddego Kruegera, który jeszcze za życia zabił dwadzieścioro dzieci, przybraną matkę, żonę i klasowego chomika. Jednak jego czyny za życia są niczym wobec tego co czynił po śmierci zabijając we śnie całe tłumy dzieci i nastolatków (w jednym z odcinków serii zabił wszystkie dzieci w Springwood). Oczywiście czyni to wdzierając się do ich snów i zabijając je np. przy pomocy łóżka (w ten sposób zginął bohater grany przez Johnnego Deppa). Z resztą Springwood w ogóle nie ma specjalnie szczęścia bo jak nie nęka ich Krueger to nęka ich Jason (znany z Piątku Trzynastego). Ogólnie jeśli chcecie zamieszkać w Ohio to zdecydowanie w innym mieście ( no chyba, że nie macie dzieci, wyrośliście z wieku nastolatkowego i nie musicie spać). A i jeszcze jedno – pod żadnym pozorem nie decydujcie się mieszkać na ulicy Wiązów.
St. Mary Mead – to ostatni przykład na liście – bardzo angielski i bardzo ciekawy. Oto niewielka wioska zaledwie 25 mil od Londynu, populacja – niewiele ponad 100 osób, Agata Christie umieściła w niej akcję pięciu swoich książek (głównie z panną Marple) i kilku opowiadań. Jeśli luźno przyjmiemy, że daty wydawania książek pokrywają się z datami wydarzeń to między 1930 a 1962 rokiem w tej niewielkiej społeczności doszło do 12 morderstw. Wydaje się niewiele – mniej niż morderstwo rocznie. Ale jeśli zastanowimy się nad tym głębiej to wychodzi, że w tej niewielkiej społeczności prawdopodobieństwo bycia ofiarą, świadkiem lub sprawcą morderstwa wynosi ok 30-40%. Innymi słowy jeśli wystarczająco długo mieszka się w tej sympatycznej niewielkiej mieścinie wcześniej czy później trzeba będzie się skonfrontować z panną Marple – jako świadek, trup lub wskazany w dramatycznych okolicznościach sprawca. Może więc lepiej unikać wizyt w takich wioskach a w przypadku duchownych nigdy ale to przenigdy nie przyjmować posady lokalnego proboszcza.
To wszystkie miejscowości z krótkiej listy zwierza. Jak widzicie – wydaje się, że należy przede wszystkim unikać stanu Maine i angielskiej prowincji. W Polsce trzymamy się z dala od Sandomierza i do Szwecji raczej latamy niż płyniemy Promem. Trzymając się tej krótkiej listy można przetrwać fikcyjne i prawdziwe wyprawy po świecie. No chyba, że pragniecie świętego spokoju i niskiej przestępczości. Wtedy zawsze możecie wrócić do Nowego Jorku. W końcu zawsze go odbudowują do następnego filmu i nie ma problemu z tym kto zajmie się tą lecącą na miasto atomówką. Zwierz czeka na wasze propozycje miejsc które radzicie omijać. Nigdy przecież nie wiadomo gdzie rzuci nas los.
ps: Zwierz nie zapomniał o konkursie – wyniki jutro. Ileż wyście tych odpowiedzi zwierzowi naprodukowali :)