?
?
Hej
Zazwyczaj gdy dochodzi do jakiejkolwiek twórczości związanej z jesienią, zwierz cytuje Wisławę Szymborską, która w odpowiedzi w „Poczcie Poetyckiej” napisała młodemu twórcy sławiącym złote liście, że „ten temat w poezji został już wyczerpany”. Ale blogowanie to nie poezja, a zwierz właśnie dowiedział się, że wpis o jesieni na blogu może go przybliżyć do posiadania serialu BBC poświęconego historii fotografii. Zwierz bardzo by chciał się przybliżyć do posiadania serialu poświęconego historii fotografii.
Dla blogera kulturalnego jesień wcale nie oznacza słońca przeświecającego przez słote liście drzew czy białej mgły rozlanej pomiędzy szarymi blokami. Przede wszystkim oznacza to, że czytelnikom nareszcie pogoda wybiła z głowy ten koszmarny pomysł wychodzenia na długie spacery czy rowerowe przejażdżki i ponownie przykuła ich tam gdzie ich miejsce czyli przed ekrany komputerów. W tym okresie kiedy jeszcze kaloryfery nie zaczęły grzać a koty wybaczają nam wszelkie grzechy i zapewniają o swojej miłości mrucząc na kolanach swoich panów (a raczej żyjących w iluzji władzy sług) kultura przeżywa swoje pięć minut.
Po pierwsze Warszawa mści się na Wrocławiu za letnie Nowe Horyzonty własnym cudownym festiwalem filmowym (który reklamują nawet na Imdb) który jest może mniej niszowy ale za to także zupełnie nie hipsterki, wręcz przeciwnie życzliwy i otwarty rozdzielony między multipleks a kino studyjne, zachęcający tanimi biletami, seansami i atmosferą. Ktokolwiek biegł truchtem ze Złotych Tarasów do Kinoteki (bo na przykład pomylił kino) ten jesienny sprint ożywia nie tylko serce ale i duszę kinomana. Z resztą nie tylko ci którzy wybiorą się na festiwale mogą się ucieszyć. Gdy w końcu nachodzi pora roku kiedy przypominamy sobie, że herbata jest w istocie napojem bogów (o czym zapomnieliśmy latem i teraz wracamy jak niewierni kochankowie) do kin trafiają filmy, które nieco różnią się od letniej oferty. Podczas kiedy przez ostatnie dwa miesiące kłóciliśmy się o filmy które mają olbrzymie budżety i niezwykle często koszmarne scenariusze nareszcie możemy porozmawiać o filmach, co do których dystrybutorzy mają dobre przeczucia. Przy blogowych i gazetowych recenzjach zaczynają się hurtowo pojawiać gwiazdki, spływają do nas wszystkie te filmy, które na plakatach chwalą się otoczonymi wieńcem nazwami kolejnych festiwali filmowych. W listopadzie zaczynają zaś pojawiać się produkcje o których powoli zaczyna się mówić jako o poetncjalnych kandydatach na Oscary.
Najpiękniejsze momenty roku przeżywają wielbiciele seriali (dobra niektórych seriali), którym po dwóch miesiącach bezsennych nocy i przykrego kłucia w okolicach serca daje się odpowiedź na powtarzane w kółko pytania : kto przeżył? Jak oni wyjdą z tej sytuacji? Czy będą razem? COOOOO? JAAAAK? (oraz najpopularniejsze ARGHHH) I kilka innych. Pierwsze na gorąco komentowane odcinki starych dobrze znanych produkcji, oraz to co wlewa mód w serce każdego komentatora czyli nowe seriale, które można hurtowo oceniać, nie zważając na zasadę, że pierwszy odcinek zazwyczaj jest gorszy od reszty serialu. Od czasu do czasu zaś zdarza się zupełnie nowa perełka na punkcie której dostajemy lekkiej obsesji, która pozwoli nam przerwać aż do świąt (kiedy popadniemy w lekką depresję spowodowaną serialową przerwą świąteczną). We wszystkich sitcomach i niektórych serialach dramatycznych czekają nas odcinki Hallowenowe i na Święto Dziękczynienia, które są równie urocze i przynoszące odrobinę komfortu, co odcinki na Boże Narodzenie.
Do tego jeszcze rozpoczyna się sezon w teatrach i jeśli podobnie jak zwierz obiecaliście sobie, że w tym roku naprawdę, ale to naprawdę będziecie oglądać ważne spektakle to jeszcze żyjecie w ułudzie, że się to wam uda. Możecie też jak zwierz otrzymać grubą kopertę wypełnioną wykupywanymi pod koniec września biletami na cały kolejny sezon muzyki klasycznej. I wtedy siedząc z laptopem na kolanach (nareszcie nie grozi to udarem czy poparzeniem trzeciego stopnia) zaznaczacie w rocznym kalendarzu wszystkie koncerty, opery, festiwale i balety. Ładne ubrania, buty na obcasie i uczucie, że jeśli nasz towarzysz kulturalnego wypadu spóźni się choć minutę to po prostu zamarzniemy. Z resztą tak na marginesie, właśnie w przypadku takich kulturalnych wyjść co roku dochodzi do nas ta niezmienna prawda, która daje szansę na szczęście – musimy sobie kupić buty.
Ale to jeszcze nie wszystko. W październiku po ogłoszeniu literackiej Nagrody Nobla nagle wszyscy stajemy się literackimi krytykami. Nawet jeśli od pół roku czytamy tylko kryminały i biografie gwiazd, czujemy się w obowiązku mieć opinię na temat pisarza, który będzie się kłaniał królowi w Sztokholmie. Księgarze w przerażeniu przeszukują magazyny, zmieniają aranżacje wystaw i przyglądają się jak ludzie masowo kupują pisarza lub poetę, o którym nigdy wcześniej nie słyszeli. Z resztą jesień, która każe nam wszystkim docenić komunikację miejską wypełnia autobusy ludźmi którzy trzymając się jedną ręką oparcia z rękawiczką w zębach próbują przestawić stronę ebooka nie tracąc godności ani postawy stojącej, podczas gdy obok nich wyrasta całe plemię pasażerów, którzy odkryli, że duże bułowate słuchawki idealnie ogrzewają uszy zamiast czapki.
Jesienią rusz się w kulturze wszystko, bo wszystko rusza się w świecie. Po lecie pełnym radosnych festiwali na których miliony skaczą pod wielkimi scenami wraca się do kawiarni i kawy aby rozmawiać o książkach, polityce i tym, że prędzej miasto się zawali niż zbudują metro. Uczniowie wracają do szkół, studentów oświeca się na wykładach. Po dwóch trzech miesiącach radosnego cieszenia się wielkim kosmicznym letnim nic, nagle co chwila musimy mieć swoje zdanie na jakiś temat, przepraszać znajomych i czytelników, że jeszcze nie zdążyliśmy obejrzeć wszystkich premier, że jeszcze nie wyrobiliśmy się ze wszystkimi książkami, które zaczęły się hurtowo pojawiać w Empiku. Nasze pensje kurczą się szybciej niż to wypada bo każda wizyta na mieście dopomina się kulturalnego wydatku.
Tak nie ma co pisać o jesieni. O spacerach po własnym mieście, kiedy zimne powietrze zmusza do szybkiego marszu i oglądania dobrze znam znanych ulic tak jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy. Ani o zachwycie jaki budzi mlecznobiała mgła widziana z okien siódmego piętra, jak gdyby stało się na szczycie góry ponad chmurami. Ani o tym, że sadzący drzewa na podwórku ogrodnik miał fantazję, więc nie tylko kwitły ale i tracą liście po kolei i każde w innych barwach. Nie, ten temat w poezji i blogowaniu został już wyczerpany. Tak więc zamiast wzdychać, zróbcie herbatę, weźcie kota z kaloryfera, i zostańcie jesiennym nolifem spędzającym swój czas w świecie fikcji, kultury i seriali pełnych really really ridiculously good looking people. Tylko tak przetrwamy nie tylko złotą jesień ale i zimę, o której zwierz może tylko powiedzieć tyle że zrobił się już na nią za stary.
Ps: Hipsterskie zdjęcia jakimi zwierz zilustrował wpis wynikają z faktu, że zwierz uważa, że tylko jesień dobrze wypada na hipsterskich zdjęciach.