Zwierz podróżując po świecie spędził w sklepach z DVD więcej czasu niż wypada człowiekowi, który właśnie znalazł się w Paryżu, Londynie czy Amsterdamie (ponoć tam są jakieś inne rzeczy warte oglądania poza półkami DVD). Zwierz wielokrotnie pisał o swoich zachwytach nad asortymentem (zwłaszcza serialowym) choć niekiedy spotykał go przykry zawód jak właśnie w Austrii gdzie na półkach stało mniej więcej to samo. Jednak zawsze w czasie tych podróży zwierza przyciągała jak magnes jedna sekcja zupełnie nie obecna w Polskich sklepach DVD. To sekcja z filmami LGTB. Wyodrębniona od innych stojąca gdzieś w rzędzie takich samych półek. Zwierz po raz pierwszy natknął się na nią w Paryżu by potem dostrzec podobny układ w niektórych sklepach w UK czy w Holandii.
Widzicie może niektórzy czytelnicy tego nie dostrzegli ale zwierz jest raczej zainteresowany tą problematyką w kinie. Zwierz powiedziałby nawet więcej. Spośród kilku tytułów które wywarły na nim w ostatnich latach największe wrażenie, i do których wracał potem myślami znajdowały się właśnie filmy poruszające kwestie mniejszości seksualnych. Zwierza to nie dziwi – w filmach tych mamy do czynienia z całym spektrum zjawisk, które powoli zaczęły umykać z dość strywializowanego i schematycznego kina hetero. Więcej jest w filmach queerowych obserwacji społecznej, analizy znaczenia seksualności nie tylko dla naszego życia społecznego ale i postrzegania samych siebie. Pod względem obserwacji, często udaje się z resztom takim filmom dużo lepiej niż kinu hetero rozgryźć trudne i skomplikowane relacje seksualno-emocjonalne, i w ogóle cały fenomen współczesnej seksualności, zawieszonej gdzieś między całkowitą swobodą a cukierkowymi wyobrażeniami o prawdziwym romansie.
Z drugiej strony w kinie queerowym często pojawiają się elementy, które w kinie hetero zupełnie straciły rację bytu. Ów konflikt między kochankami a społeczeństwem, pożądanie którego nie można skonsumować, kwestia obyczajowego skandalu, strachu przed ujawieniem związku czy w końcu jeden z najstarszych wątków czyli miłości niemożliwej. Oczywiście te elementy pojawiają się także w filmach o parach heteroseksualnych ale wymagają albo umieszczenia historii w przeszłości albo wygenerowania trudnej lub zupełnie niemożliwej sytuacji, która oddala bohaterów od znanych nam zdarzeń z życia. Innymi słowy jeśli szuka się dziś w kinie odpowiedników Tristana i Izoldy to zdecydowanie częściej znajdzie się ich w kinie queerowym niż tym hetero. I chodzi tu też o kwestię wizualną – w filmach hetero seks bohaterów tak strasznie się strywializował wizualnie, że praktycznie nie sposób nadać mu odpowiedniego znaczenia. Strach przed pokazaniem czegokolwiek sprawia, że dostajemy praktycznie jeden czy drugi wariant tej samej często totalnie wypranej z emocji sceny, która spełnia chyba jedynie wymóg by ktoś się w filmie rozebrał. Tymczasem przynajmniej w tych filmach queer, które zwierz widział, seks ponownie ma znaczenie, jest czymś co z punktu widzenia fabuły musi wywołać w widzu jakąś reakcję a nie tylko dać mu sygnał, że czas iść zrobić sobie herbatę bo dialogów nie będzie. Do tego fakt, że kino queer jest bardziej odważne i co więcej – nie istnieje jedna ustalona z góry choreografia takich scen (która jednak istnieje w przypadku filmów hetero) sprawia, że nie ma się wrażenia że ogląda się coś zbędnego i nie istotnego z punktu widzenia fabuły co spokojnie można było sobie dopowiedzieć.
Rzecz jasna zwierz nie pozostaje w ślepym – fakt, że bohaterowie filmu są homoseksualistami nie oznacza od razu, że mamy do czynienia z czymś automatycznie dobrym, ciekawym i nieschematycznym. Stwierdźmy jednak oczywisty filmy queer bywają też złe, równie schematyczne co codzienne produkcje Hollywood, a niekiedy nawet wpisujące swoich bohaterów w praktycznie heteroseksualne schematy zachowań tworząc coś na kształt Trędowatej w wydaniu queer. Kwestią zwierza na dziś nie jest bowiem rozważanie, czy filmy te są gorsze czy lepsze, ale zadanie sobie bardzo kluczowego pytania – czy powinno się im dawać osobną półkę w sklepach. I od razu zwierz uprzedza ewentualne oburzenie absolutnie- nie wynika ta kontrowersja z przekonania, że nie należy takich filmów eksponować! Broń Boże, chodzi jedynie o pewne kryterium wydzielania filmów.
W większości sklepów filmy stoją bardzo ogólnymi kategoriami – dramat, komedia, sensacyjne. Kategorie spore i może nie zawsze trafne wskazują jedynie czego możemy się spodziewać po filmie w najszerszych istniejących ramach. Tak więc po filmie sf mamy się spodziewać statków kosmicznych i obcych a po komedii, ze raczej nie skończy się śmiercią bohatera i trenem nad jego trumną (choć kto ich tam wie – dla takich Skandynawów to może być dobre zakończenie). Jednak taki podział nic nam nie mówi o tym jacy są bohaterowie – i nie chodzi o preferencje seksualne ale także płeć, wiek czy rasę. Nie ma sekcji kino kobiece, do którego dostawia się wszystkie filmy z kobietami w rolach głównych. I słusznie bo wtedy właśnie tam należałoby szukać np. Obcego, który raczej nie kwalifikowałby się do nawet super szeroko rozumianego kina kobiecego (o ile coś takiego w ogóle istnieje, bo zwierz wciąż nie ma pewności). Podobnie choć istnieje taki rodzaj filmów gdzie wszyscy bohaterowie są np. czarnoskórzy to jednak nie wystawiamy ich na inna półkę. Stąd właśnie wątpliwość zwierza czy orientacja seksualna bohaterów jest wystarczającym czynnikiem by wyróżnić filmy i dać im osobną półkę.
Oczywiście jest to sprawa nieco bardziej skomplikowana. Zwierz choć słabo się na tym zna to jednak wie, że istnieje coś takiego jak kino queer i new queer (to chyba obecnie najpopularniejsze zapoczątkowane w latach 90 często przebijające się ze swoimi produkcjami do szerszego obiegu). I że oba te gatunki charakteryzuje jednak coś więcej niż tylko orientacja seksualna bohaterów. Ale czy należy je traktować jako osobny rodzaj filmów? Czy nie jest to coś na kształt nowej fali, w kinie francuskim, której przecież nie odstawialibyśmy na osobną półkę? Zdaniem zwierza biorąc pod uwagę, że oba ruchy brały na widelec pewne zjawiska społeczne i dodawały do tego specyficzny rodzaj filmowania i narracji to jeśli decydujemy się dać osobną półkę queerowi to czemu nie nowej fali, czy pewnemu rodzajowi filmów Indie. Choć zwierz musi przyznać, że przeglądając spisy treści niektórych książek poświęconych kinu queer (zwierz wychodzi z założenia, że jeśli są o czymś książki to trzeba przejrzeć przynajmniej spis treści) zwierz natrafiał na zupełnie zaskakujące tytuły. Chyba najbardziej się zdziwił książką w której ktoś zakwalifikował do tego nurtu film Wilde rzecz jasna o Oscarze Wildzie, który dla zwierza nigdy nawet nie zbliżył się do tego co zwierz dotychczas rozumiał pod tym pojęciem. Bo tu właśnie pojawia się sprawa, która dręczy zwierza to wyróżnik tego co jest w filmie najważniejsze.
Weźmy na przykład nie należące raczej do kina queer dwa chyba ostatnio najbardziej znane filmy poświęcone w jakimś stopniu homoseksualizmowi – tajemnice Brokeback Mountain czy Samotnego Mężczyznę. W pierwszym filmie zdecydowanie tematem przewodnim nie jest homoseksualizm ale miłość nie możliwa. I to w ekstremalnym wydaniu. Oczywiście bohaterowie są homoseksualistami ale właściwie trudno byłoby uznać, że film ten cokolwiek mówi o tej kwestii. Sporo natomiast mówi o frustracji, braku możliwości bycia razem i uczuciu które mimo wszystko jest w stanie przetrwać wiele lat. Mówi też w końcu o jakiejś straszliwej niesprawiedliwości. Ale wszystkie te motywy przypominają bardziej stare dobre melodramaty w których bohaterowie np. pochodzili z różnych klas społecznych. Z kolei Samotny Mężczyzna mówi o stracie i niechęci do życia. To prawda, że homoseksualizm czyni naszego bohatera wyizolowanym ale wszystko co mu się w filmie przydarza kręci się raczej wokół tego czy warto czy nie warto trzymać się życia. Ponownie – przy odpowiednim rozłożeniu akcentów naszemu bohaterowi spokojnie mogłaby umrzeć żona. Możecie tu zarzucić zwierzowi, że żaden z wymienionych wyżej nie jest zaliczany do kina queerowego więc na takiej półce pewnie by nie wylądował – ten argument zwierz może jeszcze rzeczywiście przyjąć choć pamięta, że w Paryżu tam właśnie odstawiono Brokeback Mountain. Z resztą wątpliwości zwierza najbardziej budzą właśnie takie filmy, które przedostały się do masowej widowni – czy naprawdę nie narzucamy sobie jakichś kajdan zaliczając np. „Milka”, „Priscillę Królową Pustyni” do filmów queerowych? To znaczy nie, żeby był to przymiotnik w jakikolwiek sposób poniżający, broń boże, ale na pewno ograniczający postrzeganie filmu do jednego elementu świata przedstawionego.
No dobra ale co z filmami które do nurtu należą – zwierz mocno by się zastanowił czy filmy takie jak Shorbus czy Kaboom (zwierz poszedł na film zupełnie przypadkiem na Warszawskim Festiwalu Filmowym i wyszedł totalnie zauroczony) rzeczywiście powinny być odstawiane na inną półkę. To znaczy oczywiście należą do pewnego gatunku ale zwierz cały czas nie jest pewien czy np. Shortbus rzeczywiście należałoby wyrzucić na inną półkę czy raczej wręcz przeciwnie wpychać na każdy regał z dramatami czy raczej filmami obyczajowymi (zwierz odrzuca negatywną konotację tego określenia). Bo to film świetny oczywiście mający w swoim centrum kwestie seksualności ale jednak zdecydowanie poza nią wykraczający – przynajmniej zdaniem zwierza. Z kolei Kaboom w ogóle jest tak uroczo surrealistyczne że zwierz nigdzie by go nie wydzielał. Z resztą przypisanie filmów do działu queer z góry sugeruje, że mają one ze sobą z góry coś wspólnego właśnie dlatego, że ich bohaterowie mają określoną orientację. Być może to wystarczy ale tak naprawdę zwierz nie umie znaleźć aż tak wielu punktów stycznych między bardzo różnymi filmami – skoro do new queer zalicza się np. „Moje własne Idaho” to zwierz nie ma pojęcia jak postawić je obok „Shortbusu” i twierdzić, że to ten sam gatunek.
Oczywiście można odwrócić kota ogonem i argumentację zwierza zupełnie obalić dość szybko. Może właśnie warto nie tylko zrobić całkowitą rewolucję w ustawianiu filmów w sklepach. Zrobić półkę dla filmów queer, ale także osobną dla filmów kobiecych, azjatyckich, afrykańskich, europejskich i dalej wedle dowolnego klucza. To też jest jakaś droga, kto wie czy nie ciekawsza i być może lepiej dopasowana do preferencji współczesnego widza. Widzicie zwierz rozważa problem na przykładzie kina queer ale chodzi mu w ogóle o pytanie jak powinno się dzielić filmy. Zdaniem zwierza powinniśmy korzystać z kategorii jak najszerszych i kto wie może najbardziej zbliżonych do podziałów jakie panowały za Szekspira. Dlaczego? Bo zdaniem zwierza im bardziej dzielimy i kategoryzujemy film na wstępie tym częściej umyka nam jak bardzo nie da się ich podzielić i kategoryzować. Co prawda zwierz nie ma nic przeciwko porządkom polegającym na tym, że łowimy pewne schematy z filmów ale zawsze się zastanawia czy jeśli usiądziemy przed filmem wydzielonym jako queerowy będziemy umieli dostrzec, że tak naprawdę nie dotyczy seksu czy orientacji seksualnej ale ludzi jako takich? Czy wybierając z film z półki azjatyckie nie skupimy się na bardzo na jego ewentualnej egzotyce zamiast szukać tego co jest jednakowe dla wszystkich. Zwłaszcza, że filmy queer nie są tak łatwe do wyróżnienia, a już pod względem formalnym (tzn. sposobie prowadzenia narracji, która np. pozwala wyróżnić filmy Bollywoodzkie) praktycznie niczym się nie różnią. Do tego zwierz nie może się powstrzymać przed myślą, że wydzielając taki dział od razu wydziela się w jakiś sposób widzów. To znaczy zwierz nie ma wątpliwości, że na te półki część osób nigdy nie zajrzy. Możemy powiedzieć – Bóg z nimi, i tak takich widzów nie potrzebujemy. Ale z drugiej strony czy nie miło pobawić się fantazją, że ktoś bierze z półki film bo nie przeczytał do końca opisu na pudełku i dopiero w domu orientuje się, że wziął film queerowy. I że go ogląda, i trochę mu przechodzi myśl że to nie dla niego. Zwierz lubi tą fantazję. Choć i ją można odwrócić twierdząc, że bez wydzielania takiego działu na filmy podnoszące taką tematykę nigdy nie można się natknąć jeśli nie wie się bardzo dokładnie czego się szuka.
Możecie stwierdzić, że zwierza naszło na dość irracjonalną refleksję, zwłaszcza wobec faktu, że w Polsce takiej półki po prostu nie ma w sklepach i właściwie nie ma się spodziewać by kiedykolwiek ktoś się na nią zdecydował. Ale zwierza naszło na te wszystkie rozważania w czasie poznawania filmografii Ruperta Gravesa. Tak się złożyło, że zwierz obejrzał po kolei trzy filmy w których duże a właściwie znaczenie miały postacie homoseksualne albo traspłciowe. Tylko że jeden film był raczej pogodnym filmem obyczajowym, drugi ekranizacją powieści a trzeci zbiorem ciekawych obserwacji społecznych. I tak właśnie wtedy zwierza naszło nad zastanawianiem się czy naprawdę należałoby te trzy produkcje postawić na jednej półce. Do tego jeszcze dochodzi obawa zwierza, że skoro wydzielimy taką półkę to część filmów będzie „nasze” a część „ich” tymczasem zwierz lubi wizję w której wszystkie filmy są dla wszystkich bo wszystkie opowiadają o ludziach.
Jak widzicie wpis zwierza ma przede wszystkim charakter rozważań, zwierz bardziej chce się z wami podzielić swoimi wątpliwościami i przemyśleniami niż stwierdzić coś jednoznacznie. Zwłaszcza, że zwierz zwłaszcza w tym przypadku nie wychodzi z pozycji jakiegokolwiek eksperta tylko raczej za dużo myślącego widza. Po to z resztą założył tego bloga by nie trzymać niczego zbyt długo w głowie (nawet nie wiecie jakie to męczące codziennie budzić się z nową refleksją na temat popkultury :P). Tak więc po pierwsze zwierz jest ciekawy waszego zdania na ten temat. Może zwierz zabiera się do problemu do złej strony wychodząc po prostu z założenia – jak to ujęła wierna czytelniczka zwierza, że „film to film”. Przede wszystkim jednak zwierz ma nadzieję, że nie dojdziecie do wniosku, że zwierzowi cokolwiek w kinie queer przeszkadza, czy że traktuje je jako gorszy gatunek. Broń Boże. Zwierz był i jest od tego jak najdalszy i byłoby mu bardzo przykro gdyby ktoś doczytał się w poście czegoś, czego zwierz ma nadzieję zupełnie w nim nie ma.
Ps: Zwierz pisał ten wpis trochę ponad cztery godziny. W tym czasie sprzątną mieszkanie, przeszedł chyba dwa kilometry tam i z powrotem po mieszkaniu i pobawił się ze szczurami. Zwierz traktuje to jako kolejny argument w dyskusji nad tym, że oglądanie filmów tylko przez wzgląd na urodę występującego w nich aktora może jest płytkie w płytkie wyjściowym ale nie koniecznie jest takie po zakończonym seansie.??