?
Hej
Zwierz musi powiedzieć, że po raz pierwszy od dawna czuje tremę przed napisaniem wpisu. Nie dlatego, że ma zamiar napisać o czymś niezwykle ważnym, ale dlatego, że mentalnie pisze ten wpis już od kilku tygodni. I jak w przypadku każdego tekstu nad którym pracowało się dłużej niż dwie godziny pojawiają się wątpliwości czy aby na pewno, użyło się wszystkich właściwych słów, wybrało się odpowiednie. Możecie tu zadać pytanie dlaczego zwierz, czekał kilka tygodni zamiast napisać wpis wcześniej. Otóż dziś zwierz będzie recenzował (czy właściwie dzielił się swoimi przeżyciami) związanymi z cyklem ekranizacji kronik Szekspira nadawanych przez BBC – Ryszard II, dwie części Henryka IV i Henryk V. Zwierz zdecydował się poczekać z recenzją, ponieważ wybrany przez BBC sposób prezentacji ekranizacji – zdecydowanie jako serial a nie zbiór osobnych sztuk kazał zwierzowi spojrzeć na całość jak właśnie na jeden długi serial o angielskiej monarchii. Jednocześnie zdając sobie sprawę, jak rzadko wystawia się wszystko po kolei i jak rzadko ktokolwiek ma możliwość zaobserwowania jak te sztuki sią łączą, lub jak łączą je reżyserzy zwierz postanowił nie przepuścić okazji by sprawdzić jak cykl Hollow Crown prezentuje się jako całość.
Jednak na początku mała dygresja. Oto, zainteresowanie cyklem wydaje się przerosło oczekiwania twórców. Wszystko za sprawą Toma Hiddlestona, który w filmowych Avengersach grał Lokiego (zwierz przypomina tym, którzy może zapomnieli lub nie widzieli co jest mało prawdopodobne) w cyklu dostał sporą rolę – najpierw księcia Hala potem samego Henryka V. Obecność popularnego, przystojnego aktora, który właśnie zagrał w największym hicie roku sprawiła, że kolejne sztuki z jego udziałem oglądały tłumy młodych dziewcząt (zwierz zakłada że było wśród nich także sporo młodzieńców) zamieniając porę emisji każdego odcinka w czas w którym co najmniej dwa media społecznościowe (twitter i tumblr) zamieniały się w relację na żywo połączoną z bardzo silnie wyrażanymi emocjami. Zwierz choć zapewne powinien podchodzić cynicznie do tego zjawiska nie jest jednak w stanie nie dostrzec jak fajny jest świat w którym godzina emisji ekranizacji Szekspira jest najbardziej wyczekiwaną godziną w ciągu dnia. Nawet jeśli część widzów usiadła przed telewizorami z niewłaściwych powodów to jednak co obejrzeli to im zostało. A że część fanek z zagranicy wiedziała z góry, że Szekspirowskiego języka nie zrozumie trzeba do tej liczby dodać sporą grupę, która sięgnęła po oryginał. Innymi słowy zwierz nie jest się w stanie nie cieszyć, że uroda aktora może sprawić, że młodzi ludzie sięgają po Szekspira. Bo o aktorze zapomną a co się poezji nasłuchali i naczytali to ich już na zawsze.
Nawet jeśli spora część widowni stawiła się dla niesamowicie niebieskich oczu aktora to co się nasłuchają poezji i poprzejmują losem angielskich królów w średniowieczu to ich już na zawsze
Po tej dygresji (zdaniem zwierza koniecznej dla oczyszczenia atmosfery) czas przejść do omawiania serii. Po pierwsze rzuca się w oczy, że sztuki nie tyle przycięto co sprofilowano tak by położyć nacisk na dwie kwestie. Pierwsza to władza a właściwie ludzie, którzy ją sprawują – niewątpliwie Szekspir też miał to na myśli pisząc swoje kroniki ale zdecydowanie wyostrzono ten motyw – zwłaszcza, ze zachęca do tego sam cykl. Mamy bowiem trzech władców, którzy różnią się od siebie diametralnie – Ryszarda II, urodzonego do władzy ale nie posiadającego cech dobrego króla, Henryka IV, który sam zdobył koronę i w końcu Henryka V który początkowo niechętny wizji samego siebie na tronie powoli dorasta do swojej roli. Pod tym względem trzeba przyznać, twórcom, że nie popełnili błędu pozostawiając we wszystkich sztukach średniowieczne dekoracje. Refleksja nad władzą – jej pochodzeniem i sprawowaniem zdecydowanie lepiej sprawdza się gdy mówimy o królach i koronach niż gdy próbuje się rozegrać całą historię w nowej odsłonie. Drugi temat przewodni jaki się narzuca zwierzowi to kwestia relacji ojców z synami. Temat ten pojawia się już w Ryszardzie II i właściwie dominuje Henryka IV, z oczywistych przyczyn grając mniejszą rolę w Henryku V. Ponownie nie trudno było wysnuć ten wątek ze sztuk Szekspira ale zwierz jest pod wrażeniem, jak niewielkie przesunięcia akcentów odwracają uwagę od politycznych spisków i bitew i czynią z historycznej kroniki rodzinny dramat.
Pewne elementy sztuk oczywiście się zestarzały, ale temat przewodni- władza pozostaje jak najbardziej aktualny.
No właśnie – z kronikami jest ten problem, że poza Henrykiem V gdzie mamy do czynienia z bitwą o której chyba wszyscy słyszeli, cała reszta przedstawionych na ekranie politycznych spisków jest prawdę powiedziawszy średnio ciekawa. Spiskowcy knują co stawia bohaterów przed ciągłą wizją zagrożenia ich kraju i korony. Jakkolwiek pasjonujące mogło to być w XVI wieku to dziś knucie jest już odrobinę przewidywalne (choć zwierz nie jest pewien jak dobrze znacie historię – być może nie dla wszystkich). Na całe szczęście twórcy postarali się by spiskowcy mieli nie tylko dobre charaktery ale i byli dobrze obsadzen ( wyróżna się zwłaszcza absolutnie znakomity Joe Amstrong w Hneryku IV – kto wie, czy nie kradnący nieco filmu) – nie mniej wszystkie filmy cierpią na tą samą bolączkę – miejscami są lekko nudnawe (zwłaszcza Ryszard II) – zwierz wie, że to Szekspir i nic się na to nie poradzi. Raczej chciałby zwrócić uwagę, że o ile psychologiczne czy refleksyjne „kawałki” w sztukach zupełnie się nie zestarzały to już elementy akcji czy humoru nieco wytraciły swoją siłę. Nie mniej aby was na samym początku nie odstraszyć. Hollow Crown nadal ogląda się świetnie.
Falstaff może już nie bawi jaki kiedyś, ale zwierz woli widzieć w nim postać tragiczną, choć niw wszyscy lubia taką intepretację
Choć przed premierą najwięcej mówiło się o Tomie Hiddelstonie (nie tylko dlatego, ze jest na topie ale też dlatego, że jest Henrykiem V a tą sztukę wszyscy znają najlepiej) jednak było by błędem a wręcz zbrodnią stwierdzić, że cykl warto obejrzeć tylko dla niego. Na zwierzu niesamowite wrażenie zrobił Ben Whishaw jako Ryszard II. Przed aktorem stało nie łatwe zadanie bo z tego co zwierz rozumie prawie nikt Ryszarda II nie wystawia przez co prawie nikt go nie pamięta. Co więcej cała sztuka choć oczywiście dobra nie należy do tych wielkich arcydzieł Szekspira. Nie mniej Whishaw zagrał Ryszarda II w sposób fascynujący. Jego król wydaje się pochodzić jeszcze z poprzedniej epoki – od pierwszej sceny gdy widzimy go na tronie z koroną i berłem w ręku (bardzo -chyba celowo, przypomina Jezusa z bizantyjskich przedstawień) widzimy, że to król przekonany o swojej nadanej przez boga wielkości. I takiego króla gra Whishaw pyszałkowatego, egzaltowanego, jakby nie dostrzegającego zagrożenia. To ktoś autentycznie przekonany, że sam fakt bycia królem czyni go nietykalnym, ponad prawem niemal świętym. Jednocześnie z królem Whishawa jest coś nie tak. Jego kapryśność, zmiana decyzji pewna obojętność wobec spraw królestwa – wszystko to czyni z niego enigmatyczną i chimeryczną postać.
Ryszard II to król pyszny przekonany o tym, że jego władza i autorytet wystarczy. Sporo przyjdzie mu za to zapłacić.
Zwierz nie wie czy zamiarem twórców było sugerowanie pewnych homoseksualnych skłonności króla – czy też zwierz nie daj boże sobie coś takiego doczytał wnioskując z jego wysokiego tonu głosu i miękkich ruchów (zwierz wie, że to stereotyp ale jednak w sztukach gra się stereotypami) ale taka interpretacja zaskakująco zwierzowi pasuje. Nie mniej trzeba powiedzieć, że Ryszard odstaje nie tylko od swoich następców ale i od swoich ekranowych towarzyszy. Tym lepiej brzmi, cudownie zagrany moment najsłynniejszego monologu o tytułowej Pustej Koronie która jedynie na chwilę obejmuje głowę króla, ta krótka chwila uświadomienia sobie kim naprawdę jest władca nie zmienia Ryszarda ale pozwala dostrzec w nim coś więcej. Zdaniem zwierza grający go Whishaw spisał się na medal, i zwierz ma nadzieję, że jego kariera w końcu przyspieszy na tyle by można było jego nazwisko wymieniać jako powszechnie znane. Choć kto wie, może to zrobi dla niego rola Q w nowym Bondzie. Wracając jednak do Ryszarda – tam gdzie sztuka z dość oczywistych przyczyn może kuleć jeśli chodzi o akcję to ekranizacja nadrabia urodą. Zwierz jest zachwycony sceną na angielskiej plaży (chyba najpiękniejszą w całym cykl ekranizacji) gdzie krajobraz idealnie daje ramy sceny a my mamy wreszcie możliwość obejrzeć jak wyglądałaby scena na plaży gdyby zagrano ją na plaży (o ile rozumiecie o co zwierzowi chodzi) z resztą trzeba przyznać, że ze wszystkich ekranizacji Ryszard II jest wizualnie najpiękniejszy przywodzący przynajmniej zwierzowi na myśl miejscami nieco bizantyjską stylistykę.
Ben Whishaw w swojej roli Ryszarda II jest absolutnie genialny, zdaniem zwierza to chyba drugi najlepszy występ w calym cyklu bo palma pierwszeństwa idzie do Jeremego Ironsa (Tom był znakomity ale nie tak znakomity jak oni) ?
Henryka IV ogląda się niejako w kontrze do Ryszarda. Oto po królu pewnym siebie, mamy króla którego największym zmartwieniem jest świadomość niestałości jego tytułu i niepewnych losów korony. Cała pierwsza część Henryka IV koncentruje się właściwie wyłącznie na relacji pomiędzy balującym wraz z Falstaffem księciem Halem a czującym nadchodzący koniec i ciężar korony Henrykiem IV. Zwierz ma tu kilka refleksji. Pierwsza, o której zwierz już wspomniał to fakt, że o ile psychologia Szekspira się nie zestarzała o tyle dowcip niestety tak. Słusznie więc twórcy nieco przesuwając akcenty postanowili – jak to się często robi, uczynić Falstaffa raczej postacią tragiczną, świadomą, że jedynie humor i kpina z samego siebie zapewnią mu przychylność księcia. Falstaff gra więc błazna bo bez tego jest starym dziadem bez grosza przy duszy. W scenie gdy prosi księca Hala by wygnał cały świat ale nie Falstaffa, zwierzowi zawsze robi się przerażająco smutno. Bo choć Hal zapewnia, że go nie wypędzi to dla widza jest jasne, że los starego opoja został już przypieczętowany. Zwierz wie, że nie jest to nowatorskie podejście ale zawsze go zachwyca jak dobrze skonstruowana jest ta postać. Nie mniej napisawszy te dwa zdania zwierz musi powiedzieć, że dowcipy Księcia Hala i samego Falstaffa jakoś nieszczególnie go bawiły – cóż coś się od XVI wieku w poczuciu humoru zmieniło. Nie mniej to chyba jedyny zarzut jaki zwierz ma wobec ekranizacji a właściwie samej sztuki. Cała reszta zagrana jest bowiem perfekcyjnie. Jeremy Irons jako Hneryk IV – król u kresu swej władzy z niepokojem patrzący w przyszłość, zazdroszczący syna swojemu przeciwnikowi jest genialny. Gdy z jego ust pada słynny cytat „Uneasy lies the head that wears a crown” to jest w tym cała kwintesencją jego podejścia do władzy, składającego się z ciągłych zmartwień i trosk. Zwierz bardzo lubi Jeremego Ironsa ale po Henryku IV poczuł impuls by jeszcze raz przejrzeć jego filmografię. Bo w jego roli jest wszystko – zarówno wściekłość ojca, jak i niepokój króla oraz przede wszystkim świadomość tego jak łatwo utracić tron jeśli nie posiada się odpowiednich cech. Co więcej Irons dobrze oddał to o co wydaje się chodzi w sztuce. Król kocha swojego syna – nawet jeśli nie pochwala jego stylu życia to jest to kochający ojciec zawiedziony dzieckiem a nie niekochający odwrócony od syna król. Gdybyśmy nie mieli tej podstawy trudno byłoby odczuć emocjonalny ciężar kolejnych (świetny z resztą) scen między królem a jego synem.
A skoro przy synu jesteśmy – Tom Hiddleston nie raz udowodnił w swojej karierze że świetnie gra postacie, których główną cechą jest młodzieńcza żywiołowość i beztroska. W Henryki IV cechy te mocno podkreślono – między innymi olewając nieco realia historyczne i ubierając księcia Hala w bardzo twarzową brodową kurtkę, pozwalając mu zachować nie modne w średniowieczu długie złote loki co razem daje wizję pięknego młodego i pełnego życia młodego człowieka (trzeba zresztą powiedzieć głośno, że kamera aktora po prostu kocha, rzadko zdarza się ktoś kto by tak dobrze wypadał w każdej scenie – z fotogenicznego punktu widzenia). Tu mamy księcia od początku zdającego sobie sprawę, że takie beztroskie życie będzie musiało dobiec końca. Z drugiej jednak strony nie jest to prosty młodzieńczy bunt – raczej dość ciekawa mieszanka niechęci wobec swojego ojca i dworu jako takiego z połączona z przekonaniem że nie jest się władzy godnym. Z resztą najlepszą sceną w wykonaniu Hiddlestona jest ta gdy wraz z Falstaffem odgrywają ku uciesze ludzi w karczmie swoją audiencję u ojca. Kiedy Hiddleston wciela się w Henryka IV idealnie naśladuje mimikę, ruchy dłoni (bardzo charakterystyczne) i ton głosu Ironsa. Pomijając fakt, że robi to na ekranie spore wrażenie to z punktu widzenia postaci pokazuje że książę Hal przygląda się swemu ojcu i zna go nieco lepiej niż można by przypuszczać. Z resztą cała fabuła pierwszej części prowadzi wprost do ciekawej części drugiej, kiedy Hal właściwie od początku decyduje się na porzucenie dawnego życia i przyjęcie obowiązku noszenia korony. I właściwie pomimo wielu dramatycznych scen (w tym wspaniałej sceny pomiędzy Halem a Henrykiem IV kiedy ten pierwszy zakłada koronę i nie co za wcześnie siada na tronie) najbardziej za serce ściska ostatnia, gdy świeżo koronowany król odcinając się ostatecznie od swojego dawnego życia skazuje Falstaffa na banicję. Sposób w jaki zdecydowano się to zainscenizować ( Henryk jest tuż po koronacji w ceremonialnych szatach) i zagrać (Hiddelston zmienia mimikę, sposób mówienia ale co najważniejsze nawet nie spojrzy Falstaffowi w oczy) pokazuje, że kiedy rodzi się król umiera ten, kim był wcześniej. Trudno się więc dziwić Halowi, że tak bardzo nie chciał zostać królem skoro przejęcie tronu po ojcu oznacza w jakiś sposób jego śmierć.
Henryk V to król, który nie pragnie korony, zawsze oznaczającej śmierć ojca, koniec swobody i początek życia, które nie jest jego.
I tu dochodzimy do ostatniej odsłony królewskiego cyklu czyli do Henryka V. Z tą ekranizacją zwierz wiązał najwięcej nadziei i obaw jednocześnie, była to z resztą jedyna sztuka z cyklu, którą zwierz znał z innych adaptacji a nie tylko z pospiesznej lektury. Cóż, zacznijmy od tego, że widać iż filmy kręcono nie po kolei (Henryka V nakręcono przed Henrykiem IV), zdaniem zwierza grający króla Hiddleston ma zdecydowanie więcej zrozumienia dla swojej postaci w Henryku IV niż Henryku V. Co się zaś tyczy samej adaptacji – zwierz ponieważ znał sztukę z innych filmów (ekranizację Branagha zwierz zna właściwie na pamięć) nie mógł się powstrzymać przed porównaniami. Kwestii jest kilka. Na początku najważniejszy pytanie – czy Hiddelston sprawdził się w roli Henryka. Tak. Tu nie ma najmniejszych wątpliwości, jego młody król jest stanowczy niekiedy porywczy ale przede wszystkim bije od niego prawdziwa szlachetność, miłość do własnego kraju i co najważniejsze troska o żołnierzy. To dobry, kochający król, który nie podjąłby wojny gdyby nie był absolutnie pewien, że posyła ludzi na śmierć w słusznej sprawie. Widzimy w nim zarówno odwagę jak i obawę przed porażką – wydaje się być bardziej zdesperowany i zdecydowanie mniej porywczy od swoich ekranowych poprzedników. Z resztą ponownie zwierz nie jest w stanie oddzielić wyglądu aktora od jego gry. Hiddelston wygląda w tym filmie na króla. Może zmartwionego, może niepewnego ale wyróżniającego się na tle swoich towarzyszy. Zdecydowanie służy mu korona, bordowa kurtka czy lekka zbroja (plus dano mu najpiękniejszego konia z grzywką) – zwierz nie będzie ukrywał, że tak dobra prezencja pomaga w stworzeniu postaci. Nie mniej komplementy pod adresem aktora nie przekładają się na entuzjazm zwierza odnośnie adaptacji.
Zwierz uważa, że Tom jest świentm Henrykiem V (nie lepszym ani gorszym od Branaghowego – zupełnie innym, bo grającym na innych emocjach)
Nie jest to Broń Boże zły film! Ani zła adaptacja! Po prostu zwierzowi nie wszystko się podobało – nie jest przekonany co do spinającego klamrą sztukę pogrzebu Henryka V (wszyscy wiedzą, ze umarł więc trudno uznać to za spoiler) – zdaniem zwierza dość drastycznie zmienia wymowę sztuki i osłabia emocje – nasz król już nie żyje więc jak mamy się o niego lękać w czasie bitwy, druga sprawa to mowa na St.Crispins- zdaniem zwierza to jedna z lepszych mów propagandowych jakie kiedykolwiek napisano. Król przekonujący kogokolwiek że cieszy się, że jest ich tak mało to socjotechnika w czystym wydaniu. Zwierz lubi interpretację, w której mowa ta jest kierowana do wojska (jako że wojsko się nie zorientuje) tu kiedy król wygłasza ją ze łzami w oczach do swoich dowódców traci swoją moc. Nie mniej zwierz rozumie, że reżyserka nie chciała dublować znanych już rozwiązań. Zwłaszcza, że przecież wszyscy czekają jak aktor sobie poradzi (Hiddelston jest dobry w tym co kazano mu zagrać więc do aktora zwierz nie ma pretensji). Zwierz ma też problem z ostatnią romansową sceną (która prawdę powiedziawszy zawsze wydaje się zwierzowi niesamowicie od czapy ale i tak ją lubi) – cóż niektórzy twierdzą, że jest świetna – zdaniem zwierza troszkę brakuje w niej dowcipu (choć kiedy Hiddelston twierdzi, że jego twarz odstrasza dziewczęta zwierz się nieco uśmiał przed ekranem) – choć tekst z nadchodzącym ojcem zawsze jest śmieszny. Zwierzowi nie podobał się też drobny szczegół, który może się wydać idiotyczny. Szekspir kończy swoją sztukę w małym pokoju gdzie kilka osób właśnie przypieczętowało wielkość Anglii. Szekspir wie co dzieje się dalej ale wstrzymuje pióro. Chwilowa wielkość, chwilowe pocieszenie, duma i chwała. Film to wszystko dopowiada co zdaniem zwierza nie jest słusznym zabiegiem ale i z tym zwierz się pogodzi (w końcu każdy ma prawo do innej interpretacji) gdyby nie pojawiająca się po zakończeniu sztuki informacja że Henryk V zmarł przypadkiem na dezynterię. Zwierz który oczywiście się wzruszył (zwierz zawsze się wzrusza pod koniec Henryka V) po tym zdaniu poczuł niesmak. Szekspir tak idealnie kończy sztukę, że dodatkowa informacja niszczy efekt. Być może problem zwierza polega na tym, że ta wersja nie podobała mu się tak jak wersja Branagha – zwierz przyzwyczaił się do błotnistej bitwy, Non Nobis Domine, triumfalnego St. Crispins i Emmy Thompson jako francuskiej księżniczki a przede wszystkim Branagha jako Henryka V (przysięga z dawna złożona nadal więc pozostaje w mocy i Branagh jest wciąż pierwszym Henrykiem zwierza). Z drugiej strony zwierz się cieszy bo ci, którzy nie przepadali za wersją Branagha dostaną własną i to na dodatek z pięknym Henrykiem. Choć zwierz musi w tym momencie stwierdzić, że po obejrzeniu wszystkich części jest pod największym wrażeniem Henryka IV gdzie zdaniem zwierza aktorzy spisali się najlepiej a tekst choć długi najlepiej zadziałał.
Zwierz miał z tą sceną problem zwłaszcza w tym momencie kiedy zobaczył przez moment na ekranie Lokiego. No ale to nie wina aktora.
Wróćmy jednak na koniec do cyklu jako całości. Zwierz odniósł wrażenie, że spojrzenie na władze jaką prezentuje cykl jest idealnym wydestylowaniem współczesnych lęków z dawnego tekstu. Nie ma dobrych władców – ci którzy się do władzy urodzili mogą okazać się pyszałkowaci i nieodpowiedzialni, ci którzy ją zdobyli nie wiedzą jak przekazać ją dalej, ci którzy do niej dorastają i są u progu wielkości umierają przedwcześnie. Takie są losy korony, władzy i potęgi. Nikt nie może być jej pewien, nikt kto ją posiadł nie ma świętego spokoju – szkoda, że z Henryka V wycięto świetne narzekania młodego króla o tym, że właściwie nie warto przehandlowywać wolności za władzę. Pozostawiono natomiast modlitwę, w której błaga Boga by przebaczył mu grzech ojca jakim było odebranie korony Ryszardowi – którego imiętuż przed końcem cyklu powraca by przypomnieć o tym, że nic nie dzieje się w świecie władzy (zwłaszcza tej nadanej z łaski boskiej) bezkarnie.Zwierzowi wszystkie te żale, niepokoje i osobiste dramaty bardzo dobrze pasują do dzisiejszych czasów gdzie wszyscy pożądają władzy ale co raz mniej wiemy co ona tak naprawdę oznacza. Zaskakujące jest to jak dobrze wiedział Szekspir. I jak ciąży korona. Nawet pusta i z dawna nie noszona.
Nie łatwo zasnąć temu kto dzierży koronę, ale na pocieszenie dla rządzących, nie łatwo zasnąć tym, którzy losy rządzących śledzą w telewizorze.
Na sam koniec zwierz musi powiedzieć, że jest wdzięczne BBC. Przez cały lipiec zwierz żył dziejami angielskich królów, spiskowców, błaznów, nieodpowiedzialnych książąt, brał udział w bitwach, opłakiwał Falstaffa, niepokoił się o następstwo tronu, liczył ofiary na polu bitwy. Było mu żal I Henryka IV i księcia Hala. Opłakiwał śmierć swojego królewskiego ojca. Bał się bitwy z Francuzami, umizgiwał się do francuskiej księżniczki. Wszystko to z emocjami jakie towarzyszą nie oglądaniu adaptacji sztuki ale żywego serialu, w którym każdy odcinek przynosi dramatyczny zwrot akcji. BBC zdecydowało się na produkcje w związku z Olimpiadą. I zwierz czuje się trochę jak Olimpijczyk, który dobiegłszy na metę bardziej niż z ukończonego biegu cieszy się ze startu. W takich Igrzyskach zwierz może brać udział co roku. ?
Zaczęło się od korony i skończy się na koronie. Tylko twarze i obwody czaszki będą inne.
Ps: A jutro jakby wam było mało recenzja ostatniego odcinka Wallandera w tym sezonie.
Ps2: Zwierz znwó vlogował i macie oto TU tego efekty