Hej
Czasem zwierz odczuwa potrzebę przerzucenia swojego zwierzowego wysiłku intelektualnego na kogoś innego, innymi słowy pyta swoich czytelników o czym chcieli by przeczytać, by potem bezczelnie napisać o czymś innym nawet nie oglądając się na ich prośby. Tym razem jednak postąpi odrobinę inaczej. Oto na przykład wczoraj, zwierz zadał swoim czytelnikom pytanie czy są jakieś niepokojące i niesamowite popkulturalne sprawy, które wciąż ich nurtują, i dostał zwierz w odpowiedzi propozycję, by wytłumaczył kto jest kim w Avengersach. Bardziej zaawansowani fani świata komiksu wiedzą, że gdyby zwierz naprawdę chciał odpowiedzieć na to pytanie to mógłby już teraz zmienić tytuł bloga na ” O co do cholery chodzi w Universum Marvela ” i pewnie i tak nie był by to wystarczający wysiłek. Z drugiej jednak strony owo pytanie, a także szczera chęć by odpowiedzieć na nie tak, by nie zanudzić lepiej orientujących się w komiksowym świecie czytelników bloga, doprowadziło zwierza do naprawdę ciekawego i ważnego popkulturalnego pytania. Pytania, które zwierz zadaje sobie od dość dawna. Czy Marvel aby nie przesadził?
Tylu bohaterów na raz, nie trudno się dziwić, że może się od tego zakręcić w głowie
Bo rzeczywiście – czy zrobienie filmu, którego zrozumienie będzie, jak wszystko wskazuje, zależało od tego czy ktoś widział wcześniej ( uwaga zwierz liczy więc może się pomylić) pięć innych produkcji, rozciągniętych w czasie na ostatnie cztery lata, nie jest lekką przesadą? Lekką przesadą i genialnym marketingowym chwytem co zwierz musi tu dodać. Ale zacznijmy od małego przeglądu dla nie zaawansowanych ( zaawansowani mogą zostać, bo przecież czytanie zwierza zawsze jest przyjemnością). Zwierz pisał o planach Marvela już na samym początku 2010 ( jego wpis na ten temat pojawił się dokładnie 29 stycznia 2010) kiedy wydawało się, że nareszcie Marvel sięgnie po swojego świętego Graala.
Jest to może najważniejsze zdanie dla całej historii ekranizowania komiksów Marvela
Pierwszy raz sygnał, że Marvel być może nakręci Avengersów pojawił się wcześniej bo w 2008 roku w Iron Manie. Sygnałem tym była scena po napisach, w pierwszym filmie o super bohaterze playboyu, a właściwe pojawienie się w niej Nicka Fury – wysłannika organizacji SHIELD – granego przez Samuela L. Jacksona. Scena ta doskonale pokazała jak wyglądała wówczas ( 2008) powszechna świadomość co oznacza w uniwersum Marvela, pojawienie się tej postaci na ekranie. Zwierz zanotował tylko dwie reakcje – zupełnej obojętności – bo co kogoś obchodzi facet z przepaską na oku, oraz absolutnego entuzjazmu bo to przecież sam Nick Fury. Jedna z najciekawszych postaci jakie chodziły po świecie Marvela. Ani klasyczny super bohater, ani przedstawiciel rządu, ani antybohater – właściwie wszystko po trochu – można nawet uznać, że Nick Fury to bohater, który jest jednym z licznych ale za to bardzo mocnych elementów spajających rozrośnięte do granic możliwości uniwersum Marvela. Drugi sygnał, że Marvel myśli o ekranizacji Avengers poważnie pojawił się w Hulk, kiedy nasz bohater Bruce Banner spotyka w barze nie tylko Nicka Furego ale i. Iron Mana ( Robert Downey Jr. Ponoć improwizował przez całość trwania tej sceny, zaś sama scena została dodana po tym jak zorientowano się, że sukces Iron Mana może uczynić ekranizację historii o super bohaterach możliwą). Tu problem polegał na tym, że Niesamowitego Hulka widziało stosunkowo niewiele osób. Hulk to postać biedna – mimo, że pierwszy film o naukowcu, który na skutek napromieniowania, zmienia się pod wpływem gniewu, w gigantyczną zieloną bestię nakręcił Ang Lee, film nie odniósł sukcesu. Podobnie druga część gdzie rolę graną wcześniej przez Erica Banę odziedziczył Edward Norton. Drugi film poniósł klęskę, zwłaszcza na tle, odnoszącego w tym samym czasie niesamowite sukcesy Iron Mana. Z resztą rola Hulka jest chyba przeklęta, bo w nadchodzących Avengers zagra go już trzeci aktor – Mark Ruffalo.
Loki podobnie jak wy chciałby wiedzieć z kim przyjdzie się mu zmierzyć w filmie
Po tych dwóch wzmiankach właściwie stało się jasne, że Marvel szykuje się do zekranizowania Avengersów. Problem polegał na tym, jak zaprezentuje widzom pozostałych członków drużyny, oraz sam pomysł jej sformowania. Nie mniej samo nawiązanie do supergrupy wciąż pozostawało bardziej prywatnym żartem wielbicieli komiksów niż czymś czego świadomi byli „przeciętni” ( nie komiksowi) widzowie. Przełomem był drugi Iron Man – do akcji wpleciono spory kawałek związany nie tylko SHIELD ( znacznie więcej Nicka Furego), ale i już z samym powstaniem Avengers – ostatnie sceny filmu bezpośrednio odnoszą się do pomysłu sformowania super grupy. Drugi Iron Man ma też znaczenie z jeszcze jednego powodu. Nieco mimochodem wprowadzono w nim postać Czarnej Wdowy granej przez Scarlett Johansson. Piękna i ponętna super agentka, charakteryzująca się niewielką ilością skrupułów i zabójczą skutecznością, została wprowadzona zgodnie z wytycznymi Marvelowego uniwersum, ale jednak nieco po macoszemu . W Iron Manie 2 właściwie nie do końca poznajmy jej funkcję, i aż do momentu kiedy w dość brutalny sposób rozprawia się z kilkoma bandziorami, nie za bardzo da się zrozumieć jej rolę w filmie. To właśnie wtedy ukazała się pierwsza rysa w planie Marvela – nakręcenie Avengers wymagało bowiem, wprowadzenia do filmu postaci, która miała się przydać dopiero dwa lata później.
Tak więc na początek subtelna i bezwzględna super szpieg, która nie potrzebuje młota ani kostiumu bo potrafi siać zniszczenie wyłącznie mając do dyspozycji pistolet. To dopiero coś!
Po drugim Iron Manie sprawa nabrała prawdziwego rozpędu – teraz trzeba było nakręcić już tylko dwa filmy i właściwie przygotowanie, do naszej nadchodzącej premiery, można było uznać za zakończone. Oczywiście te dwa filmy to Thor i Kapitan Ameryka. Co ciekawe oba filmy choć nakręcone w tym samym celu ( wprowadzić nowego bohatera, zdobyć dla niego fanów, powiązać z wykreowanym światem) mają zupełnie inną konstrukcję, i zupełnie inaczej się je ogląda. Thor, z którego Avengers jak wszystko wskazuje, mają wziąć swojego głównego złego, czyli uroczego, ale rządnego władzy i zemsty Lokiego, był filmem w dużym stopniu niezależnym. Choć rolę „tych złych” grali na ziemi ( film dzieje się przecież też w kosmosie) agenci SHIELD, można było spokojnie oglądać go bez znajomości pozostałych produkcji. Nie mniej, nawet w tym stanowiącym praktycznie osobną całość filmie, pojawiły się elementy nie mającej żadnego sensu, jeśli nie przyjmiemy perspektywy, że film ma nas przygotowywać do nadchodzącej premiery Avengers. Przede wszystkim było to, pojawienie się na krótką bezsensowną scenę Jeremego Rennera jako Hawkeye – pojawia się w filmie jedynie na sekundkę, celuje swoim łukiem ( z którego rzecz jasna celuje jako super bohater bezbłędnie) po czym znika, bo fabule jego postać nie jest potrzebna.
Hawkeye jak nazwa wskazuje ma sokole oko a jak pokazuje obrazek nie traci zimnej krwi nawet kiedy przychodzi mu celować w nieortodoksyjnej sytuacji ( chyba że umie latać)
Drugi element, który zdecydowanie wskazuje, że Thor to już ostatnia prosta przed Avengers, to scena po napisach. To w niej pojawia się sugestia, że głównym złym nadchodzącego filmu będzie Loki, zaś jego planem – jak zwykle, opanowanie ziemi. Ta ostatnia scena po napisach jest o tyle ciekawa, że nie uzupełnia fabuły, którą już widzieliśmy ale dodaje element zupełnie nowy, i dość zawiły – zwłaszcza, że jej znaczenie jest zrozumiałe dopiero po obejrzeniu Kapitana Ameryki. No właśnie – Kapitan Ameryka to film, który zwierz nazywa najdroższym zwiastunem świata. Historia biednego, chorowitego chłopaka z Brooklynu, który zostaje super bohaterem w czasie II wojny światowej i walczy z szalonymi pseudo nazistami – powiedzmy sobie szczerze, świat nie straciłby wiele bez tej historii. Ale to opowieści, która jest konieczna – pojawi się przecież w niej i ojciec Tonego Starka, który jako młody naukowiec działający na rzecz amerykańskiego rządu przyczynia się do sukcesu Kapitana, pojawi się tajemniczy artefakt dzięki, któremu można pozyskiwać niesamowitą ilość kosmicznej energii, no i najważniejsze – pojawi się ostatnia scena, w której nasz bohater budzi się po latach hibernacji na środku współczesnego Manhattanu, prosto by wpaść na Nicka Furego, który zaproponuje mu współprace.
Iron Man nie tylko może czytać po zgaszeniu światła dzięki światełkom na rękach – jego kostium zasilany małym reaktorem łukowym ( który powstrzymuje go też od śmierci) jest w sumie najbardziej zaawansowaną bronią w tym świecie
Nawet odporny na komiksowe zawiłości zwierz powie, że to sporo do przetrawienia dla widzów, co więcej, sporo do obejrzenia. I to obejrzenia nawet tych filmów, które niekoniecznie muszą opowiadać o ciekawych super bohaterach. Zwierz na przykład, strasznie cieszył się na Thora (nie tylko z powodu reżysera) ale przy Kapitanie Ameryce nieco zeszło z niego powietrze. Nie każdego bowiem super bohatera kocha się po równo – a zwierz czuł się nieco zmuszony, do oglądania tego filmu, właśnie po to by zrozumieć to co będzie widział rok później a Avengers. To, że zwierz jest gotowy tak się poświęcić, nie ulega najmniejszej wątpliwości i nie podlega dyskusjom, problem polega na tym, kto poza istotami takimi jak zwierz, będzie na to gotowy. I tu paradoksalnie powracamy do sytuacji, o której zwierz wspomniał, pisząc o reakcji widzów na pierwszą scenę, w której pojawił się Nick Fury. Otóż wydaje się zwierzowi, że ekranizacje komiksów zatoczyły pewne koło. Od poszerzania grona widzów – o kolejne zastępy nie znających się na komiksach, którzy super bohaterów poznali dopiero w kinie. Do zawężania widzów jedynie do tej grupy, która albo stała się wielkim fanami ekranizacji, albo na tyle dobrze zna bohaterów z komiksów, by brak wiedzy filmowej nie przeszkadzał w odbiorze kolejnych produkcji. Czyli ponownie filmy na podstawie komiksów wróciły nieco do sytuacji wyjściowej, kiedy część widowni wiedziała co ogląda a część nie miała zielonego pojęcia. Jest to posunięcie ryzykowne o tyle, że jak pokazał sukces ostatnich X-menów ( absolutnie zrozumiałych dla wszystkich, niezależnie od uprzednio posiadanej wiedzy na temat świata X-menów) zarówno krytycy jak i widzowie, zwykli się zdecydowanie pozytywnie wypowiadać o produkcjach, które stanowią zwartą całość a nie są produkowane jedynie na potrzeby filmu, który dopiero ma powstać.
Zarozumiały acz uroczy Thor i cnotliwy i szlachetny Kapitan Ameryka czyli duet idealny do walki ze złem i szerzeniem amerykańskiego stylu życia
Nie mniej jednak nie dajcie się zwieść pozorom. Zwierz uważa, że Avengers są ( tak jeszcze przed premierą zwierz tak uważa!) dziełem przełomowym. Dotychczasowe próby przeniesienia komiksu na ekran, ograniczały się albo do przeniesienia w świat filmu komiksowych bohaterów ( z różnym skutkiem, w zależności od potencjału bohatera), lub komiksowej estetyki świetne przykłady Sin City czy Strażników). Jednak nikomu jeszcze nie przyszło do głowy, przenosić na ekran komiksowego sposobu snucia opowieści ( oczywiście zwierz nie ma tu na myśli powieści graficznych, tylko klasyczne komiksy o super bohaterach). Tymczasem już sam sposób w jaki komiksy łączą się ze sobą, jak bohaterowie pojawiają się w różnych opowieściach, jak duży i gęsto zasiedlony jest świat – Marvela czy DC, jest jednym z istotniejszych czynników, wyróżniających narrację komiksową. Pod tym względem seriale czy filmy są bardzo dalekiej takiej integracji różnych historii, pomysłów na tworzenie postaci, czy wzajemnych powiązań. Pod tym względem ekranizowanie Avengers, przypomina nieco próbę zekranizowania mitologii greckiej – bo opiera się na podobnych zasadach, że każdy bohater ma własną historię, ale może pojawiać się też w historiach innych bohaterów. Zwierz jest bardzo ciekawy jak ten eksperyment wyjdzie. Co więcej zwierz jest ciekawy co będzie dalej – już dziś mówi się na przykład o Thorze 2 ( głownie w kontekście tego kto będzie go reżyserował, więc to dość wczesne stadium) – pytanie czy widzowie, będą się musieli do tej produkcji przygotowywać oglądając Avengers, i czy będą chcieli kolejny film o bohaterze, którego dopiero co widzieli w innej produkcji.
Mimo tak wybitnej reprezentacji sił dobra Loki nadal czuje się trochę zbyt pewnie
Jak widać wątpliwości można mieć wiele, zwłaszcza jeśli wysuniemy postulat, że jednym z głównych zadań filmu powinna być umiejętność obronienia się samodzielnie, nawet bez pozostałych 5 produkcji. Tymczasem już dziś wydaje się, że Avengers będą w dużym stopniu filmem, który sam w sobie będzie miał dość małą rację bytu – i że zawsze będzie musiałby przez widza poprzedzony chociaż jednym seansem, innego filmu ze świata Marvela. Zdaniem zwierza choć to komercyjnie genialna zagrywka, jest ona jednak do pewnego stopnia szkodliwa dla kinematografii, bo tworzy coś co zwierz nazywa filmem niesamodzielnym, a do której to kategorii zalicza np. ekranizacje ostatnich tomów Harrego Pottera. Filmy niesamodzielne, to filmy które wyrwane z kontekstu, w którym się je ogląda ( jako ekranizacja przeczytanej już książki, czy kolejny film z serii) tracą rację bytu. Zwierz nie chętnie przygląda się takim produkcjom bo zdaje sobie sprawę, że są one wybitnie jednorazowe i np. za dziesięć lat raczej nikt nie będzie ich chciał oglądać, choć może zwierz za dużo wymaga od kina popularnego, które jest przecież kręcone po to by spodobać się tu i teraz.
Na całe szczęście Avengers mają jeszcze ze sobą jednego wściekłego napromieniowanego naukowca
Nie mniej zwierz daleki jest od pisania czegokolwiek złego o Avengers samych w sobie. Ocenianie filmu przed premierą, jest jedną największych znanych zwierzowi zbrodni, co więcej zwierz nie napisałby ani jednego złego słowa o filmie, za którym stoi Joss Wheldon czyli człowiek, któremu zawdzięczamy serial, nad którym zwierz rozpływał się wczoraj. Poza tym nawet jeśli film byłby beznadziejny, to zwierz nie może się doczekać ślicznego Toma Hiddlestona jako Lokiego. Z resztą tak na marginesie zwierz musi powiedzieć, że co raz częściej odnosi wrażenie, ze na Avengersów z większym entuzjazmem oczekują kobiety niż mężczyźni. Powiedzmy sobie szczerze to nawet nie jest takie głupie – zbiera się kilku przystojnych aktorów wciska w śmieszne ciuchy i każe im się biegać po ekranie – no jak tego można nie lubić. I nawet nie koniecznie trzeba rozumieć o co chodzi.
Zwierz ma nadzieję, że teraz wszystko jest odrobinę bardziej zrozumiałe. Albo zapętlone
Ps: Strasznie dużo rzeczy przyszło ostatnio zwierzowi do głowy – tak więc na małym blogu tekst o Bones, a kto wie może i o Castle i Smash, zaś jutro zwierz napisze dlaczego istnieje tylko jeden film taneczny. Poza tym w najbliższych dniach możecie się spodziewać listy ulubionych złych filmów zwierza i kto wie czy nie paru słów o tym że w popkulturze mieć rodzeństwo to problem. A potem.. Potem się zobaczy:)??