Hej
Zacznijmy od tego, że ów wpis powstał przy naruszeniu praw autorskich. Tak moi drodzy zwierz się przyznaje. Obejrzał na youtube „Pigmaliona” z 1938 roku. Zrobił to z premedytacją ( i ku własnemu zaskoczeniu, bo nie spodziewał się tam znaleźć całego filmu) ponieważ nie da się moi drodzy inaczej zobaczyć tego filmu będąc jedynie ciekawym zwierzem w naszym pięknym nadwislańskim kraju. Zwierz zastanawia się jaką szkodliwość społeczną ma jego czyn zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że jego twórcy są w znakomitej większości martwi ( nie mniej jednak nie dość martwi ponieważ zeszli z tego łez padłu mniej niż 70 lat temu). Zwierz czyni tą uwagę, nie po to by opowiedzieć się po stronie piractwa, ale po to by udowodnić, że niekiedy jest to jedyny sposób z zapoznaniem się z dobrem kultury.
Dobra ale po co zwierz przekraczał rozdrganą granicę moralności by obejrzeć film. Cóż wydaje się, że owa historia możliwej zmiany człowieka – z osoby pozornie pozbawionej wartości, z kogoś kogo nie będzie dało się odróżnić od wielkich tego świata, jest jedną z ulubionych i nigdy nie nudzących się filmowcom. Sam Pigmalion który powstał w 1938 roku, jest filmem , który choć oczywiście się zestarzał wciąż ogląda się ze sporą przyjemnością – głównego bohatera – profesora Higginsa gra tu Lesie Howard, co jednak sprawia zwierzowi pewne problemy, ponieważ jedyne co zwierz jest w stanie myśleć przez większość seansu, to dlaczego Ashley z Przeminęło z Wiatrem zachowuje się tak dziwnie. Tak już bywa że czasem zwierz nie jest w stanie oddzielić aktora od jego roli. Zwłaszcza jeśli jest to rola w jego ulubionym filmie. Nie mniej jednak, Pigmalion ma swoje zalety – jeśli chcecie komuś pokazać My Fair Lady a wiecie, że nie lubi musicali, pokazujecie mu po prostu Pigmaliona.
A skoro przy My Fair Lady jesteśmy – czy to nie ciekawe, że kino mogło opowiedzieć dokładnie tą samą historię niemal bez żadnych zmian ( poza dodaniem piosenek) prawie 30 lat później? Choć w sumie zachodzi tu jedna bardzo istotna zmiana, która zdaniem zwierza położy się pewnym cieniem na całej historii kinowych przemian kocmołuchów w księżniczki. Otóż niech podniosą rękę ci nieliczni którzy nie dostrzegli już na pierwszy rzut oka nawet w umorusanej Elizie Dolittle uroku i wdzięku Audrey Hepburn. Bo właśnie na tym polega pewna skaza filmowych przemian – zawsze okazuje się, że nie chodzi tylko o zmianę sposobu wyrażania się, czy zachowania w towarzystwie – owe nauki bledną w obliczu faktu, że każdy kocmołuch okazuje się być prześliczną aktorką. Tak jakby gdzieś tam było przekonanie, że tak naprawdę liczy się tylko to jak wyglądamy ( w przeciwieństwie do głównej myśli Pigmaliona która wskazywała raczej na elementy wychowania które dzielą klasy, i tak charakterystycznego w przypadku anglików sposobu wysławiania się). Wydaje się, że typowo edukacyjnym wątkiem całej historii poszła w ostatnich latach ( zwierz pisze to z perspektywy historyka więc 1983 był niedawno) Edukacja Rity. Tam przemiana w bohaterce zachodzi zdecydowanie pod wpływem zdobytej wiedzy, nie mniej jednak, mimo teoretycznie pozytywnego wpływu edukacji – widać też pojawiające się wątpliwości. Bo o ile nikt jakoś nie wydaje się mieć wątpliwości, że zmiana wyglądu zawsze okazuje się być czymś lepszym, o tyle wiedza wydaje się odbierać coś bohaterkom, i wyrywać je z codziennego świata ( co słusznie punktuje Eliza w oryginalnej historii próbując wytłumaczyć Higginsowi, że nie ma już gdzie wracać).
Zostawmy jednak na chwile te smutne rozważania o wpływie wiedzy na człowieka ( zwłaszcza, że zwierz woli się nawet nie zastanawiać, jak zapełnianie umysłu zbędnymi faktami wpłynęło na jego osobowość) – Hollywood zdecydowanie chętniej bawi się przemianami w zachowaniu i wyglądzie. Pretty Women może i jest historią o Kopciuszku, ale czerpie też dużo z naszego omawianego wątku. Przecież grana przez Julie Roberts bohaterka także przechodzi przemianę – składającą się z całkowitej wymiany garderoby, obowiązkowego kursu dobrych manier oraz kulturalnej wizyty w Operze. I podobnie jak jej poprzedniczki, musi w końcu zdecydować się na związek ze swoim ukochanym bo nie ma już świata do którego mogłaby wrócić ( zwierz nie twierdzi , że była by szczęśliwa pracując jako prostytutka, ale z całą pewnością przez ten krótki okres jaki spędziła w drogim hotelu „przerosła” swoje otoczenie).
Jednak zdecydowana większość filmów które poddają swoje bohaterki przemianom robi to przede wszystkim w poszukiwaniu efektu komediowego – W pierwszej części Miss Agent – przerobienie chłopczycy ( bardzo źle „zbrzydzona” Sandra Bullock) w możliwą kandydatkę na Miss Ameryki ( czyżby współczesny odpowiednik balu w Ambasadzie) staje się zadaniem godnym Profesora Higginsa – z resztą wydaje się, że amerykanie są w pełni przekonani, że do takiej transformacji potrzebny jest anglik – tu rolę tą wspaniale jak na taki popularny film odgrywa Michel Caine. Nie mniej jednak nie ma co udawać, że jest to przemiana inna niż fizyczna – tu się uczesze włosy, tam poduczy żeby kandydatka nie mlaskała. Choć kolejna część filmu ( zwierz zdecydowanie odradza) sugeruje, że nawet po takiej małej przemianie powrót może być znacznie utrudniony – bądź co bądź bohaterka Sandry Bullock na każdym kroku postrzegana jest jako była uczestniczka konkursu na Miss a nie jako policjantka. Może więc owo oderwanie od dawnego świata jest absolutnie konieczne dla dopełnienia historii przemiany. Bądź co bądź, nawet w głupiutkiej komedyjce dla młodzieży – ” Pamiętnik Księżniczki” brzydka bohaterka ( znów bardzo źle ucharakteryzowana na brzydką Anne Hathaway) po otrzymaniu informacji o tym, że jest księżniczką, przechodzi nie tylko metamorfozę, ale także musi porzucić dotychczasowe życie.
Wydaje się, że autorem który ma najwięcej wątpliwości co do owej historii przemiany, która zawsze winduje nas wyżej, ku lepszemu życiu jest Woody Allen. Już w Annie Hall próba podniesienia poziomu edukacji ukochanej kończy się dla bohatera beznadziejnie, bo ukochana jak niemal wszystkie bohaterki zakochuje się w swoim profesorze, nie stając się przy tym ani odrobinę mądrzejsza, za to dużo bardziej irytująca. Nie mniej najwyraźniej Allen nawiązuje do tego wątku w ” Drobnych Cwaniaczkach” – żona bohatera po nagłym wzbogaceniu się na pieczeniu ciasteczek postanawia dorównać w intelektualnym obyciu elicie, w której znalazła się razem z mężem. Wykorzystując starą dobrą metodę wynajmuje anglika ( Hugh Grant wykorzystuje tu cały swój angielski czar ), który prowadzi ją na kolejne sztuki, koncerty , uczy dobrych manier i obycia. Jednak w przeciwieństwie do pierwowzoru próba awansowania wyżej zostaje potępiona. Klasa wyższa okazuje się bandą nudnych i nie uczciwych snobów, zaś siedzący na kanapie mąż nieudacznik jedynym sympatycznym bohaterem. Być może krytyka Allena wynika z faktu, że on sam nigdy nie pragnął aspirować do roli wielkiego intelektualisty, jednocześnie wielkim intelektualistą będąc. A może po prostu prawdą jest, że lepiej nie strać się celować wyżej bo nie ma tam naprawdę nic dobrego. Choć chyba trzeba tam być by wydawać takie sądy.
Nie mniej jednak , co wydaje się zwierzowi niezwykle ciekawe to pewna nieśmiertelność tej historii. Wydawać by się mogło, że taka historia przemiany prowadzącej do społecznego awansu powinna być daleką pieśnią przeszłości. Być może aktualną w latach 30 ale z każdą dekadą zmniejszającą swoją wartość. Tymczasem jednak wydaje się, że zwłaszcza w krajach anglosaskich – gdzie wciąż po sposobie mówienia można dowiedzieć się o człowieku wszystkiego – owo marzenie o awansie społecznym, poprzez pewne odcięcie się od korzeni – wciąż jest jeszcze bardzo żywe. Do tego stopnia żywe, że zwierz pamięta oglądany przez siebie namiętnie program reality TV gdzie mówiące slangiem dziewczyny z marnych dzielnic zamykano w szkole dla dobrze urodzonych ucząc ich manier, i poprawnego wysławiania się. Do następnego etapu przechodziły te, które umiały grzecznie rozmawiać o pogodzie, nie piły za dużo, uczyły się posłusznie gotować i układać kwiaty. Wszystko zaś w imię tezy, że tak naprawdę w każdej kobiecie drzemie dama – wystarczy tylko pozbyć się koszmarnego akcentu, przestać przeklinać i pić piwo wieczorami , a wyższe klasy przywitają nas z otwartymi ramionami. Zwierz oglądał ten program w niemym zachwycie, bo przecież był to najuczciwszy telewizyjny program poświęcony społeczeństwu brytyjskiemu jaki zwierz widział od lat.
I tu zwierz widzi ową popularność owej historii. To przecież idealna historia na każde czasy i prawie każde miejsce. Jeśli się chce można w niej zobaczyć wiarę w możliwości jednostki która chce osiągnąć więcej. Jeśli się chce jest to historia o potędze edukacji. Ale równie dobrze jest to przypowieść o pozorach, które odgrywają w naszym społecznym życiu niezwykle ważną rolę, ale i o podziałach klasowych, które zamiast znikać we współczesnym świecie, co raz bardziej się umacniają. No i film ten zawiera jedną niemalże uniwersalną prawdę – chcesz się wykształcić na człowieka naprawdę obytego? Znajdź sobie Anglika!
Ps: A już jutro recenzja filmu Koń i Jego Chłopiec czy jak woli dystrybutor Czas Wojny ( i tak zwierz ogląda ten film dla wiadomego aktora i nawet się tego nie za bardzo wstydzi)