?
Hej
Koń. Duże zwierze. Wykorzystywane na roli, niezbędny element wyposażenia porządnego rycerza, czy żołnierza do czasów współczesnych, w czasach dawniejszych odpowiednik dobrego samochodu, najbardziej romantyczne zwierze w kulturze, jedyny odpowiednik psa w literaturze, czworonożne stworzenie najczęściej występujące na pomnikach, podmiot nieokiełznanej miłości ze strony nastoletnich dziewcząt, i umundurowanych mężczyzn. Koń. Zwierze którego nigdy nie zrozumiał zwierz.
Tak moi drodzy, wasz zwierz mimo odpowiedniej płci nigdy nie zapalał miłością do koni. Wręcz przeciwnie żyje w przekonaniu, że koń to zwierze głupie ( przykro mi, ale zwierz nigdy nie spotkał w swoim życiu tych cudownie inteligentnych czterokopytnych, o których istnieniu zapewniają go filmowycy i autorzy książek), duże i nigdy się nie słuchające. Doświadczenie zwierza z koniem nauczyły go, że z końskiego grzbietu do ziemi jest strasznie daleko, i nawet najspokojniejsze zdaniem właścicieli okazy mogą przejść w niekontrolowany kłus i skierować się w zupełnie nie pożądane miejsca. Kiedy rówieśniczki zwierza chodziły do pobliskiej stadniny, uczęszczały na lekcje jazdy i zapełniały zeszyty podobiznami koni ( zwierz próbował zawsze wychodziło mu coś zdecydowanie bardziej podobnego do kucyka, z nienaturalnie dużą głową, lub do psa po niebezpiecznych eksperymentach), zwierz dystansował się do całego zjawiska dochodząc do wniosku, że zdecydowanie więcej szacunku należy się krowom. Krowa wszak nigdy nie daje się osiodłać, co świadczy o jej dumie i niezależności. Przynajmniej zdaniem zwierza.
Ten wstęp jest konieczny. Konieczny dlatego, że jako istota zdecydowanie zdystansowana do piękna i znaczenia konia zwierz musiał się też nieco zdystansować do filmu ” Czas Wojny” ( zdaniem zwierza przetłumaczenie w ten sposób tytuły ” War Horse” jest jednym z przykładów bardziej kreatywnego podejścia tłumaczenia idealnie przetłumaczalnego tytułu). Jest to bowiem film przeznaczony dla tych których los konia, i jego związku z człowiekiem, obchodzi mniej więcej tak samo jak związek psa z człowiekiem. Jest to też film dla młodzieży i o młodzieży. Zwierz zwykł się naśmiewać, że film powinien mieć tytuł „Koń i jego chłopiec” ale tak naprawdę zdecydowanie lepszym tytułem było by, ” Koń i jego chłopcy”. Oto bowiem bohaterem zdecydowanie jest tu przemykający przez wszystkie niemal zachodnie fronty koń, spotykający na swojej drodze a to chłopca angielskiego, a to niemieckie rodzeństwo, a to francuską dziewczynkę ( konieczny element kobiecy, bo inaczej byłby to film wyłącznie niemal męski). Wszyscy niezależnie od frontu są mili, podobnie przez wojnę poszkodowani – co jest przecież jasne bo to już stara wojna gdzie winni i ofiary są co raz trudniejsze do rozróżnienia, i w przeciwieństwie do II wojny trudno oddzielić dobrych i złych. Co więcej wszyscy mówią ładnie po angielsku co jeszcze bardziej zbliża ich wszystkich do siebie ( i koszmarnie utrudnia oglądanie filmu, bo na froncie trudno się zorientować którzy są którzy). Tym co zaś ma się młodzieży wbić w pamięć to właśnie zło wojny jako takiej i powtarzany jak mantra morał, że wojna każdemu coś zabiera ( nie tylko konia).
Teoretycznie Spielberg chciał nakręcić nieco inny film o I wojnie światowej. Wybór historii konia wydał się zwierzowi paradoksalnie nawet dobrym pomysłem – to właśnie zaskakująca nieprzydatność tych zwierząt w działaniach wojennych, w pełni uświadomiło wojującym, że oto mają do czynienia ze schyłkiem pewnego świata. Niestety z tym – chyba najciekawszym elementem, reżyser rozprawia się jak najszybciej. Oto angielscy szarżujący oficerowie pojawiają się jedynie na chwilę, i znikają nim zdążymy ich dobrze poznać, i w pełni uświadomić sobie jak bardzo zmienił się ich świat w chwili, w której seria karabinu maszynowego rozbiła ich szarżę. Co więcej równie szybko znika z ekranu owa myśl, że nie obserwujemy tylko wojny ale też zmierzch pewnego świata ( być może jest to myśl nieco zbyt poważna dla produkcję dla młodzieży) To zresztą łączy wszystkich bohaterów filmu – którzy jedynie przemykają na drodze konia przez fronty. Nawet główny bohater Albert wydaje się być zdecydowanie mniej ważny od ładnego młodego ogiera ze strzałka na nosie, który jest niezwykle bystry i ma spore szczęście. Może zresztą dobrze, bo jeśli jest w tym filmie beznadziejnie obsadzona rola to jest nią właśnie Jeremy Irvine w roli Alberta. Chłopaka powinniśmy lubić, kibicować mu w oswajaniu konia, a także wtedy kiedy w końcu trafi na wojenny front ( trzeba tu zresztą zaznaczyć, że wstęp filmu jest zdecydowanie za długi). Tymczasem chłopak jest koszmarnie wręcz wkurzający, zamiast mówić wygłasza co chwila egzaltowane mowy, do tego zachowuje ten koszmarny, typowo amerykański optymizm i wiarę w siebie oraz innych. Dzielny, Grzeczny i wytruwały – trzeba mieć dużo talentu by takiego bohatera zagrać tak by widownia naprawdę do polubiła. Irvine zdecydowanie takiego talentu nie ma. I tak zwierz może bez wahania stwierdzić, że koń zdecydowanie zagrał lepiej.
Być może Spielberg był tego świadomy bo film reklamowano przede wszystkim występami Cumberbatcha i Hiddelstona ( trudno się dziwić, bo koń nie udziela wywiadów, i choć prowadzono go po czerwonym dywanie to prezentował się nieco gorzej od angielskich aktorów) – tymczasem obaj panowie – zdecydowanie dobrze wyglądający w mundurach, i świetnie wyglądający na koniach ( choć zwierz odnosi dziwne wrażenie, że mimo zapewnień nie jeździli na nich w każdym ujęciu – bo część z ich szarży jest nakręcona tak by nie widać było twarzy) pojawiają się jak już zwierz wspomniał na chwilkę. Jest to zresztą zdecydowany błąd samej fabuły, która wprowadza dwie bardzo ciekawe postacie tylko po to by się ich pozbyć się ich kilka scen późnej. Nie chodzi nawet o to, że jakieś 90% scen z udziałem Cumberbatcha występuje w trailerze ale o to, że taki zabieg ma sens w książce, ale zupełnie nie sprawdza się w filmie. Być może gdyby obu bohaterów obsadzono mniej znanymi aktorami zwierza by to tak nie uderzyło. Ale dwie najbardziej znane twarze znikają z ekranu w mgnieniu oka.
Tym jednak do czego zwierz ma największy zarzut to fakt, że po pierwsze – film ma tylko jedno możliwe zakończenie – podobnie jak każdy film o Lessie i każdym innym rozdzielonym z dziecięcym bohaterem zwierzęciem – co nieco utrudnia utożsamianie się z koniem i jego chłopcem. Powinniśmy być przejęci ich losem ale z góry wiemy, że nikt nie zafunduje nam historii, w której któryś z nich ginie. Wojna nie wojna są pewne zasady. A po drugie, co chyba ważniejsze – film przyjmuje zupełnie ahistoryczną wizję związków między ludźmi, a zwierzętami. Jedynymi negatywnymi bohaterami filmu są ludzie, którzy zwierzęta – zwłaszcza konie, traktują – jak zwierzęta. Tymczasem tylko z perspektywy ludzi, którzy nigdy nie wykorzystywali konia jako zwierzęcia pracującego, koń jest większym odpowiednikiem psa. Dla wielu jeśli nie prawie wszystkich uczestników I wojny światowej, koń był przede wszystkim zwierzęciem pracującym, do którego nie należało się nadmiernie przywiązywać, nadawać mu imienia, a jego wartość zależała przede wszystkim od przydatności do pracy na roli. Stąd też zwierz przyglądając się całej produkcji cały czas miał niemiłe wrażenie, że autorzy wykazują się przede wszystkim niezrozumieniem dla czasów, w której dzieje się opowiadana historia. To co z punktu widzenia dzisiejszego wydaje się głupota czy zbędnym okrucieństwem, jest po prostu innym postrzeganiem rzeczywistości, szkoda, że ludziom z okresu I wojny dostało się za to, że byli dziećmi swoich czasów. Co ciekawe, wydaje się, że dziś ludzi bardziej niż straceńczy bieg młodych chłopców z okopów przez ziemię niczyją przeraża obraz konia plątającego się w drut kolczasty ( spokojnie scena jego uwalniania jest jedną z najlepszych i najzabawniejszych w całym filmie). Teoretycznie wszystko w porządku – praktycznie, coś się w zwierzu skręca.
Dobra ale co tak właściwie zwierz o filmie myśli? Cóż nie jest to film bardzo zły ( jak twierdzą niektórzy krytycy) – Kamiński rzeczywiście popisał się przepięknymi zdjęciami ( choć pod koniec zdecydowanie przesadził z kolorami – zwierz już widział Przeminęło z Wiatrem), jeśli zaś przyjmiemy, że mamy do czynienia z filmem dla młodzieży ( a chyba jest to założenie zdecydowanie konieczne) to jest to produkcja jak najbardziej strawna. Problem polega jednak na tym, że tego filmu mogło by nie być. Nie przynosi on bowiem, ani żadnej nowej informacji o wojnie, ani nie pokazuje tak naprawdę cierpienia koni na froncie. Nie wnosi też nic nowego do dobrze nam znanej historii o więzi człowieka z ukochanym zwierzęciem. Jedyne co przynosi zwierzowi to przykre rozczarowanie, że nie można już nawet ślepo liczyć, że jeśli pod scenariuszem do czegoś, nawet częściowo podpisze się Richard Curtis to będziemy mieli do czynienia z czymś naprawdę dobrym. A szkoda, bo wydaje się, że można było z tej historii wyciągnąć odrobinę więcej. Gdyby tak pokusić się o kilka scen pokazujących spotkanie starego i nowego wojennego świata, może młodzież zrozumiałaby dlaczego pierwsza wojna zwana była wielką.
Jednak na koniec zwierz musi stwierdzić, że jeśli jesteście wielkimi fanami koni, jeśli należycie do tej grupy która naprawdę uważa, że nie ma piękniejszych boskich stworzeń, wtedy z całą pewnością film wam się spodoba. Jeśli jednak wybieracie się na seans bo podobnie jak zwierz macie słabość do niebieskookich angielskich aktorów to zwierz dobrze radzi byście sobie poczekali na DVD, albo dali sobie spokój z tą produkcją dopóki nie pojawi się w telewizji. Bo przecież nie wypada wychodzić w połowie seansu.? Zwierz musi się jeszcze odnieść do kontrowersji jakie wywołało nominowanie ” Czasu Wojny” do Oscara za najlepszy film. Wielu komentatorów uznało to za marny dowcip. Prawda jest jednak taka, że ta nominacja to prosta konsekwencja faktu, że dziś do nagrody za najlepszy film może startować, aż dziesięć tytułów. Oznacza to, że w stawce znajdzie się trochę filmów dla, których samą nominację traktuje się jako wyróżnienie samo w sobie. I tak jest w przypadku tego filmu – Spielberg jest reżyserem poważanym i lubianym, podjął dobry temat, w odpowiednim momencie wypuścił film do kin ( pod koniec roku), zadbał o ważne przesłanie. Statuetka mu się nie należy, ale Akademia kiwa głową, że aprobuje kierunek.
Ps: Zwierz dowiedział się dziś, że ponoć Artysta – mający największe szanse na zdominowanie tegorocznych Oscarów nie ma jeszcze daty Polskiej premiery – jest to jedna z tych rzeczy, które sprawiają, że zwierz rozważa kulturalną emigrację.