?
Hej
Na dzisiejszy wpis złożyło się kilka czynników – jak z resztą zwykle ( w tym jeden ważny fakt, że zwierz uczył się do egzaminu i nie miał czasu wymyślić nic super mądrego). Tak więc zacznijmy od inspiracji najbardziej podstawowej – zwierz obejrzał wczoraj po raz kolejny „Królową” film opowiadający o działaniach rodziny królewskiej i premiera Wielkiej Brytanii w tygodniu pomiędzy śmiercią księżnej Diany a jej pogrzebem. Film choć ogląda się go znakomicie ( świetna rola Helen Mirren) jest jednak przede wszystkim bardziej zbiorem wymysłów i domysłów niż jakimkolwiek zapisem realnych wydarzeń. Owa projekcja zupełnie niewinnie zbiegła się z premierą filmu o Margaret Thatcher na zachodzie i premierą filmu Moneyball w Polsce. Jeśli jeszcze do tego doda się pierwszą konferencję prasową poświęconą planowanemu przez Wajdę filmowi o Wałęsie nie trudno dostrzec tu pewien trend. Otóż wszystkie wymienione przez zwierza filmy opowiadają o ludziach którzy jeszcze żyją.
Zwierz nie chce bynajmniej analizować dziś trendu kręcenia filmów opartych na faktach. Poza tym, że zwierz już to kiedyś zrobił, zjawisko które chce opisać właściwie z faktami niewiele ma wspólnego. Tym co bowiem go fascynuje jest niezwykle ostatnio popularny trend kręcenia filmów o ludziach którzy potem mogą ( choć nie muszą, a jeszcze częściej nie chcą) pojawić się na premierze własnego filmu. Zwierz zdaje sobie sprawę, że kręcenie filmów o ludziach znanych nie jest nowym trendem, ale jednak dotychczas obowiązywało kilka zasad – pierwsza, to że kręcono filmy przede wszystkim o ludziach martwych, druga jeśli kręcono o osobach żywych to o takich które już w pewien sposób zakończyły swoją karierę lub też ich historia ma istotną powszechnie znaną puentę, trzecia w końcu zasada mówiła że jeśli chce się nakręcić film prawie oparty na faktach to zamiast męczyć się z realnymi ludźmi wystarczy pozmieniać kilka imion i nazwisk. Wydaje się, jednak że ostatnio utraciliśmy cierpliwość – triumfujące ostatnio na ekranach Social Network zaprzecza wszystkim tym zasadom opowiadając historię jak najbardziej żyjących i dobrze prosperujących młodych ludzi, których historia daleka jest jeszcze od końca.
Ale Social Network można uznać raczej za znak czasów niż za pojedynczy wyjątek. Przecież na tym samym rozdaniu Oscarów film Finchera konkurował z filmem 127 godzin – tu mamy do czynienia z jeszcze ciekawszą sytuacją bo film nie tyle opowiada historię co odgrywa zapis z kamery – nie mniej jednak ponownie mamy do czynienia z jak najbardziej realną postacią – choć akurat w tym przypadku niecierpliwość jest zrozumiała. Bohater z beznadziejnej sytuacji już się wydostał i raczej nie ma szansy by po raz kolejny wpakował sobie rękę pod wielki głaz ( choć kto go tam wie). Nie mniej jeśli rzucimy okiem na ostatnie kilka lat filmów w których aktorzy odgrywali żywych ludzi – Temple Gardin mogła się osobiście pojawić na gali rozdania złotych globów na której Claire Danes odbierała nagrodę za zagranie jej w serialu HBO, kilka lat wcześniej Erin Brockovich zagrała malutka rólkę w filmie w którym ją sama grała Julia Roberts, z kolei jamie Foxx grający szalonego wiolonczelistę w filmie Solista miał okazję poznać prawdziwego zdolnego muzyka który przez chorobę umysłową wylądował na ulicy. Czy ktoś jeszcze pamięta rok w którym Larry flint pojawił się na gali rozdania Oscarów by osobiście kibicować filmowi Skandalista Larry Flint nominowanemu w kilku kategoriach? Jednak w przypadku wszystkich tych historii – nawet jeśli wydarzyły się naprawdę niedawno dość istotny jest fakt – ludzie o których nakręcono te wszystkie filmy wydawali się nie tylko zadowoleni z faktu, ale też skłonni do współpracy.
Tymczasem kręci się całkiem sporo filmów o ludziach którzy wcale nie wyrażali zgody na to by znaleźć się na ekranie – przynajmniej nie w roli bohatera opowiadanej historii – los taki najczęściej spotyka polityków – W Oliviera Stone pokazywało Georga Busha jako totalnego kretyna – i nawet jeśli to zdanie podziela nie jeden obserwator polityki stanów zjednoczonych to jednak co innego mieć negatywne zdanie o polityku a co innego kręcić film o człowieku. Podobnie z bardzo lubianą przez zwierza Królową czy z Władcami Świata – o ile jeszcze zwierz może przyjąć, ze Królowa ma z racji wykonywanego zawód z góry przechlapane o tyle dość powiedzmy sobie szczerze mocno dopowiedziany portret Blaira ( w obu filmach) wydaje się zwierzowi daleko idącym nadużyciem. Tu jednak mamy do czynienia z osobami bardzo publicznymi, które choć zwierzowi wydaje się to nie takie oczywiste, powinny się liczyć z tym, że wcześniej czy później mogą stać się podmiotami fikcji w takim samym stopniu jak informacji. O tym, że wszyscy uznają taką sytuację za w dużym stopniu normalną świadczyć może chociażby fakt, że premiery kolejnych filmów o wciąż jeszcze żyjących postaciach ze świata polityki bardzo często pozostają bez komentarza ze strony ich bohaterów – co prawda nie dawno sekretarz Margaret Thatcher wściekł się twierdzą, że w filmie o byłej pani premier jest mnóstwo scen które nigdy nie mogły mieć miejsca, oraz że Thatcher bardzo rzadko chodziła w chustce na głowie ale wszystkie te zastrzeżenia nie wiążą się ze stwierdzeniem, że film nie powinien powstać. Gorzej jednak kiedy niechętnie do opowiadanej o nich historii odnoszą się osoby prywatne – co prawda Zuckenberg ostatecznie pochwalił film na swój temat jednak trzeba stwierdzić, że najpierw odczekał na reakcje krytyki. Z kolei we wspomnianym wcześniej filmie Moneyball z duetu odpowiedzialnego za sukces drużyny baseballowej czyli właściciela klubu i jego znającego sę na matematyce pomocnika jedynie ten pierwszy zgodził się by jego życie stało się podstawą filmu ( może dowiedział się że zagra go Brad Pitt) drugi zaś wyraził sprzeciw. Skutek jest taki, że w tym opartym na fakcie filmie druga postać jest w dużym stopniu wymyślona by nie opisywać osoby istniejącej. Nie zmienia to jednak faktu, że historia staje się przez to koszmarnie wręcz wypaczona.
Tym jednak co budzi zainteresowanie zwierza to raczej sam pomysł by stawiać aktorów przed zadaniem grania ludzi żyjących – jak już zwierz wpisał w swoim wpisie sprzed kilku dni współczesne kino pozwala na niemal całkowitą transformację aktora w inna osobę, więcej sami aktorzy chyba nawet lubią wcielać się w osoby z którymi mogą się osobiście spotkać – trzeba przyznać, że odtworzyć kogoś jest zdecydowanie łatwiej niż stworzyć od początku. Nie zmienia to jednak dość mieszanych uczuć zwierza wiążących się z tak szybkim przenoszeniem wydarzeń ze świata realnego do krainy fikcji. Po pierwsze zastępuje się twarze prawdziwych ludzi twarzami aktorów – co wiele zmienia – choćby w Królowej – Helen Mirren może się bardzo starać ale jednak nie jest królową Elżbietą – patrząc na nią patrzymy na twarz aktorki. O ile jeszcze w przypadku Królowej nie robi to wielkiej różnicy to kiedy zupełnie przeciętnie wyglądającą kobietę czy mężczyznę zastępuje hollywoodzka gwiazda może to wpłynąć na naszą ocenę bohaterów. Nie ukrywajmy dobrze wyglądający ludzie osiągający wielki sukces są przez nas postrzegani zupełnie inaczej niż jakiś pan z łysiną i brzuszkiem który właśnie zasłużył na podwyżkę. Lubimy naszych bohaterów ładnymi nie prawdziwymi.
Co więcej oglądając ją w filmie w którym pojawiają się jak najbardziej realne fragmenty filmów tracimy jasność percepcji. Zaczyna nam się wydawać, że tak było naprawdę – że widzimy raczej przeszłość odegrana niż zagraną . I w sumie zdaniem zwierza jest największa pułapka. Bo przecież nasza fascynacja tymi niedawnymi wydarzeniami wynika z naszej fascynacji nie fikcją ale tym co naprawdę się wydarzyło. Żyjemy w świecie w którym nie chcemy niczego przegapić i naprawdę nienawidzimy kiedy coś dzieje się za naszymi plecami ( czytajcie nie na forum prywatnym). Nie wiemy co się działo przez tydzień z rodziną królewską? Nakręćmy film oparty na domysłach, nie było nas wtedy kiedy Mark Zuckerberg rzucony przez dziewczynę zaczął zakładać facebooka? Dlaczego mamy sobie wyobrażać jak to wyglądało – odegrajmy te sceny z małej sypialni w akademiku przy Harvardzie by móc być świadkiem historii. Niczego nie chcemy przegapić, niczego nie chcemy się domyślać. Jesteśmy trochę jak kot który zawsze chce być po drugiej stronie drzwi.
Oczywiście jest w tym pułapka – przecież wszystkie te dopowiedziane historie to fikcja taka sama jak każda inna. Nawet jeśli rozegrana w realiach epoki i z aktorami idealnie przypominającymi tych o których chcemy dowiedzieć się więcej. Co ciekawe ten typ filmów zmienia nasz sposób postrzegania zupełnie realnych osób. I to chyba jest najbardziej niebezpieczne. Wyobraźcie sobie co będzie kiedy Wajda nakręci swój film o Wałęsie. Ilu z widzów przejmie jego wizję? Ilu będzie bazowało swoją opinię w oparciu o to co w filmie zostało dopowiedziane? Zwierz nie wątpi że dla wielu widzów zwłaszcza tych którzy opisywanych wydarzeń nie pamiętają lub pamiętają je bardzo średnio przekaz filmowy może wiele zmienić. co to oznacza w praktyce – cóż coś lekko przerażającego – publiczny wizerunek zamienia się w czyjąś własność. Reżyser i scenarzysta biorą czyjąś tożsamość, imię nazwisko i historię ale dostosowują ją do własnych celów. Nie zawsze oczywiście oznacza to coś złego – zwierz po Social Network polubi Zuckenberga ale nie ma wątpliwości że mógłby też zapałać do niego nienawiścią gdyby ów film został inaczej nakręcony. Chyba najlepszym przykładem jest film Dług – nawet jeśli nie opowiadał z pedantyczną dokładnością historii dwóch mężczyzn stojących na skraju wytrzymałości, to zmienił sposób postrzegania ich czynu do tego stopnia, że odbiło się to na postępowaniu w ich sprawie. I nawet jeśli zgodzimy się, że dobrze się stało to pokazuje to jaką siłę ma mimo wszystko fikcja w naszym postrzeganiu zupełnie realnych osób i zdarzeń. Zwróćcie uwagę, że dużo gorszy filmowo Lincz nie miał takiej siły przebicia. Z daniem zwierza to dowodzi jednak tylko jakości filmu Dług ale nie wiele nam mówi tak naprawdę o winie jego bohaterów.
Zwierz nie chce być jakoś szczególnie snobistyczny, czy potępiający – wszak większość wymienionych tu filmów obejrzał więc nie jemu rzucać kamieniem. Nie mniej wydaje mu się to dość ciekawe, że w czasach w których by umieścić oceny studentów na stronie internetowej trzeba się zasłaniać Peselem albo prosić o przetwarzanie danych osobowych, można zabierać ludziom twarze i wkładać w ich usta słowa które samemu się napisało. Zwierz musi powiedzieć, że zdecydowanie woli starą grzeczną drogę – albo wykorzystać inne imiona i bardzo podobne okoliczności albo co zwierz ogólnie uważa za najlepsze wyjście poczekać aż umrą. Bo tak jak nikt nie powinien być na swoim pogrzebie tak nikt nie powinien się pojawiać na premierze filmu o nim samym. Takie jest zdanie zwierza. A teraz zwierz wraca do uczenia się psychologii na szalony test który ma dziś.?
?