Hej Dziś zwierz musi przeprosić swoich stałych czytelników za to, ze będzie pisał o serialu nie tłumacząc dokładnie o co w nim chodzi. Oto bowiem chodzi wcale nie o jeden serial i nie o jeden odcinek ale o bardzo szeroki zestaw problemów. Ale zacznijmy może nie od samego odcinku tylko od reakcji fanów. Oto po wtorkowym odcinku serialu Glee - opowiadającym o grupie uczniów liceum którzy razem śpiewają w chórze szkolnym ( serial łączy elementy dość normalnej fabuły obyczajowej z musicalem) fani serialu podzielili się równiutko na dwie grupy. Jedna z nich była przekonana że widziała odcinek równie piękny i dobry jak tęcza i jednorożce, druga że zobaczyła kolejny przykład hipokryzji współczesnej telewizji. Ale nie obawiajcie się ten podział wśród widzów to zjawisko jak najbardziej pozytywne. Dlaczego? No dobra czas wytłumaczyć o co chodzi Oto Glee oprócz serialu o szkolnym chórze jest też serialem o wszelkiego rodzaju problemach społecznych jakie trawią Amerykę, w tym problemie złego traktowania homoseksualnej młodzieży w szkole. Stąd też jednym z ważniejszych postaci serialu jest Kurt będący jedynym otwarcie homoseksualnym uczniem w szkole, który po dwóch sezonach samotnego cierpienia za miliony dostał bardzo sympatycznego i miłego chłopaka. Kurt i Blaine podobnie jak bardzo wiele gejowskich par w telewizji zachowywali się grzeczniej niż pobożna para ze szkoły katolickiej. Jak zwykle w tych przypadkach pocałunki i trzymanie się za ręce to mniej więcej szczyt tego czego może się spodziewać widownia. Ale Glee to serial postępowy - scenarzysta zdecydował, że związek trwa już na tyle długo że musi zostać skonsumowany, a że jest to wydarzenie ważne to trzeba rozważaniom nad tym poświęcić cały odcinek. I tu właśnie pojawia się kontrowersja wśród widowni. Otóż część widowni zgodnie stwierdziła że to wyraz postępu i że cały odcinek był piękny, łącznie z samymi scenami zbliżenia, zaś część widowni stwierdziła że to pic na wodę i jedna wielka ściema, i że pięknie gadać o romantycznych uczuciach ale tak naprawdę nic nie pokazano i jak zwykle potraktowano kwestie homoseksualne tak by absolutnie nikt nie przestał oglądać show. Zwierz nie będzie ferował tu żadnych wyroków ( odcinek nie zrobił na najmniejszego wrażenia - wręcz przeciwnie sprawiał wrażenie wydumanego i muzycznie bardzo słabego) ale chce się przez chwilę przyjrzeć argumentom obu stron. Zacznijmy od tych którzy wierzą w jednorożce. Trzeba im rzeczywiście przyznać, że poruszony w Glee temat jest elementem małej rewolucji -choć dziś żaden szanujący show nie obędzie się bez pary homoseksualnej to jednak wszyscy oni, są raczej ostatnią ostoją romantyzmu. O ile pary damsko męskie zmieniają się jak w kalejdoskopie o tyle w przypadku par jednopłciowych mamy do czynienia z zaskakującą wiernością, która nader często prowadzi do ołtarza. Oczywiście zwierz pisze tu jedynie o tych show które nadają amerykańskie stacje ogólnokrajowe. O ile w przypadku kontaktów damsko-męskich kablówka dostarcza amerykanom więcej nagości ( powiedzmy sobie szczerze ZDECYDOWANIE WIĘCEJ) o tyle w przypadku par homoseksualnych fundują nam nie tylko jakąkolwiek nagość ale też zupełnie inną wizję związków - ktokolwiek widział L World czy Queer as Folk wie, że romantyczna wizja z seriali popularnych zupełnie mija się z tą zaprezentowaną w telewizji kablowej. Nie mniej trzeba przyznać, że biorąc pod uwagę iż wciąż jest w telewizji kilka show gdzie pary homoseksualne traktuje się jak pary aseksualne ( widzowie Modern Family musieli wręcz prosić scenarzystów by homoseksualne małżeństwo z ich serialu się pocałowało i czy ktoś jeszcze pamięta że w Will and Grace które było przełomowe randkowała głównie Grace podczas gdy Will pozostawał niemal zawsze wolny?) wprowadzenie takiego wątku i to do serialu dla młodzieży ( zwierz zastanawia się w ilu protestanckich szkołach Glee jest większym diabłem niż Harry Potter) możemy uznać za dość przełomowe, zwłaszcza że jak już zwierz wspomniał serial z muzycznego show co raz bardziej skręca w kierunku serialu edukacyjnego dla młodzieży. Ale tu dochodzi do głosu druga strona zwierza ( wspierana przez wielu fanów). Otóż zwierz nie może się oprzeć wrażeniu, że poświęcenie parze młodych homoseksualnych chłopaków odcinka w którym obaj są koszmarnie romantyczni i twierdzą że mają jeszcze mnóstwo czasu i cały czas gadają li tylko i wyłącznie o uczuciach to owa próba sprowadzenia związków homoseksualnych do tych samych relacji co heteroseksualnych. W jedynej książce jaką zwierz przeczytał na temat queeru powiła się dość z resztą zdaniem zwierza słuszna teoria że w okresie walki o prawa mniejszości seksualnych starano się podkreślać wszystkie możliwe podobieństwa między związkami gejowskimi i hetero. Wszystko po to by ludzie wcześniej uprzedzeni do gejów czy lesbijek przestali się ich bać i odmiennie traktować. Owa polityka doprowadziła do marginalizacji tej części społeczności gejowskiej która nie pasowała do tych schematów żyjąc w świecie gdzie relacje układają się zupełnie inaczej. I tak walka z dyskryminacją doprowadziła do podwójnej dyskryminacji pewnych grup mniejszości. Zwierz nie podejrzewa by twórcy serialu Glee stali po jakiejkolwiek stronie sporu w kwestiach queer, zwierz nie sądzi by większości widzów ( głównie nastolatki) zdawała sobie sprawę z istnienia takiej dyscypliny naukowej. Ale pojawiające się wobec twórców pretensje że " bujać to my ale nie nas" i że to w prawdziwym życiu tak nie wygląda wskazują, że widzowie ( może podskórnie) czują, że stara się im sprzedać wizję ugrzecznioną jeśli nie zupełnie nie realną. Oczywiście ich oburzenie równie dobrze może wynikać z faktu, że nie był to najlepszy odcinek Glee jaki zwierz widział ( ogólnie Glee strasznie się zepsuło, mimo że pierwsze odcinki 3 serii były całkiem niezłe) Zwierz się rozpisał po teorie queerowe sięgnął i cały czas tak pisząc myślał sobie jaki świat jest ciekawy. W stanach zjednoczonych wprowadzenie gejowskich bohaterów do seriali młodzieżowych zawsze jest ujęte w formie problemu - albo z ujawnieniem się, albo z samoakceptacją, w każdym razie zawsze są to postacie które wiążą się z jakąś "sprawą". Tymczasem w Doktorze Who ( myśleliście że dziś zwierz wam daruje?) serialu kierowanym zdaniem BBC do dzieci pojawia się i to na dłuższą chwilę postać o której jest jasno powiedziane że sypia ze wszystkim co ma kod pocztowy. I nawet jeśli postać ta jedynie flirtuje ze wszystkim co się rusza to jednak fakt, że nie załatwia żadnego społecznego problemu jest niezwykle odświeżający ( zwierz wie ze nie powinien porównać wszystkich programów do Dr. Who ale nie może się powstrzymać). Ps: Zwierz zaczyna wierzyć w swoją moc sprawczą - kiedy dowiedział się że Oscary ma prowadzić Eddie Murphy zwierz zażyczył sobie w myślach by go jednak odwołano. I proszę. Wczoraj zrezygnował producent gali, dziś Murphy. Zwierz jest przekonany, że to siła myślenia zwierza. Ps2: A tak naprawdę zwierz przede wszystkim się zastanawia się nad jedną niezwykle ważną sprawą - kiedy uczniowie szkoły w której rozgrywa się Glee chodzą na lekcje? Jeśli mają czas wystawiać co wieczór całe West Side Story, chodzić do gejowskich klubów, spędzać mnóstwo czasu na głębokich rozmowach i piciu kawy. Serio czy nikt kto pisze seriale o młodzieży nie pamięta że w szkole wszelkie dramaty życiowe i wszelkie marzenia muszą się spotkać z poniedziałkową pracą domową. Zwierz chętnie by zobaczył show gdzie bohaterowie muszą od czasu do czasu odrobić prace domowe. To było by naprawdę dramatyczne!????