Hej
Tak się w naszym kraju przyjęło że nic nie jest dobrze. W niektórych kwestiach nic nie jest dobrze od zawsze, w innych kiedyś było dobrze ale teraz jest źle, a w jeszcze innych istnieje po prostu krajowy obowiązek mówienia że jest źle nawet jak jest co raz lepiej. I bynajmniej zwierz nie mówi o polityce ( zwierz ostatnio dochodzi do wniosku że trzeba czynić takie zastrzeżenia). Owo przekonanie o całkowitym upadku wszystkiego towarzyszy nam na tyle długo, że zasadniczo rzecz biorąc zwierz niekiedy sam się dziwi, że jeszcze trwamy. Nic nie daje jednak tak radosnej okazji do narzekania jak początek lata kiedy mają miejsca dwa wydarzenia które przypominają nam że nic w tym kraju nie jest takie jak być powinno. Festiwal Filmów fabularnych w Gdyni i Festiwal w Opolu.
Zacznijmy od Gdyni która od kilku lat przeżywa kłopoty dość kuriozalne. Najpierw problemem był fakt, że nie było dobrych Polskich filmów. Dlaczego ich nie było to już kwestia wielokrotnie przerabiana. Zwierz zadowoli się jak na razie refleksją że był to wynik dość przykrej korelacji braku pieniędzy, inwencji i talentu zaangażowanych w jeden projekt. No i może zmiana ustroju miała na to zaskakująco negatywny wpływ. Najwyraźniej demokracja i dobra kinematografia to za dużo jak na nasz kraj. Potem sam festiwal zaczął robić się równie zły jak polskie filmy dopuszczając do konkurencji wszystkie wyprodukowane w Polsce filmy – co sprawiło że startowały produkcje zupełnie się do takiego festiwalu nie nadające ( prawdę powiedziawszy do niczego się nie nadające). No i jeszcze samo jury dodawało ciekawego smaku nagradzając filmy a potem oficjalnie się ze swoją decyzją nie zgadzając ( jury z rozdwojeniem jaźni nie zdarza się na każdym festiwalu). Innymi słowy przez ostatnie kilka lat ludzie odpowiedzialni za festiwal w Gdyni robili wszystko by Złote Lwy były nagrodą mało ważną za równo dla twórców jak i dla widzów.
Wydawało się jednak że w tym roku gdy festiwal zamieniono w dość ścisły konkurs ( pokazano zaledwie 12 filmów) coś się ruszy. I się ruszyło. Pokazano filmy może nie wybitne ale z całą pewnością budzące nadzieje, że będzie lepiej. Dawno już zwierz nie czytał tak pochlebnych głosów krytyki której zazwyczaj nic się nie podoba. Wydawało się więc, że wszystko będzie lepiej wbrew zasadzie, że wszystko jest źle. Do czasu kiedy jury ogłosiło, że wygrywa Essential Killing. I znów okazało się że jest źle bo autor filmu ani sam film Gdyńskiej nagrody nie potrzebował. Co więcej naradzanie filmu już wielokrotnie nagrodzonego i polskiego jedynie z nazwy bo już nie z produkcji ( film jest bardzo szeroka koprodukcją więc nazwanie go filmem Polskim jest pewną przesadą) wydało się pozbawieniem jakiegoś nowego wysoko ocenianego filmu nagrody która zapewniła by mu zainteresowanie i co najważniejsze dystrybucję. Tymczasem nie dość że film Skolimowskiego w kinach już był to jeszcze zabrał nagrodę która z punktu widzenia wyróżnienia w Wenecji nie bardzo się liczy. I tak festiwal który mógł coś zmienić w sumie nie zmienił niczego. Zapewne okaże się że wychwalane przez krytyków filmy radośnie ominą ekrany. Czyli będzie po staremu.
Ale jeśli Gdynia to przykład na zjawisko mogło być lepiej ale nadal jest źle to Opole to idealny przykład krajowego było dobrze ale nie jest. Nie od kilku ale od co najmniej kilkunastu lat TVP nie ma zielonego pomysłu co z Opolem zrobić. No bo rzeczywiście festiwal piosenki krajowej to pomysł popkulturalnie zapóźniony. Co więcej organizowany przez kilka lat przez Polsat festiwal Top Trendy, który spełnia role co rocznego podsumowania najlepiej sprzedających się wokalistów krajowych właściwie załatwia sprawę jeśli chodzi o zapotrzebowanie na festiwale polskich twórców. TVP tedy kombinuje jak by tu przyciągnąć widza do ekranu skoro nie można go już przyciągnąć niczym nowym. Przyciąga się więc starym w imię zasady że kiedyś wszystko było lepsze ( choć akurat jeśli chodzi o Polską piosenkę to zasada się nawet sprawdza). I rzeczywiście – czy ktoś nie posłuchałby sobie jeszcze raz piosenek Demarczyk – i to przed 1 w nocy czyli godziną dla inteligenta. Szkoda tylko że zdecydowanie lepiej wypadały i będą wypadać w wykonaniu Demarczyk ( można sobie znaleźć na youtubie) niż nieudolnie naśladujących ją Polskich gwiazd.
Ale naśladowanie to motyw przewodni Opola ostatnich lat. Wszyscy naśladują wszystkich – artystów którzy kiedyś osiągnęli sukces, siebie samych przed kilku lat albo artystów zagranicznych. Wczorajszy koncert na 15 lecie Telexpressu ( jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało) udowodnił że to ostatnie wypada szczególnie smutno. Otóż polscy artyści sprawdzający się nawet kiedy śpiewają własne piosenki ( choć niestety próba wciągnięcia do śpiewania publiczności dowodzi na niską popularność ich hitów) nie powinni nigdy śpiewać po angielsku. Pomijając fakt że wypada to żenująco językowo ( cóż angielski język podły i trzeba go znać bardzo dobrze by nie śpiewać i mówić ze strasznym akcentem) to jeszcze piosenkarka Blue Caffe śpiewające przebój Rolling Stonsów na festiwalu polskiej piosenki brzmi jak bardzo średni dowcip. Zwierz nie jest jednym z tych szalonych językoznawców ale zawsze wydaje mu się że im mniej angielskiego na festiwalu polskiej piosenki tym lepiej.
Niestety o ile Gdynia w tym roku dała nam jakieś szanse na to że może być lepiej ( choć zgodnie z zasadą nadal nie jest) o tyle niestety Opole utwierdza w przekonaniu że dobrze już było. Choć może nie powinniśmy być tak surowi. W sumie czego mamy się spodziewać po takim festiwalu który nadaje publiczna telewizja i który najprawdopodobniej oglądają tylko ci którzy kupili bilety do amfiteatru albo ci którym paraliż uniemożliwił przełączne na inny program ( ok zwierz widział kawałek a nie jest w żadnej z tych kategorii). Nie mniej zwierz nadal twierdzi że nawet najbardziej obciachowe Opole nie jest tak obciachowe jak festiwal piosenki w San Remo. Może po prostu każdy kraj potrzebuje takiego festiwalu piosenki, którego mógłby się potem wstydzić.
I tu wracamy do głównego problemu. Narzekamy na nasze wydarzenia kulturalne tak powszechnie jakby tylko one były cieniem swojej dawnej świetności. Tymczasem kryzys przeżywa obecnie sama formuła festiwalu. Narzeka się że w Wenecji nic dobrego nie pokazano ( a to najstarszy filmowy festiwal na świecie), niektórzy zastanawiają się czy najlepszym elementem tamtejszego biennale sztuki współczesnej nie są przekornie wywieszone obrazy Tintoretta. Innymi słowy nasza Gdynia i nasze Opole to nie nasz Polski problem. To problem całego świata w którym zawsze lepiej już było. Choć nigdy tak źle jak u nas.
Ps: Tekst zawiera duże ilości ironii.