Hej
W nomenklaturze blogerskiej istnieje takie określenie jak „dary losu”, to wszystko to, co wypada na blogera ze skrzynki pocztowej i mailowej lub zostaje dostarczone pod nos przez kuriera. Dary losu oznaczają, bowiem to, czego bloger nie kupił a dostał z samego tylko faktu bycia blogerem. Wasz zwierz podobnie jak wielu blogerów nie jest szczególnie takimi podarkami obsypywany, głównie, dlatego, że przysłanie zwierzowi alkoholu, może co najwyżej sprawić, że wpis o serialach będzie się pisało lepiej, co nie do końca leży w interesie dystrybutora trunku. Nie mniej od czasu do czasu dar losu jest prawdziwym prezentem. tak było kilka dni temu kiedy na zwierza ze skrzynki pocztowej wypadła książka. Dokładniej „Zakazane Imperium” Nelsona Johsona. Książka, której zwierz nigdy by sobie nie kupił. I popełniłby błąd. Na całe szczęście wydawnictwo Muza postanowiło ów błąd za zwierza skorygować.
Ponieważ książka ma zdecydowanie więcej wspólnego z miastem niż z serialem, zwierz postanowił, że dziś ilustracjami będzie kilka pocztówek z Atlantic city z różnych okresów istnienia miasta.
Zacznijmy od tego, że zwierz dostał wydanie recenzenckie (z taką szpanerską białą okładką i klątwą rzuconą na każdego, kto książkę próbowałby odsprzedać), na którym widnieje data premiery książki 9 października. Zdaniem zwierza powinniście zapisać sobie tą datę w kajeciku (to tak zupełnie przy okazji urodziny zwierza) by wiedzieć, kiedy wybrać się na mało stresujący spacer do księgarni. Bo zakazane Imperium to zdecydowanie książka warta przeczytania. Zwierz wie, co pomyślicie – Zakazane Imperium to przecież tytuł serialu, a książki powstające w oparciu czy w związku z serialami rzadko dają się czytać. Powiedzmy sobie szczerze najczęściej zupełnie nie dają się czytać, bo są źle napisane, nieinteresujące i pojawiają się na naszym rynku wyłącznie, dlatego, że ktoś chce zarobić na czytelnikach gotowych rzucić się na jakąkolwiek publikację związaną z serialem czy filmem. Zwierz osobiście bardzo takich wydawnictw nie lubi, bo ma wrażenie, że wykorzystuje się biednych widzów, którzy w przerwach pomiędzy sezonami są na głodzie i naprawdę mogliby przeczytać nawet książkę kucharską gdyby była podpisana imieniem ich ulubionego bohatera filmowego (no może z wyjątkiem fanów Hannibala.)
Przypadek Zakazanego Imperium jest jednak nieco inny. Książka powstała przed serialem dokładniej w 2002 roku i co ciekawe wcale nie jest powieścią. Nelson Johnson napisał, bowiem książkę o mieście – dokładniej o Atlantic City. Co więcej znany z serialu Nucky Thompson nie jest nawet głównym bohaterem całej historii. Bohaterem jest, bowiem samo miasto – obserwujemy jak powstaje, jak wzdłuż promenady rosną luksusowe hotele a przestępcy doskonale radzą sobie z rządzeniem miastem. Jednocześnie książka jest doskonałą przechadzką po historii społecznej i obyczajowej Stanów zjednoczonych -w historii miasta doskonale odbijają się kolejne problemy, przemiany społeczne, trendy. Do tego dla czytelnia europejskiego jest to możliwość nieco innego spojrzenia na Stany Zjednoczone. Historia Atlantic City nie jest historią niekończącego się pasma sukcesów – wręcz przeciwnie – obserwujemy jak miasto rośnie by upaść i znaleźć się na krawędzi zupełnej ruiny. Dziś, gdy obserwujemy (przynajmniej na odległość) upadek Detroit historia Atlantic City staje się jeszcze ciekawsza i bardziej pouczająca. Sama historia Nucky’ego jest jedynie drobnym fragmentem tej cienkiej (nie całe 300 stron, co czyni z książki lekturę na jeden bardzo miły wieczór), ale pełnej faktów książki. Fragmentem, który jak zdradzają we wstępie scenarzyści stał się podstawą do stworzenia serialu.
Książka ma swój urok także, dlatego, że stara się opowiedzieć całą historię przez pryzmat ważnych dla miasta ludzi i ich poczynań, i choć nie stroni od przypisów (zwierz wie, że nie wszyscy je lubią, ale serce historyka rozmiękcza się ilekroć widzi małą cyferkę na końcu zdania) znajdzie się tam też kilka scenek obyczajowych, które doskonale wprowadzają w nastrój każdego z rozdziałów i sprawiają, że zaczynamy wyraźnie widzieć miasto i jego mieszkańców. Nie jest to może wielka literatura, ale dzięki temu mamy bardziej poczucie, że czytamy notatki do nienapisanej powieści, niż książkę stricte historyczną (nawet sam zwierz nie przepada za takimi książkami, choć być może, dlatego, że przez lata musiał je czytać nie dla przyjemności, lecz z przymusu) Do tego, zdecydowanym plusem książki jest fakt, że wcale nie trzeba do jej lektury znać czy nawet lubić serial HBO. Mimo, że wszystko wskazuje na to, że komercyjna okładka książki posłuży się dobrze znanymi grafikami HBO to jednak sama książka jest bytem oddzielnym i bardzo ciekawym. Zwłaszcza, że wciąż żyjemy w przekonaniu (błędnym!), że dzięki naszej partycypacji w amerykańskiej kulturze popularnej rozumiemy czy znamy Stany Zjednoczone. W istocie jedna o tym dziwnym, pełnym sprzeczności kraju nadal wiemy bardzo niewiele. I warto czasem dowiedzieć się więcej.
Zakazane Imperium wpisuje się zresztą w bardzo ciekawy trend publikowania książek historycznych, które dzięki związkom z programami telewizyjnymi budzą zainteresowanie szerszej niż zazwyczaj grupy czytelników. Jeśli zwierz miałby wskazać podobną publikację to poleciłby wam Mad Men Ubuttoned: A Rop Through 1960 America (Natashy Vargas-Cooper), bardzo sympatycznie napisaną książkę o tym, jakie były lata 60 w społeczeństwie i w świecie reklamy. Doskonale nadaje się ta pozycja by połączyć przyjemność oglądania serialu ze wzbogacaniem naszej wiedzy na temat zawsze fascynującej historii społecznej. Niestety książka nie wyszła po Polsku, choć zwierz dostał ją a kraju w jednej z amerykańskich księgarni. Gdyby udało się wam ją znaleźć (bądź może zakupić w formie ebooka) to zwierz także poleca, zwłaszcza tym, którzy dali się złapać w pułapkę tęsknoty za starymi dobrymi czasami. Dobrze jest sobie przypomnieć, że podrasowana rzeczywistość serialu nie do końca zbiega się z realiami epoki. I choć meble były wtedy ładniejsze, to sam świat aż tak piękny nie był.
Widzicie zwierz uważa, że jednym z najciekawszych aspektów oglądania seriali, jest możliwość przyjrzenia się innym społeczeństwom – co prawda w wyidealizowanej lub lekko zniekształconej formie, ale jednak. W końcu nikt, kto ma styczność z amerykańską kulturą popularną nie zadaje pytań o tradycje obchodzenia Święta Dziękczynienia, nie dziwi go fakt, że młodzi ludzie opuszczają dom by udać się na studia wyższe i z rzadka doń wracają a nawet może się całkiem nieźle orientować w sytuacji amerykańskiej służbie zdrowia i bezdusznych zakamarków ichniego systemu ubezpieczeń. Jeśli do tego doda się całkiem przystępną lekturę dodającą do fikcji trochę faktów, nazwisk i dat, można nie wychodząc z kręgu kultury popularnej zdobyć trochę wiedzy o świecie. Bo nie zależnie od tego, co się mówi, oglądanie seriali może być niesłychanie kształcące, wystarczy jedynie zachować ciekawość świata. Bez niej nawet czytanie arcydzieł literatury niewiele nam powie o innych ludziach. To taki komentarz na marginesie, bo zwierz często spotyka się z niezbyt pochlebnymi opiniami na temat oglądania seriali zaś stwierdzenie, że czyta się książkę jakoś z nimi związaną często kończy się konstatacją, ze zapewne zwierz poświęca czas na coś bezwartościowego. Tymczasem póki jest w nas ciekawość, póki nic, co robimy nie jest bezwartościowe.
Ps: Ilekroć zwierz dostaje coś do recenzowania strasznie się boi, że będzie musiał napisać coś niepochlebnego, nawet nie wiecie, jaka to ulga, kiedy przesłana książka okazuje się ciekawa.
Ps2: Dziś zwierz wita w Warszawie zespół Top Gear (to znaczy nie dosłownie bo jakoś nie został zaproszony do loży VIP) ale obiecuje wam donieść jak się bawił na imprezie oglądanej z bardzo wysokiej perspektywy :)