Hej
Nie tak dawno temu (będzie ze dwa dni) w czasie towarzyskiej konwersacji zadano zwierzowi doskonałe pytanie. Doskonałe pytania zdarzają się rzadko, więc zwierz naprawdę się ucieszył. Pytanie brzmi pozornie prosto. Czy uważa zwierz jakikolwiek z oglądanych przez siebie filmów za idealny, taki w którym nie chciałby niczego zmienić. Teoretycznie łatwo na takie pytanie odpowiedzieć, niemal bez zastanowienia. No przecież każdy ma swój absolutnie ulubiony film, produkcję, którą uważa za arcydzieło, czy po prostu znakomity film. To jest ta produkcja, którą widzieliśmy tyle razy, że aż wstyd się publicznie przyznać i którą potrafimy prawie całą wyrecytować z głowy. Z drugiej jednak strony arcydzieło, to nie to samo co film bez wad, a ukochaną produkcję można kochać pomimo zbędnych czy nieudanych scen. W zwierzu powstał więc dylemat – czy da się w ogóle znaleźć film idealny, obiektywnie idealny czy też należy się pogodzić z tym, że wszystkie mają wady. Ale skoro mają wady to dlaczego są produkcje, które kochamy, dajemy im zaszczytne (choć zdecydowanie nadużywane) miano arcydzieła i każemy oglądać przyszłym pokoleniom. Jak rozumiecie to problemy wykraczające poza prostą odpowiedź „Tak oczywiście”, „Nie ależ skąd”, której można wymagać w konwersacji. Nie będziecie się więc specjalnie dziwić, jeśli zwierz powie wam, że choć odpowiedział na pytanie, to czuł wewnętrzną potrzebę by jeszcze sprawę przemyśleć. Na całe szczęście ma bloga więc nie musi gadać jak jakiś szaleniec sam do siebie. Może gadać do was.
Dziś tak zwany mopsi wpis – to znaczy wpis, w którym ilustracji właściwie nie ma więc zamiast niej są gify z mopsami. To już tradycja. Poza tym mopsy doskonale ilustrują jak coś nieidealnego może być wspaniałe.
Zacznijmy od tego, że nie ma idealnych dzieł sztuki. Być może najbliższe ku temu są wytwory muzyczne (przynajmniej zdaniem zwierza), ale tu też zawsze znajdzie się sposób na to, by wyłowić jakąś niedoskonałość. Zresztą oczywiście dochodzi do tego jeszcze kwestia gustu widza, słuchacza czy czytelnika. Można powiedzieć, że w Mozarcie nie ma ani jednej fałszywej nuty, nie ma co poprawiać, że to prawie muzyka zesłana z niebios, ale potem ktoś przyjdzie i powie, że ten drugi akt Don Giovanniego to straszna nuda i lepiej byłoby to miejscami przyciąć. I nie oznacza to, że będzie nieukiem, który nie umie docenić arcydzieła, tylko człowiekiem, który jest przekonany, że można to zrobić lepiej. Tak więc, zwierz jest świadom, że od samego początku posługujemy się tu takim pojęciem, które właściwie trochę nie ma zastosowania, bo nie ma idealnych wyrobów rąk i umysłów ludzkich, w znaczeniu takim, że spełniałby potrzeby i wyobrażenia wszystkich odbiorców. Niemniej zwierz mając to wszystko na uwadze, dochodzi do wniosku, że przecież nawet w tej powszechnej niedoskonałości szukamy takich wytworów, które sprawiają wrażenie prawie idealnych. Nasz fetysz wpychania kultury w rankingi, kanony, listy – jest poświadczeniem tej próby znalezienia czegoś najlepszego. I ponownie sięgając do sztuki nieco wyższej czyli zawsze przydatnej poezji. Rzeczywiście są takie wiersze, które czytając nie mamy wątpliwości, że nic z nich wykreślić się nie powinno, że wszystkie słowa użyte w tekście zostały tak odsiane z całego słownika, iż pozamieniać ich nie można. To zawsze niezwykłe uczucie, choć niestety strasznie rzadkie. I choć nie wszystkim wiersz się spodoba (a jeszcze więcej osób nie będzie nawet próbowało go zrozumieć) to można mieć wrażenie, że dotknęło się czegoś bliskiego perfekcji.
Wróćmy jednak do kina. Zwierz może powiedzieć z ręką na sercu, że jego zdaniem nie ma filmów idealnych. Takich, w których nie dałoby się absolutnie niczego poprawić. Najbliższą zdaniem zwierza ideałowi produkcją jest Ojciec Chrzestny (pierwsza część – dalsze zwierz by ciął). Ale tu lista takich filmów, przy których umysł zwierza nie za bardzo chciałby majstrować trochę się kończy. Nawe tak kochane przez siebie filmy Wesa Andersona zwierz ogląda niekiedy krytycznie (kiedy z jakiegoś niepojętego powodu zapomni, że jest w nich absolutnie zakochany) tak, że widzi ich wady małe i duże. Nie oznacza to oczywiście, że przy innych filmach zwierz kręci nosem i bawi się w domorosłego reżysera, który zawsze wie lepiej. Po prostu dopuszcza do siebie świadomość braku perfekcji. Zwierz może uważać, że filmowe Przeminęło z Wiatrem byłoby lepsze gdyby dodać Scarlett jeszcze jedno – wycięte z filmu a obecne w książce dziecko i gdyby bardziej zaznaczyć obecność dzieci w całej tej historii. Zwierz uwielbia Cztery Wesela i Pogrzeb i widział je niesamowitą ilość razy ale zawsze miał problem z fragmentem ze Szkockim weselem – poprzedzającym najlepsze momenty filmu. Nawet w najbardziej ukochanych produkcjach zwierza znajdują się sceny, postacie, dialogi które zwierz by zmienił, wyciął, przerobił. Nie dlatego, że nie ma szacunku dla wizji reżysera, czy dlatego, że zawsze jest pewien czy jego wizja jest lepsza, raczej dlatego, że chyba powszechne jest pragnienie by film był jak najbliższy naszej wrażliwości.
Oczywiście, jest trochę kinowych arcydzieł, które uchodzą za skończone arcydzieła i dotykać nikt nie ma prawa. Co prawda raz na jakiś czas ktoś decyduje się popełnić esej w którym twierdzi, że Fanny i Aleksander to nie jest jakiś szczególnie dobry film, ale raczej nikt nie traktuje go na poważnie. Zwierz, który nawet jest jedną z tych jednostek, która kanony lubi, rozumie i często się z nimi zgadza, nie jest jednak przekonany, czy na pewno warto w sobie zabijać ten zmysł, który każe nam w głowach wymagać od filmów więcej i poprawiać coś co już zostało nakręcone. Bo jak już zwierz wspomniał – filmy kochamy pomimo ich wad a nie dlatego, że ich nie posiadają. Im dłużej się zresztą zwierz nad tym zastanawiał, tym częściej dochodził do wniosku, że tak naprawdę rzadko kochamy całe filmy. Kochamy sceny, postacie, postacie w scenach. Niekiedy zakochujemy się w zdjęciach i muzyce. Bardzo często w filmie kochamy (zwierz posługuje się takim dużym słowem ale w końcu mówimy o filmach prawie idealnych, przynajmniej według naszych kryteriów) tylko jeden element i on sprawia, że jesteśmy w stanie wybaczyć wszystko to co niedoskonałe.
Dla zwierza zestaw ukochanych filmów, to bardziej zestaw ukochanych scen niż całych fabuł – zwierz uwielbia Casablankę nie dlatego, że jest w niej scena ze śpiewaniem Marsylianki, Wiele Hałasu o Nic za scenę z leżaczkiem, Pulp Fiction za kilka scen ale zwłaszcza za tą z zegarkiem Ojca, rysunkowe Transformersy za scenę otwierania matrycy przywództwa (a co zwierz uważa że to film znakomity w swoim gatunku), Darjeeling Limited za scenę pościgu braci za pociągiem. Dla zwierza takie sceny, które pamięta, które budzą w nim wyraźne uczucia, tworzą pamięć o filmach dużo bardziej niż całe fabuły. Oczywiście zdarzają się filmy, które mają sens wyłącznie jako całość – to wąska i szlachetna kategoria. Ale najczęściej w naszych filmach ukochanych uwodzą nas właśnie te konkretne sceny i dialogi. Widać to zresztą w czasie rozmów o filmach – zwierz nigdy nie widzi podobnego spotkania dusz jak wtedy kiedy dwie osoby orientują się, że lubią nie tyle ten sam film, co tą samą scenę. Ten entuzjazm, pojawiające się linijki dialogu, próba opisania sobie na wzajem spojrzeń, zbliżeń, dekoracji. Oraz oczywista próba opowiedzenia osobie trzeciej dlaczego dana scena jest fantastyczna. Wracając na chwilkę do poezji – to trochę przypadek tomu wierszy, w którym jest jeden czy dwa znakomite utwory a cała reszta średnia. Jednak te dwa utwory wystarczą by uważać tomik za jeden z najlepszych i najważniejszych jakie stoją na naszej półce.
Oczywiście co inteligentniejsi czytelnicy mogą stwierdzić, że to nie tyle nasze naturalne skłonności czy niedoskonałość wytworów ludzkiej ręki, ale po prostu prozaiczna kwestia pamięci. Tak naprawdę mało kto umiałby po wyjściu z kina odtworzyć z pamięci cały film. Większość z nas pamięta konkretne sceny, wycinając to co niekoniecznie było ważne, bądź nie przykuło naszej uwagi. Spróbujcie sobie przypomnieć dokładnie, scena po scenie wasz ulubiony film – zorientujecie się, że zawsze coś wam wypada. Zwierz nigdy nie zapomni jak jego przyjaciel dyskutując o nowym Supermanie twierdził, że to jest to nawet niezły film, ale tylko dlatego, że zapomniał o wszystkim co mogło mu się nie spodobać. Zwierz doszedł wtedy do wniosku, że tak rodzą się idealne filmy. Po prostu bierzemy coś co nam się niesłychanie podobało i już w głowie wycinamy to co nam niekoniecznie pasowało. To co potem pamiętamy jest już idealnie skrojone pod nasz gust. Bo nie jest jakąś szczególną nowością, że dobre sceny pamięta się zdecydowanie lepiej od scen średnich i od tych tylko trochę nieudanych (natomiast pamięta się je gorzej od scen żenująco złych, które wypalają się w mózgu).
Zwierz nie podejrzewa by napisał tu wam coś wybitnie odkrywczego. Nie mniej czasem proste refleksje bywają zaskakujące dla tych, którym przychodzą po raz pierwszy do głowy. Pozostaje pytanie czy człowiek powinien szukać filmu idealnego. Czy powinien dążyć by w końcu taki znaleźć i moc powiedzieć, że tak podoba się on mu od A do Z bez żadnych „ale”, bez żadnego „pomimo”. Bo przecież gdyby taki był, gdyby zwierz już go znalazł, nie zniknąłby w odmętach pamięci tylko wyskoczył od razu po zadaniu pytania. Jeśli go nie ma to czy znaczy to, że zwierz musi szukać czy też, że cierpi na przypadłość niektórych istot popkulturalnych, które tyle czasu spędzają analizując to co oglądają, że we wszystkim dopatrzą się błędu. Ileż pytań, a wszystko dzięki inteligentnie zadanemu pytaniu, które przy okazji uświadomiło zwierzowi, że wcale nie tak często ktoś pyta nas o coś ciekawego. Nie mniej wracając do filmowych niedoskonałości zawsze można je potraktować jak słynne pomyłki czynione przez tkaczy perskich dywanów, którzy chcieli doskonałość zostawić bogu. Może więc fakt, że zwierz nie jest w stanie podać filmu idealnego świadczy jedynie o tym, że wszystkie, które oglądał nakręcili jak na razie ludzie. Pytanie tylko jak będzie brzmiało nazwisko reżysera idealnego.
Ps: Zwierz idzie dziś na Fifth Estate i oczywiście napisze wam jutro recenzje, ale wrednie powie, że to jest dokładnie ten dzień, kiedy zwierz cieszy się, że jest blogerem i może obejrzeć film wcześniej. Nawet jeśli to podłe względem czytelników.