Hej
Zwierz będzie dziś nieco mniej popkulturalny, (choć nie tak bardzo). Po prostu dał się ponieść znakomitemu i przesympatycznemu pomysłowi, na jaki wpadła Ninedin z Drakainą. Dwie inteligentne blogerki, które mają za dużo wiedzy i czasu, postanowiły, bowiem stworzyć na facebooku osobistą galerię ulubionych obrazów. Zasada doboru dzieł sztuki jest prosta – ma się nam podobać, oznacza to, że zestaw nie musi zawierać arcydzieł, ani nawet dobrych obrazów, jedynie te, które wywołały w nas emocje lub dały radość patrzenia. Nie minęło kilka godzin a tablica zwierza przypominała nagły atak największych galerii świata. Znajomi i znajomi znajomych sięgali do swoich kulturalnych wspomnień tworząc mniejsze i większe galerie wizualnych przeżyć i wzruszeń. Zwierz oczywiście postanowił bezczelnie wykorzystać ten fantastyczny pomysł, ale jednocześnie z właściwą sobie przebiegłością stwierdził, że blog jest zdecydowanie najlepszym miejscem na taką galerię. Po pierwsze, dlatego, że zwierz w ogóle prawie malarstwa nie tyka (no może poza chwilami, kiedy rozczula się nad pop artem) a po drugie, dlatego, że w sumie wieszanie reprodukcji wybitnych obrazów na blogu brzmi tak popkulturalnie. Ale tak serio – to zwierz jest po prostu straszny gaduła i chce wam powiedzieć, dlaczego wybrał te a nie inne obrazy. Oczywiście z racji ograniczeń objętości, zwierz wybrał tylko kilkanaście spośród kilkudziesięciu obrazów, które zapewne znalazłyby się na jego liście. Za to do każdego ma jakąś historię.
Zwierz uwielbia obrazy na których ludzie oglądają obrazy, był kiedyś na wystawie poświęconej tylko takim dziełom – znakomita zabawa bo można znaleźć arcydzieła w tle. A ten obraz namalował Cornelis de Baellieur
J.M.W. Turner Fishermen at Sea (1796)
Kiedy ostatnim razem zwierz był w Londynie miał okazję obejrzeć sobie w TATE całe piętro obrazów Turnera. Zwierz nie powie, to jeden z tych malarzy, na których obrazy napatrzeć się nie można, zwłaszcza, kiedy rozwieszone są chronologicznie, co pozwala w sposób cudowny przejrzeć ewolucję malarza. Co nie zmienia faktu, że zwierz stracił zupełnie swoje serce dla pierwszego zaakceptowanego przez Royal Academy of Arts obrazu malarza. Zanim jeszcze zaczęły rozmywać się kształty, kolory zlewać a rzeczywistość oddalać się w miękkie objęcia tego, co miało zostać wstępem do impresjonizmu, Turner namalował obraz, na którym wszystko jest jeszcze dość realistyczne. Na tyle realistyczne, że przyglądając się mu w TATE zwierz przysiągłby, że słyszy morskie fale obijające się o bok łódki. Niestety po zachwytach nad obrazem zwierz przeszedł do czytania materiałów biograficznych, – kiedy z prostej matematyki wynikło, że w roku powstania dzieła autor miał lat ledwie 21 zwierz zapłakał głośno nad talentem, którego nigdy niedane było mu posmakować.
Zwierz zdecydował się, że najpierw przeczytacie zwierza a potem zobaczycie obrazy, bo inaczej pewnie nikt by zwierza wypocin nie czytał. A w ogóle, słyszycie te mewy?
Pieter Breugel Starszy – Wieża Babel – 1563
Zwierz nigdy nie zapomni jak w czasie swojej wizyty u przyjaciela w Holandii udał się wraz z nim na kilkugodzinny szalony wypad do Rotterdamu celem obejrzenia tego jednego obrazu. Zwierz nie zapomni tego przede wszystkim z prostej przyczyny – było warto. Oglądając reprodukcje nie sposób dostrzec tego, co w wieży Babel Breugela najbardziej zachwyca. Jest to, bowiem obraz bardzo mały. Tak mały, ze dopiero dzięki wspaniałemu urządzeniu Google pozwalającemu oglądać zbiory największych muzeów na świecie zwierz mógł przyjrzeć się wszystkim nawet najdrobniejszym fragmentom obrazu. A jest to absolutne arcydzieło – namalowane z pieczołowitością, która każe się zastanawiać, jakie były granice talentu autora. A jednocześnie absolutnie znakomity obraz społeczny. Zwierz czasem po prostu sobie na niego patrzy i za każdym razem, kiedy prosi Google o powiększenie obrazu ma wrażenie, że szczegółom nie będzie końca. Przy czym prosi zwierz by potraktować wieżę jako pars pro toto bo inaczej wpis nie miałby końca i rozpoczynałby się od galerii zebranych dzieł Breugela.
To absolutne arcydzieło wisi na co dzień w Wiedniu, zwierz nie wie co robiło w Rotterdamie kiedy zwierz je tam widział, chyba że to było w Wiedniu. Co więc zwierz widział w Rotterdamie? (problemy bardzo pierwszego świata)
Jan Vermeer Street in Delft c. 1657-1658
Zwierz uwielbia Vermeera, kiedy był w Holandii kazał się koniecznie zawieść do Delf, mimo, że miasto słynie z tego, że nie ma w nim ani jednego obrazu wielkiego mistrza. Ale zwierz po prostu musiał zajrzeć do domu artysty choćby po to by rzucić okiem na to jak dziś wygląda słynny zaułek, który został uwieczniony na ukochanym obrazie zwierza. Zresztą zwierz kazał się też postawić dokładnie w tym miejscu, w którym trzeba stanąć by spojrzeć na Delfy z tej samej perspektywy, co ta na innym obrazie Vermeera. Dlaczego zwierz tak lubi obraz? Zwierzowi podoba się jego niesłychana codzienność gdyby na obrazie był tylko budynek, zwierz pewnie zapomniałby o nim. Ale te bawiące się dzieci, szyjąca kobieta, druga pracująca w tle. Wszystko sprawia wrażenie jak chwila jakiegoś słonecznego dnia, która tylko czeka by ożyć.
Zaraz ktoś wróci do domu, trzeba będzie nakryć, skończyć zabawę, umyć ręce i jakoś się tak skończy miłe niedzielne przedpołudnie
Edward Hopper Nighthawks 1942
Jedyny obraz, którego reprodukcja w formie plakatu wisi u zwierza w mieszkaniu. Zwierz lubi ten obraz chyba z tego samego powodu, z którego jest to jedno z najlepiej rozpoznawalnych półcień na świecie, bo to dobry obraz jest. A ponieważ tu kończy się argumentacja zwierza, to pozwoli on sobie przytoczyć anegdotę, co, do której prawdziwości nie ma zwierz pewności. Otóż ponoć jeden z wielbicieli Hoppera zapytał go czy specjalnie namalował pomieszczenie bez drzwi, pragnąc uczynić z baru symbol. Ponoć malarz spojrzał na obraz, po czym jęknął „Och nie znów to zrobiłem”. Zwierz nie może wam niestety powiedzieć, gdzie anegdotę przeczytał, bo zapomniał, ale ma nadzieję, że jest prawdziwa. W końcu łatwiej żyć z wiedzą, że nawet geniusze czasem zapomną namalować drzwi.
Zwierz się nie rozpisuje bo ma zamiar jeszcze napisać osobny wpis o wszystkich formach jakie przyjmował ten obraz
Egon Schiele, W objęciach (Kochankowie II), 1917.
Zwierz nie byłby zapewne wielbicielem obrazu gdyby nie widział go na własne oczy. Zwierz ogólnie im jest straszy tym bardziej rozumie, że niestety wszystkie reprodukcje to pic na wodę i jak się chce zobaczyć, dlaczego dany obraz jest znany to trzeba się pofatygować osobiście. Choć zwierz widział w Wiedniu mnóstwo Klimta to jednak wyjechał z miasta, jako wielbiciel Schielego. Podczas kiedy obrazy Klimta trochę za dobrze wyglądają na porcelanie, u widzianego na żywo Schielego nie sposób nie dojrzeć nie tylko kunsztu, ale i olbrzymiego ładunku emocji. Zwierz wcale się nie dziwi, że Schielemu stawiano zarzuty o zapędy pornograficzne. Tylko, że zwierz ma wrażenie, że w przypadku u autora nie chodziło wcale o obnażanie ciała, ale duszy. I tak człowiek patrzy na tych ludzi i jakoś mu głupio, bo czuje się jakby wszedł do pokoju, z którego należy się jak najszybciej wycofać by nie zakłócać cudzego życia.
Zwierz wcale się nie dziwi, że publika była lekko zaszokowana, nawet dziś czuje się pewien dyskomfort patrząc na obraz , bynajmniej nie z powodu nagości.
John Everett Millais, “Ophelia” 1851–1852
A skoro przy ocenie na własne oczy. Zwierz pognał pod Ofelię, ponieważ naoglądał się „Desperate Romantics” serialu BBC o prerafaelitach. Zwierz zawsze miał ową Ofelię za obraz kiczowaty i wrażenia większego nierobiący. A tu stanął i nagle okazało się, że to po prostu znakomity obraz. Zwierz, który oczywiście ma do prerafaelitów słabość (nie tylko, dlatego, że był o nich serial!) Natychmiast poczuł się lepiej, że oto wcale nie jest sympatykiem artystów sztuki kiczowatej. Ofelia, bowiem jest na tym obrazie naprawdę fascynująca, zaś kolory są po prostu nie do uwierzenia. Jak widzicie, nawet w drodze zwierza do artystycznych oświeceń popkultura gra sporą rolę.
Przyglądając się Ofelii na żywo zwierz zrozumiał, że największy problem z reprodukcjami to niemożność oddania tak intensywnych kolorów jakie ma obraz.
William Blake God Judging Adam 1795
Zwierz myśli, że jednym sposobem by nie polubić malarstwa i poezji Blake’a byłoby wyprowadzenie się z domu w wieku wczesno dziecinnym zanim ojciec zwierza (odpowiedzialny za lwią część zwierza edukacji artystycznej) nie pokazał mu obrazów tego nieco jedynie szalonego malarza i poety. Im starszy jest zwierz tym bardziej mu się Blake podoba. Zwierz wybrał ten obraz nie tylko ze względu na ognisty rydwan Boga ale przede wszystkim, ma wrażenie, że to pierwszy obraz jaki widzi na którym Adam istotnie jest na „obraz i podobieństwo” Boga. Niemniej zwierz może szczerze powiedzieć, że jeśli Blake to właściwie wszystko.
Zwierzowi strasznie podoba się Adam o twarzy Boga i strasznie zwierz nie jest w stanie zrozumieć jak artysta może być aż tak bardzo nie ze swoich czasów.
Salvador Dalí Christ of Saint John of the Cross 1951
Zwierz nigdy nie zapomni, kiedy Babcia zwierza wielka wielbicielka Dalego pokazywała mu album z kolejnymi obrazami jednocześnie tłumacząc zwierzowi, co to takiego jest surrealizm. Jeśli pamięć zwierza nie myli było to w czasach, kiedy zwierz miał jakieś osiem lat. Nie mniej ten obraz nie tylko pozostał przy zwierzu, ale także strasznie się go uczepił i do dziś zwierz czasem ma wrażenie, że wygląda on zupełnie inaczej i musi sobie dopiero przypominać jak to właściwie Dali namalował. Odkładając na bok kwestie symboliki-, bo któż wie, o co Dalemu naprawdę kiedykolwiek chodziło – zwierza przyciąga przede wszystkim fakt, że to jest chyba najbardziej znany temat malarstwa europejskiego a jednak zrobiony tak, że nabiera zupełnie innej perspektywy. Czyli trochę jak zwykle u Dalego.
Ta niemożliwa perspektywa sprawia, że po raz pierwszy od dawna patrzy się na ukrzyżowanego człowieka jak na widok niezwykły
Henryk Siemiradzki – Dirce chrześcijańska 1897
Żeby nie było, że zwierz się kulturalnie zupełnie wynarodowił będzie też na liście trochę polskich obrazów. Ten jest ulubionym obrazem zwierza wiszącym w Muzeum Narodowym. Jakie więc było zdziwienie, gdy podczas swojej wycieczki do Rzymu zwierz zwiedzając obowiązkowe ruiny po prostu na obraz wpadł. Przywitał się z nim jak ze starym znajomym, po czym rozejrzał się dookoła i zadowoleniem stwierdził, że ten nasz krajowy Neron oblicze ma jednak najwredniejsze a cały obraz wypada najciekawiej. To jednak jest jedno z tych dzieł sztuki, które widzi się po raz pierwszy w wieku pięciu lat i potem już się całe życie podoba.
Zwierz wie, że to taki trochę XIX wieczny kicz, ale za to taki ładny.
Aleksander Gierymski, Święto Trąbek, 1884
Zwierz uwielbia ten obraz. Chyba widział go na żywo ale niestety pamięć ma tu dziurawą, co nie zmienia faktu, że obraz bardzo lubi. Dlaczego? Zwierz nie wie, może ze względu na to, że widzi w nim jakiś optymizm. Wschodzące słońce, modlitwa nad wodą i ta przynajmniej narzucająca się zwierzowi wizja, że tak jak święto upamiętnia stworzenie świata, tak z każdym świtem świat tworzy się trochę na nowo. Istnieje też możliwość, że to po prostu dobry obraz.
Zwierz strasznie ten obraz lubi – może ta grupa modlących się zestawiona z taką codziennością nadbrzeża budzi w zwierzu pozytywne uczucia
Maurycy Gottlieb Autoportret w stroju beduińskim 1887 r
Zwierz lubi ten obraz podobnie jak lubi właściwie wszystkie obrazy Gottlieba, (któremu niestety zdecydowanie za wcześnie się zmarło). Pomijając fakt, że zwierz po prostu lubi ten obraz, oraz ten niesamowity „strój beduiński” to sympatia zwierza bierze się też stąd, że zwierz ma wrażenie, że malarz jest trochę podobny do jego braci. Może nie dokładnie we wszystkich rysach, ale ma coś takiego koło oczu. Zwierza od dawna kusi by znaleźć bratu strój beduiński i zrobić mu takie bliźniacze zdjęcie by się przekonać czy podobieństwo jest prawdziwe czy tylko przez zwierza wyobrażone.
Zwierzowi strasznie się podoba ten portret choć będąc dzieckiem w żadne sposób nie mógł zrozumieć co właściwie ten człowiek trzyma w ręku.
Stanisław Wyspiański, Józio Feldman, 1905
A ten obraz zwierz lubi z powodu niesłychanie błahego, choć kto wie może dla czytelnika zabawnego. Otóż, kiedy zwierz miał cztery lata, był przekonany, że to jest jego portret. Nie trudno się zwierzowi dziwić, po przyłożeniu dłoni do twarzy zwierz naprawdę wyglądał dokładnie tak samo jak mały Józio. Co więcej dzielił z nim nawet identyczną fryzurę. Ale to jeszcze nie koniec. Po tym jak Józio wyrósł, został historykiem, podobnie jak zwierz. Bardzo marna reprodukcja tego obrazu wisi w pokoju matki zwierza, zaś sam zwierz może się chwalić, że kiedy miał cztery lata był absolutnie przekonany, ze jego rodzice zamówili mu portret. Cóż nie każdy może powiedzieć, że wyglądał kropka w kropkę jak z Wyspiańskiego.
Najbliższa rzecz do zdjęcia zwierza w wieku bardzo dziecięcym. Może zwierz gdzieś znajdzie zdjęcie na którym wygląda niesłychanie podobnie.
Carl Larsson Blomsterfönstret 1894
Ponownie wpływ babci zwierza na jego gust artystyczny. Obrazy Larssona nie wyróżniają się jakoś szczególnie walorami artystycznymi, ale stanowią znakomity zapis życia rodziny malarza. W niewielkim domku w przyjemnych wnętrzach toczy się życie dziesięcioosobowej rodziny. Dzieci się bawią, siadają do stołu, rodzina obchodzi święta. Zwierz nie wie ile w tej wizji fantazji ile zapisu rodzinnego ciepła. Ale na obrazy Larssona patrzy się najlepiej wtedy, kiedy człowiek bardzo chciałby zajrzeć do jakiejś miłej rodziny na niedzielne popołudnie. Jeśli istnieje comfort food, które pozwala przeżyć chwile smutne i nerwowe, to obrazy Larssona są dla zwierza takimi comfort paintings.
Na tym obrazie jest tak cudownie codziennie. I jeszcze ta włóczka położona na biurku i zakrzywione rogi dywanu.
Roy Lichtenstein Girl with Hair Ribbon 1965
Chyba każdy, kto śledzi blog zwierza wie, jak olbrzymią słabość zwierz ma do tego obrazu. Roy Lichtenstein jest w ścisłej czołówce ukochanych artystów zwierza, ale ten obraz zdobył serce waszego blogera przede wszystkim spojrzeniem przedstawionym na nim dziewczyny. Zwierz nie wie do końca, co takiego w nim jest, jakaś mieszanina strachu, zainteresowania, zrozumienia – trudno zwierzowi powiedzieć. W każdym razie zawsze ma takie samo wrażenie jak wtedy, kiedy oglądał Dziewczynę z Perłą – że postać na obrazie patrzy prosto na zwierza jakby to właśnie w nim szukała odpowiedzi.
Zwierz długo się zastanawiał, dlaczego ta dziewczyna tak na zwierza patrzy i patrzy.
David Hockney, A Bigger Splash 1967
Zwierz od lat uwielbia ten obraz I strasznie się cieszy, że mógł w tym roku zobaczyć go w Londynie na własne oczy. Obraz Hockneya zawsze wydawał się zwierzowi takim idealnie uchwyconym momentem nieobecność. Ów niszczący geometrię obrazu rozbryzg wody, po tym jak ktoś wskoczył do basenu pozostawia ślad po kimś, kogo już przed naszymi oczyma nie ma. A jednak jest, bo równowaga została zachwiana. Im bardziej, więc kogoś nie ma tym bardziej jest. Zwierz naprawdę długo przyglądał się ostatnio obrazowi i im dłużej patrzał tym bardziej miał wrażenie, że jeszcze tylko chwila a woda opadnie i ktoś pokaże się na drugiej stronie basenu. Czekanie jednak nic nie dało. Może następnym razem.
Ktoś tu jest ale go nie ma.
Malczewski, Melancholia, 1890-1894
Po pierwsze to kompozycyjnie znakomity obraz, na którym cały czas coś się dzieje. Ale nie chodzi jedynie o zachwyt nad kompozycją czy wykonaniem (ogólnie zwierz bardzo Malczewskiego lubi), ale o to, że zwierz, kiedy patrzy na obraz zawsze ma wrażenie, że malarz uchwycił coś więcej niż chciał przekazać. Bo odkładając na bok „poprawną „ interpretację nie macie wrażenia, ze ilekroć jakiś Polski artysta się tknie naszego kraju to zaraz mu zewsząd wypływają spod pióra, pędzla czy kamery te korowody tragicznych bohaterów naszej historii. I za co by się nie wsiąść, o czym by nie opowiadać to owa przeszłość się wylewa, rozgrywa na nowo, w pracowniach, przed komputerami w dyskusjach. Zwierz wie, że to taka interpretacja, obok, ale zdaniem zwierza całkiem pasująca.
Z Malczewskim jest tak, że człowiek albo lubi jego obrazy – i wtedy wszystkie co do jednego, albo strasznie ten malarz denerwuje
Altdorfer, The Battle of Alexander the Great at Issus, 1529
Zwierz widział ten obraz tego lata I po prostu nie mógł przestać na niego patrzeć. To jest niesamowite dzieło sztuki, bo tyle się na nim dzieje, że człowiek ma wrażenie jakby to nie było statyczne przedstawienie tylko jakby wojska cały czas się ruszały, zmieniały pozycje i kotłowały. I jeszcze ta niesłychana zachwiana perspektywa, która sprawia, że wszystko nabiera proporcji jak z obrazów surrealistów. No po prostu trzeba takie cudo pokochać.
Co prawda zwierz ma pewne podejrzenie, że bitwa pod Issos wyglądała nieco inaczej, ale komu to szkodzi
Albrecht Dürer, Młody Zając, 1502
Zwierz nigdy tego nie zapomni. Kiedy wraz ze swoim szlachetnym ojcem zwiedzał przez kilka przejmująco zimnych dni Wiedeń nie sposób nie było nie udać się do Albertiny. Zwiedzanie znanych miast w najmroźniejszych dniach roku ma plus – było tam absolutnie pusto. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zwierz znalazł się zupełnie sam w bardzo ładnym pokoju, gdzie nie było ani pani pilnującej zwiedzających, ani barierek, był za to dywan. Zwierz już miał wyjść, kiedy zdał sobie sprawę, że oto na tej pozornie niestrzeżonej ścianie wisi chyba najśliczniejsza grafika, jaką widziało zwierza oko. Zając Durera to nie tylko niesłychanie piękny kawałek dzieła sztuki, to także dowód, że dawni malarze oczywiście umieli malować równie realistycznie, co współcześni, ale hamowała ich konwencja. Ale malując zająca Durer namalował coś naprawdę ponadczasowego i gdyby nie dokładny podpis z datą nie dałoby się chyba powiedzieć ile ten królik siedzi na płótnie
To jest niesamowite jaki to jest śliczny kawałek sztuki – zwierz naprawdę nie był w stanie uwierzyć, że nie stoi i nie próbuje dojrzeć zająca zza głów tysięcy zwiedzających.
Ferdynand Ruszczyc, Ziemia, 1898
Zwierz wie, że polskie malarstwo ziemią i oraczem stoi, ale zwierz lubi obraz przede wszystkim ze względu na wspaniałe Chmury. Zwierz nie wie, czy chmury polskie różnią się czymś od zagranicznych i czy nasze niebo przyjmuje jakąś inną barwę, ale nigdzie zwierza tak to zjawisko nie zachwyca jak w kraju ojczystym. Poza tym na obrazie są woły (jak zwierz mniema) a każdy orbaz, na którym jest coś podobnego do krowy jest dla zwierza automatycznie lepszy. Jedyne, co martwi to, ze Ruszczyc lat miał ledwie dwadzieścia osiem jak to malował, a wisi obraz w Muzeum Narodowym, to znaczy, ze zwierz ma ledwie rok by stworzyć coś wartego wstawienia do muzeum.
Niebo udawało się nielicznym Polskim malarzom – ale niebo zachmurzone to już prawie nikomu się nie udało tak jak Ruszczycowi.
Rembrandt van Rijn, Autoportret (w Czarnym Berecie), 1660
Zwierz ma podobnie jak chyba wielu wielbicieli sztuki czuje się związany z Rembrabtem. Dlaczego? Bo to malarz, którego życie zapisało się na kolejnych regularnie malowanych autoportretach, widzimy go i jako młodzieńca i jako mężczyznę w sile wieku i jako starca. Jest w tych autoportretach jakaś prawda o człowieku, do której chyba mało, kto chce się sam przed sobą przyznać. Ale przede wszystkim to nie są autoportrety wielkiego malarza, czy nawet człowieka ogarniętego jakąś narcystyczną manią. Zdaje się, że to jakaś próba uchwycenia samego siebie. Zwierz widział chyba wszystkie autoportrety Rembranta. Ten lubi najbardziej, choć wydaje mu się smutny. Z tego młodego kędzierzawego malarza z pierwszych portretów niewiele zostało. Tu malarz zdaje się pogodzony z losem, ze swoim wyglądem i z tym, że pewnie jego obrazy odziedziczą dzieci, ale naprawdę trudno powiedzieć czy cokolwiek z tego będą miały.
Zwierz ma zawsze ochotę powiedzieć Rembrantowi z obrazów, że naprawdę wszystko będzie dobrze.
Dobrze to tyle. Wyszło 20 obrazów. Choć przecież to tylko początek, jeśli zwrócicie uwagę, zwierz ma jakiś niesamowity rozstrzał – podobają mu się głównie obrazy XVI wieczne a potem hop siup do lat 80 i 90 XIX wieku, ciekawe o czym to świadczy. Zwierz zachęca też was do zabawy. Wystarczy jedynie zmarnować kilka godzin dnia na szukanie swoich ukochanych obrazów i wrzucanie ich do specjalnej galerii na facebooku. To takie twórcze trollowanie rzeczywistości, ludzie nie mają pojęcia o co chodzi, a ty możesz sobie obejrzeć mnóstwo obrazów i oceniać ludzi po tym jaki mają gust. Ale tak serio – to zaskakująco przyjemna zabawa, i to przyjemna dla wszystkich. Dla osoby szukającej obrazów, bo może się jeszcze raz spotkać z ulubionymi dziełami sztuki i dla oglądających. A skoro przy spotkaniach z dziełami sztuki to zwierz przypomina wam, że ostatnio jest o to dużo łatwiej – Google Art. Project daje dostęp do zbiorów największych muzeów świata. I choć są to reprodukcje to tak wspaniałej, jakości, że można obejrzeć nawet pojedyncze pociągnięcie pędzla i dodać swój ulubiony obraz do własnej galerii. Zwierz szczerze poleca, choć uprzedza można stracić na tej zabawie wieki.
Ps: Zwierz wie, że w opisach są drobne niekonsekwencje, ale napisanie wpisu zajęło zwierzowi całe wieki i po prostu zwierz nie ma fizycznie siły dokonać ujednolicenia. Oczywiście wszystkie ilustracje zwierz znalazł w Internecie i żadna z nich nie jest autorstwa zwierza.
Ps2: Zwierz może już niedługo będzie bogaty – zaczął czytać książkę Kominka o zarabianiu. Niestety chyba nie ma tam ustępu o tragicznie długich wpisach o malarstwie.