Hej
Miał zwierz serial, który kochał. Zabrali zwierzowi serial, który kochał. Zwierzowi pozostała wielka pustka po serialu, który kochał. No dobra może zwierz trochę przesadza. Ripper Street stało się, przez dwa sezony jednym z ulubionych seriali zwierza. O tym, dlaczego tak się stało (zwierz zorientował się, że pisał o serialu dłużej tyko raz w chwili jego premiery) zwierz napisze poniżej. Ale już teraz musi powiedzieć, że Ripper Street ma szansę w jakiś sposób wytyczyć nowe ścieżki. Zdjęty przedwcześnie z anteny (z dość paskudnym emocjonalnym zawieszeniem pod koniec 2 sezonu) przez pewien czas wydawał się serialem zupełnie straconym. Teraz, co raz głośniej mówi się, że ma szanse powrócić, jako serial, który dostanie początkowo wyłącznie cyfrową dystrybucję. Co ciekawe rozmawia się o dwóch sezonach a nie o jednym. Tak, więc dzisiejszy wpis skłania do przemyśleń na dwa tematy. Pierwszy – dlaczego zwierz zapałał miłością do Ripper Street, drugi jak może się okazać, że sieć położy kres przynajmniej części przedwczesnych decyzji o kasowaniu serialu.
Gif doskonale oddający uczucia części fanów wobec decyzji BBC.
Zwierz wie, że wielu jego czytelników ma sporo zarzutów wobec Ripper Street. Rzeczywiście, jeśli oglądać RS (będziemy pisać skrótami, bo jesteśmy leniwym zwierzem), jako serial historyczny to wszystko się rozpada. Przede wszystkim koszmarnie wypada uwielbiany przez zwierza główny bohater. Widzicie Inspektor Reid ma tą wadę, że jest człowiekiem na wskroś współczesnym. Można mu oczywiście kazać wysławiać się ładnymi frazami z dużą ilością niewykorzystywanych już angielskich słów, ale nie zmieni to faktu, że myśli on na wskroś współcześnie. Okazuje współczucie wykluczonym, zaczyna kwestionować swoje obowiązki, kiedy prawo nakazuje mu wyciągnąć prawne konsekwencje wobec homoseksualistów, jest miły i pozbawiony chorej ciekawości, gdy chodzi o Człowieka Słonia, (który występuje w II sezonie). Do zupełnie brak w nim uprzedzeń rasowych, religijnych i ogólnie to człowiek pragnąc z całego serca zaprowadzić ład i porządek w miejsce gdzie panuje bezprawie i wzajemna ludzka niechęć. Grający go Matthew Macfadyen, którego zwierz osobiście uwielbia, gra go z tym niezmiennym spokojem dobrego strapionego człowieka, i spogląda smutnymi oczyma na smutek i nieszczęście, jakie się wokół niego dzieje. Jest to postać wybitnie wręcz papierowa, z rzadka jedynie wzbogacania jakimiś prawdziwymi scenami (ostatni odcinek 2 sezonu obfituje w kilka takich, stąd tym większy żal), ale zwierz go strasznie lubi. Przy czym nie czuje się z tym źle – to jego odpowiednik wiecznie szlachetnego hrabiego Granthama z Downton Abbey. Zwierz daje sobie pozwolenie by zdawać sobie sprawę z papierowości charakteru bohatera a i tak go lubić. Po co pozbawiać siebie samego rozrywki.
Pozostali główni bohaterowie, są jakby nieco bardziej zróżnicowani w tym fenomenalnie grany Sierżant Drake, którego przez dwa sezony nie sposób nie polubić, nie pożałować, ale także nie wysłuchać. Drake ma pewną cechę, której nie ma większość bohaterów seriali. Otóż jest w stanie podliczyć spadające na niego nieszczęścia i wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Jak miło spojrzeć na serialowego bohatera, który jakby zdaje sobie sprawę, że jego życie podlega jakiemuś straszliwemu wypaczeniu. To zwierza denerwuje w wielu serialach gdzie bohaterowie przeżywają kolejne tragedie, ale nigdy nie zastanawiają się właściwie, dlaczego przydarza się to im. Poza tym grający Sierżanta Jerome Flynn naprawdę wygląda tak jakby zajmował się głownie łamaniem nosów przestępcom. I bardzo mu z tym do twarzy. Z kolei Homer Jackson to w sumie chyba najlepiej napisana postać całego serialu. To znaczy, kilka razy wydaje się widzowi (a przynajmniej widzowi, którym jest zwierz), że poznał już charakter bohatera, kiedy nagle okazuje się, że jednak nie. I nie chodzi zwierzowi o taką nagłą zmianę charakteru bohatera, ale o porządne rozwinięcie postaci. No i w ostatnim sezonie cudowny dodatek w postaci Inspektora Jebediaha Shine’a paskudnie oślizgłego typa, którego tak cudownie się nie cierpi. Zwierz jest zresztą pod wrażeniem jak doskonale Jospeh Mawle dopasował się do całej obsady. Poza tym zwierzowi podobało się, że nie zrobiono kolejnego show z epoki, w którym właściwie nie ma postaci kobiecych. To znaczy wiecie, zwierz zwrócił uwagę, że w wielu modnych ostatnio serialach historycznych wprowadza się kobiety a potem całą ich obecność sprowadza się ostatecznie do tego, żeby mężczyźni mogli się wobec nich seksistowsko zachowywać. W Ripper Street główną postacią kobiecą jest, co prawda właścicielka domu publicznego, ale zwierz wprost uwielbia jej postać i fakt, jak bardzo od niej zależny jest mężczyzna a nie ona od mężczyzny. Jest też oczywiście prostytutka o złotym sercu, ale jakby dla równowagi też kobieta polityk. Zwierz nie twierdzi, że to serial feministyczny (no jednak dość mu daleko), ale fajnie, że jednak nie zdecydowano się na posunięcie 'Przecież to XIX wiek wszystkie kobiety siedziały w domach”
Ponownie – kasować serial w którym są takie ujęcia powinno być uznane za jakąś telewizyjną zbrodnię
Oczywiście nie chodzi tylko bohaterów serialu. Zwierz polubił właściwie wszystkie elementy produkcji – stroje (nie ważne czy rzeczywiście dokładnie odpowiadające realiom – ważne, że nareszcie zwierz się mógł naoglądać trochę męskich strojów z epoki- nie koniecznie tych wyjściowych), nawiązania do takich faktów z historii przełomu XIX/XX wieku, które są albo mniej znane ( znajdują się na obrzeżach powszechnej wiedzy historycznej) albo szczególnie interesują zwierza (serial, który ma odcinek o pierwszych pornograficznych produkcjach, czy o XIX wiecznej eugenice, musi zainteresować zwierza. OK zwierz przeczytał to zdanie i chyba nie wypadł najlepiej – w każdym razie i na jeden i na drugi temat pisał swojego czasu naukowo). Zresztą w ogóle najfajniejsze w serialu było odnoszenie się do tej społecznej/technicznej warstwy historii. Polityka (poza tą lokalną) jest właściwie nieobecna. Do tego serial mimo dość sensacyjnego tytułu nie stał się produkcją o Kubie rozpruwaczu, co w sumie zwierza od razu strasznie cieszyło. No i twórcy nie zapomnieli, że powinno być zabawnie. Tak strasznie często seriale o tym zapominają. Nawet dobre seriale. A tu było kilka naprawdę śmiesznych scen, głównie wynikających z interakcji między trójką zupełnie różnych od siebie policjantów.
Serial miał nawet wrednego dziennikarza ze sztucznym uchem. Czego można wymagać więcej od jakiejkolwiek produkcji (gif)
Nie oznacza to oczywiście, że twórcy nie popełniali błędów. Oczywiście, że popełniali. A to wysmażyli kretyński scenariusz, a to przeszarżowali (odcinek z pierwszego sezonu z rosyjskim anarchistami), a to wzięli ciekawy temat, po czym nie wiedząc do końca jak się z nim uporać zdecydowali się na jakieś deus ex machina. Zwierz ma na tyle dużo rozsądku i wiedzy na temat seriali by wiedzieć, że RS nigdy serialem idealnym nie było. Ale pokażcie mi takiego widza, który potrafi swoje serce oddawać tylko rzeczom idealnym. Zresztą – prawda jest taka, że idealne czy świetne zawsze są przede wszystkim te filmy, które się nam podobają. A zwierzowi Ripper Street podobało się zawsze niesłychanie. Jak wiele zupełnie nie idealnych rzeczy. Zwierz pisze to, bo zwrócił uwagę, że współcześnie Internet zawsze ci przypomni, że twój zachwyt jest indywidualny. Niby nie jest to nic złego, a nawet fajnego, ale jak kiedyś zwierz pisał. Zachwyt jest najtrudniejszą rzeczą do ocalenia we współczesnym świecie. A jednocześnie jedną z cenniejszych.
Zwierz będzie siedział i czekał aż wznowią serial. Choć z wielu przyczyn nie może się za bardzo gniewać na BBC.
No właśnie teraz czas na ten element wpisu, który może się okazać najciekawszy dla ludzi, nieoglądających serialu. Wygląda, bowiem na to, że tak lubiane przez zwierza Ripper Street może otworzyć nowy rozdział w historii brytyjskiej telewizji. PO tym jak BBC przeniosło serial z Soboty na Poniedziałek i zdecydowało się wydać DVD w styczniu, (co oznacza, że nie można go nikomu kupić na święta) popularność serialu spadała poniżej opłacalnej dla BBC. I tu jak rycerz na białym koniu wjeżdża LoveFilm – firma zajmująca się dystrybucją w systemie VOD, która proponuje następującą ofertę. Wyłoży większość kasy na produkcję, pokaże za pieniądze w swoim systemie a BBC zagwarantuje opóźnioną premierę u siebie. To nie jest nowość na świecie, w ten sam sposób powróciło na antenę Arrested Development (z pomocą Netfix). Oczywiście jeszcze nie podpisano żadnych umów, ale sam serial dostał przynajmniej szansę na drugą szansę. Tym samym otwiera się perspektywa pewnych zmian. Pomysł by seriale powoli oddzieliły się od telewizji – by stały się produktem, po który może sięgnąć każdy, kto wyłoży pieniądze – jest nie tylko słuszny, ale wydaje się być też, co raz bliższy. Zwierz nie wie jak wielka będzie to rewolucja. Czy okaże się, że seriale, które spadają z telewizji dostają szansę na domknięcie wątków czy rozkwit w systemach takich jak Netfix. Czy może będzie na odwrót – jak w przypadku House of Card – będą odnosiły sukces zanim w ogóle trafią do telewizji. Pewne jest natomiast, że już zaczyna się zmiana, która może położyć kres strasznemu, co raz częstszemu procederowi, w którym dobry serial zostaje przerwany, bo nie jest w stanie zebrać opłacalnej ilości widzów. I widać w ostatnich latach, że jakość serialu nie ma nic do rzeczy – najważniejszy jest wieczór, w którym emitowany jest serial, konkurencja na innych stacjach, promocja. Niekiedy na przeszkodzie do sukcesu stają rzeczy zupełnie nieobiektywne. Swego czasu Pushing Daisies spadło z anteny min. z powodu strajku scenarzystów.
Widzicie zwierz czasem sobie myśli, co by o naszej cywilizacji pomyśleli przyszli kulturoznawcy widząc tyle niepozamykanych historii. Pewnie doszliby do wniosku, że człowiek w XX wieku lubił niczym romantyk „figury nieskończoności”, czyli same otwarte zakończenia, cliffhangery i pytania, na które nie ma odpowiedzi. To chyba jedna z najdziwniejszych i najbardziej niedorzecznych cech naszej kultury, która z zupełnie nie artystycznych przyczyn zaczęła wyglądać jak zbiór prac nadaktywnego dziecka, które zaczyna jeden obrazek by w połowie przestać i sięgnąć po następna kartkę. W końcu pokój jest zawalony doskonałymi szkicami a zmęczone dziecię podaje nam rynek domu z płotkiem, coś nawet bardzo ładnego, ale nie koniecznie tak kreatywnego. Choć oczywiście nie zawsze (zwierz może nie powinien narzekać, bo w tym sezonie było sporo dobrych premier, których nikt nie chce zdejmować z anteny). Gdyby jednak Ripper Street miało się skończyć na jednym sezonie zwierz będzie strasznie tego serialu żałował. Bo lubił bohaterów, bardzo lubił aktorów, a przede wszystkim uwielbiał fakt, że to był taki serial „the best of ciekawostki z epoki” – wszystko się tam znalazło. Zwierz doskonale wie, że to nie wszystkich bawi, ale to było trochę jak skrojone pod zwierza. Więc trzyma kciuki za nowe otwarcie w brytyjskiej telewizji zwłaszcza, jeśli miałoby się ono odbyć na Ripper Street.
Ps: Zwierz musiał napisać, bo co jak serial nie wróci i już nigdy nie będzie szansy? Straszna perspektywa.
Ps2: Ogólnie zwierz widzi, że trzeba będzie sporo nadrobić, ma już nawet całą kolejkę produkcji do obejrzenia. Niby przerażenie z nadmiaru, ale i radość że jest co oglądać:)