Home Ogólnie Wszyscy na ekrany! czyli o problemie reprezentacji

Wszyscy na ekrany! czyli o problemie reprezentacji

autor Zwierz

Hej

Zwierz od skrajności w skrajność po kilku tygodniach nie pisania prawie recenzji zwierz zachowuje się jakby nic innego nie robił tylko rozdawał na prawo i lewo oceny filmów i seriali. Prawdę powiedziawszy zwierz musi się wam przyznać, że to z lenistwa. Recenzje pisze się o tyle łatwiej niż cokolwiek innego. Tak, więc by stawiać przed sobą kolejne cele i nie zaniedbać postawionych sobie celów (zwierz zawsze chciał jednak by blog był o czymś więcej) zwierz postanowił dziś podjąć temat niezwykle skomplikowany? O co chodzi. O kwestię reprezentacji. Reprezentacja stała się niemal słowem kluczem w prowadzonych ostatnio rozmowach na temat kultury popularnej. Pozornie kwestia wydaje się być prosta – społeczeństwo jest niesłychanie zróżnicowane i jego odbicie w fikcji powinno być równie zróżnicowane. Zwłaszcza, że przez lata mieliśmy odchylenie w drugą stronę i koncentrowaliśmy się jedynie na bardzo wąskim wycinku społeczeństwa. Teoretycznie brzmi to prosto i nie tak trudno do załatwienia. W istocie jednak z reprezentacją jest więcej problemów niż mogłoby się wydawać. Zwierz postanowił wybrać kilka z nich i je zaprezentować. Przy czym żeby było jasne – zwierz omawia tu różne kwestie wysuwane, przez różne środowiska nie koniecznie się z nimi zgadzając. Ale postanowił pokazać jak coś co jest ważne i słuszne, nastręcza problemów o których często (przynajmniej u nas w kraju) się nie myśli. Zresztą sami zobaczycie.

  Teoretycznie wydaje się, że nie ma nic prostszego niż zadbanie o odpowiednią reprezentację mniejszości na ekranie. Dlaczego więc sprawia to tyle problemów? 

Zbierz ich wszystkich – pierwszy podstawowy problem z reprezentacją na ekranie wynika z faktu, że nie do końca wiadomo gdzie postawić granice. Z jednej strony słychać głosy kobiet, które wskazują, że jest ich na ekranach śmiesznie mało – biorąc pod uwagę, że stanowią połowę populacji na świecie. Drugie głosy domagają się uwzględnienia mniejszości etnicznych – i to uczciwego a nie takiego, które zakłada, że pojawienie się jednego bohatera o innym niż biały kolorze skóry załatwia wszystko. Do tego dochodzą głosy osób o innej orientacji seksualnej, które także chciałby się widzieć w filmach. A to nie koniec, – bo przecież reprezentacja w filmach należy się też przedstawicielom wielu innych mniejszości – chociażby osobom z niepełnosprawnością fizyczną czy umysłową. Możecie powiedzieć, że nic prostszego, – że bohaterka Azjatka poruszająca się na wózku i będąca jednocześnie lesbijką może zadowolić wszystkie te grupy.  Ale chyba zwierz nie musi nikogo przekonywać, że w większości przypadków taka postać służyłaby, jako pewnego rodzaju symbol czy wymówka nie koniecznie rzeczywiście odbijając sytuację w społeczeństwie.  Z drugiej strony próba uwzględnienia wszystkich wariantów na przestrzeni jednego dzieła wydaje się absolutnie nie możliwa. Ta niemożność oddania w pełni zróżnicowania w społeczeństwie, przy jednoczesnej głośnej krytyce jeśli próbuje się wszystko załatwić zbyt szybko i prosto paradoksalnie sprawia, że część twórców nie decyduje się, na umieszczenie żadnej postaci reprezentującej mniejszości zamiast podjąć próbę wprowadzenia ich w subtelniejszy sposób.

Kogo reprezentujemy – jednym z największych problemów z reprezentacją w telewizji czy filmie jest przekonanie, że wszystko można wrzucić do jednego worka. W filmie gra Halle Berry? Mamy reprezentację osób o innym niż biały kolorze skóry. Problem polega na tym, że jasny odcień skóry Berry sprawia, ze wiele czarnoskórych dziewczyn, które są ciemniejsze czuje się niereprezentowanych w mediach (stąd zupełnie nieobecny w Polsce zachwyt nad bardzo ciemną skórą Lupity Nyong’o, podkreślaną przed odpowiedni dobór sukienek na kolejnych rozdaniach nagród). Jeśli w filmie jest osoba na wózku inwalidzkim to nie reprezentuje ona wszystkich niepełnosprawnych fizycznie – także tych, których niepełnosprawność nie prezentuje się specjalnie fotogenicznie. Z kolei w przypadku mniejszości seksualnych wciąż problemem pozostaje fakt, że zdecydowanie częściej reprezentuje się homoseksualistów niż osoby biseksualne (o transseksualnych nie wspominając). To jest problem, bo często sama kwestia reprezentacji zostaje sprowadzona do kilku schematów (jedną Azjatkę, jedną osobę na wózku, jednego przyjaciela geja), które tworzą pozór, że mamy pełen przekrój społeczny na ekranie. Plus nawet, jeśli twórcy wykazują się kreatywnością to wciąż są pewne elementy, które pojawiają się na ekranie niezwykle rzadko – np. o ile pamiętamy o reprezentacji dotyczącej rzeczy bardzo wyraźnych jak kolor skóry czy orientacja seksualna to już np. istnieje całkiem sporo klas społecznych, których na ekranie nigdy w pewnym kontekście nie zobaczymy (np. mamy ubóstwo tylko w formach patologicznych albo ekstremalnych, ewentualnie w toposie dobrego biedaka).  Zwierz musi tu też koniecznie dodać, że bardzo istotny wydaje się kraj pochodzenia osoby oglądającej, – bo kwestie reprezentacji osób ciemnoskórych inaczej będzie widział Polak, inaczej Anglik jeszcze inaczej Amerykanin.

  Paranorman to jeden z niewielu filmów animowanych który wprowadził postać homoseksualnego bohatera. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że uczynił to absolutnie wbrew stereotypom i  sprawił, że widownia najpierw poznała postać a dopiero potem dowiedziała się o jej orientacji seksualnej. Zwierz do dziś jest pod wrażeniem.

Najpierw charakter potem reprezentacja – jednym z największych problemów z postaciami, które reprezentują na ekranie mniejszości jest fakt, że bardzo rzadko scenarzyści potrafią je dobrze napisać. Zdaniem zwierza jedną z lepiej napisanych postaci będących w jakimś stopniu reprezentantami mniejszości na ekranie jest Tyrion z Gry o Tron.  Grany przez Petera Dinklage bohater jest karłem. Musi borykać się z egzystencją w świecie gdzie mu się to będzie wypominało i będzie miało wpływ na jego postrzeganie przez społeczeństwo. Ale nie jest to jego jedyna cecha, nie jest to nawet jego pierwsza cecha. Prawdę powiedziawszy im dalej w las tym mniej widz to dostrzega. Tyrion jest przede wszystkim postacią z własnymi dążeniami, planami i uczuciami. I do tego jest reprezentantem pewnej mniejszości, ale nie definiuje to jego charakteru. Niestety w wielu produkcjach fakt, że bohater stanowi reprezentanta mniejszości wystarcza scenarzystom za napisanie mu charakteru, – przy czym zwierz ma wrażenie, że szczególnie często zdarza się to w przypadku postaci homoseksualnych – tak jakby te preferencje wystarczyły za opis postaci. Przy czym to nie jest proste, bo z drugiej strony, jeśli kompletnie ignoruje się kolor skóry czy płeć (to akurat w przypadku filmów rozgrywających się tu i teraz) można zostać posądzonym o to, że tworzy się sztuczny obraz społeczeństwa gdzie przynależność do mniejszości nie ma znaczenia – w pewien sposób uciekając od problemu czy tworząc fantastyczny świat.

Obraz obrazowi nierówny – no właśnie, problem jest też taki, że umieszczenie postaci, która reprezentuje jakąś mniejszość czy nawet osnucie całej historii wokół przypadków mniejszości wale nie czyni produkcji dobrą. Ta rozbieżność często umyka wielu ideowo nastawionym jednostkom, które są gotowe uznać, że wszystko, co opowiada o mniejszościach musi być dobre. Ewentualne, że należy się cieszyć z każdej produkcji, która ma dużą reprezentację mniejszości. Zwierz ma z tym spory problem, bo choć zawsze docenia dobre intencje autorów to np. Elementary nie robi się lepsze, dlatego, że jest w nim spora reprezentacja różnych mniejszości. A właściwie nie robi się lepszym serialem detektywistycznym.  O ile zwierz uważa, że odpowiednie przedstawienie grup społeczny, etnicznych i seksualnych na ekranie jest ważne o tyle jest strasznym przeciwnikiem przesądzania o artystycznej czy rozrywkowej, jakości czegoś biorąc to jedynie pod uwagę. Może się natomiast ewentualnie zgodzić, że całkowity brak reprezentacji jest powodem do pewnej krytyki nawet czegoś, co nam się bardzo podoba (odwołując się do zarzutów stawianych Sherlockowi, że tam wszyscy są biali nawet wtedy, kiedy nie muszą) w innym wymiarze.

Kto ważniejszy – to kwestia, o której właściwie głośno się nie mówi, ale wciąż jest ona dość istotna. Reprezentacja ma swój wymiar polityczny (trudno, żeby taki temat nie miał), co przekłada się na niechętnie wspominaną hierarchię reprezentowanych grup. I tak zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, co raz częściej mówi się, że wszystko bardzo pięknie, ale wciąż w produkcjach amerykańskich prawie nie ma Latynosów, którzy stanowią obecnie jedną z największych, jeśli nie największą grupę etniczną w USA. Podobnie z Azjatami i Hindusami, którzy domagają się miejsca na ekranie skoro stanowią dwie największe populacje na świecie. Z kolei kobiety powoli wychodzą od hasła – pokażcie kobiety do hasła „pokażcie kobiety, które nie będą idealnie wyglądać i będą odpowiadać temu jak wyglądają kobiety na ulicy”. Jednocześnie są grupy, które z pocałowaniem ręki przyjęłyby, choć jednego reprezentanta na ekranie (jak np. osoby z porażeniem mózgowym, których reprezentantów właściwie nie ma na ekranie, a jeśli są to tylko w łzawych filmach o radzeniu sobie z niepełnosprawnością). Przy czym wszyscy wiemy, że pominięcie jednych grup wywoła burzę, pominięcie innych nikogo nie obejdzie a niektóre grupy, choć silnie reprezentowane (np. osoby z chorobami psychicznymi) prawie nigdy nie dostrzegą swojego prawdziwego obrazu na ekranie.

 

Reprezentacja prawdziwa czy deklarowana – wyobraźcie sobie, że macie film gdzie nasz dzielny biały policjant z klasy średniej ściga złego czarnoskórego gangstera z marnej dzielnicy, pomaga mu śliczna blondynka nowicjuszka, dodatkowych danych dostarcza jeżdżący na wózku ekstra naukowiec z Chin, zaś szemranym informatorem z półświatka jest gładko przyczesany Latynos. Wszyscy zaś oni wiedzą, że czarnoskóry gangster pracuje dla francuskiego obślizgłego biznesmena, który jest homoseksualistą. Teoretycznie odhaczyliśmy prawie wszystkie elementy. Problem polega na tym, że nawet na krok nie ruszyliśmy się z reprezentacją, bo nasi bohaterowie, choć potencjalnie zróżnicowani tak naprawdę wpadają w stereotypy obecne w popkulturze od wielu lat, zaś cała akcja wciąż wyróżnia, jako głównego bohatera przedstawiciela najbardziej reprezentowanej grupy.  Ten problem jest o tyle kłopotliwy, że jeśli zacznie się o tym za dużo mówić od razu pojawia się ktoś, kto stwierdzi, że tak być musi i należy się cieszyć, że w ogóle przedstawiciele mniejszości są na ekranie.

A co z historią?– historia stanowi problem, z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze w filmach historycznych decyzja o obsadzeniu aktorów innego koloru skóry niż biały zawsze jest uważana za decyzję w jakimś stopniu polityczną. Wybory są dwa – pierwszy to taki, że obsadzamy wszystkich aktorami zgodnie z pewną wizją czy być może prawdą historyczną, więc np. w filmie dziejącym się w średniowiecznej Francji nie będziemy mieli żadnego czarnoskórego czy Azjaty zgodnie z przekonaniem, że ich tam po prostu nie było, więc nie ma problemu. Możemy mieć ewentualnie przedstawicieli mniejszości seksualnych, ale wtedy najczęściej przedstawiamy ich w sytuacji opresyjnej. Istnieje też inne wyjście praktykowane przez telewizje brytyjską (przez kino też) gdzie uważa się, że pewna potrzeba reprezentacji przewyższa konieczność oddania prawdy historycznej i czarnoskórych aktorów obsadza się w historiach, które dzieją się np. w magicznej średniowiecznej Anglii. Oba podejścia mają swoje wady, ale zwierzowi chyba zdecydowanie bliżej do tego drugiego, bo w sumie to wszystko i tak jest fikcja i nie ma zwierz problemu z tym by była to fikcja, z której mogą na równi cieszyć się wszyscy. Gorzej z reprezentacją kobiet, bo mamy jednak skłonność do ekranizowania historii z męskiego punktu widzenia (tak ją pisano), więc większość wydarzeń historycznych opowiadana jest z męskiej perspektywy. I tak np. w drugich 300 oczywiście będziemy mieli nawet dwie postacie kobiece, ale nadal jest to historia wojny opowiadana z perspektywy mężczyzn zaciągniętych do wojska a nie kobiet, które zostały w domu. Przy czym zwierz zdaje sobie sprawę, że morskie potyczki wyglądają atrakcyjniej, ale wciąż jest to pewien problem, że przyjmujemy jedynie pewien nurt w historii za ciekawy do zekranizowania.

 

A co z fikcją? – kolejnym problemem jest fikcja. Nie tak dawno temu przez Internet przetaczały się dyskusje odnośnie koloru skóry Katniss z Igrzysk Śmierci, sporo mówiło się o czarnoskórych postaciach widzianych w Hobbicie podobnie jak od wielu lat trwa dyskusja czy można dopisywać kobiety do Władcy Pierścieni czy zmieniać płeć np. Doktora Watsona w nowych ekranizacjach Sherlocka. Tu problem wydaje się o tyle bardziej skomplikowany, że dokonując tych wszystkich zmian poprawiamy nie tyle rzeczywistość, co czyjąś wyobraźnie. O ile do poprawiania obrazu rzeczywistości mamy jak najbardziej prawo (zwłaszcza, że czynimy go bliższym temu jak naprawdę wygląda świat) o tyle coś, co powstało w czyjejś głowie nie do końca należy do nas. Zwierz musi powiedzieć, że ma tu zawsze mieszane uczucia, choć jest bardzo daleki od potępiania wszystkiego w czambuł. Zwłaszcza, że poprawiamy w obie strony – nie tak dawno zwierz czytał dość długi wywód mówiący, że nikt jeszcze nie zrealizował Trzech Muszkieterów gdzie pojawiłaby się czarnoskóra postać, (co byłoby zapewne zgodne z intencją Dumasa, który jak wiadomo był mieszanego pochodzenia). Teraz jednak dość luźno traktujący oryginał serial The Muskeeters nadawany przez BBC uczynił z Portosa mulata prawdopodobnie zbliżając historie do tego, co zamierzył autor. Tak, więc zwierz nie jest tu ortodoksyjny wręcz przeciwnie ma wrażenie, że czasem lepiej coś zmienić. Choć wtedy trzeba sobie zadać pytanie czy nadal powinniśmy to podpisywać nazwiskiem autora.

W Merlinie Ginewra nie była biała ale były też smoki więc właściwie możemy spokojnie przyjąć, że scenarzyści wybrali dobrze, przyjmując, że skoro to tylko fikcja można spokojnie zwrócić się w kierunku rzeczywistości.

Problemów jak widać, co nie miara a wpis i tak robi się dość długi. Jedno jest pewne – reprezentacja mniejszości (czy czasem nawet większości) jest ważna. Z drugiej strony – jasne jest, że po prostu nie da się wszystkich zmieścić w filmowym czy popkulturalnym świecie, – który przecież i tak nie jest doskonałym odbiciem rzeczywistości (wydaje się zresztą, że nikt nie chce by popkultura była idealnym odbiciem rzeczywistości).  Jednocześnie zwierz ma wrażenie, że dyskusja o reprezentacji ma jeszcze jeden niebezpieczny aspekt. Oczywiście każdy powinien móc zobaczyć na ekranie osobę podobną do siebie. Niezależnie czy chodzi o kolor skóry, płeć, orientację seksualną czy problemy, z jakimi się boryka. Ale zwierzowi nie podoba się myśl, że to podobieństwo jest konieczne by móc się z postacią identyfikować. Zwierz, co prawda nie wyróżnia się kolorem skóry ani orientacją seksualną, ale nigdy nie widział na ekranie niskiej, pulchnej dziewczyny żydowskiego pochodzenia, która cierpi na dysortografię i ma chore nadgarstki, co wiąże z brakiem możliwości podnoszenia czegokolwiek, co jest tylko trochę cięższe. Zwierz nie ma do nikogo pretensji, że na taką postać nie wpadł i nie chciałby, aby ktoś sugerował mu, że dopiero, kiedy taka postać się pojawi zwierz będzie się mógł z nią identyfikować. Zwierz identyfikował się w swoim życiu z bohaterami i bohaterkami, które różniły się od niego wszystkim, i uważa, że tak właśnie powinno być. Reprezentacja jest ważna by każdy mógł zobaczyć na ekranie kogoś podobnego do siebie (najlepiej w pozytywnej roli), ale równie ważne jest to by wychodzić poza podobieństwa i szukać tego, co w nas wszystkich wychodzi poza różnice. Wtedy być może okaże się, że tak naprawdę to, jakiego kto jest koloru, płci czy orientacji jest sprawą absolutnie drugorzędną. Co właściwie jest zdaniem zwierza stanem idealnym. Którego jak zwierz mniema za swojego życia raczej nie doczeka.

Ps: Inspiracją do wpisu był kar z Hannibala gdzie Jack rozmawia z Beverly. Zwierz uświadomił sobie, że strasznie rzadko widuje się w serialach sceny gdzie w pokoju jest więcej niż jedna osoba i nikt nie jest biały. Zresztą Fuller doskonale zdaniem zwierza pokazuje, jak można bez łamania serca wielbicieli oryginału jednak nieco zdywersyfikować cudzą fikcję tak by dostać nieco ciekawszy obraz świata. Ogólnie zdaniem zwierza Fuller radzi sobie z tym dużo lepiej niż wychwalany pod niebiosa Whedon (choć obu ich zwierz bardzo lubi)

Ps2: Zwierz jest absolutnie pewny, że nie przedstawił we wpisie wszystkich problemów i że skupił się tylko na niektórych wątkach, ale wpis jest i tak dość długi poza tym prawda jest taka, że w przypadku każdej fabuły i każdej postaci w fabule, zdaniem zwierza należy problem rozważać osobno.

126 komentarzy
0

Powiązane wpisy

slot
slot online
slot gacor
judi bola judi bola resmi terpercaya Slot Online Indonesia bdslot
Situs sbobet resmi terpercaya. Daftar situs slot online gacor resmi terbaik. Agen situs judi bola resmi terpercaya. Situs idn poker online resmi. Agen situs idn poker online resmi terpercaya. Situs idn poker terpercaya.

Kunjungi Situs bandar bola online terpercaya dan terbesar se-Indonesia.

liga228 agen bola terbesar dan terpercaya yang menyediakan transaksi via deposit pulsa tanpa potongan.

situs idn poker terbesar di Indonesia.

List website idn poker terbaik. Daftar Nama Situs Judi Bola Resmi QQCuan
situs domino99 Indonesia https://probola.club/ Menyajikan live skor liga inggris
agen bola terpercaya bandar bola terbesar Slot online game slot terbaik agen slot online situs BandarQQ Online Agen judi bola terpercaya poker online