Hej
Zwierz po raz drugi wybrał się na X-menów Days of Future Past. Film za drugim podejściem podobał mu się nawet bardziej niż za pierwszym (rzadki przypadek), ale podobnie jak w przypadku pierwszego seansu gdy na ekranie pojawił się Fassbender w kapeluszu zwierz głęboko westchnął. Był to nie tylko westchnięcie zachwytu (czy zwierz już gdzieś wspominał, że Fassbender jest jakoś irracjonalnie fotogeniczny) ale także pewnej tęsknoty. Współczesny mężczyzna porzucił gdzieś po drodze nakrycie głowy, i choć rozwichrzone czupryny współczesnych panów są jak najbardziej warte uwagi, to jednak zdejmując kapelusz z głowy pozbawiliśmy się jednego z najciekawszych i potencjalnie symbolicznych dodatków mody męskiej. Zwierz postanowił, więc wyciągnąć swoją popkulturalną lupę i prześledzić nie tylko kilka najsławniejszych kapeluszy w historii kina ale także to co tak właściwie one znaczą. Przy czym jak to bywa w przypadku wpisów pisanych późną nocą ten jest może nie do końca usystematyzowany.
Zacznijmy od Bogarta i jego bohaterów, dla których kapelusz jest elementem absolutnie oczywistym. Jak napisał znajomy zwierza w konwersacji poprzedzającej ten wpis „jest tylko jeden mężczyzna w kapeluszu” i jest nim Bogart. Jeśli się nad tym zastanowić to kapelusz Bogarta jest jednocześnie zwykły i niezwykły. Z jednej strony filmy z aktorem kręcone były w czasach, kiedy absolutnie oczywistym było, że mężczyzna wychodząc z domu bierze ze sobą nakrycie głowy. Kapelusz nie wyróżniał, wręcz przeciwnie było dodatkiem codziennym. Ale kapelusz Bogarta jest elementem już nawet nie stroju ale osobowości. Pozwala nieco ukryć twarz, oddzielić siebie od innych, bohaterowie Bogarta noszą kapelusz bo przecież wciąż gdzieś się wybierają, zawsze są trochę nie stąd, a jednocześnie – jak to w porządnym filmie noir być musi mogą naciągając kapelusz nieco bardziej na czoło ukryć się przed czyimś wzrokiem. Zresztą bohaterowie Bogarta ten kapelusz jest naprawdę potrzebny, bo przecież świat w którym żyje jest zimny, mroczny i deszczowy nawet jeśli akurat jest ładna pogoda. Poza tym bez kapelusza jak bez papierosa, jak bez trenczu, czegoś tej niesamowitej filmowej kreacji brakuje. Jednocześnie kiedy dochodzimy do tej najważniejszej sceny Casablanki dostrzeżemy że kapelusz na głowie ma i ona i on. Oboje przygotowani do podróży które zawsze za każdym razem ku rozpaczy widzów rozchodzić się będą w innych kierunkach.
Ponoć jest tylko jeden mężczyzna w kapeluszu. To ten mężczyzna
Pozostawmy na chwilę Bogarta w kapeluszu na lotnisku w Casablance (nad którym powoli zaczyna rozwiewać się mgła) i pochylmy się nieco nad melonikami. Ten najsławniejszy zdobi głowę Trampa bohatera wykreowanego przez Charlie Chaplina. Jego obecność na głowie bohatera nie powinna nikogo konfudować. Melonik – młodszy nieco mniej poważny brat kapelusza jest doskonałym przykładem zamierzonej acz nie bardzo eksponowanej tragedii Trampa. Oto mamy bohatera ubogiego praktycznie żyjącego na ulicy, bez przeszłości i bez przyszłości. Jego ubrania są stare i połatane, buty za duże a szczęście nikłe. Ale dopóki bohater ma nadzieję na przyszłość ( a zawsze ma) i poczucie humoru póty udaje mu ssę zachowywać pozory. Pomaga mu w tym melonik, zupełnie niedorzeczny na głowie tego odzianego niemalże w łachmany bohatera. Ale taki jest Tramp, nawet jeśli ubogi, bezdomny i pozbawiony grosza przy duszy to jednak w meloniku, jak na gentelmana przystało. Zresztą melonik ma w kinematografii historię w sumie dość ciekawą. Na głowie Trampa pozwalał zachować nadzieję, na głowach bohaterów Mechanicznej Pomarańczy był przerażającym kontrastem do ich okrutnych czynów, z kolei w Bondzie stawał się śmiercionośną bronią. Bo melonik to pół kapelusza, nakrycie głowy niezamierzenie dowcipne (choć bywa noszone zupełnie na poważnie jak w Ripper Street), niesłychanie brytyjskie (jak w tych prawdziwych Avengersach) a jednocześnie niepozorne. Choć przynależące kolejnym pokoleniom ekranowych gentelmanów.
Póki głowę zdobi melonik póty jest jeszcze nadzieja że będzie lepiej i pozór że wcale tak źle nie jest
Bez kapeluszy nie ma też kowbojów. Nie da się poganiać bydła, strzelać do Indian i ratować pięknych niewiast bez szerokiego kapeluszowego ronda. Można wybierać spośród dziesiątek przykładów jednak nie ma kapelusza bardziej kowbojskiego od tego wielkiego białego zdobiącego głowę Johna Wayne’a. To nie jest kapelusz zdobiący głowę człowieka, który ma moralne wątpliwości, to kapelusz dla prawdziwego Amerykanina i obrońcy pogranicza znawcy prerii. Może, dlatego w tych zapowiadających anty westerny, spaghetti westernach Sergio Leone, Clint Eastwood będzie nosił kapelusz płaski, ciemny, przywodzący na myśl bardziej meksykańskie nakrycie głowy. Jakby autorzy filmu nie tylko tworzyli anty bohatera, ale także dawali mu na głowie anty kapelusz, buntujący się przeciwko temu tak bardzo amerykańskiemu krojowi nakrycia głowy. Zresztą jakby na to nie patrzeć nie da się zrobić Westernu nie powracając do Kapeluszy – czy będziemy się nim bawili jak Tarantino czy opowiadali historię nieco inaczej jak w Buchu Cassidym i Sundance Kidzie – nie ważne kapelusz na głowie musi być. Nawet w anty westernie takim jak Bez przebaczenia bohaterowie nigdzie bez kapelusza się nie ruszą. W końcu kto by chciał dostać udaru w słońcu dzikiego zachodu. A może w ogóle nie chodzi o Dziki Zachód – może taki kapelusz musi zdobić głowę każdego kto staje oko w oko z bezkresem – skąd inaczej kapelusze lądowałby na głowach Australijczyków – czy to w Krokodylu Dundee czy w Australii.
A pod tym kapeluszem moi drodzy skrywają się wszystkie amerykańskie wartości i całkowity brak wątpliwości
Porzućmy jednak na chwilę kowbojów i przenalizujmy jak bardzo postać może się ze swoim nakryciem głowy zżyć. Indiana Jones wyciągający rękę by w ostatniej chwili złapać kapelusz, Jack Sparrow narażający niekiedy życie by odzyskać swoje nakrycie głowy. Można zadać sobie pytanie – dlaczego im tak zależy? Czy mało to kapeluszy na świecie. Ale potem reflektujemy się, cóż taki kapelusz musiał widzieć, gdzie musiał nie być, co musiał przeżyć. Przecież wszyscy wiemy, że Indiana Jones bez kapelusza jest tylko kolejnym wykładowcą akademickim na szacownej uczelni – może przystojniejszym niż 99,9% kadry nauczycielskiej ale przyszpilonym do swojego biurka, obowiązkowymi kolokwiami dla znudzonych studentów i dyżurami dla ludzi mających problemy z podstawami archeologii. Wystarczy jednak by założył swój kapelusz i zamienia się w bohatera zbiorowej wyobraźni, pracownik naukowy znika a jego miejsce zajmuje archeolog awanturnik, człowiek, który widział święty Graal i zawartość Arki Przymierza. Podobnie Kapitan Jack Sparrow. Przecież t nie jest dobry pirat, można by nawet stwierdzić, że jeden z najgorszych. Ilość straconych statków, lata bez zysków i wątpliwa lojalność załogi każą mniemać, że cudem jest iż nadal żyje. Ale ponownie, kiedy zakłada kapelusz zamienia się w TEGO Jacka Sparrowa, który pływa po morzach i oceanach Czarną Perłą- najszybszym statkiem, jaki ktokolwiek widział, który ma dwa słowa do powiedzenia wśród królów pirackiego świata i który widział takie rzeczy o jakich się filozofom nie śniło. Wszystko zaś niemal magicznie staje się dla widza oczywiste, kiedy po raz kolejny bohaterowie zakładają na głowę ten kapelusz, który staje się dopełnieniem wizerunku. Bez niego postaciom czegoś brak.
Nauczyciela akademickiego od archeologa awanturnika z powracającymi ubytkami w garderobie różni przede wszystkim kapelusz.
A przecież chodzi nie tylko o wizerunek postaci. Kapelusz jest także nośnikiem wielu treści. Kiedyś wiadomo było, że ci źli noszą czarne kapelusze. Do dziś w części filmów przewija się ten motyw – bohater w kapeluszu – zwłaszcza dziś ma większe skłonności do bycia niejednoznacznym, kilka postaci na raz w takich samych kapeluszach? Jak nic wysłannicy diabła (Zimowa Opowieść) czy przeznaczenia (Władcy Umysłów). Nakrycie głowy wciąż ma w sobie coś magicznego, ale i wojskowego – nie ważne czy patrzysz na Kapelusz zdobiący głowę Gandalfa czy na przedziwny hełm z rogami na głowie Lekkiego – zostajesz drogi widzu natychmiast odesłany do świata pewnych stałych skojarzeń. Podobnie jak wtedy kiedy zobaczysz kapelusz wielki i ekscentryczny – nie ważne czy będzie go nosił Willy Wonka ( w jednej słusznej klasycznej wersji) czy Maska, klasyczny Joker czy Szalony Kapelusznik – od razu zasygnalizuje, że pod kapeluszem skrywa się głowa pełna szaleństw i sprzeczności. Szybciej niż zdążysz powiedzieć 'Ciekawe jak to się utrzymuje na głowie kiedy wieje”.
Pod niektórymi Kapeluszami kryje się wyłącznie szaleństwo
Przede wszystkim jednak kapelusz na męskiej głowie to znak przeszłości. Jeden rzut oka na krój pozwala nam datować dekadę, w jakiej rozgrywa się film niemal równie dokładnie co krój sukienki. Rozróżniamy nakrycia głowy bohaterów ekranizacji powieści Austen od tych, którzy poruszają nasze serca w ekranizacjach powieści toczących się kilka dekad później. Umiemy bez zastanowienia wskazać dekadę, w jakiej rozgrywa się film spoglądając jedynie na szerokość ronda. Ale nie tylko o to chodzi. Męski kapelusz jest znakiem innego świata. Może nie lepszego, ale odrobinę bardziej stylowego, takiego w którym był czas ów kapelusz na głowę założyć przed wyjściem, lekko unieść gdy mijało się kogoś kogo się zna (zwierz znał współcześnie tylko jedną osobę która chodzą w kapeluszu tak właśnie robiła), czy w końcu zdjąć i trzymać w ręku kiedy przybywa się z wizytą. Och ten kapelusz w rękach bohaterów – międlony przez strapionych i speszonych zakochanych, trzymany nieco niedbale przez kolejnych detektywów, odkładany nonszalancko przez postacie pewne siebie, przebiegłe czy lubiące pokazywać swoją władzę. A potem zakładany charakterystycznym gestem pod koniec rozmowy jako wyraźny sygnał że oto scena dobiegła końca. Ta sama choreografia w tylu scenach.
Mistrzowie grzecznego trzymania kapelusza w ręku czyli detektywi z Ripper Street.
Jak zwykle w przypadku takich wpisów zwierz łapie się na tym, że popkultura złożona jest ze szczegółów których nie dostrzegamy a które przecież mają wagę w naszym postrzeganiu postaci. Czy Blues Brothers mogliby pojawić się gdzieś bez Kapeluszy? Czy Sherlock Holmes mógłby uwolnić się na zawsze od Deerstalkera? Czy Bogart wciąż działałby na serca kobiece i dziewczęce gdyby zdjąć mu z głowy kapelusz? Zwłaszcza, że jakby pogrzebać dalej to nakrycie głowy w naszej kulturze jest przecież jednym ze starszych i szybciej rozpoznawanych wyznaczników funkcji, pozycji, stanu. Może racje mają hipsterzy znów zakładający kapelusze. A może to tylko zwierz westchnął o jeden raz za dużo przyglądając się Magneto w kapeluszu i nawet nie zadając pytania jak ktoś komu winno się zdecydowanie spieszyć znalazł czas by tak dobrze dobrać nakrycie głowy do reszty stroju. Zwierz westchnie po prostu – to inne czasy były.
W ciemnych okularach i czarnym garniturze wygląda się jak przedsiębiorca pogrzebowy – dołożyć kapelusz jest się blues manem
Ps: Jutro recenzja Normal Heart jeśli przypadkiem znajdziecie niesłychanie podobną notkę u Myszy nie ma się co dziwić – Mysz i Zwierz się umówiły że napiszą jednego dnia więc to raczej zmowa niż plagiat.
Ps2: Bardzo dziękuję za odzew po wczorajszym wpisie, jak będziecie nadal tacy mili to zwierz się rozpuści i rozleniwi i skończy wrzucając np. tylko 5 wpisów w tygodniu.