Hej
Och czego zwierz sam nie wymyśli to przyjdzie do niego we śnie ( no dobra może nie we śnie ale podczas mycia zębów) albo w rozmowie z innymi blogerami. Podczas rozmowy o filmie Cheri z Miss Jacobs zwierz wpadł na pomysł dzisiejszego wpisu. Widzicie istnieje pewien bardzo specyficzny rodzaj filmów, który wszyscy znamy – to filmy, które powinny być dobre, a nie są. Najczęściej dowiadujemy się o nich jeszcze w czasie produkcji, nastawiamy się na fajny seans, aprobujemy obsadę, cieszymy się z trailera, a kiedy pojawiają się na ekranach zastanawiamy się co poszło nie tak. Najczęściej są to filmy z całkiem niezłą obsadą, dobrym pomysłem i ogólnie fajną koncepcją. Mają dużą szansę zostać naszymi ulubionymi filmami, z tą jedną wadą, że nie są dobre. Oczywiście wszystko zależy od tego jak bardzo czekaliśmy na dany film, czy co obiecywaliśmy sobie po danej historii, i chyba najważniejsze – jaki mamy filmowy gust. Tak więc zwierz nie bierze odpowiedzialności za to, że podzielicie jego zdanie. Możecie się wręcz nie zgadzać. Nie mniej oto spis kilku filmów, które brzmią dobrze na papierze i w żaden sposób nie są w stanie obronić się na wizji ( przynajmniej zdaniem zwierza). Lista jest bardzo współczesna głównie dlatego, że filmy które zwierza zawiodły szybko wylatują z jego głowy. Nie mniej może i dobrze, że zwierz za bardzo nie rozciąga swoich narzekań.
Jaśniejsza od Gwiazd – kiedy zwierz pierwszy raz usłyszał, że Jane Campion bierze się za kręcenie filmu o Keatsie nie posiadał się z radości. Czy nie wydaje wam się to idealne połączenie – wrażliwa, umiejąca przekazać uczucia obrazami Nowo Zelandzka reżyserka, i chyba najromantyczniejszy poeta który chodził po ziemi. Do tego smutna historia miłosna w tle. Niestety efekt końcowy zawodzi – dopiero potem zwierz przeczytał wywiad z Campion, w którym stwierdziła, że kompletnie na poezji się nie zna. I zdaniem zwierza to w filmie widać. Film mógł być krótką przypowieścią o życiu poety, a stał się zapisem wyobrażenia tego jak wygląda życie poety
Zakochana Jane – film mający opowiadać o tym jak Jane Austen ze zwykłej dziewczyny z towarzystwa staje się jedna z najwybitniejszych pisarek swojej epoki ( jeśli nie w ogóle nie jednej najwybitniejszych pisarek w języku angielskim) brzmiała dobrze. Obsada – Ann Hathaway i James McAvoy – nie odrzucała. Oczywiście można było się spodziewać, że film pójdzie tropem „zakochanych autorów” ale wciąż całość brzmiała całkiem ciekawie. Niestety film okazał się straszliwie miałki – nawet niezła obsada nie była w stanie uratować faktu, że w scenariuszu brakowało dramatu, i w sumie nie było za bardzo co grać.
Niebezpieczna Metoda – i ponownie wydawało się że nic tu nie może chybić – Freud, Jung, Cronenberg, Keira Knightley, Michael Fassbender i Viggo Mortensen – innymi słowy z punktu widzenia zwierza – obsada marzeń, a temat niezwykle dla zwierza pasjonujący. Niestety całość zamiast być porażająca, przerażająca i poruszająca jest. straszliwie nijaka. Aktorom tak naprawdę trudno coś zarzucić, podobnie materiałowi ( kogo nie interesuje seks i psychoanaliza niech pierwszy rzuci kamieniem), nawet reżyseria nie wydaje się jakoś szczególnie beznadziejna. A jednak seans dłuży się niemiłosiernie.
Walentynki – OK dziś wszyscy wiemy, że nikt nie umie nakręcić jeszcze raz To Właśnie Miłość, ale dwa lata temu wydawało się, że recepta jest tak prosta że nie sposób jej schrzanić – kilka romantycznych historii, luźno ze sobą połączonych, rozgrywających się wokół jakiegoś święta, z obsadą najeżoną gwiazdami. Sam zwierz czekał na Walentynki w nadziei, że uda się nakręcić jeszcze raz fajny romantyczny film bez sztampy. Niestety jak się okazało amerykanie nie załapali prostej formuły i wyprodukowali film koszmarnie wręcz niestrawny. A szkoda bo Love Actually ma już 8 lat i zwierz czuje zapotrzebowanie na kolejny taki film. Ale to chyba było przypadek jednorazowy. Przynajmniej tak zwierz sądzi słysząc recenzje z filmu o Nowym Roku
Zakochany Nowy Jork – zwierz uwielbia zakochany Paryż – film złożony z krótkich etiud poświęconych najbardziej romantycznemu miastu świata. Zakochany Paryż to zestaw pod, którym podpisali się najsławniejsi reżyserzy współczesnego kina – miejscami śmieszny miejscami smutny, miejscami ocierający o się o absurd. Pomysł by taki sam zbiór etiud nakręcić dla Nowego Jorku wydawał się całkiem niezły zwłaszcza, że podobnie jak Paryż jest to miasto żyjące własnym mitem. Niestety mimo zebrania naprawdę dobrych aktorów, i dobrych reżyserów i nawet jednej czy dwóch ciekawych etiud nie udało się odtworzyć atmosfery paryskiego oryginału. Film nie jest tragiczny ale w zestawieniu z Zakochanym Paryżem strasznie zawodzi.
Woda dla Słoni – zwierz bardzo czekał na ten film – pomysł przeniesienia na ekran powieści opowiadający o młodym weterynarzu, który po utracie rodziny ucieka z cyrkiem wydawał się zwierzowi bardzo ciekawy. Do tego naprawdę niezły trailer i obsada która nie odrzuca – zwłaszcza Christopher Waltz w roli demonicznego szefa cyrku wydawała się świetna. Niestety film zawodzi na całej linii przede wszystkim nie będąc w stanie z całkiem ciekawej potencjalnie historii wykrzesać niczego ciekawego. Do tego pomiędzy bohaterami nie ma najmniejszej chemii co zwierz jednak kładzie raczej na barki reżysera niż ich samych. Film pozostaje drętwą produkcją, która nieźle się zapowiadała.
Osada – właściwie zwierz mógłby wybrać każdy filmy Shyamalana po szóstym zmyśle. Zaczyna się od zarysu fabuły i pojawienia się nazwisk z obsady. Sam pomysł brzmi najczęściej nieźle, obsada także składa się nie z byle kogo ( zwierz bardzo lubi ogląda Jquina Phoenixa na ekranie, a i Adrian Brody nie jest złym aktorem). Potem pojawia się całkiem ciekawy trailer – zwłaszcza w przypadku Osady trailer był naprawdę interesujący – a potem pojawia się film. Film, który miał wszelki potencjał by być dobry poza tym, że okazuje się fatalny. Tym razem jednak zwierz wie kogo winić – reżysera.
Turysta – pozornie zestaw idealny Johnny Depp, Angelina Jolie, Wenecja, młody bardzo zdolny reżyser który podbił świat filmu swoim Życiem na podsłuchu, a za podstawę służy przewrotny i ciekawy film francuski który aż błagał o amerykański remake. Do tego jeszcze znane nazwiska aktorów w rolach drugoplanowych ( Thimoty Dalton, Paul Bettany). A co wyszło? No właśnie wyszedł film, w którym wszyscy wyglądają jakby nie chciało im się grać, scenariusz który bawi trochę zaś bardzo rozczarowuje i totalny brak chemii między głównymi bohaterami. Jedyne co się sprawdza to Wenecja ale to trochę mało.
Dorian Grey – pomysł by jeszcze raz nakręcić najsławniejsze dzieło Oscara Wilde wydawał się błyskotliwy. Przecież żyjemy w świecie w którym wygląd zewnętrzny ważniejszy jest niż kiedykolwiek więc historia człowieka który sprzedał dusze za młodość – brzmi świetnie. Do tego za kamerą Olivier Parker – który nie jeden raz udowodnił, że Wilde potrafi ekranizować, w głównej roli Ben Byrnes nie dość że urodziwy to całkiem utalentowany, zaś w roli drugoplanowej Colin Firth który przecież rzadko zawodzi. Niestety Dorian Grey zawodzi na całej linii – jest filmem długim, nie poruszającym, mimo estetycznej urody pustym a miejscami nawet ocierającymi się o marny horror. Trudno orzec co się stało, ale stało się coś niedobrego.
Alicja w Krainie Czarów – ponownie wydawało się, że mamy do czynienia z projektem marzeń – Tim Burton człowiek który już jedną nogą żyje po drugiej stronie lustra, Depp jako Kapelusznik, Helena Bonham – Carter jako Królowa, Głos Alana Rickmana – można by wymienić ale prawda jest taka, że film zapowiadał się znakomicie, co potwierdzały plakaty promocyjne. Niestety w nowej Alicji można dość szybko stwierdzić czego zabrakło – a zabrakło odpowiedniej historii, którą można by śledzić – tak dostaliśmy przecudowne dekoracje do. no właśnie do dość prostej historyjki o emancypacji
Wrogowie Publiczni – zwierz nie chce się powtarzać ale i tym razem wszystko wyglądało na zestaw idealny – Depp i Bale jako przeciwnicy, Mann za kamerą a w tle lata dwudzieste i gangsterzy. Serio co może pójść źle w takim zestawieniu? Pomijając fakt, że zdaniem zwierza reżyser popełnił błąd kręcąc film kamerą HD ( wszyscy wiemy, że dwudziestolecie nie było w HD) to sama opowieść jest raczej nudna niż fascynująca, pojedynek Deppa i Bale’a wydaje się zbyt wystudiowany zaś sam Dilinger którego powinniśmy pokochać na równi z amerykańską populacją. Ale bohaterów filmu jakoś pokochać się nie da. I tak powstał film który mógł być taki świetny a nie był.
Rozstania i powroty – o to była produkcja, na którą zwierz czekał – reżyser angielskiego Pacjenta i historia, która wydawała się naprawdę ciekawa – do architekta włamuje się syn imigrantki, a ten starając się zidentyfikować złodzieja zakochuje się w niej. Oczywiście zwierz zakładał, że będzie melodramatycznie( ponownie reżyser Angielskiego Pacjenta!) ale nie zakładał, że bohaterowie będą tak pozbawieni wiarygodności. Zwierz przyglądał się ich zachowaniom i wydawało mu się, że ktoś powinien powstrzymać w pewnym momencie scenarzystę. W każdym razie przynajmniej zdaniem zwierza wyszedł film pretensjonalny.
Iluzjonista – film miał pecha bo wszedł do kin razem z genialnym Prestiżem Nolana – jednak nawet biorąc pod uwagę tą nie uczciwą konkurencję film wydaje się być olbrzymią zmarnowaną szansa. No bo powiedzcie czy nie obejrzelibyście filmu dziejącego się w Wiedniu na przełomie wieków ( poprzednich wieków) gdzie w romans zaangażowani są wybitny iluzjonista i arcyksiążę? Serio to brzmi jak przepis na świetny film – zwłaszcza że główną role grał przecież świetny Edward Norton – niestety film okazał się zły, ba nawet bardzo zły. Ogólnie tak zły że zwierz nawet nie chce się zastanawiać co poszło nie tak. Chyba wszystko
Australia – zwierz przeżył to niemal osobiście. Z punktu widzenia zwierza Australia powinna być filmem idealnym – Buz Luhrmann, którego filmy zwierz uwielbia, Hugh Jackman którego zwierz bardzo lubi i akcja, która miała być australijskim odpowiednikiem ” Przeminęło z wiatrem”. Wszystko się zwierzowi podobało, zwiastun do dziś pozostaje jednym z ulubionych w historii. Zaś sam film. Sam film był po prostu zły. Może nie tragicznie zły ( zwierz nadal ma lekką słabość do tej produkcji) ale zdecydowanie nie jest w stanie dorównać oczekiwaniom czy potencjałowi. A to mógł być taki dobry film
Radio na Fali – dobra jakim cudem to nie jest najfantastyczniejszy film jaki znacie? Dlaczego ominął w Polsce kina? Czemu nikt o nim nie wspomina. Przecież to film Richarda Curtisa ( tak tego Curtisa odpowiedzialnego za mnóstwo wspaniałych scenariuszy do wspaniałych angielskich produkcji )- do tego obsada, w której grają prawie wszyscy najlepsi angielscy aktorzy ,a w tle historia o tym jak w czasach kiedy w angielskim radiu nie można było usłyszeć dobrego rocka nadawało je pirackie radio wykorzystujące informacje o braku ograniczeń dla przekazów radiowych wśród rybaków. Serio wszystko w tym filmie powinno się złożyć na wspaniałą produkcję. Niestety nie złożyło się. Film jest mało znany, za długi i zdaniem zwierza bardzo średni.
Czemu zwierz pisze o tych wszystkich filmach. Nie tylko po to by narzekać. Widzicie każdy zmarnowany film jest dokładnie taki sam jak każdy zmarnowany świetny pomysł książkę. Nikt nie nakręci filmu na dokładnie ten sam temat jeszcze raz ( no może po pewnym czasie) tak więc każdy zmarnowany, a potencjalnie świetny film sprawia, że temat jest na dług czas spalony. I to chyba boli zwierza najbardziej – nie to , że filmy które powstały są średnie ale to, że takie fajne pomysły się zmarnowały. Oczywiście na pewno lista zwierza nie pokrywa się z waszą drodzy czytelnicy, ale zwierz podejrzewa, że was też dopadło kiedyś takie uczucie.
Ps: Jeśli zwierzowi nie przyjdzie jutro nic wspaniałego do głowy będzie zamówiony przez czytelniczkę wpis w którym pojawi się Brad Pitt ale nie będzie to wpis tylko o nim.??