Hej
Zwierz odnosi dziwne wrażenie, że jego blog ostatnio zaczął dryfować w jakimś dziwnym kierunku gdzie każda notka musi być poprzedzona kilkugodzinnym czy kilku dniowym researchem, uzupełniona starannie wyselekcjowanymi zdjęciami i pisana tak długo, aż zwierzowi autentycznie zabraknie słów. To dobry pomysł kiedy wrzuca się dwie notki w tygodniu ale blog codzienny, żeby autora nie wykończyć musi się raz na jakiś czas żywić pop kulturalną codziennością nawet jeśli wasz zwierz nie jest w stanie wymyślić do niej kilkustronicowego ( zwierz z przerażeniem skonstatował, że jeśli go notki mają po 3-4 strony w Wordzie to cały blog niepokojąco zbliża się grubością do Biblii) kontekstu.
Tak więc dziś zwierz będzie pisał o pop kulturalnej codzienności. Wczoraj dla fanów Batmana był bowiem dzień waży – do sieci trafił nowy zwiastun The Dark Knigt Rises ostatniej części Nolanowskiej trylogii poświęconej Mrocznemu Rycerzowi. Fani Batmana zaklaskali w łapki i pewnie nie będzie wam trudno znaleźć w sieci bardzo dokładnie, bardzo entuzjastycznie opnie na temat nadchodzącej premiery. Emocje podsyca do tego wszystkiego nowy plakat, na którym w pierwszym planie widzimy strzaskaną maskę Batmana zaś w tle odchodzącego Bane, o którym wnikliwi czytelnicy komiksów o Batmanie wiedzą, sprawił mu nie małe problemy. Do tego jeszcze hasło ” The Legend Ends”. Fani piszczą, wytwórnia do tego stopnia liczy na zyski, że chce Batmanem nakręcić widownię MIssion Impossible ( przed którym ma się pokazywać 6 minutowy prolog do wydarzeń opowiedzianych w filmie). Sam zwiastun oczekiwania podkręca jeszcze bardziej – przy dźwiękach amerykańskiego hymnu śpiewanego, przez małego chłopca oglądamy kolejne pełne napięcia seceny i narracje zza kadru która przekonuje nas że tym razem stanie się coś jeszcze gorszego niż dotychczas. Potem przez ekran przewija się prawie cała obsada Incepcji, trochę wybuchów i w sumie widownia jest ukontentowana.
Tymczasem tym co zżera zwierza jest pytanie , które zwierz zadaje sobie bez przerwy od czasu premiery Batman Begins – czy Nolan nie uderza w zbyt wysokie tony? Kiedy pierwszy Batman Nolana pojawiał się na ekranach wielu krytyków radośnie stwierdziło, że oto kino o super-bohaterach zmieniło twarz i stało się poważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Oczywiście krytycy filmowi zawsze lubią przesadzać więc zignorowali fakt, że już Burtonowskiemu Batmanowi daleko było do cukierkowych historii o super-bohaterach, a nakręceni przed filmem Nolana X-meni także mieli zdecydowanie poważną stronę choćby fakt, że mierzyli się ( nawet nie szczególnie udając, że chodzi o coś innego) z problemem rasizmu. Nie mniej do filmów Nolana przyrosła łatka poważnych filmów na podstawie komiksu. Po Dark Knight gdzie „poważnych” scen, dialogów i postaci było jeszcze więcej zaś Heath Leder stworzył istotnie genialna postać szalonego Jokera wszyscy wybrali Batmana na modelowy przykład inteligentnego kina rozrywkowego. Nolan osiągnął z resztą efekt powagi mieszając dramatyczną muzykę, ponure zdjęcia, warczącego ( zwierz nie wie jak inaczej nazwać dźwięk dobywający się z gardła aktora kiedy mówi) Christiana Bale oraz sporej ilości dramatycznych dialogów i odrobinki melodramatu. Nolan miał przy tym zawsze szczęście do obsady -musi być z resztą czarującym człowiekiem bo zawsze aktorzy którzy raz u niego zagrali wracają by zagrać więcej – stąd trudno się dziwić, że najnowszy Batman wzbogacił się o Marion Cotillard i Toma Hardego i Gordon-Levitt. Jednak zwierz zastanawia się czy to co dostajemy od Nolana to naprawdę to czego chcemy.
Klasyczny schemat opowieści o super bohaterze jest zawsze taki sam. Mamy kogoś kto jest nikim, dostaje super moce bądź też decyduje się walczyć ze zbrodnią, pojawia się dziewczyna i podły przeciwnik. Bohater pokonuje przeciwnika, zdobywa dziewczynę, wygłasza parę zabawnych kwestii i do domu cieszyć się życiem. Oczywiście w przypadku Batmana cała historia jest już nieco inna z założenia – Batman to mściciel ( choć w sumie przypadku interpretacji Nolana działa raczej z poczucia winy), dziewczyny stałej nie ma, a jego przeciwnicy to szaleńcy. Nie mniej Batman mimo tych odstępstw nadal mieści się w kanonie super-bohatera. Komiks Franka Millera na podstawie, którego Nolan oparł część swojej opowieści dekonstruował ten mit. Jednak to co w powieści graficznej zaowocowało ciekawym odstępstwem i powiedzmy sobie szczerze tchnięciem nowego życia w nieco już przestarzałego bohatera o tyle w przypadku filmu zaowocowało to produkcją przynajmniej zwierza dość kuriozalną. To dostajemy film, który jest przygnębiający, mało zabawny, w którym nic się nie kończy dobrze. Bohatera średnio da się lubić, jego motywacje i postępowania cały czas maja budzić nasze wątpliwości, a on sam jest z góry skazany na przegraną. Do tego jeszcze Nolan prześciga się w efektownych scenach przemocy tworząc świat, w którym dobro nie jest dobre, ale przynajmniej lepsze od wszechobecnego zła. Przy tym wszystkim jest to film zrobiony absolutnie na poważnie, nigdzie nie dający się ująć w nawias czy uznać za właśnie zabawę z konwencją. Wszystko to brzmi bardzo poważnie i nie trudno dostrzec skąd u krytyki taki entuzjazm. Gorzej jednak kiedy zastanowimy się nad tym czy pod tym pozorem naprawdę kryje się wyższa jakość niż za Kapitanem Ameryką czy Thorem – filmami, których krytyka nie lubi ponieważ nie chcą udawać że są czymś więcej niż ekranizacją komiksów. Otóż zwierz musi powiedzieć, że on sam nie widzi w Nolanowskich Batmanach nic więcej tylko przemyślaną grę na najwyższej nucie. Tam gdzie większość filmów o super-bohaterach gdy fabuła zaczyna się robić idiotyczna reżyserzy decyduje się na dowcip, Nolan zaś jeszcze bardziej podkręca dramatyczną śrubę – w ten sposób udaje mu się przeskoczyć na drugą stronę – jego filmy są tak na poważnie że dajemy się temu zwieść i myślimy, że jest w nich coś więcej.
Oczywiście możecie stwierdzić, że zwierz jest uprzedzony – być może – ale przyjrzyjcie się jeszcze raz trailerowi filmu. To przecież czysta gra na naszych emocjach, hasło o upadku Legendy to wszystko ma nas przekonać, że Nolan pokona ostateczna granicę i ubije naszego bohatera serwując nam nie istniejące dotychczas w filmach Super-bohaterach złe zakończenie. Oczywiście nawet jeśli Bane zrobi Batmanowi tą samą paskudną krzywdę jaką zrobił mu w komiksie Knightfall to Werener Bros prędzej porzuci swoje sławne logo niż pozwoli komukolwiek ubić Batmana. Tak więc ci wszyscy którzy spodziewają się że filmy Nolana zakończą się prawdziwym złym zakończeniem powinni się raczej spodziewać tradycyjnego ubicia kobiety kot czy biednego starego Alfreda. Nie mniej system Nolana który sugeruje nam że dostaniemy coś czego nie da nam nikt inny nadal się sprawdza – zwierz już dziś może założyć, że film zarobi jakąś bajońską sumę.
Jeśli ktoś pytałby zwierza to przynajmniej on sam uważa, że dla filmów o super-bohaterach zdecydowanie więcej zrobili X-meni. Zarówno druga część trylogii rozpoczętej przez Brayana Singera, jak i podbijające ekrany tego lata X-men First Class pokazało, że kino o super bohaterach nie musi koniecznie korzystać z najwyższych nut by nie być tylko głupia rozrywką w której wszystko rozgrywa się według z góry wyznaczonych klisz. I w takim właśnie rozwoju zwierz pokłada swoje nadzieje. Zaś na kolejnego Batmana zwierz podobnie jak na poprzednie z pewnością pójdzie.
PS: wszelkich czytelników którzy uważają, ze Nolan jest reformatorem kinematografii i najlepszą rzeczą jaka przytrafiła się kiedykolwiek Batmanowi zwierz bardzo przeprasza, ale swojej opinii nie zmieni. Co do najlepszych rzeczy jakie się przytrafiły Batmanowi – zwierz jednak niezmiennie będzie twierdził że imię jego Frank Miller.??