?
Hej
Zwierz jest z natury nie wyspany, trudno się dziwić. Popkultura wielka, a zwierz taki malutki. Kiedy już skończy pracować i zasiada do nadrabiania popkulturalnych zaległości i pisania waszego ulubionego bloga zawsze nawet latem jest już za oknami ciemno. A kiedy zwierz jeszcze ma jakąś pracę, albo nie daj boże oddaje się problemom naukowym to właściwie jest już rano ( bywa, że latem zwierza do spania zagania łuna wschodzącego słońca). Taki brak snu odbija się na zwierzu, zwłaszcza o poranku kiedy zwierz czuje niezwykły nie dający się opisać związek ze swoim łóżkiem – słowa nie wyrażą tego magnetycznego przywiązania. Ale skoro głodnemu chleb na myśli czas zająć się filmowym spaniem. Jak wiadomo ludzie w filmach nie śpią tak po prostu. W serialach o spaniu wspomina się wyłącznie wtedy kiedy ktoś ma u kogoś przenocować, w komediach zazwyczaj zasypia ktoś, kto miał bohatera słuchać. Ale film bez snu obyć się nie może, bo przecież tam gdzie rozum śpi budzą się demony i scenarzyści. Zwierz przygotował dla was mały spis sennych marzeń filmowych bohaterów. Zwierz z góry zastrzega, że nie jest to bynajmniej spis kompletny bo zwierz nigdy by się tak ryzykownego zadania nie podjął ( a poza tym pewnie by usnął w trakcie pisania).
1.)Tam gdzie rosną poziomki – Film Bergmana to nie jedna, ale aż dwie sceny snu starego profesora, który przemierza kraj samochodem i nieuchronnie zbliża się do śmierci. W jednej ze scen przypomina sobie swoje szczęśliwe dzieciństwo, druga zdecydowanie bardziej niepokojąca właściwie pokazuje co poszło nie tak z resztą jego życia ( a moze już nie życia tylko śmierci… to skomplikowane). Obie sceny się ze sobą zestawia i interpretuje – zwierz jest tego świadom tylko dlatego, że sam został do tego zmuszony na jednych zajęciach z historii filmu. Nie mniej skoro już przy tym Bergmanie jesteśmy zwierz poleca wam jednak odrzucić wizję, że Bergman to nudny Szwed tylko dla filmowo zaawansowanych, i spróbować obejrzeć go bez uprzedzeń. Przynajmniej część jego filmów jest wtedy bardzo strawna ( oczywiście dla widza nie koniecznie zaawansowanego).
2.) Rosemary Baby – każdy kto widział sekwencję snu z filmu Polańskiego wie, że nie do końca jest to sen bo przecież konsekwencje ma jak najbardziej realne. Nie mniej kiedy ogląda się film po raz pierwszy nie trudno po tej sekwencji stwierdzić, że dalej już nie będzie ładnie i cukierkowo. W każdym razie sekwencja jest równie niepokojąca jak cała reszta tego skąd inąd świetnego jeśli nie wybitnego filmu. W każdym razie Polański idealnie oddał w nim atmosferę, że coś jest poważnie nie tak.
3.) Incepcja – w sumie trudno tu orzec czy mamy tu do czynienia z sekwencją snu, czy też może cały film jest snem, a może to tylko sen we śnie we śnie we śnie. Niezależnie od tego jaką opcję wybierzecie reżyser Chris Nolan nie zapomniał byśmy w pełni zrozumieli jakie niesamowite możliwości daje umieszczenie akcji we śnie. Pal sześć zmieniające się krajobrazy, kręcące się korytarze ( brak grawitacji) czy opuszczone miasta – i tak nic nie zrobi na was takiego wrażenia jak zaginające się aż po niebo ulice Paryża. Nawet jeśli zwierz nie jest wielkim fanem tego filmu to jednak musi stwierdzić, że jeśli chodzi o filmy śnione to z całą pewnością daleko Incepcji do koszmaru. W każdym razie Incepcja dosłownie i w przenośni podnosi filmowe śnienie na nowy poziom. Z resztą trzeba przyznać, że musi być coś dobrego w połączeniu DiCaprio ze snami bo ostatnio śnił też w Wyspie Tajemnic
4.) Koszmar z ulicy wiązów – a skoro przy koszmarach jesteśmy to chyba nie ma lepszego filmu by o nich opowiadać. W całej serii o atakującym we śnie Freddym Krugerze sekwencji snów jest tak dużo, że każdy może wybrać swój własny koszmar – bo Freddy zabija pomysłowo i już od dobrych dwóch dekad – zwierz zawsze lubił sekwencję z łóżkiem zjadającym bohatera. Nie mniej po obejrzeniu Koszmaru z ulicy wiązów człowiek zawsze chwilę się wacha zanim pójdzie spać. W każdym razie po tym filmie stwierdzenie – „słodkich snów” nabiera nieco innego znaczenia.
5.) Trainspotting – zwierz nie będzie wam streszczał snu jaki nachodzi naszego bohatera, który ewidentnie przeżywa najgorszy zjazd po heroinie jaki można sobie wyobrazić, nie mniej jeśli szukacie filmu, który przekona was, że nie należy zażywać narkotyków – proszę bardzo macie tutaj najlepszą z możliwych produkcji. A sam sen – jak to straszny sen – surrealistyczny ( czytaj porąbany), i nieco obrzydliwy. W każdym razie zwierz poleca wam cały film jeśli jakimś cudem umknęło wam to specyficzne arcydzieło angielskiej kinematografii.
6.) An American Werewolf in London – zwierz nie będzie kłamał. Ma olbrzymią lukę w popkulturalnym wykształceniu – nigdy nie widział tego filmu – nie żeby nie chciał ale jak na razie nigdy nie udało mu się złapać tego filmu w telewizji. Nie mniej nawet nie oglądając tego filmu, popkulturalne wykształcenie zwierza wystarczy by wiedział, że jest w nim bardzo znana scena snu w której występują Muppety i Wilkołaki Naziści – więcej że jest to scena nie tylko straszna ale raczej bardzo śmieszna. Zwierz was zachęcił? Ma nadzieje że tak bo inaczej jesteście zdecydowanie zbyt normalni by czytać bloga zwierza. Serio
7.) Terminator – czy przerażający sen Sarah Connor w którym widzi ona falę uderzeniową zabijającą wszystkich w Los Angeles w tym dzieci huśtające się na huśtawkach można uznać za sen? Cóż z całą pewnością jest to wizja która nie jest rzeczywistością. Cameron wykorzystał tu najbardziej tani chwyt ze wszystkich znanych czyli zestawił sielską scenkę z placu zabaw z atomową zagładą – nie mniej jest to obrazek na tyle sugestywny, że w 1997 roku niektórzy rozglądali się z niepokojem – w końcu kto ich tam wie w Hollywood- może znają przyszłość.
8.) Vertigo – Alfred Hitchcock długo opierał się kolorowi ale kiedy w końcu postanowił go użyć chciał mieć pewność że użyje go z przytupem – i rzeczywiście – koszmarny sen głównego cierpiącego na lęk wysokości bohatera mieni się kolorami i geometrycznymi kształtami. Nawet jeśli nie oglądaliście filmu sekwencja coś by wam przypominała bo wzorowało się na niej bardzo wielu innych filmowców, twórców kreskówek i ogólnie wszystkiego popu kulturalnego. Trzeba z resztą przyznać Hitchockowi, że na snach się znał bo do swojego filmu Spellbound zatrudnił nikogo innego jak samego wielkiego Salvadora Dali by mu ową sekwencję wyreżyserował.
9.) Pies Andaluzyjski – a skoro przy Dalim jesteśmy – nikt tak naprawdę nie wie o czym jest pies Andaluzyjski bo jest o niczym – zwierz widział ( wierzcie lub nie) ten film, aż dwa razy co dowodzi siły ducha ( przecinana gałka oczna to rzecz, która w kinematografii nie zdarza się często). Nie mniej jeśli wierzyć zapewnieniom autorów to starali się nakręcić film jak najbliższy rzeczywistości sennej. I rzeczywiście im się udało bo całość nie ma sensu jak 90% naszych snów. Jeśli zwierz doda, że połowa jego grupy na zajęciach z historii kina zasnęła podczas projekcji, możemy ogłosić triumf reżyserskiego duetu
10.) Blade Runner – och to się nazywa wymyślić sekwencję snu – kiedy nasz bohater zasypia i śni o wielu pozornie zupełnie bezsensownych rzeczach widownia podzieliła się na dwa fronty – dla jednych był to dowód, że bohater grany przez Forda jest replikantem dla innych, że Ridley Scott tak się zapętlił we własnym filmie, że już do końca nie wie co kręci. Ponieważ Blade Runner ma więcej niż jedną wersję ( zwierz ostatnio naliczył cztery) można by kibicować tej drugiej grupie. Zwierz jednak zawsze był nieco nie ortodoksyjny i musi przyznać, że lubi teorię o tym, że i bohater jest replikantem. Nie mniej – jest to koronny dowód że możesz wrzucić symboliczną sekwencję snu do filmu sf i nic na tym nie stracić ale zyskać.
Lista ma już dziesięć pozycji, a lista wypisana na zwierzowej kartce ( dla wszystkich obsesyjnych czytelników – niemal wszystkie wpisy są na początku jakąś kartką z wypisanymi chaotycznie tytułami filmów i seriali) ciągnie się dalej. Bo czy można nie wspomnieć o filmach Davida Lyncha, który sekwencje snu umieszcza wszędzie od miasteczka Twin Peaks po Muholland Drive – filmie przy którym nadal nie udało się jasno stwierdzić czy cały nie jest jedną wielką sekwencją snu. A skoro o filmach, które są snem to – wystarczy wspomnieć bardzo z resztą sugestywnie zatytułowaną produkcję jaką jest Drabina Jakubowa. Nie sposób nie wspomnieć też o snach bohatera American Beauty – obraz wijącej się wśród płatków róż szkolnej koleżanki jego córki stał się jednym z lepiej rozpoznawalnych snów w popkulturze. A przecież w kolejce czeka jeszcze Big Lebowski, który na haju śni o najdziwniejszej nocy w kręgielni jaka może się komukolwiek przyśnić, i w sumie dość podobna sekwencja różowych słoni, które przyszły do pijanego słonika Dumbo. No i jest jeszcze Science of Sleep, w którym bohater przez cały film stara się opanować świat realny i świat snu. A to przecież wierzchołek góry lodowej, jeśli przypomnimy sobie jeszcze te wszystkie filmy, w których sekwencja snu była tylko pretekstem by ktoś zaczął tańczyć.
Cała ta wyliczanka musi jednak do czegoś prowadzić. A zdaniem zwierza prowadzi do dość ciekawej konkluzji. Sen daje reżyserom wolność, której sami się pozbawili. Symbolika, wnikanie w głąb ludzkiej natury – to wszystko oddano w ręce kina artystycznego pozbawiając się możliwości odejścia od realizmu i logiki na rzecz spojrzenia w głąb dusz bohatera. Aby uciec przed krępującym wyobraźnie realizmem ( bo przecież umowność praktycznie we współczesnym kinie padła i wszystko ma jak najbardziej przypominać życie, a właściwie tą wersję życia jaka toczy się w świecie filmowym) pozostaje jedynie uciec w świat snu. Tam jeszcze można eksperymentować, można zarzucić widza symbolami, fałszywymi tropami, zejść ze ścieżki jaką wyznacza logika zdarzeń i po prostu robić co się chce. Zdaniem zwierza dziś sekwencje snu pozwalają filmowcom nie tyle powiedzieć coś o samym bohaterze, co raczej wyrzucić z siebie obrazy, których inaczej nie udało by im się umieścić w produkcji. A co na to widownia? W sumie wydaje mi się, że sukces Incepcji potwierdza, że nie opuściła nas ta opisana już tyle razy ciekawość, czy otaczająca nas rzeczywistość nie jest tylko snem. I tak jak w prawdziwym życiu chyba wolelibyśmy się nie obudzić, tak w kinie lubimy nie do końca wiedzieć co tak naprawdę widzimy. Przynajmniej w świecie kina gdzie nawet to co nie istniejące musi być jak najbardziej realne miło wiedzieć, że są jeszcze takie miejsca gdzie nic się nie musi zgadzać.
Kto wie, może któregoś dnia okaże się, że sekwencje snu uratują kinematografie tak jak uratowały serial Dallas. Kiedy po zamordowaniu jednego z bohaterów oglądalność kolejnych odcinków zaczęła spadać, scenarzyści po prostu kazali się pod koniec sezonu bohaterowi obudzić i stwierdzić, że cały sezon był tylko złym snem. Zwierz nadal liczy, że zobaczy tą scenę, w której Darth Vader się budzi i okazuje się że nowe Star Wars były tylko złym snem lorda Sith. Zwierz trzyma kciuki.
Ps: Dwa razy więcej niż zwykle czytelników w zeszłym tygodniu każe mi podejrzewać, że być może lubicie jak zwierz pisze dobre recenzje, a może to George Clooney naklikał mi wejść w podzięce. Facet wiele może.
Ps2: A skoro przy wejściach jesteśmy – jeśli nadal chcecie świątecznych wpisów to na serialowym zwierzu, zwierz wymienia ulubione odcinki świąteczne.