Nie ma dl blogera gorszej sytuacji niż gdy chodzi sobie po świecie wymyślając przez kilka tygodni wpis tylko po to by przyjaciółka mimochodem podesłała wam link do artykułu w The Atlantic na dokładnie wasz temat. Z jednej strony – super – wyczuwamy podobne problemy co autorzy jednego z najstarszych gazet zza Oceanu, z drugiej – oni byli pierwsi a tobie nie pozostaje nic innego tylko pisać że miało się już wcześniej podobne intuicje. Zwierz dowiedział się jednak, że można napisać więcej niż jeden tekst na ten sam temat. Zwierz postanowił ostatecznie nieco przemodelować swój. Porozmawiamy więc o aktorach i ich metodach.
Ludzie na ogół uwielbiają aktorów metody nawet jeśli nie do końca sobie z tego zdają sprawę. Trudno podbić serca widzów bardziej niż opowiadając im np. o tym jak to Daniel Day Lewis przez cały czas kręcenia filmu „Moja Lewa Stopa” nie schodził z wózka inwalidzkiego, w czasie kręcenia „Czarownic z Salem” nie mył się chyba przez trzy tygodnie a w czasie kręcenia „Licolna” wygłaszał przemówienia w amerykańskim kongresie (okej jedna z tych informacji jest nie prawdziwa ale sami nie wiecie do końca która bo wszystkie brzmią jak coś co mógł zrobić Daniel Day Lewis). Co więcej nie tylko publika kocha te opowieści – jak wszyscy wiemy Daniel Day Lewis jest dziś najbardziej nagradzanym przez Amerykańską Akademię Filmową aktorem, mającym na swoim koncie więcej Oscarów za role pierwszoplanowe niż ktokolwiek inny w historii. Daniel Day Lewis nie jest jedynym przykładem aktora korzystającego z tych środków do budowania roli ale na pewno najlepiej rozpoznawalnym. Jeśli zaczniecie szukać w sieci szybko okaże się, że historie o tym jak zachowywał się na planie szybko staną się równie istotne jak jego role, a czasem nawet bardziej – bo historie słyszało chyba więcej osób niż oglądało jego filmy.
Oprócz umiłowania do aktorów którzy zawsze pozostają w roli mamy jeszcze jedną słabość – do aktorów którzy na potrzeby filmu poddają się fizycznej transformacji. Niekiedy jak w przypadku Christiana Bale’a oznacza to bycie cały czas w roli – jak w przypadku „Mechanika” na planie którego właściwie nie jadł i nie spał, w innych przypadkach niekoniecznie – Michael Fassbender chętnie opowiadał, że na planie Głodu (na potrzeby którego zagłodził się niesamowicie) było całkiem przyjemnie na chwile pomiędzy ujęciami ekipa spędzała całkiem pogodnie mimo trudnego tematu. Transformacje fizyczne wymagające albo poświęcenia swojej idealnej sylwetki (ponownie przypomina się Bale, ale też swego czasu tył na zamówienie np. Russel Crowe) też budzą zainteresowanie i podziw. A także często dyskusję czy aby na pewno są zdrowe ( ulatująca uroda Christiana Bale’a każe jednak podejrzewać że nikt nie powinien tak bardzo się bawić swoją wagą). Największe emocje wzbudzają zawsze transformacje aktorek – tyjąca na potrzeby roli aktorka to wciąż rzadkość , ale już oszpecające się (oczywiście przy pomocy makijażu i odpowiednich zabiegów) są już nieco częściej. I ponownie budzi to wielki podziw i często kończy się ze statuetką w dłoni.
Trzecim zjawiskiem byłoby budowanie muskulatury na potrzeby roli. To nie budzi już takiego zachwytu jak granie z wykorzystaniem aktorskich technik czy też jak absolutna (negatywna w postrzeganiu społecznym) zmiana wyglądu. Nie zmienia to jednak faktu, że coraz więcej wiemy o tym ile wysiłku wkładają aktorzy – zwłaszcza występujący w filmach przygodowych by wyglądać tak jak jeszcze nie wyglądał nikt. Ktokolwiek widział video z treningu Henry Cavilla przygotowującego się do roli Supermana ten zapewne zdaje sobie sprawę jak wiele wysiłku potrzeba by wyglądać jak nie z tej ziemi. A dziś lista ról do których trzeba tak wyglądać coraz bardziej się rozszerza – bo ponownie – widzowie lubią przychodzić do kina by zastać tam bohatera którego fizyczny wygląda nie odbiega od nawet najbardziej przerysowanych wizji rysowników komiksów, którzy jak wiemy niekoniecznie muszą się przejmować tym jak działa ludzka anatomia i fizjologia.
Te zjawiska nie są sobie równorzędne i można je różnie oceniać. Same w sobie nie są raczej złe, dziwne czy jednoznacznie godne potępienia czy większej uwagi. Zwierz np. nie jest wielkim fanem aktorów nie wchodzących z roli bo cóż z tego, że damy Oscara Danielowi Day Lewisowi jak prawda jest taka, że ekipa musiała go po tym planie nosić na wózku. Czyli innymi słowy aktora podziwiamy i dajemy mu nagrodę ale wszyscy na planie filmowym mają bez porównania więcej pracy. Jednocześnie zwierz bardzo lubi kiedy aktorzy zmieniają się nie do poznania choć przyzna że ma pewne morale obiekcje czy aby na pewno powinno się zachęcać aktorów do robienia rzeczy które na pewno nie są dla nich zdrowe. Jednak w tym przypadku zwierz dochodzi zwykle do wniosku, że znane są większe poświęcenia dla sztuki i w sumie nie jest świadkiem niczego bardzo strasznego. No i każdy sam się na to godzi z własnej woli. Jednak ważne by podkreślić że wszystkie te zjawiska są same w sobie – w sumie neutralne, być może czasem tylko uciążliwe dla reszty ekipy filmowej. Tu jednak wchodzimy w to specyficzne środowisko planu filmowego, które rządzi się ewidentnie własnymi prawami, które zwierz zna bardzo pobieżnie bo nigdy na żadnym nie był.
Tym co niepokoi zwierza (i co niepokoi też w pewnym stopniu autorów czasopisma The Atlantic) jest to jaką rolę te sposoby budowania postaci czy elementy powstawania filmu zaczęły odgrywać w kampanii marketingowej kolejnych produkcji. O ile większość wyczynów Daniel Day Lewisa odbywała się dość organicznie na planie a widzowie mogli się dopiero po pewnym czasie dowiedzieć jak daleko szło jego poświęcenie dla roli. Dziś jednak cała sprawa wygląda nieco inaczej. Ponownie zwierz skorzysta z przykładu z którego skorzystano też w The Atlantic czyli Jokera w Legionie Samobójców. Jared Leto zapisał się już w galerii aktorów poświęcających się do roli (zarówno zdarzało mu się bardzo przytyć jak i drastycznie schudnąć) więc jego wybór do roli Jokera – przy wszystkich zapowiedziach, kazał się spodziewać transformacji. Transformacji która nie byłaby taka oczywista gdyby nie fakt, że już raz tą drogę poszedł Heath Ledger który w Batmanie był właściwie anie do poznania. Od chwili rozpoczęcia zdjęć do potencjalnych widzów filmu docierały informacje o tym czegóż to Leto na planie nie zrobił, jak bardzo dziwnie i przerażająco się zachowywał i jak nie wychodził z roli. Informacje o tym jaka to rola Jareda Leto jest inna, niesamowita czy przełomowa wyprzedziły jakiekolwiek inne informacje o produkcji. Ostatecznie kiedy film wszedł na ekrany okazało się, że to niewielka (trzeba przyznać, że znacznie okrojona względem pierwotnego materiału) rólka, która jakoś nikomu w głowie nie namieszała. W tym przypadku aktor był bez szans – musiałby chyba naprawdę potraktować ekipę trującym gazem by zrobić na kimś prawdziwe wrażenie.
Podobnie z wszelkimi transformacjami fizycznymi do roli. Dziś obserwacje tego jak aktorzy chudną (bo to jednak budzi większe zainteresowanie) zaczyna się dużo wcześniej – zwierz doskonale pamięta jaką sensację w sieci wywołały zdjęcia 50 Centa czy jak paparazzi pokazali jak bardzo Mattew McConaughey schudł do roli w Dallas Buyers Club. Ponownie – zanim ktokolwiek widział coś więcej o filmach w których mieli występować informacją która rozeszła się po mediach było, że w swoich następnych filmach pokażą się chorobliwie wychudzeni. Pewnym szczytem takiego przyciągania uwagi do tego typu transformacji była promocja kolejnych Dzienników Bridget Jones gdzie najważniejsze było poświęcenie Rene Zellweger która do roli przytyła. Była to właściwie podstawa promocji filmu i najbardziej rozpalająca wyobraźnię rzecz związana z produkcją. Co więcej – tego typu informacje niekoniecznie przekładają się na oglądalność czy wyniki box office filmu. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że często korzysta się z nich by zrobić wokół filmu szum – niekiedy nastawiony na to by dotarł do uszu Akademii – która przecież jak wiadomo powinna transformację docenić.
Na koniec problem który wydaje się zwierzowi najbardziej aktualny to wykorzystywanie w promocjach filmów wysiłku jaki aktorzy włożyli w wyrobienie formy czy zbudowanie muskulatury. W ostatnich latach – kiedy popularność zyskały filmy super boahterskie stało się to autentycznym nowym fetyszem Hollywood. Aktor i jego muskulatura stali się niemal równie ważni co aktorka i jej dieta. Podobnie jak klipy pokazujące ćwiczenia z siłowni czy sal treningowych – na których aktorzy przygotowują się fizycznie do roli. Zwierz widział już takie do licznych filmów, także tych w których fizyczne przygotowanie aktorów nie jest tym o czym myśli się w pierwszej kolejności (jak np. nowe Gwiezdne Wojny). Z kolei w przypadku budowania muskulatury doszliśmy do jakiegoś idiotycznego, czy więcej przełomowego momentu. Pierwsze zdjęcie J.K Simmonsa przygotowującego się do roli komisarza Gordona w nowym Batmanie? Zdjęcie jak aktor pręży muskuły na siłowni. Po co Gordonowi muskuły? Trudno orzec. Wcześniej przed premierą Batmana v Supermana Henry Cavill wrzucił do sieci swoje selfie z siłowni. Zwierz nie odbiera aktorowi prawa do cieszenia się efektami pracy ale patrząc na aktora zwierz miał niemiłe poczucie, że przesadzamy -a zarówno po względem „ilości” muskulatury jak i jej znaczenia dla budowania i wiarygodności roli. Przygotowanie Bena Afflecka do roli Batmana oceniano właściwie tylko szerokością bicepsa (jakby zapomniano że Keaton był doskonałym Batmanem bez żadnych ćwiczeń fizycznych) zaś Gal Gadot miała się na Wonder Woman nie nadawać bo była zbyt filigranowa. Jakby ktoś chciał powiedzieć że to problem DC – to nie, zdecydowanie nie. Posłuchajcie wywiadów jakich Aleksander Skarsgard udzielił przy okazji nowego Tarzana – to produkcja do której promocji wykorzystano właściwie wyłącznie muskulaturę aktora i wysiłek jaki musiał podjąć by się takim mięśniakiem stać.
To, że studio filmowe wykorzystują aktorów do promowania filmów nie powinno nas dziwić. Ale jednocześnie takie zabiegi sprawiają, że tracimy z oczu to co najważniejsze. Metamorfoza aktora, wybrane przez niego środki, włożony wysiłek – wszystko powinno być adekwatne do tworzonego projektu filmowego a konkretnym działaniom i zdarzeniom związanym z budowaniem roli powinna być przypisana odpowiednia waga. Nie ma nic złego w korzystaniu przez aktora metody aktorskiej ale kiedy staje się to głównym mechanizmem napędowym promocji filmu – wtedy należy się zastanowić czy rzeczywiście komukolwiek zależy na docenieniu wysiłku aktora. Czy też jest to raczej „popatrzcie jak on się poświęcił”. To „popatrzcie jak on się poświęcił” często burzy zresztą cały wysiłek bo przecież sztuczka polega na tym by zniknąć w swojej postaci a nie by widzowie cały czas pilnie śledzili poświęcenie aktora. Tu aktorstwo metody staje się magiczną sztuczką która winna być podziwiana tylko dlatego, że w ogóle zaistniała a nie dlatego, że została skutecznie zastosowana przy konstrukcji roli. Zdaniem zwierza niewiele w tym prawdziwego podziwu dla wysiłków aktora. Jednocześnie wprowadza to dość niepokojący zamęt w tym czym jest aktorstwo metody bo np. Brando nikomu nie rozsyłał martwych szczurów ani nie wyrywał sobie zębów.
Z kolei fizyczne transformacje aktorów są niekiedy zrównywane z zbudowaniem roli. A przecież to tylko początek. Fakt, że ktoś schudł czy przytył do roli nie znaczy w ogóle nic, poza tym, że zdecydował się na bardziej rozwinięte przygotowania. Nie oznacza to z góry że rola będzie dobra, warta nagród itp. Zaś wykorzystywanie chudnięcia czy tycia aktorów w promocji filmu – często z użyciem zdjęć paparazzich wyjmuje w ogóle to poświęcenie z ram sztuki filmowej i czyni z niej przejaw naszej ogólnej dość niezdrowej fascynacji wagą innych ludzi. Uwielbiamy zdjęcia wychudzonych aktorów niekoniecznie interesując się ich rolami. Lubimy je też komentować, zwykle mając mnóstwo dobrych rad dla wszystkich i uwag od serca. I znów nie ma to wiele wspólnego z szacunkiem dla aktora którego fizyczne poświęcenie nie jest elementem promocji filmu tylko budowania kawałka sztuki i w tym kontekście powinno być rozpatrywane. A na pewno nie w popularnym kontekście tego kto lepiej albo gorzej wygląda z dodatkowymi czy właśnie zrzuconymi kilogramami.
Jednocześnie nakręcenie przez studio takich form promocji filmu sprawia że umyka nam też niekiedy jedno pytanie – czy to naprawdę jest potrzebne. Zwierz ma wrażenie, że w przypadku np. muskulatury super bohaterów mamy do czynienia ze zjawiskiem wykreowanym sztucznie i sztucznie napędzanym. Aleksander Skarsgard w jednym ze swoich licznych wywiadów stwierdził, że kiedy trzy miesiące po zakończeniu produkcji filmowej kazano mu wrócić do formy z okresu zdjęć (jak każdy wie filmy wymagają mniejszych i większych dokrętek) zapytał dość logicznie – czy nie można byłoby tego efektu uzyskać jednak za pomocą efektów specjalnych. Tu pewnie część osób by się oburzyła na poprawianie aktorów przy pomocy komputera ale tu dochodzi jeszcze jedna kwestia o której raczej się nie sądzi – komfortu aktorów. Aktor głodny, cały czas koncentrujący się na swoim fizycznym wyglądzie niekoniecznie ma bardzo komfortowe warunki do grania. Ogólnie rzadko o tym myślimy ale komfort aktora odgrywającego rolę nie jest zupełnie bez znaczenia. To temat trochę na marginesie ale zwierz niedawno spierał się, że zastąpienie przez CGI np. wielogodzinnej charakteryzacji może na oko wyglądać gorzej ale daje aktorowi dużo więcej czasu i energii do grania (bo nie musi grać spod plastiku i po sześciu godzinach malowania).
Wróćmy jednak do naszych problemów. Bo to są problemy. Dziś sposób promowania filmów poprzez opisane tu wysiłki aktorskie odciąga nas strasznie od tego co w filmie ważne – to znaczy od historii i tego jak aktor ze swoją rolą się w tej historii odnajduje. Nie próbuje się tu nas przyciągnąć do kina na opowieść, ale raczej zagania do cyrku na pokaz wszelkiego rodzaju dziwności i niesamowitości. Nie będzie co prawda kobiety z brodą ale będzie aktor co prawie zwariował, nie będzie akrobatyki ale wyjdzie pan co schudł dwadzieścia kilo, nie będzie siłacza… a nie będzie siłacz co podniósł nad głowę najcięższą sztangę. To nie jest sposób myślenia nastawiony na kino jako miejsce opowiada historii ale raczej na przestrzeń gdzie jednostki funkcjonują by je podziwiać. Oczywiście nie oznacza to, że pójście do kina z któregoś z tych powodów jest samo w sobie złe ale warto się zjawisku przyjrzeć.
Ps: Uff udało się zwierzowi napisać jednak coś trochę innego niż w The Atlantic. Pięć punktów dla zwierza
ps2: Jutro zwierz będzie na Festiwalu Literackim w Sopocie – o 13 weźmie udział w dyskusji o tym jakie są nowe sposoby promowania czytelnictwa – w tym sposoby znane z sieci. Jej zwierz na festiwalu literackim – tego się nie spodziewał. Po panelu będzie próbował znaleźć Kereta.