Hej
Zacznijmy od opowieści o Janku i Maurycym – obaj na oko lat około 8. W godzinach wczesno popołudniowych zostali ubrani w identycznie białe koszule i w identyczne granatowe sweterki, zapakowani do środka komunikacji i przywiezieni do teatru ROMA. Jankowi i Maurycemu towarzyszył jeszcze kuzyn, który jednak w naszej historii odgrywać będzie rolę drugoplanową. Janek i Maurycy prowadzeni przez mamę i ciocię zasiedli na widowni teatru ROMA. Obiecano im wspaniałe wydarzenie, fajerwerki i w ogóle cuda nie widy. Nudzić zaczęli się po trzech minutach czyli aż dziesięć minut przed tym jak zaczął się spektakl. Nuda może doprowadzić ludzi do strasznych czynów. Maurycego na przykład doprowadziła do aktów fizycznej przemocy – na całe szczęście nie na Janku ale na krześle. Dokładnie na krześle na którym siedział zwierz. Janek miał lepszy sposób radzenia sobie z nudą i beznadzieją – zamiast wybrać bogu ducha winne krzesło zdecydował się na narrację, dość jednostajny monolog ( z rzucanymi w przestrzeń pytaniami) prowadzona głośnym szeptem właściwie przez całe przedstawienie. Ich kuzyn milczał choć znalazł się w najgorszej sytuacji ponieważ rzeczywiście nic nie widział i tylko raz na jakiś czas dopytywał się cz y po przerwie będzie mógł zmienić miejsce ( co było przykre jeśli weźmiemy pod wagę że przerwy nie było). Matka Maurycego i Janka ( zwierz musi zwrócić uwagę iż musiała się liczyć z takim obrotem sprawy bo na wszelki wypadek usiadła nie pomiędzy chłopcami ale obok nich) starała się interweniować. Co dziesięć minut zwracając im uwagę stąd imiona dwóch chłopców wbiły się zwierzowi w pamięć. Zwierz pragnie tu zauważyć, że nie ma pretensji ani do Janka ani do Maurycego – być kilkuletnim chłopcem to koszmar – co chwila się człowiek nudzi. Nie mniej jednak ta sceneria jest konieczna by zarysować wam w jakich warunkach zwierz oglądał spektakl.
I tu od razu zwierz pragnie was ostrzec a właściwie nie ostrzec tylko poinformować – spektakl Aladyn Jr to naprawdę spektakl dla dzieci. Nie jest to jednak wada wręcz przeciwnie. Jest to przedstawienie w tym starym dobrym stylu czyli nie jakieś metafory, nawiązania do klasyki literatury i baśń wyobraźni ale historia opowiedziana od A do Z z dużą ilością prostego humoru i bohaterami którzy bardzo ładnie głośno i wyraźnie mówią co im dolega, czego pragną itp. Z Disneyowskiego oryginału zostawiono tu kilka scen ale przede wszystkim piosenki – wszystkie najsławniejsze i najlepiej znane ( akurat Aladyn miał wyjątkowo dobre piosenki co chyba nie podlega dyskusji) a niektóre chyba wypadają nawet lepiej niż w filmie ( np. Książę Ali). Pozostawiono też bohaterów łącznie z irytującą papugą ( w formie kukiełki) oraz z latającym dywanem ( chyba najlepsza rola w przedstawieniu). Natomiast darowano sobie rzecz jasna wszelkie knowania podłego Jafara dotyczące magicznej lampy bo te wymagały by efektów specjalnych wyrastających poza możliwości teatru oraz czas przedstawienia. Na pierwszy plan wysuwa się więc historia Jasminy, która nie chce poślubić księcia tylko dlatego, że jej każą i Aladyna, który księżniczkę chce poślubić no ale z racji pochodzenia nie może. Wszystko zaś łączy w całość grupka młodych ludzi którzy grając reporterów prosto ze sceny relacjonują nam przebieg zdarzeń i pozwalają akcji skakać z miejsca na miejsce jednak bez czynienia zbytniego zamieszania w głowach najmłodszych widzów.
Nie ma jednak się co spodziewać konfliktu tragicznego, czy zbytnich zawirowań fabuły – nie po to powstał ten spektakl. Spektakl powstał by dać pretekst do odśpiewana największych hitów z filmu. I właściwie to bardzo na scenie widać. Kiedy aktorzy mówią robi się dość wolno i dziecinnie ale kiedy zaczynają śpiewać wtedy spektakl nagle się zmienia. Choreografia ani artyści nie zawodzą – śpiewają czysto ( co jak wiemy nie zawsze się w Polskich musicalach zdarza), tańczą aż miło ( zwierz ma słabość do tańców w scenach zbiorowych a tu takie królują) a kiedy przy jednej z piosenek pod sufitem lata podświetlony dywan z naszymi bohaterami odnosimy wrażenie ze nie ma w teatrze rzeczy niemożliwych. Najlepszą chyba rekomendacją jest towarzyszące każdej piosence uczucie, że chcemy by trwała jak najdłużej. Zwierz odnosi wrażenie, że przy niektórych piosenkach mamy do czynienia z nowym tłumaczeniem ale to raczej zabawa dla Disneyologów – sam zwierz i tak automatycznie myślał o znanych sobie słowach angielskich. Jeśli więc z naszej dorosłej perspektywy potraktujemy przedstawienie jako po prostu ramę zbioru piosenek spokojnie możemy przejść do początku dziennego nad faktem, że przedstawienie jest trochę nie dla nas.
Co się zaś tyczy dzieci to przedstawienie stara się być interaktywne ale bez przesady – raz na jakiś czas dzieciaki powinny krzyknąć tak lub nie ale jak zwierz widział kiedy widownia nie współpracuje to aktorzy dają sobie dość dobrze radę nie zamieniając przedstawienia w idiotyczną konferansjerkę. Do tego zwierz ma wrażenie że latający pod sufitem dywan naprawdę zrobił przeogromne wrażenie na młodych widzach- co wydaje się być co raz trudniejsze w świecie gdzie nawet dzieciaki widziały już wszystko. Pomysł z reporterami może wydawać się trochę od czapy ale wydaje się, że możliwość oglądania na ekranach z boków sceny obrazków prosto z tej sceny jest dodatkową atrakcją ( choć zwierz nie radzi siedzieć z boku bo wtedy niekiedy kamerzysta zasłania większość sceny). W sumie jedne czego zwierz by się czepiał to fryzury i kostiumy. Księżniczka ma na głowie dość nie pochlebne gniazdo z warkoczy i żal że nie pozwolono jej rozpuścić włosów jak jej filmowemu odpowiednikowi, z kolei kostiumy są zaskakująco nie ciekawe jak na rozmach produkcji.
Wracając jednak do Jana I Maurycego wydaje się, że ich jedyną winą która ściągnęła na nich w połowie przedstawienia złowrogi wzrok wściekłego zwierza był fakt, że byli w nie odpowiednim wieku. Za starzy już by dać się wciągnąć w prostą historię, za młodzi by dać się ponieść sentymentom. Najlepszym przykładem niech będzie fakt, że inne otaczające zwierza dzieci ( zwierz poczuł się taki strasznie stary) siedziały jak zaczarowane co jest dużym komplementem jeśli weźmiemy pod uwagę, że mogły mieć maks. 7 lat a na oko zwierza miały sporo mniej ( zwierz datowałby je na 5). Tak więc jeśli ktoś chciałby chłopców w tym wieku zabrać na Aladyna zwierz ma sugestię by na wszelki wypadek wykupić też jedno miejsce przed nimi które mogli by kopać nie czyniąc nikomu szkody. A najlepiej zostawcie dzieci w domu a sami idźcie się dobrze bawić udając przed innymi że wasze dziecko na chwilę wyszło do toalety.
PS: zwierz odkrył kolejny powód dla którego nie mógłby być sławny – do szału doprowadzają go fotografowie. Zwierz ma wrażenie że to strasznie agresywna kategoria ludzi którzy na dodatek zupełnie obcym osobom dyktują jak mają się zachować. Koszmar. Zwierz woli pozostać anonimowym uczestnikiem życia towarzyskiego o którym nikt nie ma pojęcia skąd on właściwie wziął bilety.??