Przeklęte niech będzie słowo uniwersum. Od czasu kiedy stało się słowem kluczem w świecie filmów popularnych bardziej szkodzi niż pomaga. Wszyscy chcą mieć teraz swoje własne uniwersum. I potem dostajemy filmy takie jak Mumia gdzie kilka dobrych pomysłów zostało przygniecionych przez pomysł tworzenia nowego spójnego filmowego świata.
Universal ma problem. Jest to problem dość specyficzny – wnikający z dawnej chwały. Lata temu wyrobił sobie markę jako studio które miało w swojej „stajni” wszystkie najważniejsze potwory – od Mumii, przez potwora Frankensteina, po Wilkołaki i Draculę. Prawdziwa żyła złota. Choć od czasów świetności potworów minęło sporo czasu, to grzechem byłoby nie wykorzystać takiego arsenału postaci, które mogą straszyć, bawić i przywoływać dobre wspomnienia wśród widzów. Nic więc dziwnego, że na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych pojawił się pomysł by postacie te powróciły na ekrany. Nowa filmowa „Mumia” okazała się sukcesem, i wydawało się że być może droga do sukcesu jest prosta. Wykorzystać współczesne efekty specjalne, powyciągać z mrocznych krypt ulubione potwory i dodać trochę humoru i proszę – mamy hit. Wydawało się, że to dobry przepis ale już druga seria (nie o Mumii) którą rozpoczynał Van Helsing nie wyszła poza pierwszą produkcję. Film (podobnie jak Mumia) wyreżyserowany przez Stephena Sommersa nie zyskał takiej przychylności krytyki (choć ładnie na siebie zarobił i ma wielu zagorzałych fanów). Universal wyprodukował też w 2010 roku film Wolfman z Benico Del Toro (który deklarował że jest wielkim fanem oryginału i zbier związane z nim memorabilia) i Anthonym Hopkinsem oraz Emily Blunt. To jeden z tych filmów który mało kto pamięta – tak bardzo nie odniosły sukcesu. Innymi słowy – powrót do świata potworów wychodził trochę w kratkę – mimo że wydawało się, że Universal w świecie gdzie triumfy święcą wampiry i wilkołaki powinien mieć przewagę.
Lata mijały a Universal co chwilę zapowiadał, że coś potwornego wypuści. Trudno się dziwić, że studio chciało jeszcze raz spróbować ożywić świat potworów, skoro atmosfera wydawał się idealna. W co drugim filmie działo się coś paranormalnego, a ze wszystkich stron dochodziły informacje o nowych wersjach klasyków (w tym Godzilli i King Konga). Nowym podejściem do wykorzystana starych postaci był cudownie niedorzeczny film Dracula Untold z 2014 roku. Sam w sobie może być oglądany jako początek nowej serii filmów – zwłaszcza że kończy się we współczesnym Londynie. Jak niesie wieść gminna to właśnie od tego filmu miał zacząć się renesans mrocznych bohaterów Universalu i rozpocząć nową serię filmów o potworach. Problem w tym, że produkcja w której główną rolę grał Luke Evans nie okazała się przebojem. Wręcz przeciwnie – była to film bardzo (niezamierzenie) śmieszny. Dracula stał się więc filmem pojedynczym a nowy, połączony ze sobą świat potworów zdecydowano się zbudować poczynając od filmu Mumia.
Mumia to film który miał po drodze kilku reżyserów (ostatecznie film nakręcił Alex Kurtzman) a w napisach końcowych pojawia się trójka scenarzystów. Zacznijmy od tego, że tak właściwie wątek Mumii (tym razem egipskiej księżniczki) która rzuciła klątwę na Toma Cruise, jest trochę drugoplanowy. To znaczy zajmuje większą część filmu, ale wyraźnie widać, że twórcy są bardziej zainteresowani pokazaniem nam świata Dark Universe – czyli tego nowego dużego projektu Universalu. Co oznacza, że film przez większość czasu ogląda się jak pilot serialu. To taki film gdzie wszystkie ciekawe elementy są tylko zasygnalizowane – bo mamy się o nich dowiedzieć czegoś później. Powstał w ten sposób taki specyficzny film-trailer, który sam w sobie jest umiarkowanie ciekawy i służy głównie sprzedaniu widzom pewnego pomysłu na to jak by się ze sobą mogły łączyć filmy których jeszcze nie nakręcono. Co niestety – jest nudne bo człowiek nawet jeśli zainteresuje się niektórymi pomysłami, to wynudzi się oglądając sceny które służą budowaniu dość pretekstowej fabuły o Mumii która za wszelką cenę chce się dobrać do Toma C.
Druga sprawa to kwestia tonu czy właściwie nastroju filmu. Bo można odnieść wrażenie że twórcy nie umieją się zdecydować. Są w filmie sceny kręcone jak najbardziej na poważnie, które mają nas – niczym te oryginale opowieści o Mumii – przestraszyć. Czyli raz na jakiś czas coś wyskakuje z boku ekranu, ktoś się za kimś skrada czy znajduje się w ciemnym pomieszczeniu nie do końca widząc co czai się w ciemnościach. Ale jest też w filmie całe mnóstwo scen komediowych. W dramatycznych momentach nagle ktoś wygłasza bardzo komiczną kwestię. W jednej chwili mamy morderstwo a już po sekundzie dowcip. Trochę trudno się w tym wszystkim połapać bo film przeskakuje między grozą, akcją i dowcipem bardzo szybko i bardzo chaotycznie. Tak jakby w pewnym momencie ktoś wpadał do pokoju scenarzystów krzycząc „Mumia Sommersa była zabawna. Pamiętajcie” i wypadał chwilę potem. Taka niespójność stylu dość przeszkadza bo ani to co śmieszne nie wydaje się na miejscu ani to co straszne nie za bardzo przeraża. Co więcej, dowcipy są rzucane trochę na oślep i czasem zupełnie psują tworzone innymi środkami napięcie w danej scenie. Czasem są po prostu zupełnie nie śmieszne. I tak w jednym czy w drugim momencie udało się wrzucić coś zabawnego, ale paradoksalnie – to tylko przeszkadza, bo nie pasuje.
Problemy stwarzają też bohaterowie. Nasz bohater Nick Morton wedle wszystkiego co o nim wiemy powinien być uroczym złodziejem, któremu można wybaczyć kradzież antyków i który umie się wykaraskać z każdej opresji. Problem w tym, że gra go Tom Cruise który zupełnie nie pasuje do roli. Po pierwsze, wydaje się już trochę za stary (aktor zupełnie nie wygląda na swój wiek co nie zmienia faktu, że przekroczył już pięćdziesiątkę) do grania takiego beztroskiego łotrzyka, który działa impulsywnie. To co w przypadku młodszego bohatera zrzucilibyśmy na karb młodości, przy grze Cruisa wydaje się po prostu przejawem głupoty. Widać, że coś tu nie styka. Cruise wypada wiarygodnie kiedy ma dokonać jakiegoś czynu heroicznego ale niestety – zupełnie nie pasuje do roli, która dość wyraźnie była pisana dla aktora o większym talencie komediowym. Zwierz widziałby w niej raczej – komika który umie wiarygodnie wypaść w scenach akcji, kogoś takiego jak Bruce Willis (pamiętajmy że zaczynał karierę jako aktor komediowy) czy Chris Pratt. Nie chodzi o tych konkretnych aktorów, tylko o ten typ talentu. Co ciekawe – zdaniem zwierza – doskonale by się w tej głównej roli sprawdził Jake Johnson. Ten bardzo lubiany przez zwierza aktor pojawia się w Mumii jako postać przedziwnie napisana – tak jakby ktoś uznał, że Johnson nadaje się tylko do krzyczenia głupich kwestii i dowcipów. Szkoda bo to dobry aktor (zwierz uwielbia go w New Girl i niezależnych produkcjach) którego Hollywood obsadza w wyjątkowo marnych rólkach. Jedak nic nie pobije tego jak film traktuje postacie kobiece. Annabelle Wallis gra archeolożkę Jenny Halsey ale ostatecznie jej rola sprowadza się do takiego bardzo prostego „Jestem kobietą którą trzeba ratować, chyba że akurat dostarcza kawałka ekspozycji”. To smutne jeśli weźmie się pod uwagę, że Rachel Weisz grająca w filmie sprzed prawie dwóch dekad miała bez porównania ciekawszą postać – mimo, że też była w wielu scenach panią naukowiec w opałach. Z kolei przepiękna Sofia Boutella ma w tym filmie jako Ahmanet czyli nasza Mumia wyłącznie ślicznie wyglądać. Dostaje tylko jeden nieco dłuższy dialog a poza tym kroczy – bardzo ładnie kroczy, zwłaszcza po pustyni, ale to trochę mało by uznać postać za ciekawie napisaną. Szkoda bo w niewielkich scenkach gdzie bohaterka coś robi – widać że aktorka miała pomysł na tę rolę.
Co ciekawe – w filmie jest kilka dobrych pomysłów. Chyba najlepszym było obsadzenie Russella Crowe w roli doktora Jekylla. Crowe bawi się swoją rolą doskonale. Trafia w komediowe tempo, jest wyluzowany a sceny z nim należą do najlepszych w filmie. W ogóle wtedy kiedy film bardzo wyraźnie podpowiada nam czego spodziewać się w kolejnych odsłonach Dark Universe jest zdecydowanie lepszy niż kiedy próbuje nam dość niemrawo opowiedzieć o Mumii w Londynie. Zresztą tak na marginesie – twórcy zupełnie nie wykorzystali miasta i w sumie ten film dzieje się trochę ” w Londynie czyli nigdzie”. Zwierz nie ma też zastrzeżeń co do samej Mumii tzn. gdyby dobrze poprowadzić wątek do samego końca to pomysł na mumię kobietę i w ogóle na jej wygląd i moce jest bardzo dobry. Tylko że tu znów – kiedy już zaczyna się pojawiać jakikolwiek ciekawy pomysł i jakikolwiek dylemat twórcy przypominają sobie, że zasadniczo rzecz biorąc kręcą trailer do dużo ciekawszego filmu i ostatecznie jest nudno i bardzo – płasko – nawet dramatyczne sceny ogląda się bez emocji.
Mumia wydaje się dobrym przykładem pewnych problemów współczesnego kina wysokobudżetowego. Oto dostajemy film, który niby jest o Mumii ale tak naprawdę nikomu nie zależy by opowiedzieć ciekawą historię. Nikt nie chce nakręcić najlepszego z możliwych filmów o egipskiej księżniczce władającej mrocznymi mocami. Jedynym powodem dla, którego film powstał to wizja że może kiedyś w przyszłości powstaną inne produkcje, które może się komuś spodobają ale przede wszystkim przyniosą zyski. W związku z tym powstaje film, który nie ma przesłania, nie ma na siebie pomysłu, nie ma pomysłu na swoją postać i chyba nie ma nawet pomysłu dla kogo miałby być. Studio chce do swojego Dark Universe kogoś przekonać Ale kogo? – wielbicieli komiksów? wielbicieli starych „nowych” Mumii? Wielbicieli klasyki Universalu? Kogokolwiek? Trudno powiedzieć kto miałby być tym wymarzonym odbiorcą (zwierzowi nie przeszkadza fakt że film jest produktem jak długo jest produktem przemyślanym). Film jest pomieszaniem z poplątaniem bo poza pomysłem by zaangażować popularnego aktora i wydać kupę kasy na efekty specjalne nikt nie wydaje się mieć pomysłu po co to wszystko. Nawet fakt, że film bierze jako potwora – kobietę a nie mężczyznę nie odgrywa żadnej roli. A przecież spokojnie można byłoby jakoś tym motywem zagrać. Odróżnić się od konkurencji. Film nie jest też na tyle charakterystyczny by bez trudu odróżnić go od innych produkcji gdzie zamiast potworów znanych z klasycznych opowieści, miasto demolują super bohaterowie albo obcy. A przecież tylko w ten sposób da się stworzyć jakąś osobną grupę wielbicieli filmowej serii.
Zwierz rozumie, że adaptacje komiksów otworzyły rynek dla dziejących się w spójnym świecie filmów różnych wytwórni. Sukces uniwersum Marvela i DC, popularność filmowego uniwersum Gwiezdnych Wojen, poszerzenie uniwersum Harrego Pottera, pojawienie się drugiego uniwersum potworów po którym hasają King Kong z Godzillą (zwierz ma wrażenie że to ten rodzaj filmowych światów – których nikt tak naprawdę nie potrzebuje). To wszystko sprawia, że dziś wydaje się niemal herezją nakręcenie filmu po prostu dla filmu. Zrobienie czegoś pojedynczego bez planu licznych kontynuacji czy tworzenia jakiegoś spójnego filmowego świata. Tymczasem wydaje się, że mimo popularności kontynuacji i kolejnych „uniwersów” jest w ludziach też potrzeba zobaczenia po prostu dobrego filmu rozrywkowego, który się z niczym nie łączy i sam w sobie niesie radość. Takiego filmu który nie chce być niczym więcej tylko porządnie opowiedzianą historią o strasznej mumii. Zwierz przyzna szczerze, czeka ostatnio na taki film z utęsknieniem. I tak sobie zwierz myśli, że taka Mumia miała szanse być całkiem dobrym filmem. A tak jest bardzo długim trailerem. Trochę szkoda.
Ps: Zwierz musi wam powiedzieć że rozbawiła go, pojawiająca się w jednym z komentarzy, wizja że zwierz chodzi na te filmowe nowości bo ktoś mu karze. Tymczasem zwierz chodzi na te wszystkie – w większości średnie, filmy rozrywkowe wyłącznie dlatego, że chce. Taki śmieszny zwierz.
Ps2: W czasie seansu siedem osób wyszło, co jest rekordem zaobserwowanym przez Zwierza.